pytanie-terapia

Dorosłe Dzieci Alkoholików.

pytanie-terapia

Postprzez AniaK » 26 lis 2008, o 21:27

Witam ponownie. Mam do was pytanie: od dwóch dni jestem na terapii grupowej, wyprowadziłam sie też od rodziców, co miało na mnie b. dobry wpływ. (źródłem problemów były relacje rodzinne).I wydaje mi się, że czuję się na tyle dobrze, że wszystkie problemy minęły (a mam/miałam ich mnóstwo, lęk przed ojcem, brak akceptacji, chyba wszystkie typowe dla DDA). Czy to mozliwe, że po wyprowadzeniu się (czyli po wzięciu spraw w swoje ręce) już ich nie ma? Czy to tylko moje kolejne usprawiedliwienie, kolejna próba ucieczki od siebie samej? Podobno na terapii w pierwszym dniu powiedziałam, że ja nie będe mówic o sobie (bo teraz słysze od terapeuty, że mam się uczyć mówić o sobie). A może tych problemów jest tyle, że nie wiem od czego zacząć? Co o tym myslicie?
AniaK
 
Posty: 60
Dołączył(a): 13 lis 2007, o 23:14

Postprzez Księżycowa » 2 gru 2008, o 00:40

Witaj Aniu!!! Twój post mnie zaciekawił, bo ja też zauważyłam, że gdy nie przebywam w domu przez kilka dni, to jestem w stanie zrobić wszystko. Taka czuję się jakaś lekka i jest mi dobrze. Tym bardziej teraz za nic w świecie nie rezygnuj z terapii, bo myślę, że na pewno są sprawy, które mogą powrócić w różnych dziedzinach życia w najmniej oczekiwanym momencie. Mam wrażenie, że DDA jest w nas i trzeba nauczyć się to rozumieć i opiekować się sobą. Mój lekarz powiedział, że czasem jest wrażenie, że wszystko jest jest już ok. i nie warto już chodzić na terapię ale zwykle okazuje się, że nie powinno się jej samemu przerywać. No chyba, że kompletnie rozmijasz się z lekarzem. Ale nie należy tutaj wyciągać pochopnych wniosków. A ta trudność mówienia o sobie jest mi bardzo dobrze znana, ale cały czas nad nią pracuję i proszę Cię nie rezygnuj tym bardziej, że dostałaś taką szansę i udało Ci się odciąć od toksycznego środowiska. To naprawdę bardzo dobrze. Ja teraz widzę to po sobie.

Trzymam za Ciebie kciuki :ok:
Księżycowa
 

Postprzez bunia » 2 gru 2008, o 00:56

Raczej nie jest to ucieczka od samej siebie a ucieczka od zrodla zlych emocji.....jesli czujesz ulge to znaczy,ze nie dzwigasz tego ciezaru ale moze sa sprawy ktore jednak w relacjach z rodzinka Cie nurtuja i chyba warto nad tym sie zastanowic i ewentualnie "przerobic".

Pozdrowka :)
Avatar użytkownika
bunia
 
Posty: 3959
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 09:19
Lokalizacja: z wyspy

Postprzez AGULA83 » 2 gru 2008, o 21:31

Ja myśle ze to krótkotrwała ulga...... takie problemy wracają poprostu,na chwile jest spokój i cisza i jest fajnie i wydaje sie ze juz wszystko wróciło do normy a w najmniej oczekiwanym momencie bach!!!!!!!!! wraca i i człowiek czuje się kompletnie bezradny :(
polecam naprawde gorąco,szczere i pełne zaangażowania uczestnictwo w terapii..........to jedyna droga 8)
AGULA83
 
Posty: 11
Dołączył(a): 22 lis 2008, o 02:44
Lokalizacja: Kraków

Postprzez AniaK » 6 gru 2008, o 23:03

---------- 17:06 05.12.2008 ----------

dziękuję slicznie za odpowiedź (już myślałam, że mi nikt nie odpisze, a jednak się myliłam)Ciesze się bardzo:):) Odpiszę więcej, jak znajdę chwile, bo muszę leciec na nocną inwentaryzację

