jak zmotywować partnera?

Problemy z partnerami.

Postprzez limonka » 26 gru 2008, o 03:46

jak juz pisalam ciezki orzech do zgryzienia...moze on jest z tej grupy "wieczne dziecko/marzyciel?????? nie wiem co ci poradzic..ja czekalam 3 lata i sie nie doczekalam..ale kazdy przypadek jest inny...nie chcesz sie obudzic z reka w nocniku a z drugiej strony...??? :shock:
Avatar użytkownika
limonka
 
Posty: 4007
Dołączył(a): 11 wrz 2007, o 02:43

Postprzez szachistka » 26 gru 2008, o 18:04

Pomóżcie, mi proszę...
Wiem, że mojemu chłopakowi brakuje sukcesów. Wiadomo - jeśli coś się w życiu udaje, człowiek jest pozytywnie nakręcony, a jeśli się nie udaje, wpada w dół. Mój chłopak właśnie wpadł w taki ogromny dół bo ma za sobą kilka poważnych porażek. On potrzebuje sukcesów żeby się znowu nakręcić. Ma teraz bardzo ważnego klienta do obsługi i jeśli tu mu nie wyjdzie to będzie jeszcze większa załamka:/ Co ja mogę zrobić, aby go podkręcić? Czy w ogóle mogę coś zrobić, żeby znowu poczuł smak zwycięstwa?
Myślę, że to właśnie w jego naturze leży - on jest bardzo dumną osobą, która nie lubi przegrywać. Zawsze musi być najlepszy. A teraz mu się nie udaje więc w efekcie dzieje się tak, jak to opisywałam.
W tej chwili nie mam pomysłów na to, co tu zrobić, ale pomóżcie, proszę. Muszę coś zrobić...
Avatar użytkownika
szachistka
 
Posty: 201
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 12:46
Lokalizacja: Sopot

Postprzez Abssinth » 29 gru 2008, o 11:24

nic nie musisz....to po pierwsze.

po drugie, Twoj chlopak jest dorosly. Odpowiedzialny za siebie. Ma firme, swoje zycie i swoje plany. Jesli postanowil to przepierniczyc, to jego sprawa - podejrzewam, ze te porazki, o ktorych mowisz, sa spowodowane rowniez przez niego samego (pisalas, ze olewa klientow i nie przyklada sie do roboty).

Dorosly czlowiek ponosi konsekwencje wlasnych poczynan... i wyciaga z nich wnioski.

Ty, wydaje mi sie, strasznie mu matkujesz, chcesz zyc jego zyciem za niego, motywowac go, chronic przed skutkami tego, co robi sam...

po co?

on Ci powiedzial, co by zrobil w Twojej sytuacji.

A Ty tracisz energie, ktora moglabys poswiecic na WLASNY ROZWOJ, probujac chronic i wychowywac chlopaczka.

Pomysl, jak zmieniloby sie Twoje zycie, gdzie TY bys byla w tym momencie, gdybys uzyla swojej energii na zajecie sie SWOIMI sprawami? Swoimi planami, swoim rozwojem?

Jak na razie pchasz cala energie w kogos, kto ma to w dupie i kto powiedzial Ci wyraznie, ze nie moglabys nie niego liczyc w podobnej sytuacji...

eh.
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Postprzez wuweiki » 29 gru 2008, o 13:16

zgadzam się z Abssinth ...moim zdaniem można komuś pomóc jeśli ten ktoś chce tej pomocy i jeśli ją jak najlepiej wykorzystuje a nie lekceważy... robię swoje i zmykam...
też mam zapędy do bycia matką teresą ...tyle,że pomoc komuś,kto tego nie chce albo olewa to w ostatecznym rozrachunku bardziej szkodzenie... bo uczy tego kogoś nieodpowiedzialności za swoje czyny, przyzwyczaja do wygodnictwa, do manipulacji i tym podobnych... jestem jak najbardziej za wspieraniem,ale mądrym... co nie oznacza pozbawionym miłości,współczucia czy wyrachowanym... życzę odwagi,trafności i stanowczości w decyzjach Szachistko!

