jak zorganizowac terapie odwykowa w Polsce

Problemy związane z uzależnieniami.

jak zorganizowac terapie odwykowa w Polsce

Postprzez kapture » 13 sty 2009, o 01:26

Jestem zona alkoholika ktory bardzo szybko zaczal staczac sie w dol. po wielu problach trzezwienia na wlasna reke teraz chyba przyszedl kryzys. moze dlatego ze musial sie wyprowadzic i na niczym juz mu nie zalezy. wiem ze pije codziennie. nie chodzi do pracy i pewnie niedlugo ja straci. nie bedzie mial tez z czego oplacic mieszkania. narobil mnostwo dlugow. nawet nie wiem ile ale wiem ze zaczynaja pojawiac sie komornicy. jest to dla mnie i corki bardzo stresujace.
wydaje mi sie ze jedyna forma pomocy jest znalez mu odwyk w Polsce, na ktory zreszta sie zgadza. jest jedynie kwestia, jak wybrac dobry i ile to mnie wiecej kosztuje. wiem ze nie powinien byc to pobyt krotszy niz 8 tygodni. jestem zdesperowana. bede musiala zapozyczyc sie wsrod rodziny zeby on dostal jakas pomoc.
blagam powiedzcie mi jak mam szukac dobrego osrodka i na jakie koszta mniej wiecej musze liczyc. nie moge juz dluzej czekac. a tym bardziej on. jest zdruzgotany i zalamany. wiecznie chodiz i wszystkich przeprasza. ale pije dalej. najwyrazniej juz bez tego nie potrafi.
czekam z niecierpliwosica na jakas rade. dzieki.
kapture
 
Posty: 12
Dołączył(a): 29 maja 2008, o 20:48

Postprzez pukapuk » 13 sty 2009, o 18:15

Kapture jeżeli twój mąż jest ubezpieczony to nic nie kosztuje ,a jeżeli nie to też nic nie kosztuje :wink: W szpitalach psychiatrycznych są oddziały dla alkoholików i jeżeli nie mają ubezpieczenia leczeni jest finansowane z kapslowego podatku, doliczanego do każdej flaszki alkoholu.
pukapuk
 

Postprzez Orm Embar » 15 sty 2009, o 00:20

Kapture,

To bardzo fajnie, że myślisz o swoim mężu, ale jakoś niewiele w Twoim wpisie informacji jak TY zamierzasz bronić swojego życia przed tym wszstkim.

Zastanawiałaś się nad kwestią swojego współuzależnienia? Przepraszam za lekko pedagogiczny ton, ale to się zawsze rzuca w oczy - to on rozrabia, a takie żony jak Ty ratują go i piszą dłuuuugie teksty o tym jak mu pomóc, zamiast myśleć też bardzo mocno co z nimi.

pozdrawiam i trzymam mocno kciuki za poukładanie spraw :)

Maks
Orm Embar
 
Posty: 1550
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:59

Postprzez kapture » 15 sty 2009, o 19:35

Hej,
dzieki za odpowiedz. jego rodzina bardziej mysli o jakis terapiach zamknietych. przebywa sie tam kilka tygodni. chyba 8. nie wiem czy mowimy o tym samym co oddzial w szpitalu.

jesli chodzi o mnie to staram sie myslec o sobie. dlatego tez zorganizowalam jego przeprowadzke i powiedzialam ze nie chce go widziec ani nie pozwole mu zobaczyc corki az do momentu kiedy nie bede wiedziec ze on sam sie stara i chce sobie pomoc.
ja juz nie mam sily mu pomagac zreszta doszlam do wniosku ze nie ma to wiekszego sensu. jestem nim i cala sytuacja bardzo zmeczona. chce zaczac nowy etap swojego zycia na wlasne konto i na wlasny rozrachunek. nie bedzie latwo bo utrzymanie i mieszkanie w Angli jest bardzo drogie. ale jest to na pewno lepsze niz dalsze meczenie sie z kims kto nie chce sobie pomoc i bez przerwy sie lamie a potem obiecuje i przeprasza.

mam mnostwo na glowie teraz i to mnie dluje. jak na przyklad przepisanie kredytu na moje imie bo inaczej komornicy beda do mnie pukac i zabierac rzeczy na ktore ciezko zapracowalam.
zlozylam tez o rozwod. to wszystko nie jest takie proste bo na wszystko trzeba miec czas a przede wszystkim pieniadze ktorych teraz nie mam bo wszystkie wydatki spady na mnie.

