wyszlam ze zwiazku w ktorym kochalam za bardzo

Problemy z partnerami.

Postprzez coccinella » 8 sty 2009, o 01:50

dziewczyny, też was doskonale rozumiem... wyszłam z takiej toksycznej relacji i zaczynam stawać na własnych nogach. uwierzcie, da się!

nie jest jeszcze do końca dobrze, czasami przychodza gorsze chwile i wracają złe myśli, ale juz i tak jest o wiele lepiej.
najtrudniej jest uwierzyć, że mimo tego, że ten facet (ktory wydawał mi sie idealny i jedyny, chociaż 'z problemami') nie chciał ze mną być, to jestem wspaniałą kobietą, która zasługuje na miłość!

dzisiaj wpadła mi w ręce książka "Toksyczna miłość i jak się z niej wyzwolić" (autorka Pia Mellody), dopiero zaczęłam czytać, ale chyba moge wam też ją polecić :)

powiem wam jedno; dobrze, wiedzieć, że jesteście, że żadna z nas nie jest sama ze swoim problemem, że nie tylko mnie sie to przytrafiło.

ściskam was i życzę kolorowych snów, a nie bezsennych nocy! :*
coccinella
 
Posty: 7
Dołączył(a): 30 wrz 2008, o 14:56
Lokalizacja: Kraków

Postprzez onelove » 9 sty 2009, o 01:10

I gdzie tu logika? byly odezwal sie do mnie na gadu gadu, pogadal chwile i pozwiedzial ze idzie spaci pogadamy na nastepn dzien (czyli dzis, ale sie nie odezwal). nie rozumiem takiego zachowania. ktos z wami zrywa a po tygodniu oddzywa sie jak kolega do kolezanki i chce sobie pogawedzic przy czym pyta co u mnie a jak ja pytam co u niego to ze nic nowego i takie poslowa tylko. przyznam ze troche zachwial moje samopoczucie, a czulam, ze szlo w dobrym kierunku...
Avatar użytkownika
onelove
 
Posty: 34
Dołączył(a): 4 sty 2009, o 02:54
Lokalizacja: Sillezjah

Postprzez Księżycowa » 9 sty 2009, o 02:57

A mój dla odmiany się nie odzywa. Pomyślałam, że trzeba w jedną, albo w drugą i chociaż bardzo nie chcę rozstania, to wiem, że jest konieczne. Albo coś ze sobą zrobi (psycholog) w co wątpię, albo trudno. Nie dam sobą pomiatać, nie mogę. Straciłam chęć życia i wiarę w siebie. Nie potrafię nawet zdać prawa jazdy. To chyba coś nie tak. Ze szkołą dałam sobie spokój. Nie dam rady. ZrObię szkołę, ale osobno, bez niego. Czuję się jak ostatnia jędza, jakbym była wszystkiemu winna. Myślę, że o to mu chodziło.
Straciłam przez niego koleżankę. Po ostatnim numerze ona chyba nie jest pewna czy może się ze mną spotkać, czy on znów nie zrobi jakiejś ,,niespodzianki" Myślę, że i o to mu chodziło. Nie pozwala mi odejść z jednej strony. Ale coś zrobię, przechodzę katorgę.
Jest mi oczywiście żal, bardzo żal. Dał mi przepiękne chwile i wiem, że będzie bolało.

Zamówiłam sobie książkę ,,Kobiety, które kochają za bardzo". Mam nadzieję, że ta lektura podpowie mi co najlepiej zrobić... Jestem wykończona pracą a coś nie mogę spać. A najgorsze jest to, że oni nie zasługują na nasze poświęcenia... Z niczego nie zdają sobie sprawy...
Księżycowa
 

Postprzez Samara » 9 sty 2009, o 03:06

coccinella napisał(a):dziewczyny, też was doskonale rozumiem... wyszłam z takiej toksycznej relacji i zaczynam stawać na własnych nogach. uwierzcie, da się!



oczywiście, że się da. Nie znam sie na tym za bardzo ,nie moge powiedziec nic mądrego - raz ztakiej relacji wyszłam i po jakimś czasie wróciłam.. :/ ale, ale, ale. Mija juz 2 tydzień od drugiego już "końca". Nie myśle o tym WCALE. Nie mówie o tym wcale, po prostu tego nie ma. Sama nie wiem jak to robię, ale mimo licznych problemów i obaw, nie martwię się. Wręcz mam dobry humor. Pierwszyraz od... paru lat. Cholera... jak ja to zrobiłam??? :) aż sama w to nie wierzę...
(tu chyba musi byc ukryty jakiś podstęp, to byłoby za za łatwe...)
Samara
 

