---------- 17:24 09.01.2009 ----------
inka napisał(a):Jak ktos mowi ze sie odezwie a potem sie nie odzywa to jak dla mnie to jest lekcewazenie...
Dziewczyny a ja nie chce kontaktu, bo niby po co, po to zeby sobie pogorszyc samopoczucie, zeby znowu plakac w poduszke. Teraz dla odmiany jestem zajeta innymi problemami np tym ze nie moge znalezc pracy
, a studia juz skonczylam pol roku temu.
Snil mi sie ostatnio, ale fabuly tego snu na szczescie nie pamietam.
Samara Ciesze sie ze sie tak dobrze czujesz, moze tak jest bo wiesz ze dobrze zrobilas, ze zrozumialas
, pamietam ze tez tak sie czulam rok temu jak skonczylam z moim ex, teraz idzie mi troche oporniej, ale moze dlatego ze mam za duzo czasu wolnego
Dokładnie - to jest lekceważenie. Doskonale Cię rozumiem, że nie chcesz kontatktu, to najlepsze i JEDYNE wyjście. Jeśli masz zapomnieć i zacząc na nowo to musisz się zupęłnie odciąć - inaczej się nie da. Wiem, bo sama to przerobiłam, też najpierw ucięłam kontakt, i odbudowa "samej siebie" szła mi wtedy całkiem nieźle. Do czasu gdy znów zaczał się odzywać, najpierw rzadko, potem coraz częsciej (pytanie po co?) i znów to sie przypałętało, wszystkie złe odczucia wróciły i chodziły za mną cały czas, nawet nie zauważyłam kiedy stało się to czyms wręcz normalnym, codziennym, że znów zaczełam się zamartwiać. I po co to było? Te głupkowate pytania "co u ciebie słychać", itp. Czemu to służy? Kiedy na kilomoetr widać, że nawet nie mamy o czym gadać... a najbardziej rozwaliło mnie kiedy po jakimś czasie zadzwonił do mnie, żeby mnie zapytac jakim autobusem można spod makro dojechać do centrum... no ludzie!!!!! a co ja jestem informacja MPK? po prostu ręce opadają. Kazdy pretekst jest dobry, żeby spierzyć komuś humor, no naprawdę.
Jeśli ludzie rozstaja się w jakis sensowny sposb i są to (podkreslam!!) SENSOWNI ludzie to można bawić sie w takie rzeczy jak przyjaźnie itp. Ale jeśli mamy do czynienia z kimś "takim" , to po co to ciągnąć? po co utrudniać sobie życie toksyczną znajmościa, która nie przynosi NICZEGO dobrego, tylko nas męczy, niszczy? Po co to???
Jak to powiedział mi kiedyś mądrze mój kolega - "nie ma po co reanimować umarlaka. Co jest martwe - jest martwe."
Amen
---------- 17:39 ----------inka napisał(a):Snil mi sie ostatnio, ale fabuly tego snu na szczescie nie pamietam.
Inka - co do snów... Ja miałam takich snów mnóstwo, dziesiątki, może nawet setki... I zazwyczaj były to dobre sny, to znaczy, wszystko było w nich super, byliśmy razem i wszystko się układało. Ale nawet wtedy czułam (we śnie, rozumiecie, we śnie!!!) że to jest jakaś ostra ściema. Nawet w tych snach czekalam tylko na kolejny cios, na cos złego, bo wiedziałam że na nic dobrego z jego strony nie mogę liczyć. Nawet śpiąc to czułam...
Te sny się jakiś czas temu skończyły. Był taki jeden, ostatni, który po prostu był kwintesencją wszystkiego. Nie wierzę za bardzo w symbolikę snów itp, ale tym razem nie miałam wątpliwości. i to był mój osttani sen z tym człowikiem od tamtej pory (i mam nadzieję, że więcej nie będzie). I to własnie ten sen upewnił mnie w przekonaniu, że trzeba to raz na zawsze skończyć...
Sniło mi się, że stałam pod cmentarzem, przy dużej bramie, romawiałam z jakimiś koleżankami. Wokoło było mnóstwo ludzi, tak jak na wszystkich swietych. I nagle ktoś mnie zawołał - i to był on. W pierwszej chwili nie poznałam go - nie wyglądał tak jak teraz, tylko był taki jakim go poznałam te parę lat temu, jeszcze jako 17 letniego gówniarza. Nie poznałam go - a on powiedział "co, nie poznajesz mnie? To ja!". Wtedy dopiero go poznałam i podbiegłam go niego, chciałam z nim chwilę pogadać. A on tylko powiedział, że musi iść, uśmiechnął się tak jak kiedyś (w tym usmiechu kiedyś się zakochałam) i zniknął w bramie tego cmentarza.
Nie poszłam za nim. On zniknął na cemtarzu, a ja zostałam poza nim.
Cóż, tu chyba nie trzeba nawet niczego interpretować. Ten sen otworzył mi oczy. Pierwszy raz w zyciu sen pomógł mi podjąc decyzję.
Słuszną decyzję.