wiem o spotkaniach al-anon ale sa po drugiej stronie miasta i dojazd tam w godzinach szczytu znaczylby 5 godzin w drodze. a co z dzieckiem. nie mam jej z kim zostawic. staram sie wiec chociaz czytac literature i sama sie jakos podtrzymywac na duchu. bardzo by mi sie takie spotkania przydaly ale na razie jest to awykonalne. czas, pieniadze i opieka nad dzieckiem na to nie pozwalaja. udalo mi sie do tej pory byc w przeciagu roku na 3 spotkaniach. to troche malo.

kilka rzeczy mi sie tam nie podobalo. mowia tam ze trzeba wszystko zaakceptowac i nie walczyc. oddac w rece Boga. ale jak ja mam swoje bierzace sprawy oddac w rece Boga. czy on pojdzie za mnie na spotkanie z prawnikiem. czy zaplaci za mnie za prawnika. czy pojdzie za mnie do pracy? dzieki Bogu ze ja mam. a co maja zrobic zony ktore sa zdane na zarobki meza alkoholika. jak maja oddac sprawy w rece Boga. czy on ich utrzyma?
co to w ogole znaczy oddac sprawy w rece Boga. jesli ja nie bede dzialac i zabezpieczac sie tak jak potrafie moge stracic dom i wszystkie rzeczy ktore kupilam. a wszystko nie z mojej winy.
nie potrafie znalezc w tym logiki.
kapture
 
Posty: 12
Dołączył(a): 29 maja 2008, o 20:48

Postprzez caterpillar » 15 sty 2009, o 21:19

Witaj Kapture!
widze,ze ruszylas pelna para.

Ja osobiscie Boga w to nie mieszam ale wydaje mi sie,ze brak walki nie oznacza tez biernosc..
zreszta tu zapewne nasz pukapuk lepiej Ci wyjasni :wink:


Ja juz Ci wczesniej pisalam,ze troche nadskakujesz z ta pomoca mezowi..no nie wiem jak to ujac. :roll:
wczesniej staralas sie mu znalesc odpowiednia terapie i terapeute a teraz sama wszystko organizujesz.
To nie jest absolutnie zle ,ze chcesz mu pomoc ale mam wrazenie,ze starasz sie odwalic cala robote za niego.

A on?

"ale jest to na pewno lepsze niz dalsze meczenie sie z kims kto nie chce sobie pomoc i bez przerwy sie lamie a potem obiecuje i przeprasza."

a czy jemu zle w takiej sytuacji? wszystko ma na tacy podane>

pytanie ,chcesz mu pomoc ?
czy chcesz sie z nim rozstac bez poczucia winy ,ze nic dla niego nie zrobilas?

wybacz jesli urazilam ale takie mi sie tez pytania pojawiaja.
Byc moze kluczem wlasnie jest to "zostawienie wszystkiego w rekach Boga"
po mojemu -nic nie robienie w jego sprawie.
chyba ,ze prosi o konkretna pomoc.
To dobrze,ze zabespieczasz sie od strony finansowej i formalnej tez uwazam ,ze splacanie pijackich ekscesow meza to zly pomysl.

Dbaj o siebie.
a co do al -anon to jedna z wielu grup wsparcia wiec mam nadzieje,ze niebawem trafisz na te,ktora odpowiada Tobie..lokalizacja i swoim programem.

pozdrawiam!
Avatar użytkownika
caterpillar
 
Posty: 7067
Dołączył(a): 29 maja 2008, o 16:15
Lokalizacja: część świata

Postprzez Orm Embar » 15 sty 2009, o 23:33

kapture napisał(a):kilka rzeczy mi sie tam nie podobalo. mowia tam ze trzeba wszystko zaakceptowac i nie walczyc. oddac w rece Boga. ale jak ja mam swoje bierzace sprawy oddac w rece Boga. czy on pojdzie za mnie na spotkanie z prawnikiem. czy zaplaci za mnie za prawnika. czy pojdzie za mnie do pracy? dzieki Bogu ze ja mam. a co maja zrobic zony ktore sa zdane na zarobki meza alkoholika. jak maja oddac sprawy w rece Boga. czy on ich utrzyma?
co to w ogole znaczy oddac sprawy w rece Boga. jesli ja nie bede dzialac i zabezpieczac sie tak jak potrafie moge stracic dom i wszystkie rzeczy ktore kupilam. a wszystko nie z mojej winy.
nie potrafie znalezc w tym logiki.


