przez munsand » 16 sty 2009, o 14:51
---------- 13:40 16.01.2009 ----------
Nasz związek do tej pory określiłabym jako bardzo dobry. Może dlatego tak powoli to wszystko do mnie dociera. Wie o całej sytuacji mój bart i teściowa. Obydwoje patrząc też z boku są zaszokowani. Zawsze uważano nasze małżeństwo za nierozerwalne, dobre, takie które radzi sobie ze wszystkimi trudnościami.
Ja nie chcę walczyć o niego a później być z człowiekiem, który mnie nie kocha. Ja na razie zakładam że to jego zauroczenie wynika z tego, że wszystko go przerosło, i może podświadomie chce uciec, że tak będzie łatwiej, że znikną problemy ze zdrowiem, z dzieckiem i ta ciągłe borykanie się z codziennymi sprawami, których naprawdę mamy dużo. Gdy pojawiła się córka starałam się aby uczestniczył w życiu domowym (zawsze mu to odpuszczałam), chciałam aby jego kontakt z dzieckiem był dobry, co zresztą się udało. Może to go przerosło, wiele lat byliśmy sami i skupialiśmy się na sobie, a teraz trzeba się też skupić na dziecku. Uważa, że nic nie robiłam dla nas. Stałam po nocach nad łóżeczkiem żeby nie przyzwyczaić córki do spania z nami, spaliśmy razem, bo uważałam, że to jest ważne . Ile wygodniej byłoby mi wziąć ją do łóżka. Pomimo, że byłam w domu starałam się być atrakcyjna.
Powoli przestaję wierzyć. Zaczyna do mnie docierać, że on ją kocha. A walczę teraz bo boję się, że jak coś więcej się wydarzy pomiędzy nimi a on i tak wróci to będzie już za późno, rany będą zbyt głębokie.
Dlaczego zastanawiam się o odcięciu tej dziewczyny: po pierwsze nie będzie miał dokąd pójść i się przytulić więc będzie musiał spojrzeć trzeźwo na sytuację sam bez podpowiedzi jaki to jesteś biedny i jaka ta twoja żona niedobra. Jeżeli wtedy też podejmie decyzję o rozstaniu to będę wiedziała że po prostu mnie nie kocha, a nie dlatego że ktoś namieszał mu w głowie.
---------- 13:45 ----------
Absinth, mnie też życie już uczyło wiele razy że stwierdzenie "mnie to nie dotyczy to fikcja". Nauczyło mnie dużo pokory, ale w nas zawsze wierzyłam. Uwierz mi, mam 32 lata, dzieciństwo marne, szkoda gadać, początki bez kasy bez mieszkania, walka o dziecko, leczenia, walka o adopcję bo też było pod górkę, mam wyciętą tarczycę bo miałam guzy, choroba męża, co pół roku kontrolne badania, już nawet nie piszę o takich rzeczach, że ukradli samochód czy ktoś chciał od nas wyłudzić pieniądze bo to takie codzienne stresy. Czasami sama się zastanawiam jak ja jeszcze potrafię żyć.
---------- 13:51 ----------
Moze po prostu nie zauwazalas pewnych rzeczy, jakos je oboje omijaliscie - i dopiero teraz, w takiej a nie innej sytuacji, te zaszlosci powychodzily na wierzch...
Na pewno coś przeoczyłam, ale i wiele rzeczy widziałam, prosiłam wiele razy mojego męża - wyhamuj, daj sobie odpocząć, jego ciągłe powroty z pracy do domu o 10 w nocy sprawiły że ja uczyłam się funkcjonować sama ze sobą, w sobotę niedzielę zapraszał gości, jakby bał się ciszy. Gdy go prosiłam, że może powinniśmy pobyć sami to zarzucał mi że ja to chce się od ludzi odciąć. wiec latałam całe weekendy z garami. A teraz okazuje się że to ja nie miałam dla niego czasu.