---------- 22:03 06.12.2008 ----------

Rzeczywiście, buniu, masz rację- jest to ucieczka od złych emocji, problemy są we mnie, tylko może ich nie czuję (bynajmniej w tej chwili). Głównym moim zadanie jest mówić o sobie, o tym, co czuję i co mnie boli...Jest to dla mnie ogromnie trudne, ale powolutku zaczynam się przełamywać (a jestem tam już 2 tygodnie po 6 godz. dziennie) Zazdroszcze ludziom takiej łatwości: przeyszłam z tym, mam z tym problem... U mnie jest tak, że wielu rzeczy nie potrafię nawet ubrać w słowa (i nie wynika to z oszczędności słów, tylko z trudności mówienia o tym)...Dziękuję Ci kasiorku za zrozumienie. Mnie i tematu, z którym przyszłam. Nawet jeśli chodzę na terapie, to takie wsparcie jest również dla mnie b. ważne. I Tobie Agulu, że nie powinnam z tej terapii rezygnować, dziękuję.

Kolejne pytanie, które mi się nasuwa: często myślę o śmierci swojego ojca (jest to dla mnie dziwne, ale taka jest prawda) (czasami z ulgą, czasami nie) i czasami odczuwam lęk przed faktem, że umrze i z tego powodu będę miała poczucie winy. Wspomnę tylko, że mój ojciec był (no i właściwie nadal jest) alkoholikiem i niezłym manipulatorem w związku w tym. Jak można to sobie wytłumaczyć? Tym bardziej, że sam mówi o tym jak cicho lubi być na cmentarzu...
AniaK
 
Posty: 60
Dołączył(a): 13 lis 2007, o 23:14

Postprzez AGULA83 » 7 gru 2008, o 00:18

Myśle ze temat ojca warto poruszyc na terapii,mów o swoich myślach,lękach itp w tej kwestii w grupie.........osobiście myśle ze takie lęki ze ojciec umrze i fantazje o poczuciu winy to nic innego jak taka agresja,złość,gniew na ojca ale i troche na siebie............być wściekłym na ojca ze taki był/jest to zrozumiałe......a na sibie? z własnych doświadczeń mogę podpowiedzieć(tak miałam ja) ze byłam zła na siebie ze nie potrafiłam zmienić swoich rodziców,że byłam nie wystarczająco dobra,że za mało sie strałam,że nie zasłużyłam na miłość :( ...ze jednak nie jestem tak wszechmocna jak myślałam.........
AGULA83
 
Posty: 11
Dołączył(a): 22 lis 2008, o 02:44
Lokalizacja: Kraków

Postprzez Księżycowa » 9 gru 2008, o 07:56

Zgadzam się z Agulą. Rodzice bardzo nas skrzywdzili. Nie ma w tym nic dziwnego, przepełnia nas żal za to, co się stało, i takie myśli mogą się pojawić. się stało. Nie było w nich dla nas tego, co powinni nam dać. Poruszyłaś trudny dla mnie wątek na tą chwilę, bo sytuacje w moim domu, które miały miejsce ostatnio spowodowały, że nie wiem jak patrzeć na rodziców. Nie będę się tu rozpisywać o sobie ale uczucia mam mieszane, bo gdzieś w środku coś przypomina, że to moi rodzice. Aniu, myślę, że dobrze by było gdybyś opisała to na terapii. Na pewno Ci ulży a nikt Cię za to nie skrytykuje.
Myślimy, że może gdybyśmy to, czy tamto, gdybyśmy byli inni. Ale to nie nasza wina, choć mi również bardzo trudno w to uwierzyć. A tak na zdrowy rozum gdzie jest nasza wina? Podawaliśmy ojcu czy matce butelkę i mówiliśmy ,,pij" a nasi rodzice to takie bezbronne stworzenia, że nas słuchały tak? Albo może byliśmy tak trudnymi dziećmi, że nie dali rady? Bzdura. Są osoby po studiach, na dobrych stanowiskach, uczyły się sumiennie i dobrze. I czym tu się martwić. Ja też się uczyłam dobrze, dopóki nie uwierzyłam ojcu, że osioł i głąb ze mnie, że będę ulicę zamiatać a nawet tego nie. Później doszły awantury, krzyk, strach czy coś mi się nie stanie. I nigdzie osoby, która ochroni.
Teraz jestem w Liceum zaocznie i pracuję. co z tego jak uważam, że ten cały materiał jest nie na moje możliwości. Każdego, tylko nie moje.
Nasi rodzice byli i są dorosłymi ludźmi i sami odpowiadają za swoje czyny, sami nad sobą muszą panować.
Więc proszę nie wiń się a przynajmniej powolutku staraj się z tym jakoś spierać. Przepraszam, że tak się wymądrzam. Sama mam mnóstwo problemów ale w taki sposób staram się sobie to wytłumaczyć.
Księżycowa
 

