Na początek chciałam powiedzieć, że jest to mój pierwszy raz tutaj bo właśnie się zarejestrowałam więc witam wszystkich już jakiś czas czytałam wiele tematów na tym forum i wydaje mi się, że piszecie bardzo ciekawie, a przede wszystkim daecie wyczerpujące odpowiedzi co jest bardzo miłe Pisałam kiedyś na pewnym forum o samotności, ale tam ludzie nie byli tacy otwarci, co jeszcze bardziej zniechęcało mnie do wszystkiego, zamiast pomagać.
Właściwie, mam wiele problemów, z psychiką, depresją, ogólnie ze sobą, ale postanowiłam zacząć od takiego tematu na początek... prawda jest taka, że bardzo potrzebuję poprostu się wygadać (pewnie jak większość tu), i poczytać jakichś odpowiedzi...nawet negatywnych, ale żebym mogła zobaczyć jakiekolwiek zainteresowanie moją osobą.
A więc moja historia jest baaardzo długa, dlatego skupię się tylko na jednym temacie (a przynajmniej się postaram hihih). Mój problem w związkach (zarówno w obecnym, jak i wcześniejszych) polega na tym, że nie wierzę w miłość partnerską, nie wierzę, że mogę być z kimś na całe życie. Jest to dość dziwne w moim przypadku, bo jestem nadzwyczaj wrażliwą i uczuciową osobą, lubię romantyczność itp... Poza tym aktualnie zachowuję się jakbym była nieprzeciętnie zakochana, a znamy się ok 1,5 roku. Wydaje mi się, że go kocham, jest mi czasem cudownie, a czasem go nienawidzę (no, ale to już inna sprawa). Jak już pisałam, za długo by gadać o wszystkim....
W każdym razie jest mi z nim całkiem ok, ale mimo wszystko nie wyobrażam sobie, żebyśmy mogli być dłużej. Wierzę, że istnieje pożądanie, zauroczenie, ale żeby kochać obcego człowieka do końca życia (bo uważam, że miłość jeśli istnieje to na całe życie), to już dla mnie za dużo. Dla mnie miłość może być do dziecka, rodziny....kocha się ją bezwarunkowo i zawsze. a związki partnerskie przeważnie się rozpadają, albo przeradzają się w zwykłe przyzwyczajenie. Dlatego wysnuwam wniosek, że miłość między dwojgiem obcych ludzi istnieć nie może. (albo przynajmniej między mną a kimś innym). Wiem, że wiele ludzi powie, że jestem głupia, albo że zwariowałam, ja sama się sobie dziwię i bardzo chciałabym myśleć inaczej. Niestety nie potrafię, a to niszczy mnie, niszcvzy całe pojęcie o szczęśliwej przyszłości, bo przecież z poczuciem, że jest się z kimś tylko z przyzwyczajenia nie można być szczęśliwym!
Pewnie ktoś mi powie, że poprostu nie poznałam "tego" właściwego... myślę, że to nie to, ja poprostu nawet z ideałem nie wyobrażam sobie być Czasem wydaje mi się, że ma to coś wspólnego z rodzicami. Nie miałam zbyt dobrego przykładu miłości w rodzinie. Mnie oczywiście kochają bezgranicznie, ale siebie nie bardzo. Z tego powodu nie było zawsze przyjemnie w domu, no i mam taką świadomość, że są ze sobą tylko ze względu na rodzinę, i nie mieliby co ze sobą zrobić.
Jeśli wogóle są osoby które to przeczytały, to wybaczcie mi za takie zamotanie, może niezrozumiałe, ale starałam się i przepraszam że takie to długie......................a to i tak kropla w morzu tego co chciałabym napisać :/