amfetamina

Problemy związane z uzależnieniami.

Postprzez wuweiki » 5 gru 2008, o 22:08

Wandula....

Każdego dnia mam przed oczami pogrzeb mojej córki...
Każdego dnia wydaje mi się, że nigdy już jej nie zobacze żywej...
Każdego dnia proszę Boga, żeby zabrał mnie do siebie...żebym nie była świadkiem jej końca


....wpólczuję Ci :* ...bardzo rozumiem to poczucie bezsilności..
nie mam dla Ciebie rady żadnej innej... bardzo mi przykro
wiesz..ja czuję zycie tak,że każdy z nas jest taką samotną planetą,samotnym światem... choć krążymy wokół siebie,mijamy się,zderzamy,ocieramy o siebie....ale każdy musi swoje życie przejść sam,w najgłębszej części swojego serca najsamotniejszy na świecie....
i nie mamy wpływu na decyzje innych,choć czasem może się tak wydawać.... możemy tylko przemawiać łagodnym,pełnym miłości głosem,trzymać za rękę,być w pobliżu podczas zmagań innych..... ale to każdy sam stanowi o sobie,swoim sercu,decyzjach,krokach.... on sam i życie.... tak mówi mi moje doświadczenie
czasami mnie to przeraża.... ale w głębi wiem,że po prostu tak jest.... i że jedyne co tak naprawdę mogę zrobić dla innych, to zacząć od siebie, a gdy ustanę na własnych nogach, o własnych siłach.... wtedy dopiero mogę podać rękę, na której ktoś, kto tego potrzebuje będzie mógł się solidnie podeprzeć.... po to, aby sam mógł z kolei stanąć o własnych siłach
inaczej jestem tylko jak ślepy prowadzący kulawego
uściski Wando
wuweiki
 

Postprzez Dziunia » 5 gru 2008, o 22:32

sledze ten temat ostatnio wkoncu sama go załozyłam
wspołczuję Ci Wando i wszystkim którzy w pewnym sensie sa w to wplatani
moj Luby przestał brac, przestał byc DJ i przestał palić papierosy.
jestem taka dumna z niego:)
zycze powodzenia i wytrwałosci
Dziunia
 

Postprzez magoch » 5 gru 2008, o 23:42

wandula67 napisał(a):Każdego dnia proszę Boga, żeby zabrał mnie do siebie...żebym nie była świadkiem jej końca
magoch zdejmuję przysłowiową czapkę z głowy przed pracą jaką wykonał Twój syn.Jek napisałaś jest mistrzem świata!!!


Mój syn nie jest sam. Każdego dnia proszę Boga, żeby nas prowadził.
Dla Boga wszystko jest możliwe.
magoch
 
