Witam!
Co prawda mój problem jest raczej błahostką w obliczu poruszanych tutaj spraw, ale może znajdzie się jakaś dobra dusza, która zechce przeczytać i podzielić się swoimi spostrzeżeniami. Choćby w ramach relaksu... A przynajmniej wyrzucę to z siebie w eter
Przejrzałem trochę to forum i widzę duże pokłady serdeczności
Do rzeczy.
Moja żonka (ponad 8 lat stażu, 2 pociechy) twierdzi, że ostatnio jestem okropnym zazdrośnikiem, a sytuacja wygląda tak.
Do niedawna każde z nas znało hasła poczty czy gg drugiego. Często było tak, że mówiła mi żebym się do Niej zalogował i sprawdził czy nie ma nowych wiadomości.
Stosunkowo niedawno (jakieś 2 miesiące temu) odnowiła znajomość z kolegą ze studiów (dzięki NK) - pisali przez gg, wysłali sobie smsy - zdarzało się, że po kilka na wieczór. Generalnie chyba rozmawiali o pierdołach, ale też życzyli sobie kolorowych snów, czy też dawali sobie smsowe buziaczki. To jeszcze było ok. Czasem mi coś opowiadała o czym piszą, ale w pewnym momencie powiedziałem, że mnie to nie interesuje (być może popełniłem błąd).
Jakiś miesiąc temu mieliśmy tzw. "ciche dni". Ona pisała z kolegą na gg, a ja siedząc niedaleko komputera, w pewnym momencie, niesiony ciekawością, spojrzałem na ekran, a ona skoczyła (krzyknęła) na mnie, żebym tego nie czytał. Było to dla mnie kompletne zaskoczenie, nawet pomimo tych cichych dni. Niedługo wszystko wróciło do normy, ale jak pewnego razu znowu chciałem rzucić okiem na ich rozmowę, sytuacja się powtórzyła - nie czytaj tego. Zapaliła mi się lampka.
Przy tym od kilku miesięcy Ona ma dużo pracy (przy komputerze). Często zostaje po godzinach, zdarza się, że do wieczora. Jak wraca to jest zmęczona, co jest zrozumiałe. Potem były święta - dodatkowy stres związany z przygotowaniem, a ja zaczynałem odczuwać dalsze ochłodzenie relacji. Co rano sprawdzała gg, a ja zacząłem się "nakręcać", że coś się dzieje. W końcu jakoś przed sylwestrem nie wytrzymałem i sprawdziłem jej telefon. Przeczytałem dwa smsy, które dostała od kolegi, do których od razu dorobiłem sobie "świetną teorię", i które były oczywiście wyrwane z kontekstu, aczkolwiek nosiły znamiona "flirtu". Zamiast od razu zapytać ją o te smsy, zacząłem ją "dręczyć" różnymi pytaniam. W końcu jej powiedziałem, ona mi "wyjaśniła", a ja poczułem się podle. Przynajmniej wiem, że choćby nie wiadomo co, więcej tego nie zrobię.
Wyjaśniliśmy sobie wszystko i już myślałem, że będzie w porządku, przede wszystkim ze mną, kiedy to ostatnio znowu wróciła z pracy wieczorem. Oczywiście zmęczona, mówi że leci na twarz, a oczy zaraz jej wypadną od gapienia w monitor. Jeszcze chwilę popisała przez gg z siostrą, ale w międzyczasie odezwał się kolega. Miałem nadzieję, że jednak zaraz wstanie od kompa i przyjdzie do mnie. A ona rozmawiała z nim przez jakąś godzinę. Akurat coś oglądałem w TV, ale widziałem też że oprócz pisania, wysyłają sobie jakieś buźki - buziaki (zresztą jak zwykle). Jak już wstała i położyła się do łóżka, zacząłem ją wypytywać, o czym pisali. Nie bardzo mi chciała powiedzieć, oprócz tego że o pierdołach. Trochę mnie to zabolało, że będąc zmęczoną po całym dniu pracy, zamiast przyjść do mnie, wolała przez godzinę pisać z kolegą.
Mam do niej 100% zaufanie. Nie chcę jej w żaden sposób ograniczać, nie chcę żeby przeze mnie zrywała kontakty z kimkolwiek (o czym w międzyczasie wspomniała), ale jakoś tak wydaje mi się, że nie jest do końca wobec mnie w porządku.
Ona uważa, że nic złego nie robi, a że ja sobie wymyślam nie wiadomo co. Ale w takim razie dlaczego robi z tego taką tajemnicę. Rozumiem, że chce mieć trochę prywatności, że nie musi mi o wszystkim mówić, tylko czemu obraża się kiedy pytam?
Czy to jest aż tak okropna zazdrość, jak ona twierdzi, która ją dusi?
Kurczę, trochę się rozpisałem. Mam nadzieję, że ktoś dotarł do końca