błędne koło

Problemy związane z depresją.

Postprzez kaśku » 28 gru 2008, o 19:58

---------- 18:54 28.12.2008 ----------

wypadlam z tego forum i teraz nie potrafie wrocic, a wcale nie jest mi dobrze, zamknelam sie na wszystko i wszystkich co dawalo mi jakis sens na codzien, nie wiem co mam ze soba zrobic, jest mi teraz strasznie smutno ...

---------- 18:58 ----------

nie moge sie odnalezc, coraz bardziej nie widze dla siebie miejsca na tym swiecie, nie to ze chcialabym z niego zniknac, nie, nie o to mi chodzi, ale nie wiem co mam ze soba zrobic ... :(
kaśku
 
Posty: 706
Dołączył(a): 15 lis 2007, o 21:42

Postprzez bunia » 28 gru 2008, o 20:13

:pocieszacz: ....nie spiesz sie,czasami sa takie "martwe" okresy ale to nie znaczy,ze nie ruszysz do przodu....bedzie okay :ok:

Pozdrowka.
Avatar użytkownika
bunia
 
Posty: 3959
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 09:19
Lokalizacja: z wyspy

Postprzez kaśku » 29 gru 2008, o 11:56

dzieki bunia, ale niestety coraz bardziej zaczynam watpic, taki mam jakis pesymistyczny nastroj nie moge sie od niego uwolnic, nie wiem co mam ze soba zrobic, ale dobra nie bede smecic ...

pozdrawiam
kaśku
 
Posty: 706
Dołączył(a): 15 lis 2007, o 21:42

Postprzez wuweiki » 29 gru 2008, o 13:43

a ... czasami dobrze jest posmęcić troszkę... choćby po to aby wypowiedzieć głośno to, co dręczy..boli..uwiera :kwiatek2:
wuweiki
 

Postprzez Dziunia » 29 gru 2008, o 17:05

porcupine :kwiatek:
Dziunia
 

Postprzez kaśku » 29 gru 2008, o 17:25

no nie wiem, widze ze w zwyczaju mam zapominanie o sobie i ukrywanie tego co sie ze mna dzieje, swoich uczuc, zmartwien, bolaczek, tego ze czuje sie samotna i osoamotniona, teraz jestem w domu i nie mam sie nawet komu wyzalic ze jest mi zle, bo za kazdym razem kiedy probuje i probowalam to mi sie obrywa, nie mam takiego komfortu ze mama albo siora mnie wysluchaja i po prostu beda, bo zamiast tego pojawia sie "zaprzeczanie", proba przekonania mnie i przetlumaczenia mi ze to nie sa problemy i nie ma sie czym przejmowac ... to mnie strasznie dodatkowo doluje ...
takie nastawienie mojej rodziny powoduje, ze zamykam sie tez na innych na moich znjomych, nie potrafie sie zyczajnie wygadac i do tego dochodzi osamotnenie, bo sie izoluje, bo jak jest mi zle to nie bardzo mam ochote sie z kims spotykac, a tak naprawde w tedy mam ochote z kms byc, ale boje sie ze reakcja bedzie taka sama jak zawsze ta ktora spotykalam i spotykam w domu, a w konsekwencji tego ze sie prawie z nikim nie spotykam to czuje sie strasznie samotna i stad to ... bledne kolo ...
a dzis mam luz i wiekszy dostep do internetu bo moja siora jest w pracy ...

x-yam przekolalas mnie, teraz jak wyrzucilam to z siebie to chociaz udalo mi sie poukladac moje mysli i znalezc zrodlo mojego zlego nastroju ...

dziki dziunia za kwiatuska
kaśku
 
Posty: 706
Dołączył(a): 15 lis 2007, o 21:42

Postprzez wuweiki » 29 gru 2008, o 17:35

:serce2:
wuweiki
 

Postprzez flinka » 29 gru 2008, o 18:28

Purcupine masz świadomość błędnego koła, w którym funkcjonujesz i pewnie też wiesz, że nie wszyscy ludzie reagują tak jak Twoja rodzina... Są ludzie, którzy potrafią wysłuchać. A jeśli już o tym wiesz to zawalcz, by przełamać to błędne koło. I szukaj i buduj swoją otwartość i zadbaj o to, by ktoś z Tobą pobył i nie zamykaj się w swojej skorupce, jestem przekonana, że możesz to osiągnąć.