Posty: 19
Dołączył(a): 17 lip 2007, o 17:33

Postprzez wandula67 » 7 gru 2008, o 17:30

---------- 16:02 07.12.2008 ----------

pukapuk Jestem wściekła na męża,ale nie robię mu awantur.Stoję z boku i milczę, bo żadna rozmowa z nim nie przyniosła i nie przynosi jakichkolwiek rezultatów.Mąż z uporem maniaka twierdzi,że on nie miał i nie ma problemów ze sobą,problemów związanych z dzieciństwem.Natomiast jarozmawiałam dosyc dawno z jego siostra i wiem, ze jego matka zaczęła zwracać na niego uwagę dopiero wtedy, jak usamodzielnił się finansowo i powodziło mu się ponad przeciętność (tak jest do tej pory).Wtedy zaczęła zauważać syna i czerpała z tego profity.Mój mąż uważa,że bez piniędzy jest człowiekiem bezwartościowym i tylko pieniądze mogą wzbudzać szacunek do niego.Poszedł na terapię, ale z jego nastawieniem po kilku sesjach zrezygnował, bo utrzymywał, że on nie ma problemów ze sobą.Długo mogłabym pisać...nie raz słyszałam z jego ust, że każdy człowiek ma swoją cenę...
Jezeli nie uczysz się na własnej przeszłości, to jak możesz nie popełnić błędów w przyszłści...jest to niemożliwe.Pochodzę z patologicznej rodziny,swojego ojca nigdy nie widziałam trzezwego i spokojnego.Był bardzo agresywny w stosunku do mojej matki.Od około 7 lat rozpoczełam terapię DDA,pracowałam nad sobą,zrozumiałam skąd wzięły się moje nieuzasadnione lęki i terapia przyniosła efekty.Ciężka praca nad sobą,poznawanie siebie(tych jasnych i ciemnych stron swojej duszy) i swoich zachowań,mechanizmów jest możliwe o ile tylko decydujesz się na przyznanie się przed sobą,że problem istnieje i samemu nie uda się rozwiązać go.
Wczoraj musiałam wyjechać,nie było mnie 12 godz w domu.Wiedziałam,że moja córka odwiedzi swój pokój podczas mojej nieobecności,nie jestem naiwna...Kiedy zapytałam męża spokojnie czy córka była w domu...oszukał mnie i zaprzeczył...Prosiłam go wcześniej,żeby tego nie robił.Poczułam się koszmarnie...Powiedziałam mu, że siedziała na gg i kontaktowała się z byłym towarzystwem,podała swój nowy nr telefonu.Zdębiał! Przecież obiecywała mu,że nie bedzie kontaktowała się ze znajomymi od brania narkotyków.Ona oszukuje jego, a on oszukuje mnie i nic mądrego z tego wyniknąć nie ma prawa.
Moim celem pisząc na forum nie jest szukanie współczucia i użalanie się nad sobą,nie chciałabym, żeby ktokolwiek tak mnie odebrał.Za każdą radę jestem wdzięczna.

---------- 16:21 ----------

Dziunia napisał(a):sledze ten temat ostatnio wkoncu sama go załozyłam
wspołczuję Ci Wando i wszystkim którzy w pewnym sensie sa w to wplatani
moj Luby przestał brac, przestał byc DJ i przestał palić papierosy.
jestem taka dumna z niego:)
zycze powodzenia i wytrwałosci


I właśnie Twój temat zwrócił moja uwagę na tym forum:)Ciesze się,że wszystko się,że u Was wszystko o.k.Miło jest czytać dobre wiadomości.Ja również życzę powodzenia i samych szczęsliwych dni.

---------- 16:30 ----------

magoch
Bóg może wszystko...wierzę w to gorąco, ale najwidoczniej ma ważniejsze sprawy na głowie niż słuchanie moich próśb...i nie mam do niego o to żalu.
wandula67
 
Posty: 10
Dołączył(a): 1 gru 2008, o 17:10
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez wuweiki » 7 gru 2008, o 17:40

Moim celem pisząc na forum nie jest szukanie współczucia i użalanie się nad sobą,nie chciałabym, żeby ktokolwiek tak mnie odebrał.Za każdą radę jestem wdzięczna.


Wando... dzięki współczuciu zbliżamy się do siebie,umiemy wczuć się w czyjś ból... dla mnie umiejętność współodczuwania jest najpiękniejszym darem dla ludzi...
jak każdy z nas tutaj,myślę,przychodzisz bo czujesz bezsilność,czujesz ból i cierpisz... bo sama współczujesz swojej córce..
współczucie nie ma nic wspólnego z litością :kwiatek2: ...nie obawiaj się,myślę,że nikt tutaj nie odbiera Ciebie w negatywny sposób


Ona oszukuje jego, a on oszukuje mnie i nic mądrego z tego wyniknąć nie ma prawa.


