Nikt nie zadbał o to, byś mogła się uporać z pojawieniem się Twojego brata...
Moja mama zadbała o to, Flinko.
Wiem, że bardzo chciałam mieć rodzeństwo; chciałam mieć brata.
Mama dużo ze mną o tym rozmawiała.
W dniu kiedy zobaczyłam go po raz pierwszy świeciło słońce i było strasznie gorąco. Stałam na chodniku przed szpitalem z dziadkami i zobaczyłam rodziców idących w naszym kierunku z małym zawiniątkiem na rękach.
Mój brat był śliczny; był jak lalka - takim go widziałam. Wzbudzał we mnie szczerą troskę i czułość. Pamiętam, jak go kołysałam, jak przynosiłam mamie pieluszki, butelkę... Pamiętam jak bardzo cieszyłam się tym, że on jest.
Przez pierwsze lata byliśmy bardzo ze sobą zżyci. Czułam się mocno za niego odpowiedzialna i czuwałam, żeby włos nie spadł mu z głowy (dosłownie!). Mieliśmy wspólny pokój. Często spaliśmy w jednym łóżku, gdzie ja na dobranoc czytałam nam obojgu (czytać płynnie nauczyłam się bardzo szybko) baśń braci Grimm - "Braciszek i siostrzyczka"; to bardzo poruszająca baśń o kochającym się rodzeństwie i ich okrutnej macosze...
Z czasem zaczynałam odczuwać ukłucie w sercu, zazdrość o to, że nie nie mogę tak jak mój brat usiąść na kolanach naszej mamy. Lecz to jeszcze nie był ten moment, w którym zaczęłam zachowywać się wobec niego w sposób podły. Mój żal koiła moja babcia - od niej otrzymywałam strasznie dużo bliskości; dla niej byłam najważniejsza...
Ja nawet nie wiem dokładnie (nie pamiętam), w którym momencie zaczęłam bić i wyzywać swojego brata. Ale pamiętam, że nawet, gdy byłam dla niego katem, to on wciąż był mi bliski...
Nie mam poczucia, że biłam go z zazdrości (dzieci nie są aż tak świadome własnych stanów emocjonalnych). Ja nawet nie mam (i nie miałam) poczucia, że biłam go z powodu relacji między mną, a nim...
Biłam nie tylko brata. Biłam tez swoje lalki. I moim zdaniem opowiadałam w ten sposób smutną prawdę o tym, co działo się w moim domu...
A więc biłam z powodu mojej relacji z rodzicami.
Z perspektywy czasu widzę to tak: przemocą wobec tych którzy byli słabsi ode mnie (brat, lalki...) próbowałam sobie poradzić z nieświadomym jeszcze poczuciem krzywdy doznawanym ze strony rodziców. Nieświadomym bo dopiero podczas psychoterapii potrafiłam powiedzieć sobie samej, że oni nie byli idealni; że pas, kabel, kuchenna ścierka - że to wszystko to przemoc.
Niechęć do brata odczułam dopiero wtedy, kiedy on zaczął dorastać. Przestał być w moich oczach małym, uroczym chłopcem, którym się opiekowałam pomimo wszystko, a zaczął być bardzo nieprzyjemnym młodym człowiekiem...
Niechęć do niego zrodziła się w mnie z powodu tego, jakim on się stał. Niechęć gwałtownie przeradzająca się w nienawiść...
A to, co sobie wyrzucam, to to, że gdybym go nie biła, nie wyzywała, to możne później nie schrzaniłoby się tak bardzo między nami...
Od lat nie mam z bratem żadnego kontaktu emocjonalnego.
Jesteśmy dla siebie niemal jak obcy ludzie... I trudno mi o ten kontakt z nim ponieważ on stał się takim człowiekiem, którego ja nie akceptuję.
Dosyć często przychodzi do domu podpity. Często jest bardzo wulgarny, a czasem bardzo agresywny. Jego życie zamyka się i kończy na Tibii (może niektórzy z Was słyszeli coś o tej grze?)
Jest już dorosłym człowiekiem, który nadal jest tylko po gimnazjum.
A ja mam poczucie, że mogłam się przyczynić do tego, jaka osoba on się stał...
Filemon, piszesz o próbie głębszej rozmowy z Twoim bratem. Gratuluję.
Mnie na taki gest nie byłoby stać...
To czego więc bym chciała?
Chciałabym poukładać w sobie naszą przeszłość na tyle, by mieć zwyczajny kontakt z moim bratem - bez tego całego emocjonalnego balastu...
mel.