p.s. byłam na spotkaniu z Dalajlamą .. i chyba pisałam już gdzieś tu o słowach,jakie szczególnie do mnie przemówiły ... jedna myśl taka: że prawdziwy,serdeczny,mądry przyjaciel nigdy nie będzie klepał po ramieniu swojego przyjaciela w sytuacji,gdy ten robi coś źle,ale otwarcie powie mu o tym...na tym polega przyjaźń - na otwartości i szczerości
a drugie co zapamiętałam,co powiedział na koniec swojego wykładu [nie podam dokładnie słów,lecz sens,jaki zapamiętałam]: "jeśli poruszyło was to,o czym do was mówiłem idźcie i rozpatrzcie to w swoich sercach w zgodzie ze sobą... jeśli zaś uznacie,że nic ciekawego nie miałem wam do przekazania...wróćcie do siebie i zapomnijcie o mnie i o tym,co mówiłem"
nie wiem,czy Dalajlama jest dla Ciebie autorytetem,jednak myślę,że to akurat nie ma znaczenia ;)
wuweiki
 

Postprzez szachistka » 30 gru 2008, o 16:23

Dzięki dziewczyny za odpowiedzi. Nie ukrywam, że po tym co napisałyście nabrałam trochę negatywnego nastawienia do mojego chłopaka. Ale specjalnie wczoraj o to zapytałam - czy faktycznie w podobnej sytuacji ja nie mogłabym na niego liczyć. No i mimo iż wcześniej powiedział, co powiedział teraz stwierdził, że nie zostawił by mnie z takiego powodu. Wtedy odpowiedział tak niby specjalnie; no w każdym razie stwierdził, że w podobnej sytuacji nie odszedłby. To tak w nawiązaniu do pewnych zarzutów, które pomału się pojawiają w stsunku do mojego chłopaka.
Poza tym wczoraj póściły mi nerwy i pierwszy raz powiedziałam mu, że się nad sobą użala i że jest dzieckiem....Ja już pomału mam dosyć tej sytuacji, normalnie czuję się obciążana tym wszystkim. I nie jestem w stanie pojąć tego. Wszystkie jego problemy są konsekwencjami jego zachować. To nie tak, że miał chłopak kilka razy pecha. Po prostu raz mu się nie chciało, drugi raz nie chciało, potem nie mógł się zmusić, później znowu coś i znowu i tak ciągle odkładał jeden obowiązek i drugi, piąty i dziesiąty i teraz ma za swoje. Ok, rozumiem, że on to odbiera jako porażki i czuje się niedowartościowany, ale za chiny już nie wiem, jak z nim rozmawiać. Dowartościowanie dowartościowaniem, ale cholera nieodpowiedzialność to zupełnie inna bajka. Muszę z nim obchodzić się jak z jajkiem bo jest mu teras smutno, ciężko i źle. A problem w tym, że on sam do tego doprowadził. Sam własnymi rękoma! Gdyby było tak, że on ciężko pracował i mu się nie udawało...gdyby ciągle się starał i ciągle było nie tak. To bym zrozumiała. Ale on ani nie pracował ciężko, ani specjalnie się nie wysilał. Ciągle tylko tłumaczył, że nie ma pomysłów, że to siamto i owamto. A we mnie gromadzi się coraz większa agresja bo on doprowadził się sam do tego bagna i teraz cierpi. A ja się męczę bo źle mi jest gdy jemu też jest źle, ale nie wiem już jak mu pomóc. Poza tym tracę w niego wiarę, tracę nadzieję, że coś z tego będzie. No po prostu koniec świata.
I jeszcze jedno: wszelkie moje obecne "matkowanie", jak Wy to nazywacie, nie bierze się stąd, że ja "wychowuję sobie chłopczyka". Ja po prostu robię to bo jeśli mój chłopak się nie podniesie to ten związek po prostu umrze:( Więc motywująć co rusz mojego partnera, robiąć za niego obowiązki ja robię to głównie dlatego bo ciągle mam nadzieję, że on się w końcu weźmie za siebie i zacznie zachowywać jak dorosły, odpowiedzialny człowiek.
Mam wrażenie, że jednyne sensowne chwilowe rozwiązanie to po prostu przestać myśleć o tym, co się stanie jeśli nic się nie zmieni. Nie będę wybiegać myślami w przyszłość bo wizja tego, co obecnie kreuje moja wyobraźnia jest mega czarne:/ ehh...
Avatar użytkownika
szachistka
 
Posty: 201
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 12:46
Lokalizacja: Sopot

Postprzez Mania » 30 gru 2008, o 17:23

Szachistko, mogę Ci tylko powiedzieć, że jestem z Tobą, nie potrafię Ci nic doradzić, ponieważ sama borykam się z podobnym problemem. Sama od dłuższego czasu staram się wesprzeć duchowo swojego faceta, inaczej nie mogę, wczoraj rozmawialiśmy długo, widzę w jakim jest stanie, jak się boi. Potrzeba nam cudu, niczego więcej, ech...
Mania
 
