Patkowa, to ja Cię teraz pocieszę...
zapytałem kiedyś w pewnej poradni uzależnień w Warszawie jej kierownika i towarzyszącą mu terapeutkę, czy znają może w naszej kochanej stolicy jakiegoś psychoterapeutę, który cieszy się opinią odnoszącego sukcesy w pracy z osobami mającymi zaburzenia osobowości typu borderline i umiejącego z takimi osobami pracować i wiesz jaka była odpowiedź...? Nie potrafili mi podać ani jednego nazwiska...
jakiś czas później wpadło mi w ucho w innym miejscu, że podobno niejaki Andrzej Wiśniewski (ten, który napisał wspólnie z Katarzyną Grocholą taką książeczkę w rodzaju rozważań życiowo-psychologiczno-filozoficznych), której nie pamiętam już tytułu jest znany w środowisku psychoterapeutów warszawskich z tego, że umie podobno nieźle pracować z osobami o chwiejnej osobowości i podobno osiąga stosunkowo dobre efekty w tej pracy, ALE... za niezłą kaskę ten pan pracuje, więc o ile wiem, to bez grubego portfela ni przystąp...
nawiasem mówiąc, faceta nie widziałem, ale wyżej wymienioną książkę czytałem - nic nadzwyczajnego, ale momentami to czy tamto zaciekawia a ogólnie jawi się z niej obraz dosyć sympatycznego człowieka... - więcej nic o gościu nie wiem ani nie umiem powiedzieć
a na koniec powiem Ci moje osobiste zdanie, które powtarzałem tu już parokrotnie - otóż tak zwana "psychoterapia", to w gruncie rzeczy fikcja, gdyż efektywność tych działań w stosunku do nakładu energii, czasu i niekiedy jeszcze kasy jest moim zdaniem znikoma... nie ma w gruncie żadnej naprawdę skutecznej metody czy techniki psychoterapeutycznej, która przynosiłaby zdecydowane duże, wymierne efekty... na dodatek siedzi w tym zawodzie kupa ludzi, którzy osobowościowo sami nie są całkiem zdrowi i z racji tego po prostu nie nadają się do tego co robią, no ale w tym kierunku się wykształcili i jakoś pieniążki kochane trzeba zarabiać przecież...
większość psychoterapeutów, nawet tych którzy twierdzą, że są przetrenowani osobiście i przygotowani teoretycznie do wytrzymania tak zwanego "przeniesienia" ze strony pacjenta, czyli jego silnych emocji skierowanych na terapeutę a nie mających z nim samym tak naprawdę wiele wspólnego... no więc nawet Ci najlepiej rzekomo przygotowani wypadają z roli bardzo szybko, kiedy tylko zetkną się z silnymi przeżyciami złości lub nienawiści ze strony pacjenta albo na odwrót, z miłosnymi zapędami spod znaku amora...
wymiękają natychmiast i to jeszcze w taki marny sposób, że częstokroć robiąc tym krzywdę pacjentowi, bo nawet porządnie nie potrafią wielokroć przeprowadzić procesu rozstania...
kto jak kto, ale właśnie pacjenci z tak zwanym pogranicznym zaburzeniem osobowości są chyba najbardziej narażeni na rozmaite niepowodzenia i nadużycia w prowadzonej z nimi psychoterapii, bo są z tych bardzo wrażliwych na odrzucenie, często wygłodzonych na bliski, serdeczny kontakt z drugim człowiekiem a jednocześnie nie potrafiący go szybko i łatwo przyjąć z powodu rozchwianych emocji, lęków, urazów, agresywnych reakcji, itp. tak więc praca z takim pacjentem jest faktycznie szczególnie trudna i wymaga silnej, zdrowej osobowości samego terapeuty (o co niezwykle trudno w tej profesji, niestety...) doskonałej umiejętności nawiązywania kontaktu z pacjentem i znoszenia rozmaitych trudności i frustracji w tym kontakcie już po to tylko, żeby go w ogóle ustanowić i potem utrzymać... do tego jeszcze trzeba dysponować jakąś konkretną skuteczną metodą oddziaływania psychoterapeutycznego, która miałaby zmierzać do zrozumienia problemów pacjenta a następnie znalezienia jakiejś drogi do zmian i przeprowadzenia ich stopniowo... he he... na tym polu również kicha i tandeta, jak wynika z moich doświadczeń
większość braci psychoterapeutycznej nie potrafi wyprowadzić skutecznie pacjentów z prostych stosunkowo zaburzeń nerwicowych natury lękowej na przykład czy z natręctw, itp. - po prostu stosowane metody okazują się zazwyczaj mało skuteczne a odpowiedzialność za niepowodzenia przerzuca się na pacjenta - jego rzekomy brak odpowiedniej motywacji, itp.