Pozdrawiam cieplutko
Avatar użytkownika
flinka
 
Posty: 907
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 17:57
Lokalizacja: z krainy marzeń

Postprzez kaśku » 31 gru 2008, o 16:09

---------- 16:23 30.12.2008 ----------

flinko juz sama nie wiem, teraz mam w sobie wypracowany filtr, co i komu mowie o sobie, nie kazdy potrafi zrozumiec, z roznymi reakcjami sie spotykalam, rzekomo moja najlepsza kolezanka nie pozwolila mi sie zwyczajnie wygadac na temat mojej rodziny, a dokladniej tego co kiedys sie dzialo, jacy byli moi rodzice jak mnie traktowali, ale z tego wlasnego zamkniecia sie w sobie nie potrafie sie uwolnic, ale wiem ze tego nauczylam sie w domu, ciagle pouczanie, zeby trzymac wszystko dla siebie, cos na zasadzie ze "wlasne brudy, pierze sie w swoim domu"
ciagle brakuje mi tego poczucia bezpieczenstwa, teraz nawet ja sama sobie nie potrafie tego stworzyc, caly czas odczuwam wplyw swojej rodziny, to ze ich problemy sa tez moimi problemami, ale tak naprawde swoich juz nie potrafie do tego dolaczyc
zawsze przyjazdy do domu, a dokladniej dluzsze przebywanie z moja rodzina, burzylo wypracowana moja wewnetrzna stabilizacje, dystans do ich problemow, chcialabym zeby kazdy w koncu mial swoje zycie i zaczal sam za nie odpowiadac, za swoje problemy i nauczyl sie sam je rozwiazywac, nie chce zeby mnie nikt zle zrozumial, ale caly czas widze taka niedojrzalosc emocjonalna, kurcze w koncu trzeba dorosnac i zaczac zyc swoim zyciem, nie chce zyc juz problemami moich siostr, bo moje wlasne jest mi ciezko udzwignac, a czyjes jeszcze juz calkiem mi sie nie pozwalaja podniesc ...

---------- 15:09 31.12.2008 ----------

mam nadzieje ze moj powyzszy post nie zostal zle zrozumiany i nie wyjde na jakas wielka egositke, ze tylko swoje problemiki a od innych sie odcinam, bo nie o to mi konkretnie chodzilo ... :nie: ...
kaśku
 
Posty: 706
Dołączył(a): 15 lis 2007, o 21:42

Postprzez flinka » 31 gru 2008, o 18:59

Purcupine szukałam w sobie czegoś co mogłabym Ci napisać, ale w tej chwili mam jakąś pustkę w głowie (nie związaną bezpośredno z Twoimi słowami, a z pewną dozą zmęczenia).

Chciałam Ci tylko napisać dwie rzeczy...

Po pierwsze nie wyczułam w tym co napisałaś egoizmu. Rozumiem, że możesz być zmęczona problemami i emocjami rodziny. Czasami bywa tak, że wręcz przejmujemy ich nastroje, emocje i to jest szczególnie męczące i co gorsza chyba nieszczególnie przydatne, bo nawet jeśliby przyjąć "optymistycznie", że to jakaś skrajna forma empatii, to i tak nie zauważyłam, by coś konstruktywnego z niej wyniknęło. I myślę, że gdy ktoś zrzuca na nas odpowiedzialność za swoje problemy to lepiej dla niego i dla nas gdy się trochę z tego wyłączymy.

Po drugie... Może być tak, że ze znajomymi w tej sferze też nie miałaś najlepszych doświadczeń. Ja też trafiałam na ludzi, którzy nie dokońca czy to chcieli słuchać czy rozumieli co przeżywam, aż w pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że przecież są i inni i nie muszę wciąż tkwić w gronie ludzi wśród, których moje bycie autentyczną jest ograniczone. Są ludzie, którzy dają ciepło i swoją uwagę. Może jest tak, że szukamy osób podobnych do naszej rodziny. Ale warto poszukać znajomych, którzy pozwalają na tą autentyczność, ba! zależy im na niej. Czasem sami niespodziewanie pojawiają się w naszym życiu, a czasem po prostu zaczynamy ich dostrzegać.
Avatar użytkownika
flinka
 
Posty: 907
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 17:57
Lokalizacja: z krainy marzeń

Postprzez kaśku » 6 sty 2009, o 00:27

---------- 22:29 02.01.2009 ----------

urwal mi sie temat flinko kompletnie nie wiem co napisac ...

---------- 21:47 03.01.2009 ----------

czesto mam wrazenie, ze relacje i role w mojej rodzinie sa lekko zaburzone, bo czuje sie odpowiedzialna za moich rodzicow, za ich stany emocjonalne, za ich zdrowie, czasem mam wrazenie, ze za malo o nich dbam, ze za duzo wymagam dla siebie, ze za malo sie staram, ale to mnie meczy chce byc po prostu "dzieckiem", niechce byc ciagle zbyt odpowiedzialna, nawet teraz czuje sie ze wszystko zawalam, ze moze za malo sie staram, momentami mam wrazenie ze zawalil mi sie swiat, to jest tak jak bym miala na utrzymaniu rodzine i bylabym jej glownym zywicielem, czy ja musze byc osoba, ktora zawsze sobie dobrze radzi? czemu mam cigle ukrywac przed rodzina swoje prawdziwe emocje, uczucia i obawy? chce zeby rodzice mnie rozumieli, nie zaprzeczali, nie sprawiali nie dawali mi do zrozumienia, ze moje problemy sa blache, nie wazne jakie sa, to sa problemy adekwatne do mojego wieku, mam nerwice z ktora jest mi ciezko momentami zyc, ale czy musze sluchac, ze wszyscy maja, przeciez takie twierdzenia mi nie pomagaja, tylko jeszcze bardziej mnie doluja, oj ja juz niec nie wiem, nic nie rozumiem, chce czuc 100% wsparcie w moich rodzicach, chce miec prawo do robienia glupot, pomylek, do popelniania bledow, ale chce zeby byli dla mnie wsparciem a nie odwieczna krytyka, pewnie mam za duze oczekiwania i to wszystko wyolbrzymiam, ale po proetu jest mi z tym ciezko czuje sie za wszystko i za wszystkich odpowiedzialna ... :(

