WItam.
Nigdy nie przypuszczalam ze pojawie sie na takim forum o problemach ze zwiazkami, jestem tu poraz pierwszy bo potrzebuje powaznej pomocy. Sama sobie juz nie radze z moim facetem.
Zaczne od tego, ze mam 21 lat i jestem w zwiazku od 4 lat(minie w przyszlym maju), moj facet ma 24 prawie 25. Byl moim pierwszym we wszystkim ja dla niego tez.
Bylo wszystko fajnie, wzoty i upadki jak w kazdym zwiazku, niema idealow... ale to co teraz sie dzieje to juz nie wiem, nie rozumiem i niszczy mnie to.
Zaczelo sie jakies pol roku temu moze ciut wczesniej, coraz wiecej bylo sprzeczek o totalne pierdoly, najlepsze jest to ze choc on je tworzyl ja czulam sie najczesciej winna(trwalo to do czasu - potem oduczylamsie tego). Byly to klutnie o to ze ja cos zle powiedzialam, ze nie tak jak powinnam, ze nie robie tego co on by chcial ze nie doceniam go, ze nie szanuje itd itp.
A ja za kazdym razem nie wiedzialam o co chodzi. Wkladam w ten zwiazek wszystko co moge od zawsze, a on zdaje sie jakby nie wiedzial tego albo nie chcial widziec... Ostatnio mi najczesciej zarzuca ze nie chwale go, ze nie pieszcze ze nie inicjuje sama zblizen itp.
A to jest nie prawda on jest slepy czy jak, za kazdym razem jak on mnie piesci ja jego tez, i na odwrot jak ja jego to on mnie. Bardzo czesto sama zaczynam cokolwiek(przeciez nie musze odrazu za kazdym razem rzucac sie na niego)-wystarczy chyba ze go pozaczepiam, powiem cos itd... gra wstepna to nie tylko dzicz ale i cos wiecej jakas subtelnosc, flirt... ja mam takie potrzeby a w zwiazku nie licza sie tylko potrzeby mojego partnera ale wspolne wiec jakis kompromis a on by chcial bym wiecznie tylko sie rzucala i wogole.
Kolejna sprawa ze go nie szanuje bo mowie cos bo robie cos, a te rzeczy co on wywlecze to wogole nie pasuja do braku szacunku - wrecz przeciwnie to on mnie nie szanuje - drze sie o wszystko co mu nie pasuje, ma jakies chore pretensje(ze go malo pieszcze, a ja robie tyle samo co on), ze go nie zaspokojam... jak to uslyszalam to wydarlam sie na niego ze to on mnie nie zaspokoja(mam duze potrzeby a on im nie sprostuje z czego normalnie nie robie problemow bo zwiazek to nie tylko seks), wiec mu wygarnelam ale on przedstawil sie jako tego krysztalowego ze co on takiego nie robi i wogoloe oczernia mnie, ze komplementow nie prawie a robie to.
NAjczesciej wyglada to tak ze jest wszystko okey dopoki nie powiem czegos co on uzna za zaczepke, dla niego zdanie typu "przytulilbys mnie" albo "Co bys chcial robic" uznaje za zarzut i zaczepke typu ze czekam na cos i cos wymagam i mam pretensje.
Potem drze sie o wszystko co tylko moze, wymysla pierdoly, obwinia mnie o wszystko i mowi ze nic nie potrafi i jestem doniczego, ze nigdy sie nie zmienie. A w czym ma sie zmieniac skoro nic mu nie pasuje co zmienie.
Kiedy proboje go uspokoic i naklonic do normalnej ludzkiej rozmowy to zaczyna rzucac wszystkim, trzaskac, jeszcze wiecej drzec sie i nie sluchac co chce powiedziec, nieraz uslysze jakies epitety w swoim kierunku, potem trzaska drzwiami i kazde mi sie wynosic(mieszka z rodzicami i czasami spie u niego), a jak jest u mnie to wychodzi i sie nie odzywa.
Co to ma byc, o co tu chodzi... Tak jest za kazdym razem, chyci jakies zdanie slowko i wyrzuca wszystkie brudy jakie sie da doklada swoje bajki i zwala ze to moja wina.
Ja sobie juz nie raze, teraz(wczoraj) mial pretensje ze nie ciesze sie jak go pieszcze, ze nie chce z nim seksu... to mu odpowiedzialam ze z czego mam sie cieszyc i poco chciec skoro zaraz uslysze albo za pare dni ze jestem do niczego.
CZy ktos mi pomoze rozwiazac to? O co tu chodzi.. ja go kocham on podobnotez, poza klutniami jest slodki kochany, i wogole a potem jedna iskra i wszystko sie pali, nie mam juz powodow do radosci, kiedys budzilam sie z usmiechem teraz z watpliwosciami czy warto wstawac...