Postprzez AniaK » 11 gru 2008, o 20:25

Rzeczywiście, Kasiorku, masz świętą rację. Rodzice sa dorosłymi ludźmi i nie mam zamiaru ich ani usprawiedliwiać, ali tłumaczyć. Wiedzieli co robią i skutki muszą ponosić sami. Tylko czemu to poczucie winy jeszcze u mnie gdzies siedzi? Ty się tez nie poddawaj, dzielnie walcz o swoje i miej w nosie, co o tym myslą. Powodzenia
AniaK
 
Posty: 60
Dołączył(a): 13 lis 2007, o 23:14

Postprzez Księżycowa » 11 gru 2008, o 23:54

Myślę, że i my po części te konsekwencje ponosimy. Szkoda, bo nie z tym ma się kojarzyć dom. Moi nawet nie zdają sobie sprawy i nie widzieli, bądź nie chcieli widzieć sygnałów z mojej strony. Jest mi przykro, ale nie zmienię tego. Gdzieś w swoim wątku napisałam, że zaczynam na nich patrzeć jak na zwykłych ludzi, bo rzadko miałam w nich oparcie i samych rodziców. Nie wiem czy to dobre, czuję się bezradna i zła. Nie wiem dlaczego. Dlaczego poczucie winy nadal mamy? Nie wiem. Coś podpowiada mi, że dlatego, bo gdy byliśmy małymi i bezbronnymi istotami, byliśmy zdani na nich, tylko im ufaliśmy i mocno kochaliśmy, a jeżeli tak było, to ufaliśmy w to, co mówią. A chyba do tego każde dziecko dodatkowo ma zakodowane, że rodzic ma zawsze rację. Nie wiedzieliśmy, że są tylko ludźmi, którzy popełniają błędy i nie są idealni.
Księżycowa
 

Postprzez AniaK » 21 gru 2008, o 22:29

---------- 17:22 15.12.2008 ----------

Rzeczywicie, Kasiorku. I tu masz rację (umknęło mi to w ostatniej odpowiedzi). Toksyczne środowisko i to bardzo...Niewiara we własne siły matki (zmarnowane życie, jak mówi)... szkoda gadać. Jakie wsparcie?...Nic tylko zostawić to za sobą...Ale pocieszę Cię, że to dzieciństwo właśnie daje nam siłę do pokonywania trudności. I to nasza nauka na wasnych błędach jest najbardziej skuteczna. Ja to wiem i raz jeszcze dziękuję Ci, że kolejny raz ktoś (zupełnie mi obcy, a czasem bliższy niż rodzony brat - szok!) mi otworzył oczy. Będzie mi miło, jak moja odpowiedź nie pozostanie bez echa

---------- 21:02 21.12.2008 ----------

Właściwie kasiorku, dziękuję, że mi o tym powiedziałaś

---------- 21:29 ----------

Już było lepiej...już łapałam kontakt z grupą...Co jest ze mną nie tak, że znowu się wycofuję? Znowu się boję wyjśc do ludzi...Schowałam się w sobie ze strachu przed uraza...przed tym, że ktoś może mnie zranic...Przecież to jest chore...Wkurzaja się na mnie, że nie wiedzą o co mi chodzi...A ja sama nie wiem co jest nie tak...Zaczynam się zmieniać znów w obserwatora...Ktoś może mi cos mądrego napisać? Wiem, że to ode mnie zalezy i terapia i dalsze moje zycie. ale ja znów przestawiam się na boję się czuć...I jedyne co mi przychodzi do głowy to się z niej wypisac...
AniaK
 
Posty: 60
Dołączył(a): 13 lis 2007, o 23:14

Postprzez flinka » 22 gru 2008, o 00:29

Aniu pewnie potrzebujesz więcej czasu, by w pełni zaufać. Ciężko wyzbyć się praktykowanych przez lata schematów zachowań. Ja w terapii często zbliżałam się i otwierałam, a na następnym spotkaniu byłam milcząca i wycofana. Taki konflikt między hm... lękiem przed niezrozumieniem, odrzuceniem, poczuciem, że może się ośmieszam, że powinnam sobie sama radzić a potrzebą, by się rozwijać, by zadbać o siebie, by stworzyć bliższą relację, by pozwolić sobie pomóc. Może u Ciebie jest podobnie?