co do znajomych to ja ich praktycznie w ogole nie mialam, bylam typem samotnika z przymusu, wiec na tym polu definitywnie na chwile obecna zawodze, bo jestem strasznie zamknieta, mimo ze chce dobrze, chce z kims nawiazac jakis blizszy kontakt to nie wychodzi, strasznie mnie to frustruje i juz nawet nie chce probowac, bo coraz wiekszy narasta we mnie lek z tego powodu, ze jestem zamknieta, ze trudno do mnie dotrzec, a moze nawet nie to ze trudno do mnie dotrzec, tylkoze nie mam inicjatywy ode mnie, zaangazowania ... oj dziwne to wszystko, a najbardziej dziwna to jestem ja sama ... :(

---------- 23:27 05.01.2009 ----------

zastanawiam sie czy te wszystkie moje odczucia sa normalne, czy zbyt wydumane, ze moze zbyt je wyolbrzymiam, juz sama nie wiem co mam o tym wszystkim myslec ... oj niewazne ... chociaz czuje ze znow sie pograzam, w swojej wlasnej skorupce, za swoim murem, coraz bardziej trudnym do przebicia, z moimi problemami, emocjami, uczuciami niedostepnymi dla nikogo, za maska, alebo nawet wieloma ... :(
kaśku
 
Posty: 706
Dołączył(a): 15 lis 2007, o 21:42

Postprzez flinka » 6 sty 2009, o 01:11

Słonko nie chowaj się za murem (tam jest samotnie, zimno i przysłania on wiele wartościowych dróg), dobrze, że o tym tu piszesz, masz możliwość uświadomienia sobie pewnych rzeczy i uporządkowania ich.

Wiesz bardzo dobrze jest mi znane to co przeżywasz... W mojej rodzinie jest bardzo podobnie. Ile razy słyszałam, że niszczę moich rodziców, że skracam im życie, że psuję atmosferę w domu, a ja sobie po prostu nie radziłam albo zwyczajnie doświadczałam np. smutku czy bezradności. I z jednej strony moi rodzice nie chcieli widzieć emocji, od których się odcieli albo sobie z nimi nie radzili, nie potrafili się z nimi zmierzyć, łatwiej było im budować przekonanie, że emocje nie są ważne, że to co przeżywam jest wyolbrzymione, to taka ochrona. Z drugiej strony właśnie to poczucie odpowiedzialności zwłaszcza za ich samopoczucie. Poczucie, że gdybym była lepszą córką to byliby szczęśliwsi, gdybym się bardziej postarała to relacje w rodzinie były lepsze, itd. Często zresztą dawali mi to bezpośrednio i pośrednio do zrozumienia.

A zmierzam do tego, że zaczynam się coraz bardziej oddalać od takiego myślenia. Przez długi czas przekonywałam sama siebie i przekonywał mnie terapeuta, że nie jestem odpowiedzialna ani za ich emocje, ani za ich wybory, bo niby dlaczego? A dodatkowo przejmując w jakiś sposób na siebie odpowiedzialność przecież zdejmuje się tą odpowiedzialność z drugiej osoby i hamuje możliwość zmian. Naprawdę lepiej jest gdy zaczyna się stawiać granice i nie daje się zalać problemami drugiej osoby i wpędzać w poczucie winy. Gdy się koncentruje na własnym życiu, na odpowiedzialności za własne decyzje i zmienianiu siebie.

chce czuc 100% wsparcie w moich rodzicach, chce miec prawo do robienia glupot, pomylek, do popelniania bledow, ale chce zeby byli dla mnie wsparciem a nie odwieczna krytyka

Rozumiem Twoje pragnienie, ale niestety rodzice często nie spełniają jakiś naszych oczekiwań, nie realizują jakiejś potrzeby czy potrzeb. Ale nie jesteś już bezradnym dzieckiem i sama możesz dać sobie to prawo, którego potrzebujesz, prawo do przeżywania emocji, do popełniania błędów. Można się nauczyć być samej dla siebie wsparciem, i jest to wsparcie najcenniejsze, bo zawsze dostępne. :wink:
Avatar użytkownika
flinka
 
Posty: 907
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 17:57
Lokalizacja: z krainy marzeń


Powrót do Depresja

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 435 gości

cron