Postprzez onelove » 9 sty 2009, o 03:48

kasiorek43 nie rezygnuj z nauki..to jedyne co zalezy od nas tak naprawde..ja przez zwiazki mam 2 lata szkoly w plecy..walczylam, motalam sie, wymyslalam wyjazdy i prace za granica i w koncu trafilam do punktu wyjscia..sama z rodzicami..problemy nawet wieksze i studia dalej niz blizej..oni sobie nie zdaja z tego sprawy, jak mozna sobie zdawac sprawe z rzeczywistosci jak 2/3 swojego zycia jest sie nacpanym testosteronem..z doswiadczenia wiem, ze przepiekne chwile to czasem nam sie wydaje, ze oboje ludzi przezywa, a okazac sie moze, ze to tylko nasze osobiste uczucia i wrazenia..
Avatar użytkownika
onelove
 
Posty: 34
Dołączył(a): 4 sty 2009, o 02:54
Lokalizacja: Sillezjah

Postprzez isiaaa20 » 9 sty 2009, o 10:50

też tak się miotam ze szkołą i studiami;/ eh. pewnie,że tu zostanę:) fajnie tu byc;)
isiaaa20
 

Postprzez inka » 9 sty 2009, o 15:44

Jak ktos mowi ze sie odezwie a potem sie nie odzywa to jak dla mnie to jest lekcewazenie...

Dziewczyny a ja nie chce kontaktu, bo niby po co, po to zeby sobie pogorszyc samopoczucie, zeby znowu plakac w poduszke. Teraz dla odmiany jestem zajeta innymi problemami np tym ze nie moge znalezc pracy :( , a studia juz skonczylam pol roku temu.

Snil mi sie ostatnio, ale fabuly tego snu na szczescie nie pamietam.

Samara Ciesze sie ze sie tak dobrze czujesz, moze tak jest bo wiesz ze dobrze zrobilas, ze zrozumialas :) , pamietam ze tez tak sie czulam rok temu jak skonczylam z moim ex, teraz idzie mi troche oporniej, ale moze dlatego ze mam za duzo czasu wolnego
Avatar użytkownika
inka
 
Posty: 111
Dołączył(a): 15 wrz 2007, o 20:15
Lokalizacja: Zagłębie/Śląsk

Postprzez Samara » 9 sty 2009, o 18:39

---------- 17:24 09.01.2009 ----------

inka napisał(a):Jak ktos mowi ze sie odezwie a potem sie nie odzywa to jak dla mnie to jest lekcewazenie...

Dziewczyny a ja nie chce kontaktu, bo niby po co, po to zeby sobie pogorszyc samopoczucie, zeby znowu plakac w poduszke. Teraz dla odmiany jestem zajeta innymi problemami np tym ze nie moge znalezc pracy :( , a studia juz skonczylam pol roku temu.

Snil mi sie ostatnio, ale fabuly tego snu na szczescie nie pamietam.

Samara Ciesze sie ze sie tak dobrze czujesz, moze tak jest bo wiesz ze dobrze zrobilas, ze zrozumialas :) , pamietam ze tez tak sie czulam rok temu jak skonczylam z moim ex, teraz idzie mi troche oporniej, ale moze dlatego ze mam za duzo czasu wolnego


Dokładnie - to jest lekceważenie. Doskonale Cię rozumiem, że nie chcesz kontatktu, to najlepsze i JEDYNE wyjście. Jeśli masz zapomnieć i zacząc na nowo to musisz się zupęłnie odciąć - inaczej się nie da. Wiem, bo sama to przerobiłam, też najpierw ucięłam kontakt, i odbudowa "samej siebie" szła mi wtedy całkiem nieźle. Do czasu gdy znów zaczał się odzywać, najpierw rzadko, potem coraz częsciej (pytanie po co?) i znów to sie przypałętało, wszystkie złe odczucia wróciły i chodziły za mną cały czas, nawet nie zauważyłam kiedy stało się to czyms wręcz normalnym, codziennym, że znów zaczełam się zamartwiać. I po co to było? Te głupkowate pytania "co u ciebie słychać", itp. Czemu to służy? Kiedy na kilomoetr widać, że nawet nie mamy o czym gadać... a najbardziej rozwaliło mnie kiedy po jakimś czasie zadzwonił do mnie, żeby mnie zapytac jakim autobusem można spod makro dojechać do centrum... no ludzie!!!!! a co ja jestem informacja MPK? po prostu ręce opadają. Kazdy pretekst jest dobry, żeby spierzyć komuś humor, no naprawdę.