Zdażyło się coś w grupie co mogło być przyczyną? Czyjaś reakcja?

A może poruszyłaś szczególnie bolesny temat i dlatego wolałabyś się odciąć od uczuć? Boisz się, że Cię zaleją, że sobie nie poradzisz, nie opanujesz ich?

Może potrzebujesz teraz czasu, by z czymś się oswoić? Może coś dzieje się dla Ciebie zbyt szybko?

Nie wycofuj się z terapii, to że pojawiła się przeszkoda na Twojej drodze jest właśnie cenne (co nie znaczy, że nie jest trudne). Możesz dzięki temu przyjrzeć się jak budujesz relacje z ludźmi i co powoduje Twoje wycofywanie się, możesz nauczyć pokonywać tą potrzebę chowania się. Mówiłaś na terapii co się teraz z Tobą dzieje? Mówiłaś o tym czego doświadczasz?

Pozdrawiam Cię ciepło

flinka
Avatar użytkownika
flinka
 
Posty: 907
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 17:57
Lokalizacja: z krainy marzeń

Postprzez Księżycowa » 22 gru 2008, o 21:56

Nie ma sprawy Aniu. Dzielę się z Tobą własnymi odczuciami.

Zgadzam się z Flinką. Swoje blokady i zahamowania należy traktować, jako informacje o swoich problemach. Doświadczając tego, można szukać sposobu, by siebie zrozumieć i powolutku coś z tym robić na tyle ile możemy. Jak najbardziej postaraj się opowiedzieć o tym, co czujesz na terapii. Nie ma powodu, by ją przerywać. Różnych rzeczy będziesz się o sobie dowiadywać. To trudne czasem, ja wiem. Ale trzeba to jakoś przeżyć, chociaż ma ochotę się poddać, bo nie widać żadnego rozwiązania.

A czy na terapii spotkało Cię coś, co sprawiło Ci przykrość? A może czujesz się inna ,,niedopasowana"? Jak to jest?

Życzę Ci powodzenia i trzymaj się cieplutko :) .
Księżycowa
 

Postprzez AniaK » 5 sty 2009, o 17:39

---------- 21:21 30.12.2008 ----------

Nie wiem, gdzie popełniłam błąd...I skąd wynikają te zahamowania...Nic się nie polepszyło, tylko góra złości na siebie wciąż rośnie...Napór grupy na mówienie o sobie jest tak silny, że czasami niewytrzymuję (np. dzisiaj), i płaczę, a właściwie szlocham (bo łez mało, tylko się trzęsę) Mam ochotę powiedzieć, żeby dali mi spokój, choć wiem, że to taki pozorny spokój... Jeszcze jedno: czy to możliwe, że po tym jak się rozstałam z (...) (wypłakałam chyba wszystkie łzy) żadne uczucia we mnie nie zostały ? (Bo jest taka babka, która przeżywała to samo-mąż ją porzucił i sama mówiła, że po rozwodzie nie płakała chyba ze dwa lata. Tym bardziej, że jako jedyna z grupy daje mi odczuć, że mnie rozumie, bo wiedziała o co mnie zapytać, a ja schowałam łzy...). Może sama postawiłam sobie jak zwykle za wysoką poprzeczkę i dlatego mi ta terapia nie idzie? Mówię szczerze: mam wrażenie, że nic nie czuję tylko samą złość (a co dopiero mówić o problemach, jak mam kłopoty z nazwaniem tego, co czuję...)
Nie mam pojęcia, czy da się jeszcze coś z tym zrobić...Szkoda mi terapii, ale boje się, że to może być na nią za wcześnie...Dziękuję za wasze wsześniejsze b. mądre wpisy (a takie oczywiste w sumie). Co o tym myślicie?