Posty: 163
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 18:00
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez Abssinth » 30 gru 2008, o 17:25

ja tylko na chwilke....

zadam takie male pytanie - dlaczego uwazasz, ze robienie czegos za kogos moze tego kogos zmotywowac, by zrobil to sam?

mi sie na przyklad nie chce wstawac i gotowac, jesli mam podlozone dobre danie pod nosek...
alkoholika, narkomana mozna skutecznie zmotywowac tylko w jeden sposob - dac mu odczuc skutki jego wlasnych poczynan, pokazac jak wyglada zarzygana podloga...

jesli ktos widzi, ze moze nic nie robic, a ktos posprzata narobiony balagan, ktos sie zajmie, tylko odrobinke pogledzi przy tym - hm, no coz, kilka minut sluchania babskiego gledzenia to niska cena za to, ze wszystko jest zrobione, czyz nie?

szachistka - inteligentna z Ciebie kobieta. Widze, ze sama wiesz, ile w tym zwiazku jego starania, a ile Twojego.

pozdrawiam cieplo,
A.
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Postprzez cvbnm » 30 gru 2008, o 17:43

jeśli mój chłopak się nie podniesie to ten związek po prostu umrze:(

to zle :(

jesli uwazasz ze masz moc kontrolowania zwiazku za pomoca sprawiania ze zycie jest dla partnera latwiejsze.... to jest zle. jakby nawet utwierdzasz go w przekonaniu ze nie da sobie rady sam. ze od niego nic nie zalezy. nawet zwiazek zalezy tylko od twojego starania.

ja uwazam ze jest w tym pewien falsz
falsz podobny do tgo, ktory jest w zwiazku z uzaleznieniem od alkoholu. kobieta "chroni" swojego mezczyzne przed skutkami jego alkoholizowania sie. i ta "ochrona" stanowi miejsce gdzie sie ten alkoholizm rozwija i pleni.... jakby chcac zamknac pewien 'brud" robi doskonale warunki dla rozwoju plesni.
aby sie to oczyscilo, potzrebne jest powietrze, ujawnienie, "spelnienie"...

w pewien sposob moglabys "pomoc" temu mezczyznie - wlasnie poprzez zaprzestanie jakiejkolwiek ingerencji w jego problemy.
cvbnm
 

Postprzez szachistka » 30 gru 2008, o 18:19

Oj bardzo dobrze znam przykład z narkomanem czy alkoholikiem. Ja to wszystko dobrze wiem:/ Ale faktycznie będę musiała zmienić całkowicie taktykę. Skoro moja pomoc nie jest efektywna to bez sensu mam się tak poświęcać.
A najlepsze jest to, że on do mnie mówi, że nie wie kiedy cała ta sytuacja się zmieni. No kuźwa jak by to było zależne od jakiejś siły wyższej. Ja uważam, że wystarczyłoby TYLKO, aby on sam postanowił, że kończy z takim trybem życia i że bierze się w garść. Może nawet mnie prosić o pomoc, nie ma problemu. Ale nie. On nie wie, kiedy to się zmieni. Chyba czeka właśnie na cud:/ No ręce mi opadają.
Dziś to jestem mega rozdrażniona tą sytuacją. Czekam na tą jego terapię jak na zbawienie bo w diagnozie jest cała moja nadzieja. Nie wiem co zrobie, jeśli lekarz stwierdzi, że z moim chłopakiem jest wszystko ok...ehh
Avatar użytkownika
szachistka
 
Posty: 201
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 12:46
Lokalizacja: Sopot

Postprzez cvbnm » 30 gru 2008, o 18:24

jestem mega rozdrażniona tą sytuacją.

no tak. zalezy ci na nim. to dobrze. ale nie dopuszczaj aby to dominowalo i az tak wplywalo na TWOJ nastroj. jakos to oddziel od siebie.
twoje rozdraznienie z reszta tez nie pomoze.

hihi

(ups, wyrwalo mi sie)
cvbnm
 

Postprzez Abssinth » 30 gru 2008, o 18:43

a co zrobisz, jesli chlopak zostanie zdiagnozowany jako chory? powiesz 'ok, faktycznie nie od niego zalezy, juz mu tak zostanie na cale zycie, fajnie, ze wiem' ?

no zesz kurna.

on jest odpowiedzialny za siebie.
TY jestes odpowiedzialna za siebie.

to TWOJE zycie, jedyne jakie masz, a Ty wybierasz wyciaganie z nierobstwa kogos, komu najwyrazniej jest z tym nierobstwem dobrze.