Jeśli ludzie rozstaja się w jakis sensowny sposb i są to (podkreslam!!) SENSOWNI ludzie to można bawić sie w takie rzeczy jak przyjaźnie itp. Ale jeśli mamy do czynienia z kimś "takim" , to po co to ciągnąć? po co utrudniać sobie życie toksyczną znajmościa, która nie przynosi NICZEGO dobrego, tylko nas męczy, niszczy? Po co to???

Jak to powiedział mi kiedyś mądrze mój kolega - "nie ma po co reanimować umarlaka. Co jest martwe - jest martwe."

Amen ;)

---------- 17:39 ----------

inka napisał(a):Snil mi sie ostatnio, ale fabuly tego snu na szczescie nie pamietam.


Inka - co do snów... Ja miałam takich snów mnóstwo, dziesiątki, może nawet setki... I zazwyczaj były to dobre sny, to znaczy, wszystko było w nich super, byliśmy razem i wszystko się układało. Ale nawet wtedy czułam (we śnie, rozumiecie, we śnie!!!) że to jest jakaś ostra ściema. Nawet w tych snach czekalam tylko na kolejny cios, na cos złego, bo wiedziałam że na nic dobrego z jego strony nie mogę liczyć. Nawet śpiąc to czułam...

Te sny się jakiś czas temu skończyły. Był taki jeden, ostatni, który po prostu był kwintesencją wszystkiego. Nie wierzę za bardzo w symbolikę snów itp, ale tym razem nie miałam wątpliwości. i to był mój osttani sen z tym człowikiem od tamtej pory (i mam nadzieję, że więcej nie będzie). I to własnie ten sen upewnił mnie w przekonaniu, że trzeba to raz na zawsze skończyć...

Sniło mi się, że stałam pod cmentarzem, przy dużej bramie, romawiałam z jakimiś koleżankami. Wokoło było mnóstwo ludzi, tak jak na wszystkich swietych. I nagle ktoś mnie zawołał - i to był on. W pierwszej chwili nie poznałam go - nie wyglądał tak jak teraz, tylko był taki jakim go poznałam te parę lat temu, jeszcze jako 17 letniego gówniarza. Nie poznałam go - a on powiedział "co, nie poznajesz mnie? To ja!". Wtedy dopiero go poznałam i podbiegłam go niego, chciałam z nim chwilę pogadać. A on tylko powiedział, że musi iść, uśmiechnął się tak jak kiedyś (w tym usmiechu kiedyś się zakochałam) i zniknął w bramie tego cmentarza.
Nie poszłam za nim. On zniknął na cemtarzu, a ja zostałam poza nim.

Cóż, tu chyba nie trzeba nawet niczego interpretować. Ten sen otworzył mi oczy. Pierwszy raz w zyciu sen pomógł mi podjąc decyzję. Słuszną decyzję.
Samara
 

Postprzez onelove » 9 sty 2009, o 21:41

Ladnie..wiece nie ma to jak sie obudzic rano z lzami w oczach bo on wam sie przysnil..juz tak dobrze bylo bez niego i nagle bum jakis bzdurny sen...to tak jak sie widzi kogos po paru m-cach uczucia wracaja, tak w snie tez ta osobe sie WIDZI i to jest najgorsze po prostu ta twarzm sylwetka wszystko to co kochalysmy. Nienawidze takich snow, ale nigdy nie wiadomo kiedy nadejda...ja jak jeszcze z bylym chodzilam to mi sie czasem snilo, ze mnie zdradzal a pozniej budzilam sie obok niego i jakos tak wkurzona bylam chociaz wiedzialam, ze spal obok mnie, ale pomimo tego cos we mnie sie gotowalo i podejrzenia itd...

oczywiscie nie odezwal sie, nie wiem po co pisal i mam nadzieje, ze juz nie napisze wiecej. wykasowalam jego nr telefonu, wyrzucilam z listy gg..czytam 'Kobiety...' i staram sie rozumiec...
Avatar użytkownika
onelove
 
Posty: 34
Dołączył(a): 4 sty 2009, o 02:54
Lokalizacja: Sillezjah

Postprzez Księżycowa » 9 sty 2009, o 22:07

Ja też nie długo to przeczytam. Mam nadzieję, że zrobi mi się ,,jaśniej" w głowie, że przestanę czuć się winna i go żałować. Póki co czuję straszną pustkę. Czegoś mi brak. Chcę by to minęło. Wspomnienia, te dobre, żeby sobie poszły. Chciałabym zrozumieć, że nie były prawdziwe. Jednak boli...

A propo szkoły, to już zrezygnowałam. Ne poszłam dziś na zajęcia i jutro na egzaminy nic nie umiem, więc pasuje. Zacznę sama, mam nadzieję, że mi się uda.