zaburzenia osobowości typu borderline to sprawa dużo poważniejsza niż nerwica a na dodatek tak właściwie... mglista i nie określona, bo etiologia tych zaburzeń nie jest właściwie jasna i jest to jakiś taki trochę podejrzany rodzaj etykietki psychiatrycznej, którą się przylepia pacjentowi, który przejawia zdecydowanie coś więcej niż nerwicę, ale żeby to była psychoza, to jednak nie da się powiedzieć... no to bach - wrzucamy to do worka "z pogranicza"...
moje zdanie jest takie - zarówno z nerwicami, jak i zaburzeniami osobowości należy sobie niestety RADZIĆ SAMODZIELNIE wykorzystując wszystko co się da - wszelkie fajne pomysły własne, jak i innych osób mających w tym obszarze doświadczenie, brać co przynosi życie, próbować, szukać odpowiednich kontaktów z ludźmi, zaspokajać swoje niedestruktywne potrzeby, wychodzić życiu na przeciw, próbować coś mimo trudności budować, realizować swoje marzenia, nie poddawać się łatwo, walczyć i stawiać sobie samemu wyzwania, ale nie nadmierne, tylko takie, których podjęcie jest dla nas realne, itp, itd. i wreszcie w tym wszystkim jest też miejsce również na jakąś "psychoterapię", która tak naprawdę mało jaką terapią (czyli leczeniem) jest - to na co można liczyć - o ile się dobrze trafi!!! - to po prostu przyjazny kontakt z życzliwym nam i może trochę mądrzejszym, bardziej doświadczonym od nas człowiekiem, który poświęci nam swój czas by z nami różne sprawy przegadać tak dalece jak tego na danym etapie potrzebujemy... wydaje mi się, że raczej to wszystko, co można wynieść z tak zwanej psychoterapii - LECZYĆ SIĘ trzeba niestety samemu, na różne sposoby i kto wie - być może przez całe długie i nielekkie życie osoby cierpiącej na tego typu zaburzenia... raz bywa lepiej, raz gorzej, różne etapy ma się w życiu i bywają lata całkiem fajne, ale potem zdarzają się nawroty zaburzeń i trudności i od nowa trzeba się z nimi zmagać... ot taki los... ale są na tym świecie ludzie, którzy mają jeszcze gorsze problemy, przynajmniej z mojego punktu widzenia, więc... cóż - każdy ma swojego mola takiego a nie innego, który go gryzie i z którym bywa, że trzeba długo i dzielnie powalczyć po to, by chociaż na pewnych etapach swojego życia wywalczyć sobie trochę szczęścia, ulgi od problemów, radości i sukcesów życiowych - czego tak Tobie, jako i sobie samemu życzę szczerze i od serca na cały długi Nowy Rok!!!
p.s. oczywiście wolność od alko czy narko uzależnień to podstawa!!! i bez tego się nic sensownego raczej nie da zrobić - to już lepiej wesprzeć się jakimiś lekami stabilizującymi nastrój, uspokajającymi, czy antydepresyjnymi pod kontrolą lekarza, bo ich działanie nie jest zabójcze i można nimi sensownie manipulować odstawiając co jakiś czas i powracając do nich kiedy trzeba... natomiast alkohol czy narkotyki to chwilowa, krótka ulga a na dalszą metę totalna zguba i śmierć w męczarniach...
pozdrawiam!