i Twój mąż oszukuje sam siebie... i to jest w dotarciu do niego najtrudniejsze... to mu utrudnia zobaczenie spraw takich jakimi są
nie wiem w jaki sposób... ale myślę,że Twojemu mężowi potrzebny jest wstrząs... taki rodzaj emocjonalnego kopniaka...żeby się otrząsnął z fałszywej miłości... fałszywej,czyli zniekształconej przez fałszywy obraz córki,jaki widzi Twój mąż
wielu rodziców nie dostrzega problemu narkotykowego (bądź innego) swoich dzieci... nawet nie dlatego,że się dzieckiem nie interesują czy go nie kochają.... ale dlatego,że patrzą na swoje dziecko przez różowe albo odwrotnie -czarne okulary, przez swoje wyobrażenia o nim-na jedno wychodzi.... nie potrafią przyjąć prawdy do czasu,aż wydarzy się coś naprawdę wstrząsającego całym ich sercem i umysłem
Wando... bądź silna i cierpliwa... choć wiem,że to bardzo trudne.... ale czasu nie da się spowolnić ani przyspieszyć... a przyszłych zdarzeń życia przewidzieć... ważne,aby skupić się na dniu teraz
Uściski serdeczne!
wuweiki
 

Postprzez wandula67 » 7 gru 2008, o 17:51

x-yam
Dziękuję Tobie za słowa otuchy.Masz rację... jestem Tu,bo pragnę kontaktu z ludzmi potrzebującymi wsparcia i zrozumienia,tak jak ja.Czuję pustkę i samotność i ogromny ciężar na barkach z którym wstaję i zasypiam.Brak mi wiary w cokolwiek i kogokolwiek,ale może czas i cierpliwość coś zmieni...
Pozdrawiam ciepło
wandula67
 
Posty: 10
Dołączył(a): 1 gru 2008, o 17:10
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez pukapuk » 7 gru 2008, o 19:29

Witaj Wandula no to już wiesz co jest nie tak z mążem :
.... jego matka zaczęła zwracać na niego uwagę dopiero wtedy, jak usamodzielnił się finansowo i powodziło mu się ponad przeciętność (tak jest do tej pory).Wtedy zaczęła zauważać syna i czerpała z tego profity....
Masz jak na dłoni ,twój mąż nauczył się jak zdobywa się miłość córki , trzeba ją kupić.
To co napisałaś o sobie wiele wyjaśnia zobacz jakie są fakty
1. Jesteś współuzależniona krzyżowo
a. Współuzależnienie córka
b. mąż z chorymi emocjami i zaburzonym widzeniem świata
c. Twoje DDA
PO MOJEMU TO JEST STRASZNY KOCIOŁ !

I masz wynik:

Czuję pustkę i samotność i ogromny ciężar na barkach z którym wstaję i zasypiam.Brak mi wiary w cokolwiek i kogokolwiek,ale może czas i cierpliwość coś zmieni...
Czas może coś zmienić i cierpliwość też ale trzeba mieć plan.
Dobrze jest na spokojnie przeanalizować czy nie ma jakiegoś schematu który powielasz w działaniach z córką i mężem. Do tej pory to co robisz nie przynosi efektów.
Może czas zabrać się za to inaczej?
Czasami osoby współuzależnione powielają jakiś model zachowania ,decyzji
i oczekują rożnych efektów. Kiedyś pisałem ze swojego podwórka zawodowego aby to unaocznić.
Jak bym za każdym razem zaczynał kłaść glazurę zaczynając od krzywej płytki to jakie by było prawdopodobieństwo ze efekt końcowy będzie ŚWIETNY żaden ale ja jako uzależniony jednak bym oczekiwał, że może się uda
Jesteś po terapii a wiec wiesz ze najpierw JA potem inni.. Może to się wydawać samolubne ale tak nie jest ! Najpierw trzeba zrobić z sobą porządek aby móc to oddać bliskim.
pukapuk
 

gdy amfetamina staje się miłościa... TWOJEGO CHŁOPAKA...