Jeżeli chodzi o sny, to miałam ostatnio też okropny, że mnie oszukuje. Później zniknął, to był brutalny sen, chyba zginął w nim. Tak podobnie jak z tym cmentarzem u Samary. Ciekawe co te sny chcą nam powiedzieć naprawdę. Długo o nim myślałam, bo dlaczego zginął, chyba, tak wyglądało. Stało się tam coś strasznego, ale nie pamiętam co. Okropne to było. Obudziłam się tak przerażona, że aż włączyłam telewizor.
Księżycowa
 

Postprzez inka » 10 sty 2009, o 17:48

Mam teraz ciezszy okres, wczoraj w nocy bez czegos na uspokojenie bym nie zasnela :(. Jest mi cholernie przykro, tym bardziej ze wykorzystal mnie mimo ze mnie nie kochal, jak tak mozna postepowac, a ja glupia sie ludzilam :(. Glupio mi bo brak mi jego dotyku, pieszczot, ciepla, bliskosci, bo tylko znam taka w jego wydaniu.

Kiedys tez mialam taki proroczy sen. Miedzy nami bylo cudownie, az w pewnym momencie poczulam ze cos jest nie tak i pewnej nocy tak z dupy snilo mi sie ze mnie zostawil dla jakiejs dziewczyny, obudzilam sie zaplakana i pisze do niego o tym koszmarze, a on mnie pocieszal. Tydzien pozniej wrocil do bylej...

Jak wrazenia po przeczytaniu ksiazki??? Mnie trudno bylo przez nia przebrnąć i opuscilam niektore fragmenty w srodku
Avatar użytkownika
inka
 
Posty: 111
Dołączył(a): 15 wrz 2007, o 20:15
Lokalizacja: Zagłębie/Śląsk

Postprzez joanka34 » 11 sty 2009, o 11:32

Pewnie jeszcze tak będzie jakiś czas...raz lepiej, potem gorzej....Nie rozumiem tego,że facet nas jawnie wykorzystuje i bawi się naszymi uczuciami, a potem to nam jest głupio i czujemy się żałosnie. Kurcze, to on powinienien zapaść sie ze wstydu pod ziemię, a nie my....my jesteśmy ok, nikogo nie skrzywdziłysmy, no tylko (?) siebie, kochając zbyt mocno i niewłaściwą osobę....

Kilka razy przeczytałam książkę,teraz też często do niej wracam...mnie utwierdziła w przekonaniu,że mam problem i to nie jest błahy problem,choć nie do końca identyfikuję się z kobietami, których przeżycia sa tam pokazane...większosć z nich ma ZEROWE poczucie własnej wartości, ze mną aż tak źle nie jest :)
joanka34
 
Posty: 180
Dołączył(a): 26 paź 2008, o 11:03

Postprzez Księżycowa » 11 sty 2009, o 21:29

---------- 19:14 11.01.2009 ----------

Fakt, to im powinno być głupio, nie nam. Coś nie mam na nic chęci, nie wierzę, że coś się uda. Chciałabym już zacząć czytać książkę, by móc się pocieszyć. Muszę poczekać aż przyślą... Mamy z kimś tyle miłych wspomnień, tyle nas łączy a tu nagle taka niespodzianka. Ja widzę po nim, że mam duże problemy emocjonalne. Nic nie jestem w stanie zrobić, bo nic nie dociera. Jest mi przykro, jest mi smutno i jest mi źle. Dlaczego kochamy osoby, które nas tak krzywdzą...? Nie rozumiem tego, ale trzeba w końcu posłuchać rozumu. Serce jest zbyt naiwne. Dobrze, że choć kocha mocno, czas sprawia, że z czasem przestaje, choć na daną chwilę uwierzyć się w to nie chce. Trzeba tylko to wypłakać i znieść... Trzymam kciuki za Was wszystkie dziewczyny.

---------- 20:29 ----------

Napisał do mnie i wiecie co? Licytował się tylko ze mną o to, żeby nie wyszło, że on ze mną zrywa. Boże jak to możliwe? Że dał mi tyle wyjątkowych chwil, tyle uczuć, poczucie bezpieczeństwa a teraz tak traktuje? Dlaczego ktoś zadaje nam taki ból? Ne chcę już nigdy kochać!
Księżycowa
 

