Komputer to fajna rzecz. I komunikatory. Telefon komórkowy też.
Ale...
... nie dosyć, że sami sobie zapinamy SMYCZ - to jeszcze dodatkowo ułatwiają komunikację, która może "zaszkodzić" istniejącemu związkowi. Bardzo często (coraz częściej) mam wrażenie, że mamy w rękach fajne narzędzia, ale z wykorzystaniem jest gorzej... tzn. wykorzystujemy z jakąś szkodą w ogólnym rozrachunku.
Zdarza Wam się iść gdzieś bez telefonu? Albo go po prostu wyłączyć, gdy chce się mieć święty spokój? Albo nie odpowiadać na kontrolujące sms-y? Albo nie włączać w domu gg? Przecież to prawie, jakbyśmy mieli w uchu jakiegoś czipa.
Na święta wysłałam kartki własnoręcznie pisane i włożone w kopertę ze znaczkiem... to chyba w ramach protestu jakiegoś mojego wewnętrznego. A może mi się po prostu przejadło - po tej NK zwłaszcza?