jesli chodzi o spedzanie czasu razem, to znow on "dyktuje warunki". we wtorek widzimy sie na chwile z jego rodziną (prezenty itp). pozniej on wyjezdza z matka i siostra na drugi koniec polski do rodziny, wraca w 1. dzien swiąt.
tu nie mam prawa miec wątpliwości i sie wsciekac, sama mam swoja wigilię i rodzinę i dzieki temu niema przedswiątecznej "napinki" kto u kogo i jak długo..
z drugiej strony nie widze ze jego strony nic, co mialoby oznaczac, ze w swieta spedzimy wiecej czasu razem niz w zwykle dni. dzis kolejna sobota, podczas ktorej spedzimy razem kilka godzin razem. kilka godzin....on nawet nie ma ochoty tak ustawic spotkania, zebysmy mogli spac razem (kiedys taka opcja byla normą, wyjazdy do znajomych z nocowaniem, fantastyczna zabawa i wieczory i poranki razem...)
no wlasnie. oprocz tego, ze jest miedzy nami kiepsko, to niemalze nie mamy okazji na jakies intymne chwile. nie wiem, nie brakuje mu tego?...bo mi bardzo....(nie pamietam, kiedy ostatni raz sie kochalismy. i najbardziej boli mnie to, ze on nic na ten temat nie mowi, jakby zapomnial, ze to jest cos, co nas silnie i pozytywnie łączyło, jak w kazdym związku zresztą. teraz on nie ma czasu/siły/ochoty/nastroju na bliskosc i czulosc...a ja czekam na to coraz barzdiej rozpaczliwie i nie ma chyba szans...