Postprzez kasg10 » 14 sty 2009, o 00:27

---------- 23:26 13.01.2009 ----------

jestem w identycznej sytuacji jak DZIUNIA... niestety
mój chłopak też jest dj'em i też mieszka dużo dalej ode mnie i widzimy się w weekendy.
brał juz jak go poznałam, ale nic nie mówiłam, mimo to wiedział że nie chcę by brał, ja milczałam, w końcu on sam zrozumiał, że to co robi jest złe i udało mu się rzucić ! sam zrobił to dla siebie ! byłam w szoku...
no ale do czasu.....
zmienił club, zmiana towarzystwa na "bardziej ćpunowate" i co ???
wszedł pierwszy raz do clubu, w którym jest rezydentem, gdy ten club był jeszcze budowany... poczęstowali go a on... nie odmówił...
wtedy się wkurzyłam.... postawiłam sprawę jasno albo nasz związek albo ćpanie... weźmiesz to gówno jeszcze raz a z nami koniec...
minęło pół roku a ja przez głupotę dowiedziałam się że cały czas bierze... podpuściłam go i po prostu powiedziałam, że ma jedyną okazję kiedy ujdzie mu to na sucho żeby się przyznał... no i to co usłyszałam mnie załamało... kłamał cały czas....
powinnam odejść ale też kocham i nie potrafię tego zrobić...
zrobiłam coś gorszego - sama zaczęłam brać...

powiedziałam <skoro TY się trujesz to ja też będę, chcę żeby było po równo>

amfetamina mi szkodzi przy nerwicy... on wie o tym, nadal bierze... nic z tym nie zrobił... ja się uzależniam...

to prawda co się mówi o amfetaminie...

PIERWSZY RAZ TY JĄ BIERZESZ,
NASTĘPNYM RAZEM ONA BIERZE JUŻ CIEBIE....

odebrała mi chłopaka, on woli ją nie mnie...
zawładnie niedługo i mną... albo już to zrobiła...
co mi pozostaje ?
czekać ?

w sytuacji gdy facet ma normalną pracę to przestanie brać, ale gdy jego praca to dj'ka to licz się z tym, że prędzej w końcu zapłaci swoim życiem... niż przestanie brać...

taka gorzka prawda

---------- 23:27 ----------
kasg10
 
Posty: 9
Dołączył(a): 3 gru 2008, o 01:20

Postprzez wuweiki » 14 sty 2009, o 14:39

kasg10 napisał(a):to prawda co się mówi o amfetaminie...

PIERWSZY RAZ TY JĄ BIERZESZ,
NASTĘPNYM RAZEM ONA BIERZE JUŻ CIEBIE....

odebrała mi chłopaka, on woli ją nie mnie...
zawładnie niedługo i mną... albo już to zrobiła...
co mi pozostaje ?
czekać ?



Kasg!! według mnie jedyne co możesz zrobić to powstrzymać w sobie tę rozpacz bo chłopaka tym nie zatrzymasz a sama popłyniesz w dół!! Kto Tobie wówczas pomoże? Kto się zatroszczy?
Nikt ani nic Ci chłopaka nie odebrało ...on SAM wybrał i wybiera ..Ty tez możesz, póki jest czas .... a to, ze zostawisz go samego z tym ...nie opuścisz, ale zostawisz samego może być czynnikiem wyzwalającym w nim zastanowienie się co robi i w jakim miejscu się znalazł ... Pukapuk kiedyś napisał o tym, że rodzina zostawiła go samemu sobie z alkoholem kiedyś i że dziś jest im za to wdzięczny...
Ja też omal nie wpadłam po uszy w amfetaminę też z powodu tego, że chciałam wiedzieć, zrozumieć przyjaciela i to co robi z nim amfetamina ... zaczęłam ćpać z nim ...na szczęście w porę jeszcze się ocknęłam, .. to prawda jest co mówią o amfetaminie .... i we mnie pozostawiła ona swoje żniwo ...