Postprzez inka » 12 sty 2009, o 01:35

Oby tych zlych chwil bylo z kazdym mijajacym dniem coraz mniej.
W ksiazce faktycznie sa przytoczone dosc ekstremalne przyklady, ale moze po to zeby poprzez wstrzas otworzyc oczy. Ja jak ja przeczytalam to sie przestraszylam, mimo ze z zadna z pan nie moge sie w stu procentach zidentyfikowac, ale jednak odnalazlam w sobie cechy kobiety kochajacej za bardzo i wystraszylam sie wizji zmarnowania sobie zycia, bo tych lat nam nikt nie zwroci, a szkoda dla dupka sie tak poswiecac, podczas gdy gdzies za rogiem czeka prawdziwa milosc, ktora uskrzydla, a nie podcina skrzydla.

kasiorek43 wiesz kazdy z tych facetow ma ze soba problem, ale zadna z nas chocby nie wiem jak sie starala nie jest w stanie tego zmienic. Do tego widze ze ten twoj chce sie twim kosztem pozbyc wyrzutow sumienia, egoista. Bedzie bolec, ale wydaje mi sie ze warto przecierpiec swoje by potem byc szczesliwa, bo ten gosc Ci szczescia nigdy nie da. Bedzie bolec, ale bol minie i byc moze szybciej niz sie tego spodziewasz spostrzezesz pozytywy i poczujesz ulge

buziaki przesylam Wam, wszystkim :* i uszka do gory
Avatar użytkownika
inka
 
Posty: 111
Dołączył(a): 15 wrz 2007, o 20:15
Lokalizacja: Zagłębie/Śląsk

Postprzez Samara » 13 sty 2009, o 05:46

inka napisał(a):Bedzie bolec, ale wydaje mi sie ze warto przecierpiec swoje by potem byc szczesliwa, bo ten gosc Ci szczescia nigdy nie da. Bedzie bolec, ale bol minie i byc moze szybciej niz sie tego spodziewasz spostrzezesz pozytywy i poczujesz ulge.



zgadzam się w 100 %. Trzeba najpierw swoje przecierpieć, aby potem było tylko lepiej...

Cóż, u mnie mija już 3 tydzień, dalej twardo tzrymam się przy swoim.
W ostatni weekend spotkałam się z kilkoma moimi przyjaciółmi. Powiedziałam im, że posałam go do diabła. Kumpel powiedział "nareszcie", kumpela aż uwierzyć nie mogła, że wreszcie to zrobiłam. Ona zawsze mi mówiła, że to kawał ch*** ale ja oczywiście tego nie dostrzegłam, byłam taka zaślepiona...
Generalnie każdy mi gratulował tej decyzji, co mnie tylko upewniło, że dobrze zrobiłam.

W moim życiu ostatnio źle się dzieje, studia mi się sypią, wszystko się wali. Ale dawno nie czułam w sobie takiej siły do walki z tym, do ogaranięcia całej reszty. A poczułam to dokładnie od momentu gdy powiedziałam sobie - to koniec. Jak sobie przypomne ostatnie spotkanie znim, ja pierniczę, jaki on był żałosny, jaka tragikomedia... To po prostu była już jakaś FERSA. Dd tamtej pory... 10 kilo mniej na sercu, 1000 kilo mniej w życiu. Po raz pierwszy od lat CHCĘ cos zmienić, chcę zadbać wreszcie o siebie. I zrobię to. Przysięgam to sobie, że choćbym pękła, to nie wrócę do tego gówna, że wylezę z tej deprechy. To już trwa tyle lat... To trzeba skończyć, to już dawno przekroczyło wszelkie granice. Jak to mówi mój kumpel - skończył się karitas.

Nie mówię, ze mu źle życzę, że sie będę mścić - skądże! Ale może gdyby jego tak ktoś potraktował, tak nim trochę popomiatał, to może by się człowiek wreszcie obudził (chociaz... szczerze mówiąc - wątpię...).Ale to już na szczęscie nie mój problem.


Obiecuję też sobie, że wreszcie zacznę patrzec na innych chłopaków. Nie mówię, że od razu w sensie "miłosnym", ale że w ogóle zacznę ich dostrzegać. Do tej pory miałam przed oczami tylko tego idiotę. Byłam ślepa na wszystko dookoła. Ale skończyło się.



Na koniec cytat, który dokładnie oddaje moje odczucia:


"(...)na ten pogrzeb poszłam ubrana na kolorowo
bo wcale cię nie opłakuję
tak się cieszę ze już cię nie ma

i niech ci ziemia lekką będzie

Celebruję głuchą obojętność
Niech żyje
Alleluja
Niech żyje zapomnienie
Niech spoczywa w pokoju
I nigdy nie wraca
Alleluja"



Trzymajcie się dziewczyny, tzrymam za was kciuki
Inka, za Ciebie szczególnie :cmok: :buziaki:
Samara
 

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 154 gości