ZAAKCEPTOWAĆ to absolutnie nie to samo co NIE WALCZYĆ. Zaakceptować to znaczy przyjąć rzeczywistość taką, jaka ona jest. Walczyć z całych sił, ale z drugiej strony nie przejmować się jeśli coś nie wychodzi. Stać mocno na ziemi, a nie bujać w obłokach. Obłoczki to marne oparcie dla nóg. Tylko twarda ziemia pozwala nam iść do przodu, nie chmury. Twarda ziemia - zarówno ugór, jak i kwitnąca łąka.

Bardzo fajnie, że dbasz o siebie. Obawiałem się, że tak nie jest - ale skoro rozwiązujesz SWOJE problemy, to jest to OK.

Jakie książki czytałaś? Też byłem współuzależniony, hehehehe :) więc znam temat. Dla mnie odkryciem była książka Melody Beattie "Koniec współuzależnienia. Jak przestać kontrolować życie innych i zacząć troszczyć się o siebie". Baaardzo fajna. :) Jak nie kupisz, pomyśl o kserokopii. Tak, wiem, nie całej ;) prawa autorskie, ale ... :) Książka 286 stron.

Może jest gdzieś zresztą on-line w całości?

Maks
Orm Embar
 
Posty: 1550
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:59

Postprzez pukapuk » 16 sty 2009, o 00:17

kapture Zadaj sobie pytanie, czy można wygrać z czynnym alkoholizmem ,czy można zaakceptować pijącego męża z całą destrukcją jego postępowania ? Czy słyszałaś aby czynny alkoholik wygrał pijąc życie swoje i rodziny ? To czego jeszcze nie rozumiesz a ja zrozumiałem po 20 latach picia i jarania nazywa się nie podejmowaniem WALKI z czymś z czym się nie wygra bo jest silniejsze ode mnie i od mojej rodziny . Jak myślisz czy świadomość że do końca życia będziesz z czymkolwiek walczyć jest jakąś fajną perspektywą ?
Sprawa jest prosta ja będę unikał walki i nie będę wchodził na ring z Adamkiem bo zawsze dostane wpierdol :lol: Unik to coś co pokazuje mądrość wyboru ,a nie poddanie się . Robisz pierwsze kroki zaczynasz dbać o siebie starasz się rozwiązać problem i tu nie walczysz tylko eliminujesz potencjalnego przeciwnika :lol: nie podejmujesz rękawicy i o to chodzi.
Co do Siły wyższe Boga czy jakiegokolwiek innego bytu nie materialnego i zawierzenia mu wszystkiego od rachunków po wniebowstąpienie :wink: moje zdanie jest takie że każdy orze jak może :lol: Ja uczestniczę w ruchu AA od 2 lat systematycznie i tyle mniej więcej czasu raz na jakiś czas dostaję piany jak słyszę na mitingach różne uniesienia duchowe . Na początku potrafiłem w środku mitingu wyjść razem z futryna i okrzykiem wojennym Apaczów na ustach. Mam inne poglądy niż katolickie i rozumie co oznacza tak naprawdę WOLNA WOLA .
Myślę sobie że z czasem nauczyłem się akceptować poglądy innych mimo ze się z nimi nie zgadzam. Jak ktoś myśli że Bóg pozwala mu płacić rachunki i w to wierzy ,a dzięki temu nie pije ,radzi sobie z współuzależnieniem to widocznie taka jego droga .Ja jej wcale nie muszę akceptować ,co więcej ja mogę przedstawić swój punkt widzenia może jest ktoś na mitingu kto myśli podobnie ?
Polacy w większości są katolikami i jesteśmy niestety pod wpływem Kleru a to ma wpływ na wiele środowisk jednym z nich jest AA tak już jest . Co nie znaczy że to nie działa , ja sobie wypracowałem swoją postawę i tak samo jak inni o tym mówię i właśnie o to chodzi BY NAUCZYĆ SIĘ MYŚLEĆ SAMODZIELNIE !!!
Pozdrawiam i zgadzam się , z słowami Caterpillar która
napisała:
..To nie jest absolutnie zle ,ze chcesz mu pomoc ale mam wrazenie,ze starasz sie odwalic cala robote za niego.
pukapuk
 

Postprzez caterpillar » 16 sty 2009, o 00:28

...AMEN :wink:
Avatar użytkownika
caterpillar
 
Posty: 7067
Dołączył(a): 29 maja 2008, o 16:15
Lokalizacja: część świata

Postprzez Orm Embar » 16 sty 2009, o 12:37

caterpillar napisał(a):Ja osobiscie Boga w to nie mieszam ale wydaje mi sie,ze brak walki nie oznacza tez biernosc.