powiedziałam <skoro TY się trujesz to ja też będę, chcę żeby było po równo>

Kasg ...to rozpacz jest i ona nikomu nie pomoże ...ani jemu ani tym bardziej Tobie ...on jest narkomanem ...a każdy ćpun jest egoistą ....wiem, bo sama jestem uzależniona ... to widać spływa po nim jak po kaczce, a Ty niszczysz swoje życie ... pomyśl, czy naprawdę warto? w imię czego?
zrobisz jak uznasz oczywiście .... to Twoje życie, Twoje wybory...
Kasg przytulam ciepło... i pozdrawiam ...trzymaj się :kwiatek2:
wuweiki
 

Postprzez kasg10 » 14 sty 2009, o 17:39

czasami czuję że powinnam od niego ucieć... zostawić, odejśc, zapomnieć... ale nie mogę... tyle razy próbowałam....
chciałabym uciec od tego bólu w sercu, który mi wyrządza... ale nie mogę, trzyma mnie przy nim, po prosty trzyma i nie chce puścić, dokąd ta miłość zmierza ? chyba do nikąd....
wiem, że sama sobie kopię dołek...
wiem co amfetamina robi w organizmie złego...
ale wiem, ze gdy go zostawię, samego z tym czy go rzucę - on i tak nie przestanie brać....
ani prośbą ani groźbą...
najgorsze jest to, że amfetamina dała mi cos czego mi brakowało.... spokój umysłu... przestałam się ciąć, nie mam mysli samobójczych, nie piję do nieprzytomności, nie próbuję się otruć ani wyskoczyć przez okno... i serce nie daje juz znać o sobie... mam bardzo dużo pracy (2 półetaty) i studia i nie wyrabiałam, dopóki nie spróbowałam....
i teraz wszystko robię z zapałem , trzy razy szybciej, z większym skupieniem... i ze schowana głeboko świadomością, że się niszczę...

ostatnio w piątek mój facet wysłał mi smsa czy w końcu przyjdę na imprezę (on jest dj'em w mieście gdzie ja mieszkam) - a ja spytałam się tylko czy jest "coś" do mnie - powiedział, że koleś nie dotarł i będzie najprawdopodobniej w sobotę, a ja ze spokojem odpisałam "to w takim razie nie idę"
- zabolało go trochę, napisał, że się zmieniłam, w końcu poczuł się jak ja...

może jeszcze jest nadzieja że w końcu zobaczy co się ze mną dzieje, że się wciągnęłam w to gówno i coś zrobi....

wziął już wszystko ze mnie... nawet łzy... jestem kompletnie pusta....

skażona miłość....
kasg10
 
Posty: 9
Dołączył(a): 3 gru 2008, o 01:20

Postprzez pukapuk » 15 sty 2009, o 00:42

Witaj kasg 10 napisałaś ;
najgorsze jest to, że amfetamina dała mi cos czego mi brakowało.... spokój umysłu... przestałam się ciąć, nie mam mysli samobójczych, nie piję do nieprzytomności, nie próbuję się otruć ani wyskoczyć przez okno... i serce nie daje juz znać o sobie... mam bardzo dużo pracy (2 półetaty) i studia i nie wyrabiałam, dopóki nie spróbowałam....
i teraz wszystko robię z zapałem , trzy razy szybciej, z większym skupieniem... i ze schowana głeboko świadomością, że się niszczę...
Tak myśli osoba uzależniona,a tak sobie robi usprawiedliwienie do brania :
może jeszcze jest nadzieja że w końcu zobaczy co się ze mną dzieje, że się wciągnęłam w to gówno i coś zrobi....
MAGICZNE MYŚLENIE !
pukapuk
 

Postprzez dziunia » 17 sty 2009, o 18:32

jestem w identycznej sytuacji jak DZIUNIA... niestety

Naszczescie dziunia juz nie jest w tej sytuacji.
Mój chłopak rzucił tą robotę i ten klub.
nie bierze i jest szczesliwy
i nosi mnie na rekach ze wtedy postawiłam sprawę jasno.
wtedy się wkurzyłam.... postawiłam sprawę jasno albo nasz związek albo ćpanie... weźmiesz to gówno jeszcze raz a z nami koniec...