---------- 21:26 ----------

Chyba najbardziej boli mnie fakt, że ktoś kogo kochałam...nie mówię dalej, bo...ale tu jest skupionych najwięcej emocji...Wszystkie inne odeszły na plan dalszy

---------- 21:41 ----------

a może jest jeszcze inaczej? do niedawna był ktoś (może jeszcze jest, nie wiem), kto coś dla mnie znaczył i teraz brakuje mi tego kontaktu (każe mi szukać sobie kogoś w okolicy). Czy to możliwe, aby tak brakowało mi tego konaktu, że zaczynam znowu fiksować? Czy jestem aż tak podatna na zranienia, że każde porzucenie kończy się w podobny sposób? przecież nie da się tak żyć... litości...

---------- 16:39 05.01.2009 ----------

wiem, wiem, czasami sama na siebie nie mam już siły , a co tu wymagac od innych...W dalszym ciągu "zgaduję", jakie są moje relacje z ludźmi...Połowa terapii już za mną, a ja tak daleko w plecy...Może rzeczywiście ze mną jest tak, że nie chcę widziec pewnych problemów? Nie dopuszczam ich do siebie? Przyjaciółka powiedziała mi, że za bardzo skupiam się na sobie...WNiosek? Nic tu po mnie...Albo jestem tak skomplikowanym przypadkiem, że szkoda na mnie czasu... NIe wiem po co to piszę, chyba po to, żeby się wytłumaczyć za cos..
AniaK
 
Posty: 60
Dołączył(a): 13 lis 2007, o 23:14

Postprzez Księżycowa » 5 sty 2009, o 23:24

Droga Aniu. Jesteśmy DDA i jesteśmy bardziej podatni na zranienia. Jest bardzo możliwe, że na zewnątrz jesteśmy postrzegani jako egoiści, bo bardzo skupiamy się na naszym bólu i podświadomie a może nie pragniemy, by ktoś nas zauważył, zrozumiał i pocieszył. W naszym świetle wygląda to inaczej i czujemy to inaczej i na zewnątrz pewnie też.
Co do terapii, to niech ona powoli obie płynie. Nie czekaj na efekt. Po prostu pracuj nad sobą a te efekty będziesz dostrzegać.

Dlaczego czujesz złość? Hmm... nie wiem, ale może to jest tak, że chciałbyś powiedzieć, wypłakać, ale nie potrafisz jeszcze i to tak Cię wkurza? Może na terapii jesteś o krok od tego i nie potrafisz się przemóc. Nie obwiniaj się za żadne skarby. Musisz dbać o siebie. Grupa napiera, bo pewnie chcą Ci pomóc tak, jak sobie nawzajem. Może na początku powiedz, że Ci głupio, że czujesz się krępująco, albo Ci wstyd. Bardzo napierasz na siebie i na terapię. Zwonij i przyjrzyj się, postaraj się przyjrzeć, spokojnie.
Księżycowa
 

witajcie kochane DDA...

Postprzez victoria_dda » 6 sty 2009, o 17:16

Też jestem DDA, o czym wiem od lat kilku, walczę z syndromem, dużo dała mi psychoterapia indywidualna, połączona z chodzeniem na mityngi grup wsparcia dla DDA, na które chodziłam regularnie przez około rok, potem rzadziej. Najwięcej jednak dają mi zjazdy w Zakroczymiu, które chcę Wam z całego serca polecić. Dokładnie nazywa się to Dni Skupienia i Modlitwy DDA. Wystarczy wysłać maila na adres zakroczymiacy@op.pl, najbliższe Dni Skupienia DDA będą w dniach 15-18 stycznia, kolejne dopiero w marcu (4 spotkania w roku). Wspaniała atmosfera, akceptacja i zrozumienie, mityngi o każdej porze dnia i nocy. Przyznam się szczerze, że dla mnie to właśnie Dni Skupienia DDA w Zakroczymiu są najlepszym lekarstwem na syndrom... Wspaniale jest być w miejscu, gdzie wokół siebie ma się kilkadziesiąt osób z tym samym syndromem, a więc świetnie się rozumiemy, jest atmosfera zaufania i bezpieczeństwa, co dla mnie jako dla DDA jest bardzo ważne, a jak dla Was?...
Ściskam ciepło, życzę Wam wytrwałości i dużo miłości wokół... pozdrawiam
victoria_dda
 
Posty: 3
Dołączył(a): 13 lut 2008, o 14:48

Następna strona

Powrót do DDA

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 2 gości

cron