koniec.

Problemy związane z depresją.

Postprzez Judith » 11 sty 2009, o 21:00

nie wiem co sie ze mna dzieje... nawet pisac mi sie tu juz nie chce..to wszystko jest bez sensu..jakiegokolwiek sensu
Avatar użytkownika
Judith
 
Posty: 83
Dołączył(a): 19 lis 2008, o 17:12

Postprzez flinka » 13 sty 2009, o 00:30

Judith a jest coś w czym mogłabyś znaleźć siłę? Może jest coś co już Ci pomagało? Potrafisz opowiadać o swoim bólu swojej psycholog czy na grupie?

A jakbyś miała określić czym jest to wszystko bez sensu, tak konkretnie?

:pocieszacz:
Avatar użytkownika
flinka
 
Posty: 907
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 17:57
Lokalizacja: z krainy marzeń

Postprzez Judith » 19 sty 2009, o 23:22

Nie widzę sensu życia. Ciągle tylko ból, poranne wstawanie, kładzenie się spowrotem, ciągłe robienie zakupów-to wszystko nie ma sensu. Szukanie oparcia w drugiej osobie, nawiązywanie związków z drugim człowiekiem- to tym bardziej nie ma sensu. Tu na ziemi jest tak do dupy, że mam nadzieje, że to niebo i ten cały bóg istnieje. Za tydzień jadę do Warszawy do lekarza. Gdzie tu sprawiedliwość, że inni nie mają takich problemów? ja jestem głupia. Wkurzają mnie ludzie w moim wieku którzy ciągle zmieniają sobie chłopaków bądź dziewczyny, całują się z kim tam popadnie. Czuję się dziwnie z niektórymi moimi poglądami, choćby tymi na temat miłości. Bo chyba w tym wieku którym jestem nie trzeba brać tak wszystkiego na poważnie i trzeba się bawić prawda? a ja bardzo chciałabym znaleźć chłopaka który byłby ze mną w trudnych chwilach, kochał mnie naprawdę (tak, naprawdę!) i był ze mną na stałe. A ja traktuje to wszystko tak na poważnie, że choć leci 5 miesiąc mi wciąż zależy na jednym chłopaku.
PS rozumiecie co chciałam powiedzieć czy nie zabardzo?
Avatar użytkownika
Judith
 
Posty: 83
Dołączył(a): 19 lis 2008, o 17:12

Postprzez nevvorld » 20 sty 2009, o 02:50

Ja też nie rozumiem ludzi, którzy potrafią z kim popadnie. Brzydzą mnie takie osoby, w dodatku ciągle się tym chwalące.
To nie jest złe ani dziwne, że ciągle myślisz o jednym chłopaku.
Ja do dziś wspominam dziewczynę (dwa lata starszą ode mnie), którą poznałem w wieku 14 lat i była to druga dziewczyna w życiu, która mi powiedziała, że się we mnie zakochała.
Wcześniej, ten pierwszy raz, gdy miałem 11 lat, ale tamto było bardzo takie dziecinne (wiadomo - 11 lat).

Ciągle to wszystko wspominam, a dzisiaj jestem zupełnie sam, jestem tak samotny, że zaczynam się do tego przyzwyzcajać, ale gdy byłem młodszy, gdy miałem 16, 17 lat... czułem się tak, jak ty. Za wszelką cenę chciałem poznać kogoś w końcu, kto by był przy mnie. Liceum uważam za totalnie stracony czas. Żeby go zabić uprawiałem trochę sportu, żeby być wśród ludzi. Praktycznie każda dziewczyna, w której się zakochiwałem sprawiała mi wtedy dużo cierpienia, samo zakochiwanie też, bo nic nie umiałem zrobić z tym. Byłem i jestem dziś bardzo niedojrzały, ciągle strasznie wstydliwy. Na prawdziwej randce nie byłem nigdy, tak więc wtedy zawsze czułem się niezręcznie, gdy chciałem do kogoś uderzyć. Wstyd i spięcie mnie wtedy przerastały. W liceum dostałem porządnego muła. Byłem tak zamulony i sam tego byłem świadom, ale nie wiedziałem jak z tym walczyć. Z nikim nie miałem żadnych wspólnych zainteresowań, z nikim niczego nie robiłem. Do kina, tak jak dziś, chodziłem zawsze sam.

Czasami mi się wydaje, że jestem swoim najlepszym przyjacielem i najgorszym wrogiem. Wszędzie gdzie idę gadam w myślach do siebie. Po kinie czy wyjściu gdziekolwiek sam sobie w głowie mówię "ale było fajnie!", próbuję się tym ekscytować jakoś.

Z jednej strony jest mi smutno, że siedzę w kinie sam, a z drugiej cieszy mnie to, że nie ma wśród mnie ludzi, którzy sprawiliby mi przykrość.

Ciągle żyję marzeniami, ale wierzę, że w końcu się spełnią.

Po co żyję? Może dla (złudnych) marzeń, może już pogodziłem się z samotnością? Może dla honoru... Nie chcę totalnie przegrać, ale też nie chcę się niczym w przyszłości chwalić. Wolałbym, zeby ludzie, którzy mnie zostawili, totalnie o mnie zapomnieli. Nie lubię gadać z dawnymi znajomymi, których spotykam nagle... gdzieś, z którymi nie mam tak naprawdę o czym gadać. W burzeniu/spalaniu mostów (czy jak to się tam mówi) jestem dobry. Nie dręczą mnie myśli, że kogoś olewam, bo sam bywałem olewany i bóle po takich odtrąceniach sprawiły, że rewanżuję się na innych. Skoro o mnie woleli ludzie zapomnieć, to czemu ja nie miałbym sobie ulżyć w ten sam sposób?

Co mnie jedynie boli, to to, że nigdy jako szary nic nie znaczący człowiek nie zostanę zaakceptowany przez innych. Ludzie nie zrozumieją nigdy mojej samotności. Nie zrozumieją, że to mi daje spokój, że już to zaakceptowałem... Zawsze będą to krytykowali i mimo, że na krytykę jestem coraz bardziej odporny, to jednak słowa swoją siłę mają i trochę za bardzo przejmuję się tym, co o mnie inni myślą. Nad tym będę musiał jeszcze popracować.

Może nam się czasem wydawać, że nikt nas nie rozumie, że ludzie myślą "jest tyle zła na świecie, tyle rzeczy, nad którymi trzeba pracować, a wy się rozczulacie nad sobą", ale żyjemy w takim świecie, gdzie po prostu smutek ma swoje miejsce i gdy pojawia się, ciężko myśleć o tym co nas otacza. Po prostu nie widzimy siebie nigdzie, czujemy, że nigdzie nie ma dla nas miejsca. Ja wierzę, że czeka na mnie coś wielkiego, tylko muszę uzbroić się w cierpliwość i wytrwale na to czekać, oczywiście pracując na to, gdyż wiek mnie nie ograniczy, póki mam inspirację, ale ją też trzeba znaleźć, a to sztuka, wyzwanie, którego ci wszyscy imprezowicze, puszczające się lale i ich faceci, nie będą nigdy w stanie się podjąć.

(Z góry przepraszam, jeżeli to co napisałem nie ma sensu. Pisarzem nie jestem.)
nevvorld
 

Postprzez Judith » 22 sty 2009, o 14:01

Dziękuje, to co napisałeś ma sens, nie martw się.


a do kina zawsze możesz pójść ze mną, też chodze sama. :wink:
Avatar użytkownika
Judith
 
Posty: 83
Dołączył(a): 19 lis 2008, o 17:12

Poprzednia strona

Powrót do Depresja

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 410 gości

cron