Dziekuje Wam kochani za taki odzew
Napisalam tego posta bo czulam sie bardzo rozdarta wewnetrznie jakby caly swiat mi sie na glowe zawalil, do tego te nerwy mna targajace, taki lęk. Ziolowe tabletki uspokajajace pomogly mi jednak usnac. Dzis czuje sie juz lepiej, staram sie duzo rozmawiac o tym co sie stalo z przyjaciolkami, dzieki Bogu ze je mam i ze jeszcze jest to forum i Wy. Aczkolwiek zdaje sobie sprawe ze jeszcze sporo czasu minie nim dojde w stu procentach do siebie. Zbieralam sie i dojrzewalam do tej decyzji bardzo dlugo. Ogolnie ta znajomosc trwala 5 lat, a to spory szmat czasu, a facet o ktorym mowa byl moim pierwszym i jedynym.
Zizi idac za Twoja rada wyszlam dzis z domu na caly dzien, choc za oknem mrozno i dobrze mi to zrobilo
x-yam nie masz sie czego wstydzic od tego jest to forum by wylewac z siebie wszystkie mysli, a mysle ze lepiej wylac cos z siebie niz dusic to w sobie. To co piszesz to szczera prawda, przeczytalam wczoraj ksiazke "Kobiety ktore kochaja za bardzo i..." i mna poruszyla. Choc zastanawia mnie ze wszystkie te kobiety mialy problem z rodzicami, w domach, ja u siebie tego problemu nie umiem znalezc bo wszystko bylo ok, mam troche nadopiekuncza mame i tate ktory czasem cos sobie chlapnie, ale obydwoje kochaja mnie bardzo i ciagle mi o tym mowia. A jednak odnalazlam w sobie te symptomy osoby kochajacej za bardzo gdyz wierzylam ze moja milosc sprawi ze on sie otworzy w koncu i mnie pokocha tak jak ja jego, zaczelam sie przyzwyczajac do braku wzajemnosci i zadowalac ochlapami ktore mi rzucal, przymykalam oko na wiele rzeczy i tez mu wybaczalam, bylam w stanie zrobic dla niego bardzo wiele, bo tak wazny byl dla mnie, zniechecalam sie jak miewal humorki i byl gburowaty ale wspominalam jak to bylo na poczatku i wierzylam ze sie zmieni i karmilam sie nadzieja.
Masz bardzo duza wiedze i zdajesz sobie sprawe z wielu rzeczy i mysle ze to bardzo duzo by dojsc do celu jakim jest normalny szczesliwy zwiazek.
joanka34 masz racje naczekalam sie duzo na jakies zmiany...na cud. Tez w zeszlym roku byl ostateczny koniec, po tym jak on mi napisal smsa ze nie potrafi sie zakochac (po 4 latach) i wystawil mnie w sylwestra bo chcial byc sam. Kolejny rok zmarnowalam, bo znowu dalam sie omamic, a co sie zmienilo? niewiele zeby nie powiedziec ze nic. Wierze ze sie zmieniasz, tez to przechodzilam i przechodzic kolejny raz juz nie chce, balabym sie nawet. Niebawem koncze 25 lat, najwyzszy czas. A w ksiazke sie napewno zaopatrze
Samara Bardzo podobnie bylo u mnie, bo ja rok temu z tego wyszlam po czym po 3 miesiacach braku kontaktu on zaczal dosc intensywnie przypominac o sobie az w koncu sie ugielam. Ale to co bylo teraz miedzy nami nie moge nazwac zwiazkiem a "prowizorycznym" zwiazkiem tym bardziej dochodze do przekonania ze dobrze sie stalo ze sie z tego uwolnilam, oszukiwalam sama siebie, a on robil mi nadzieje i mnie wykorzystywal. A zrobilam to 1 stycznia na nowy rok na nowy poczatek. Napisalam mu ze go kocham ale juz dluzej nie bede zabawka w jego reku. Napisalam tak by zmusic go do szczerosci wobec mnie, bo ten tchorz nie mial nawet odwagi by mi powiedziec co czuje, a czego nie czuje. I odpowiedzial na nastepny dzien, ze nigdy sie mna nie bawil, ze nie chce mnie ranic, ale dobrze go znam, ze brak mu pokory i ze nie zasluguje na moje uczucie. Czytaj miedzy wierszami: nie kocham cie, co mu nie przeszkadzalo mnie wykorzystywac i nie mowic prawdy, a ja sie na to godzilam
kajunia dziekuje za ta podnoszaca na duchu historie, zazdroszcze ze masz to juz wszystko za soba, tez przechodzilam przez olewactwo i w pewnych momentach rowniez brak szacunku do mnie. Nie znam innego rodzaju zwiazku, wiec taka odmiana rowniez bylaby dla mnie szokiem. Choc troche sie teraz boje przyszlosci. Lekcja to byla i to zyciowa oby sie wiecej nie powtorzyla, amen
dziekuje za nadzieje