Niewiem czy to jest dobre forum na to co chce napisac.., ale sprubuje moze mnie nie skreslicie lecz pomozecie.. Mam faceta ma 28 lat i od 2 lat mieszkamy razem.. Jest ciezko- on ma problem ktorego nie dostrzega (alkohol- najwieksze przeklenstwo tego swiata) Moze zaczne od tego jak sie poznalismy. To bylo piec lat temu u moich znajomych na imprezie sylwestrowej.., choc on twierdzi ze znamy sie z wczesniejszego okresu, ale ja tego nie pamietam. mialam wtedy 17 lat
spodobal mi sie byl taki mily, uprzejmy, dzentelmen kazda by tym ujal. Jego urok mnie zafascynowal. z poczatku byly tylko mile smsy, a potem zaczelismy sie spotykac. Zakochalam sie- on wtedy mowil ze mnie kocha a ja mu wierzylam, zreszta nadal w to wierze. Jezdzilam do niego on przyjezdzal do mnie. Bylo super. Byly wakacje kiedy brakowalo nam kasy postanowilismy w Warszawie znalezc sobie jakas prace. wtedy on przeprowadzil sie do Warszawy, bo mieszkal 80km od warszawy. Z poczatku bylo super chodzilismy do kina, restauracji, kupowal prezenty i tak zylismy az postanowilismy ze on u mnie zamieszka. Z poczatku tez bylo ok, ale potem sie zaczelo. Poznal kolegow na osiedlu (samych meneli) ktorzy bez przerwy ciagali go na wode, piwko. Z poczatku myslalam ze musi sie wyszalec, ale to zaczelo byc coraz czasciej i czesciej. Teraz to jest tak ze tydzirn pije i tydzirn trzezwieje. Nie pracuje. Ja ciagle przez niego placze, bo nadal go kochAm a on nie rozumie ze mnie rani. Niewiem co robic, juz nie raz chcialam odejsc od niego tzn wyrzucic go ale nie mam na to sil.
Nawet teraz jak to pisze lezy pijany.. Czasami mam mysli ze ja w zyciu zrobilam cos zlego ze los mnie tak pokaral, moze ja nie zasluguje na szczescie. Czasami mialam ochote juz sobie cos zrobic, ale nie warto dla takiego gnoja! Jednak go kocham nic na to nie poradze, a moze to juz tylko przyzwyczajenie?? Sama niewiem...