Widocznie nie postawiłas sprawy jasno bo:
powinnam odejść ale też kocham i nie potrafię tego zrobić...
zrobiłam coś gorszego - sama zaczęłam brać...

i wpakowałas jeszcze siebie w to gówno.

Moim skromnym zdaniem brakuje Ci odwagi.
Stawiajac spawę jasno nie ma zadnych innych wyjsc.
bo kocha bo zostawi bo peknie serce...
amfetamina jest strasznym dziadostwem.


powiedziałam <skoro TY się trujesz to ja też będę, chcę żeby było po równo>

TO NAJGŁUPSZE zdanie jakie usłyszałam w zyciu.
nigdy nie pozwole sobie wejsc na głowe... dlaczego mam cos robic by było porówno? w ogole co to za zasada porówno?

On Lubi brokuły ja nienawidze. czy mam zaczac je jadac by było porówno. On nie lubi "tego" mam kazac mu to spozywac by było prowno?
na Boga....
w sytuacji gdy facet ma normalną pracę to przestanie brać, ale gdy jego praca to dj'ka to licz się z tym, że prędzej w końcu zapłaci swoim życiem... niż przestanie brać...

taka gorzka prawda


PRAWDA JEST TAKA:

Gdyby Twój chlopak kochał chociaz nie powinnismy brac tutaj pod uwagę uczyc. Jesli Twoj chłopak dorósł do pewnej odpowiedzialnosci i jest dorosłym facetem z rozumem. Nigdy ale to przenigdy w zyciu nie pozwoliłby kobiecie na takie rzeczy.Jesli ma swiadomosc ze NARKOTYKI sa złe. nie pozwoliłby Ci ich nigdy wziać. Jesli chciałby dobrze dla Ciebie nie proponowałby Ci narkotyków:
ostatnio w piątek mój facet wysłał mi smsa czy w końcu przyjdę na imprezę (on jest dj'em w mieście gdzie ja mieszkam) - a ja spytałam się tylko czy jest "coś" do mnie - powiedział, że koleś nie dotarł i będzie najprawdopodobniej w sobotę, a ja ze spokojem odpisałam "to w takim razie nie idę"
- zabolało go trochę, napisał, że się zmieniłam, w końcu poczuł się jak ja...


Rozumiem ze Ty nie chcesz go już ratowac nie chcesz mu juz pomoc. Ty stwarzasz mu cholernie wygodna sytuacje
No najlepiej nacpac sie razem.

czasami czuję że powinnam od niego ucieć... zostawić, odejśc, zapomnieć... ale nie mogę... tyle razy próbowałam....
chciałabym uciec od tego bólu w sercu, który mi wyrządza... ale nie mogę, trzyma mnie przy nim, po prosty trzyma i nie chce puścić, dokąd ta miłość zmierza ? chyba do nikąd....
wiem, że sama sobie kopię dołek...

No chyba nie dokonca jestes swiadoma?
Miłość ???
Dokąd zmierza?
taka miłosc napewno do grobu.

ale wiem, ze gdy go zostawię, samego z tym czy go rzucę - on i tak nie przestanie brać....
ani prośbą ani groźbą...

jaka prosba jaka groźba?
przeciez postawiłas sprawę jasno??
no tak czy nie?
Skoro rzucisz a nie przestanie brac to o jednego trupa mniej:)
wybacz ironię ale dziewczyno jestes zaślepiona uczuciem.


może jeszcze jest nadzieja że w końcu zobaczy co się ze mną dzieje, że się wciągnęłam w to gówno i coś zrobi....

no pewnie.
czekaj cpaj i czekaj az serducho wysiadzie.
powodzenia.
!!!!!