Widzę, że Caterpillar nieoczekiwanie mówi słowami Dalajlamy (czternastego, obecnego), który powiedział kiedyś, że nawet jeśli jest jakiś Bóg, to on na niego specjalnie nie liczyłby. :)

Zawierzenie Bogu można ująć inaczej - np. posługując się właśnie metodyką buddyjską (co wcale nie musi oznaczać "przejścia" na buddyzm). Wygląda to tak, że całkowicie i bezwarunkowo akceptujemy rzeczywistość. Bierzemy ją taką, jaka ona jest. Potem uczymy się tworzyć w sobie rodzaj obserwatora i pewien dystans do tego, co się dzieje. Pozostajemy w pełnej przytomności i ogromnie skoncentrowanej uwadze, ale jednocześnie w rozluźnieniu. Walczymy, zmieniamy co się da (cała buddyjska filozofia to jedna wielka nauka jak zmienić wszystko wokół, z samym sobą na czele), ale wszystko bierzemy takim, jakim jest - naturalnie przy zachowaniu zdrowego rozsądku.

To się tak ładnie nazywa w buddyzmie - TAKOŚĆ. :) Mi tam odpowiada.

O takiej zasadzie pisał ostatnio swietnie Eckhart Tolle w książce "Potęga teraźniejszości". Tytuł brzmi podejrzanie - jak "Potęga podświadomości" albo "Jak dzięki autosugestii zarorobić dwa miliony dolców w trzy dni" - ale to baaaardzo poważna i mądra rzecz o radosnym byciu tu i teraz, niezależnie od okoliczności. Facet zresztą pisze to z bardzo ogólnej, niebuddyjskiej perspektywy. Fajne. :)

Maks

Maks
Orm Embar
 
Posty: 1550
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:59

Postprzez christmas_tree » 16 sty 2009, o 14:35

mądre słowa :-)
mnie też się to bardzo podoba, zwłaszcza ten dystans, obserwowanie i zanurzenie w takości
ostatnio wpadła mi w ręce jedna z ostatnich powieści Huxleya pt. Wyspa, nieco dydaktycznie promuje ona buddyzm, ale ogólnie bardzo fajne
pzdr, chr

aha - ja też nie uważam za konieczne angażowanie Boga do swoich spraw, On i tak wie najlepiej :-)
christmas_tree
 
Posty: 429
Dołączył(a): 7 maja 2007, o 10:37
Lokalizacja: Kraków

Postprzez caterpillar » 16 sty 2009, o 14:56

No coz wyglada na to,ze przepoczwarze sie w jakas mniszke w dodatku buddyjska :lol:

Jest mi to bliskie o czym piszecie i tez podobnie odnosze o do tej powyzszej sytuacji.

Kapture,kiedys wspomnialas o Katie B.(zreszta jej filozofia byla bliska temu oczym wspominaja chlopaki)Zaakceptowac,czyli przykac do swiadomosci i zmieniac to co da sie zmienic ..czyli siebie i wlasne podejscie :wink:

pozdrawiam i zycze Ci duzo wytrwalosci i madrych decyzji :pocieszacz:

(jesli nie mozesz chodzic na grupe zawsze mozesz pisac na forum..tez jest to jakies rozwiazanie i mam nadzieje,ze obecne tu ludziska dadza Ci wsparcie).
Avatar użytkownika
caterpillar
 
Posty: 7067
Dołączył(a): 29 maja 2008, o 16:15
Lokalizacja: część świata

Postprzez pukapuk » 16 sty 2009, o 15:28

Jednym słowem " Mogę swobodnie kroczyć własną drogą, ponieważ pozwalam Bogu aby zatroszczył się o innych " :wink:
pukapuk
 

Postprzez caterpillar » 16 sty 2009, o 15:33

To dobre podsumowanie pukapuk, dodam,ze przy tym wcale nie musze negowac jego istniena :wink:
Avatar użytkownika
caterpillar
 
