Witam,
Jak wszyscy weszłam na to forum chyba nawet nie w poszukiwaniu pomocy a nadziei. Jesteśmy małżeństwem od 10 lat. Tak w wielkim skrócie podam kilka faktów z naszego życia, które mam wrażenie przyczyniły się do naszych problemów. Przed ślubem dowiedzieliśmy się, że nie będziemy mogli mieć dzieci (mój mąż jest bezpłodny). Po 5 latach starań i leczeń zdecydowaliśmy się na adopcję. 3 lata temu adoptowaliśmy córkę i równocześnie dowiedzieliśmy się, że mąż ma raka. Ostatnie 3 lata jak teraz patrzę to chyba był jakiś kosmos.Małe dziecko, co pół roku badania kontrolne w międzyczasie pomylone wyniki badań które wskazywały na koniec. W ciągu jednego roku pobudowaliśmy dom a kolejnego przeprowadziliśmy firmę. A 2 stycznia mój maż zakomunikował mi, że on to właściwie ma mnie dosyć. i był gotowy się wyprowadzić. Powstrzymały go chyba tylko moje słowa, że najłatwiej jest uciec. Jak się teraz okazuje duży wpływ na jego decyzję miało to, że pojawiła się w jego życiu nowa sympatia (co gorsza nie fizyczna a raczej emocjonalna) Zawsze wydawało mi się, że jesteśmy dobrym małżeństem. Patrzy teraz na mnie jak na obojętną osobę, mam wrażenie, że nie zależy mu na niczym poza jego pracą. Punktuje mnie na każdym kroku i czeka na moje potknięcie, Twierdzi, że chce ratować ten związek. Atmosfera jest okropna. On nie wie, że ja wiem o nowej sympatii (z którą chyba rzeczywiście zerwał kontakt, a raczej ona z nim). Twierdzi, że mnie kocha ale jestem mu obojętna. Jak dla mnie te słowa na wzajem się wykluczają. Boje się, że nie uporamy się z tym wszystkim, boję się powiedzieć cokolwiek i zrobić bo nie wiem jaki to odniesie efekt. Człowiek który twierdził, że sakrament małżeństwa jest raz do końca życia, rodzina żona i dziecko są najważniejsze, przestał brać to pod uwagę. Nie szukam tylko winy w tej sympatii, widzę rzeczy, których może nie dopilnowałam w naszym związku, ale do niego nie dociera to ,że mam prawo do popełniania błędów i mnie też jest ciężko żyć ze świadomością, że on może umrzeć. Wiem, że to wszystko bardzo chaotyczne ale w jednym poście trudno to ująć.
Pomóżcie mi to przetrwać!!