I pewnie nadal nie wie. Ten problem się leczy miesiącami albo latami, nie godzinami.dziwny napisał(a):Zgadzam sie ale jesli nie napisal bym jak to juz napisalas nic nieznaczacych słów to nikt a napewno Zona nie wiedziała tak napawde co ja doniej czuje bo w wswojej UAZASDNIONEJ wściekłości niechaiała mnie słuchać.
I niestety nie słowami, a ciągłym pokazywaniem jak bardzo Ci zależy, znoszeniem jej fochów, krzyków, wypominania i łez.
Powiedziałeś co musiałeś i dobrze. Ale teraz będziesz musiał pokazywać przez dłuuuugi czas.
Ależ oczywiście. Każda zdradzona kobieta nim się z tym zjawiskiem upora, jest niezrównoważona i ma emocjonalne problemy. Zresztą większość facetów także. A robienie scen (bez względu na płeć) jest w tym przypadku jak najbardziej normalne!Filemon napisał(a): zdrada to duże życiowe wyzwanie... natomiast histerie, robienie scen, próby samobójcze czy spuszczanie rzeczy męża przez okno, itp. to niepoważne, niedojrzałe wybryki, niezrównoważonej osoby mającej emocjonalne problemy...
Filemon napisał(a):
droga wyjścia ze zdrady jest moim zdaniem przez prawdę i uczciwość - większą niż to było dotychczas, gdyż zdrada właśnie jest czymś bardzo nieuczciwym i nie fair... w moich oczach jest rzeczą wykluczoną by odbudowywać związek w oparciu z kłamstwo zatajonej, ukrytej zdrady za którą nie poniosło się wobec partnera odpowiedzialności i nie dało mu się prawa wyboru czy chce dalej z nimi być czy też już nie...
I nie dało mu się kopa w dupę tą prawdą?
Wiesz czemu związki się sypią po takiej objawionej prawdzie? Temu, że jedna strona nie umie się z tą prawdą pogodzić, a druga po pewnym czasie ma już dość ciągłego wracania do sprawy. Pierwsza czuje potrzebę wyrzygiwania tego non stop (i to też jest normalne!), druga nie ma już siły. Zwykle to zdradzający swoja postawą powoduje, że zdradzony mówi: dość!
I tak jak większość małżeństw po zdradzie nie objawionej, jednak funkcjonuje, tak większość po zdradzie objawionej jednak się rozpada.
A co gorsza - problem zostaje w głowie zdradzonego. Jest kolejny związek, podejrzenia, grzebanie w telefonach, w mailach, przeszukiwanie kieszeni, pretensje, wojny itd. Zwykle ten drugi w końcu ma dość i robi papa. A problem się pogłębia i krzyczy w każdej komórce ciała osoby kiedyś zdradzonej.
Zauważ, że ludzie zdradzani, jeśli odchodzą w szale, w tym pierwszym odruchu, bez pogodzenia się z tym faktem, często są zdradzani ponownie przez kolejnych partnerów! Z czasem to działa jak alkoholizm, dziecko z pijackiego domu odchodzi od kogoś kto pije, znajduje się drugi, cudowny, kochany, a za 5 lat ten sam problem - bo on też pije.
I nie dzieje się dlatego, że ktoś ma to w genach, a dlatego że po dowiedzeniu się kiedyś tam, potem rodzą mu się w głowie różne głupoty i człowiek samą swoją postawą mówi: "nie jestem wart by ktoś był mi wierny, tamten mnie zdradził i ten też to zrobi!" No i robi!
Filemon napisał(a):
jeśli ktoś jest niezdolny do uniesienia ciężaru przykrej, bolesnej prawdy w relacji partnerskiej, to znaczy moim zdaniem, że w ogóle nie jest jeszcze w pełni zdolny do partnerstwa, niestety... oraz najwyraźniej boryka się z brakiem emocjonalnej równowagi i problemami z tym związanymi...
Bredzisz. A co gorsza - wydaje Ci się, że masz rację.
Zdrada to BRAK EMOCJONALNEJ RÓWNOWAGI. To moment, w którym wali się życie! Wszystko się zmienia, przestaje mieć sens, każdy przeżyty z kimś dzień okazuje się być kłamstwem, nie ma prawdy, nie ma miłości, nic nie ma sensu!
To nie jest problem: oj boli, mąż mnie zdradził. To tragedia życia!
Do równowagi wraca się kilka, kilkanaście miesięcy. Niektórzy nie mogą się obejść bez pomocy specjalisty. Niektórzy biorą leki. Inni nie dają rady z tym żyć i odchodzą. Jeszcze inni zostają opuszczeni "za karę", że szybko nie zapomnieli i nie wybaczyli.
Poznasz problem to zrozumiesz, bo na razie widać nie wiesz o czym mówisz.