Posty: 7067
Dołączył(a): 29 maja 2008, o 16:15
Lokalizacja: część świata

Postprzez pukapuk » 16 sty 2009, o 16:22

I właśnie o to chodzi bo prawda jest taka ,że nikt nie potrafi udowodnić ,ani istnienia, ani nie istnienia Boga. Jak również nikt nie może stwierdzić co jest działaniem a co nim nie jest . Wiara to nie zachwiana pewność w rzeczy niewidzialne i gdyby wszyscy szanowali prawo do wyboru czegoś tak nie materialnego i nie do udowodnienia, nie było by tylu nieszczęść na świecie i nie potrzebnych polemik, które nie prowadzą do niczego .
pukapuk
 

Postprzez kapture » 16 sty 2009, o 20:30

wlasnie tak mi sie wydawalo. nie moge zmienic niczego dookola oprocz wlasnego podejscia do tego co sie dzieje. pracuje nad tym od wielu miesiecy i zawsze do tego wracam w chwilach zalamania bo takie tez miewam. staram sie tylko szybciej wlaczac swoje wycieraczki na oczach kiedy pada deszcz i wtedy uzmyslawiam sobie ze to tylko chmura. przeciez musi przejsc. za rogiem swieci slonce.
czasami jestem pewna ze akceptuje ze on jest alkoholikiem i caly ten burdel ktory stworzyl w naszej rodzinie. moze wlasnie tak mialo byc. zaczynam widziec tez troche szerszy obraz tej calej sytuacji i POZYTYWY. tak sa rowniez pozytywy.
stalam sie o wiele bardziej samodzielna i malymi kroczkami zaczynam zauwazac ze wiele rzeczy moge ogarnac sama. zaczynam bardziej cenic i wierzyc w siebie. wiem ze nie zgine bez jego wsparcia. dam sobie rade.
kiedy siedzimy w czarnej dziurze i wszystko wydaje sie takie niesprawiedlilwe nie odstrzegamy szerszego obrazu. skad ja moge wiedziec jakie Bog ma wobec mnie plany. moze to co sie stalo okaze sie dla mnie najbardziej wartosciowa lekcjia w moim zyciu? moze wlasnie tak jest. na razie jest ciezo ale wierze ze bedzie lzej.
Pamietam ze kiedy bylam w tej totalnej rozpaczy bardzo pomogla mi ksiazka o ktorej pisze catepillar : Katie Byron : "Loving what is". Duzo sie zmienilo w mojej osobowosci i podejsciu do rzeczywistosci. nie wiem czy jest przetlumaczona na polski ale ma duzo wspolnego z Eckharem Tollem, ktory byl kiedys dla mnie number 1. i dalej bardzo go cenie. jest wyjatkowy. oni dobrze znaja sie z Katie i on bardzo pochlebnie wypowiada sie na temat jej ksiazek. Bylam kiedys na jego wykladzie w Londynie. niesamowite wrazenia. Zaczal bardzo dziwnie bo usiadl i przez 10 minut nie powiedzial slowa. ludzie nie wiedzieli jak maja sie zachowywac. czegos oczekiwali, patrzeli po sobie. a on sobie siedzial, powoli sie rozgladal i milczal. to pewnie tez mialo swoj cel. wydaje mi sie ze wiem jaki.
za tydzien ide na calodniowy wyklad Katie. bedzie w londynie. nie czesto tu bywa ale jestem pewna ze bedzie bardzo warto sie tam wybrac.
goraco polecam jej ksiazki: w glownej mierze o akcjeptacji rzeczywistosci taka jaka jest ale poprzez metode 4 pytan. one tak dokaldnie pokazuja ze osoby nam bliskie sa naszym zwierciadlem chociaz moze nam sie wydawac to zupelnie absurdalalne.

dzieki wszystkim. bede zagladac.


pa
ale mimo wszystko boje sie jeszcze tych komornikow troche. nie mam na tyle pieniedzy zeby ich splacic. mam nadzieje ze to jest tak ze skoro moj maz juz nie mieszka, nie ma tu zadnych rzeczy i jestesmy w trakcie rozwodu to nie maja prawa mi nic zabrac? czy ktos sie orientuje w prawie brytyjskim. narazie czekam na spotkanie z prawniekiem ale to troche potrwa.
kapture
 
Posty: 12
Dołączył(a): 29 maja 2008, o 20:48

Następna strona

Powrót do Uzależnienia

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 0 gości