jest mu niesamowicie dobrze, bo ma Ciebie do opieki i zajmowania sie wszystkim - tylko zebys przypadkiem sie nie za bardzo interesowala co on z kim gdzie robi, bo wtedy jestes zaborcza i be. (tak mi sie Twoje poprzednie tematy przypomnialy....)

co Tobie ten zwiazek przynosi? Jakie Twoje potrzeby spelnia? W czym jest Tobie lepiej z nim, niz byloby samej lub z kims innym? Czego lub kogo w swoim zyciu, swoim zwiazku tak naprawde chcesz?

pozdrawiam bardzo,
A.
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Postprzez szachistka » 30 gru 2008, o 23:40

Abbsinth. Jeśli psycholog stwierdzi u mojego chłopaka jakąś chorobę (np. depresję) to dostanie odpowiednie leki które będą obniżały jego złe samopoczucie tak aby mógł normalnie funkcjonować. Ale poza tym owszem, będę musiała się pogodzić z tym, że jest chory. Póki co, czekam.
Twoja wypowiedź siedziała mi w głowie i tak się zastanawiałam, czy faktycznie tak negatywnie można odebrać mojego chłopaka po tym, co tu napisałam? To, że nasz związek napotkał taki a nie inny problem, choć poważny, jeszcze nie oznacza, że mój chłopak jest do wymiany. Bardzo zależy mi na nim, na związku z nim, na nas, dlatego czasami zwracam się tu do Was z prośbą o pomoc. Pewnie, że łatwiej jest przy byle jakim poważnym problemie się rozstać. Niemniej ja zawsze powtarzam sobie wtedy to, co - mam nadzieję - kiedyś będę mu przysięgać: "i nie opuszczę Cię aż do śmierci". Każdy z nas spotyka takie a nie inne problemy w związku i nawet te najbardziej kochające się pary mają spięcia. Ale to jeszcze nic nie znaczy.
Co mi daje mój chłopak? Myślę, że prawie wszystko, czego potrzebuję do szczęścia u boku mężczyzny. I nawet ten wielki problem, który tak mną ostatnia wstrząsa - wierzę, że jest on przejściowy, że w końcu sobie z nim poradzimy. Nie straciłam jeszcze całkowicie nadziei więc trwam u jego boku aczkolwiek teraz będę się starała "mądrze pomagać", jak to x-yam sugerowała.
A na koniec myślę że wyczekiwany przeze mnie pozytywny akcent w całym tym konflikcie: dziś mój chłopak obiecał sobie i mi, że weźmie się za siebie. Od dziś. Zaufałam mu i mam ogromną nadzieję, że wyjdzie z tych kłopotów.
Dziękuję, że jesteście.:)
Avatar użytkownika
szachistka
 
Posty: 201
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 12:46
Lokalizacja: Sopot

Postprzez Abssinth » 31 gru 2008, o 02:45

sorry szachistko, jesli sie za ostro wypowiadam czasem....

jest pare rzeczy, zachowan, cech charakteru, ktorych nie toleruje u ludzi, z roznych powodow - i dlatego taka reakcja.

Jedna z tych rzeczy jest brak odpowiedzialnosci za wlasne zycie - troche mi to tak wyglada u Twojego mezczyzny, z Twojego opisu...dla mnie poczucie odpowiedzialnosci za siebie jest jedna z cech kluczowych, ktore kazdy z nas 'powinien' w moim rozumieniu posiadac. To tylko moja reakcja, moje zdanie, moj sposob patrzenia na swiat - dla mnie, podkreslam, dla mnie, Twoj meczyzna bylby juz w znacznej mierze na straconej pozycji.

przepraszam jeszcze raz, jesli to wygladalo jak proba narzucania Ci czegos lub po prostu bylo za ostro wypowiedziane...

miauk :)
A.
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Postprzez ewka » 1 sty 2009, o 12:50

Właśnie czytam książkę, w której córka związuje się z alkoholikiem, ale ten alkoholizm przeszkadza i pyta matki, co ma zrobić. Matka mówi tak: jeśli masz siłę na taki związek... myślę, że w tym jest całe sedno.

szachistka napisał(a):Zaufałam mu i mam ogromną nadzieję, że wyjdzie z tych kłopotów.

I niech tak się stanie :serce2:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez mlynex » 24 mar 2009, o 13:46

Szachistko mineły już prawie 3 miesiące i zmieniło się coś?
mlynex
 
Posty: 2
Dołączył(a): 18 mar 2009, o 12:48

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 269 gości