---------- 17:27 21.12.2008 ----------
homosapiens napisał(a):To brzmi jak takie przepraszam że żyję. Tak jakbyś przepraszała na wszelki wypadek.
trafiłeś w sedno
to były moje aktualne w tamtej chwili uczucia,jakie się pojawiły pod wpływem ogromnego bólu i rozpaczy...
ale trafiłeś w sedno z tym "przepraszam,że żyję" i ja o tym wiem...
tyle że...
myślę że całość można sprowadzić do jednego: nauczyć się tak organizować sobie życie żeby było ono na tyle satysfakcjonujące abyśmy byli w stanie oprzeć się pokusie powrotu do uzależnienia.
no i właśnie ...logicznie to ja się z tym nawet zgadzam... ale aby to zrobić najpierw trzeba poczuć że się się chce i czego się chce... nauka i wiedza to jedno,urzeczywistnienie tego ...to zupełnie inna sprawa ...i to jest to "ale" ...mogę wiedzieć wiele i znać tysiące recept na rozwiązanie... jednak cały szkopuł w tym,aby znaleźć tę,która jest moją ....niestety,nie umiem inaczej jak tylko metodą prób... nie umiem niczego na siłę,choćby to było najmądrzejsze rozwiązanie na świecie ...jeśli tego nie poczuję,nie zaufam temu i nie zechcę spróbować,nic z tego... tyle
p.s.
Wydaje mi się że nie otrzymałaś od nikogo żadnego sygnału że go uraziłaś, więc czemu?
tego nie wiesz
bo faktycznie jedynie Ci się wydaje... a rzeczywiście było inaczej... to znaczy -ja jednak w taki sposób coś tam odebrałam,a to,czy rzeczywiście tak było czy nie,to już zupełnie inna sprawa
a poza tym myślę,że to co dla jednego jest przysłowiową pestką, dla innego może być ogromnym głazem....dlatego nie generalizowałabym tak w kwestii metod
pozdrawiam!
---------- 17:07 04.01.2009 ----------
postanowiłam zrobić małe podsumowanie i do czegoś się przyznać ...dobrze,że jest takie miejsce w którym bez obaw mogę to zrobić
dziś spostrzegłam,że minął miesiąc od czasu jak zaprzestałam jeść cukier i słodycze jakiekolwiek ...nie liczę czasu,ale jakoś tak sobie to uświadomiłam gdy spojrzałam na kalendarz
udało mi się wytrwać poza tym incydentem z czekoladką i pepsi wcześniej... no i czymś jeszcze...
bardzo trudno mi nadal ...ostatnimi dniami przechodziłam kryzys bo miałam ogromne ciśnienie na słodkie...
ale jest jeszcze coś... coś co mnie przeraziło, ale jak temu się przyjrzałam to już wiem o co chodzi..
otóż jednak jestem uzależniona także od amfetaminy
emocjonalnie,psychicznie,jakkolwiek -jestem uzależniona ...już szłam,aby poszukać,kupić i zaciorać...
przeraziłam się tym jak bardzo chcę! byłam podjarana jak diabli... ci,którzy znają to wiedzą o co chodzi...
skończyło się na tym,że wyjęłam na stół wszystkie słodkości jakie znalazłam,cukier,miód... tabakę -która zastąpiła mi kiedyś ten rytuał wciągania ..położyłam na ten stół przygotowaną kasę na działkę ...usiadłam i zaczęłam ryczeć ...albo raczej wyć... pozwoliłam sobie na to całkowicie i do bólu... zwymyślałam siebie od starych głupich bab... od takich,jakimi mnie kiedyś od kiedy pamiętam w dzieciństwie i w nastoletnim życiu nazywano ...no po prostu powbijałam sobie trochę..
teraz o tym piszę bezemocjonalnie ...nawet z lekkim uśmieszkiem
nie wiem ...ale piszę to także po to,aby ktoś może na tym skorzystał? takie zobrazowanie na tyle na ile potrafię tego całego gówna które się mi w głowie miesza...
płacz pozwolił mi się rozładować i uspokoić ...takie to było swoiste katharsis -gapiłam się bezmyślnie na te wszystkie rzeczy na stole i siedziałam i się gapiłam... i pojęłam,że tak naprawdę w tym całym bałaganie chodzi o to,że czuję się potwornie samotna z tym kim jestem i jaka jestem -z moją dziecięco-spontaniczną naturą której nie chcę się pozbyć bo ją lubię ...z moją niezgodą na zakłamanie panujące w pewnych wielu społecznych zasadach....z moją niezgodą na podziały i konwenanse i te wszystkie elementy społeczno-kulturowe,które dzielą zamiast łączyć ...a w gruncie rzeczy z bezsilnością moją wobec tej mojej nieumiejętności przystosowania się do tego ....osamotnienia w poglądach, bezsilnością wobec zaprogramowanych w mojej głowie negatywnych ocen mnie samej ...no i się uspokoiłam
nie zmienię mojej natury
mogę zmienić jedynie postępowanie z nią .... tak jak Pukapuk przytaczał kiedyś pewną modlitwę:
"Boże, użycz mi pogody ducha
abym godził się z tym, czego nie mogę zmienić,
odwagi, abym zmieniał to, co mogę zmienić,
mądrości, abym odróżniał jedno od drugiego."
[nie wiem czy dobrze -ale sens myślę zachowany]
nie jestem osobą wierzącą ...jednak ta modlitwa jest bardzo trafna i przemawia do mnie ...bo jak inaczej mogę się sobą zająć,jeśli najpierw, bez złości,ale za to z pogodą ducha [ja to rozumiem jako taki spokojny stan umysłu -najbliższy obiektywizmowi na jaki nas stać] -no więc jeśli najpierw z pogodą ducha nie pozwolę sobie na stanięcie twarzą w twarz i poddanie się bez walki z sobą? dopiero wtedy mogę zacząć zmieniać to,co mogę a pogodzić się z tym czego nie mogę zmienić ....dopiero wtedy,gdy nie będą mną kierowały emocje ale trzeźwość
...paradoks,co?
trzeźwość umysłu i spojrzenia u uzależnionej
jestem uzależniona ...bo jestem bardzo emocjonalna,nadwrażliwa i te rozbuchane nieuporządkowane emocje i nadwrażliwość i niezgoda wewnętrzna na siebie plus obwinianie się za to jaka jestem, plus ciągłe taplanie się w bolesnych wspomnieniach, plus uciekanie przed teraźniejszością w świat bajek i marzeń ...powodują, że uzależnienie ma mnie w potrzasku
ale przecież to JA decyduję o tym, dokąd i za czym podążają moje myśli, a co za tym idzie -uczucia
i ja decyduję, czego CHCĘ
uch tyle ....nie wiem co dalej pisać
pozdrawiam wszystkich czytających i piszących i borykających się ze swoimi przyległościami