Skromnym słowewm dodam ze gdyby nie ludzie z tego forum, gdyby nie ich słowa i rady, nadal przymykałabym oczka na amfe.
bo kocham bo nie mogę bo uczucia.

"kochasz to nie ranisz"
"miłosc to bezpieczenstwo"
dziunia
 

Postprzez wandula67 » 2 lut 2010, o 20:46

---------- 01:45 02.02.2010 ----------

Witaj pukapuk ,x-yam, magoch i pozostali, których zapamiętałam mimo, że minął ponad rok.
Muszę zebrać siły na opisanie dalszej historii mojej córki...jest coraz gorzej.Samo myślenie sprawia mi ból i trudno mi zebrać myśli.Próbowałam już kilka razy coś napisać, ale brakowało mi odwagi, albo traciłam sens pisania.
Może jutro...
Pozdrawiam wszystkich ciepło.

---------- 19:46 ----------

Minął rok, od kiedy moja córka wyszła na własną prośbę z drugiego ośrodka. Zadzwoniła już po fakcie, płakała, błagała, mówiła, że nie ma się gdzie podziać, a w ośrodku już nie wytrzymywała, bo to nie miejsce dla niej i postanowiła zrezygnować - oczywiście nic nam wcześniej nie mówiąc. Chciałam dać jej nauczkę i zostawić ją na walizkach, chociaż na jedną noc, no, bo skoro podejmuje takie decyzje twierdząc, że jest dorosła i to jej życie i ma prawo robić, co chce, dlaczego jako matka mam się nie zgodzić? Byłam twarda, chociaż serce mi pękało. Mąż po 2 godzinach rozmowy z nią przez telefon postanowił pojechać po nią. Nie wytrzymał…błagała, obiecywała, płakała, mówiła jak bardzo nas kocha, jak tęskni, jak jej ciężko (zawsze mówi to samo) i nie wytrzymał. Ponieważ nikt nie liczył się z moim zdaniem i moimi uczuciami, a chciałam pokazać córce, że jestem konsekwentna i nie podoba mi się jej samowolka, a mężowi dać do zrozumienia, że nie dam sobą manipulować powiedziałam, że ma jej nie przywozić do domu i nie interesuje mnie gdzie ją ulokuje. Oczywiście czułam się podle, ale miałam dosyć ignorowania mnie, a przecież problem jej uzależnienia dotyczył całej rodziny.
Rozpisałam się…przepraszam... Wracają wspomnienia, a z nimi emocje.
Mąż wynajął córce pokoik u swojej znajomej emerytowanej pani pedagog -przemiła spokojna osoba, której wnuczek miał również problem z uzależnieniem, więc temat nie był jej obcy.
Niby wszystko było dobrze, chodziła codziennie do poradni, mówiła o ogarnięciu swojego życia, miała plany itd., ale mi się coś w tym wszystkim nie podobało. Może było za ładnie, za dobrze, za łatwo? Sama nie wiem, ale obserwowałam ją bardzo uważnie i byłam cały czas czujna. Mąż twierdził, że mam obsesje, że przyczepiam się, wyszukuję, mam coś z głową nie tak, bo cały czas mówię, ze córka nadal nami manipuluje. Cały czas przyłapywałam ją na kłamstwie, oprócz ciągłych obietnic nic się nie zmieniało. Raz na miesiąc miała wpadki, albo z alkoholem, albo z lekami – relanium, acodin, itp. Oczywiście twierdząc, że to nic nieznaczące wzięcie dla wypuszczenia emocji, bo jest jej ciężko, ( co jeszcze brała i jak często wie tylko ona). Mąż nadal miał klapki na oczach-powtarzał, że powinnam się leczyć, bo nic złego się nie dzieje. Nagradzał córeczkę za to, że żyje w abstynencji (biorąc raz na miesiąc?!), zakupy, prezenty i zero wymagań.
Od października zeszłego roku zaczęła brać leki coraz częściej i w dużych ilościach. 2 Razy była w szpitalu z powodu acodinem.Pani, u której mieszkała nie chciała nadal wynajmować jej pokoiku, tak, więc od grudnia córka przeprowadziła się do nas.
Agresja z niej tryskała, prowokacje do kłótni nie kończyły się i ciągłe znikanie z domu na noc
Wpadła w ciąg. Okazało się, ze bierze leki – acodin , tramal, relanium, oxazepam itp. + alkohol.
3 dni spędziliśmy w izbach przyjęć, po badaniach odsyłano nas do domu, a ja wiedziałam, że moment kulminacyjny dopiero nadejdzie…nie wiedziałam tylko, czym się objawi. Przetrzymywaliśmy ją na siłę w domu szarpiąc się z nią, tłumacząc, prosząc.Czuwaliśmy do rana, wiedziałam, że muszę przerwać jej ciąg. Po 2 dniach otumanioną zawieźliśmy ją do prowadzącego terapeuty. Uzgodniliśmy, że córka pojedzie do ośrodka stacjonarnego, na co ona bez oporów zgodziła się, ale ja znowu wiedziałam, że to kontynuacja jej gry. Po powrocie do domu poprosiłam, żeby się spakowała. Mąż późnym wieczorem wyszedł z psami na spacer, a ja przygotowywałam sobie kąpiel. Nagle poczułam powiew mrocznego powietrza i usłyszałam, że córka coś do mnie mówi…tak dziwnie mówi. Poszłam do niej do pokoiku i tam zobaczyłam moją córkę – siedziała na metalowym oblodzonym parapecie, cała była poza mieszkaniem (mieszkamy na IX piętrze) i powtarzała, że nie pójdzie do ośrodka…woli umrzeć. Na rękach miała skórzane rękawiczki i okryta była polarowym kocem. Serce mi stanęło, mówiąc spokojnie podeszłam do niej i zacisnęłam jak najmocniej na niej swoje ręce uważając, żeby jej niechcący nie popchnąć lub nie złapać tylko za koc. Trwało to kilka sekund, ale moje serce przestało bić i tak jest do tej pory.
Udało mi się ją wciągnąć do pokoiku. Po powrocie męża wyszłam przed blok i zadzwoniłam po pogotowie zgłaszając próbę samobójczą. Przyjechała też policja, bo córka nie chciała dobrowolnie iść do szpitala.
Odwiedziłam ją tylko 2 razy, po tym wszystkim nie jestem w stanie z nią rozmawiać.
Coś we mnie pękło…coś się zamknęło.
Za 3-4 tyg. zostanie wypisana ze szpitala i są tylko dwa wyjścia z tej sytuacji: albo ośrodek, albo ulica.

Jeżeli ktoś doczytał do końca, to bardzo dziękuję za wytrwałość
wandula67
 
Posty: 10
Dołączył(a): 1 gru 2008, o 17:10
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez caterpillar » 2 lut 2010, o 21:58

wandula ...nawet brak mi slow zeby cokolwiek napisac :( :pocieszacz:

czasem pisze tu na formu mamamuminka ,ktora przechodzi bardzo podobna historie ze swoja corka
(poszukaj jej posow)

doswiadczenia osoby w podobnej sytuacji sa bardzo cenne

wyobrazam sobie ,ze jest Ci ogromnie ciezko jednak wierze ,ze znajdziesz w sobie sily ..tego Ci zycze

i zycze Ci abys odzyskala corke :kwiatek2:
Avatar użytkownika
caterpillar
 
Posty: 7067
Dołączył(a): 29 maja 2008, o 16:15
Lokalizacja: część świata

Postprzez wandula67 » 3 lut 2010, o 14:40

caterpillar bardzo dziękuję za odzew. Prześledzę wszystkie posty mamymuminka.
wandula67
 
Posty: 10
Dołączył(a): 1 gru 2008, o 17:10
Lokalizacja: Warszawa

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Uzależnienia

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 11 gości

cron