przez Mania » 22 gru 2008, o 14:16
Przyjaźń, to też w pewnym sensie związek. Wróciłam tu też z powodu tzw przyjaźni. Miałam taką przyjaciółkę, do której przez całe życie wyciągałam dłoń, z pomocą, kiedy było jej źle, kiedy wszyscy mieli ją za nic, kiedy wszyscy na nią gadali, wytykali palcami, pluli jej w twarz, ja przy niej trwałam. W połowie sierpnia znów wyciągnęłam do niej rękę. Była po drugim! rozwodzie, bez pracy, siedziała w Siedlcach i próbowała znaleźć pracę, be większego skutku, powiedziałam zostaw te Siedlce, przyjedź do Warszawy, znajdziesz pracę znacznie szybciej, mam mieszkanie, więc też będziesz miała dach nad głową, pomogę Ci. Przyjechała, pomogłam napisać CV, zaprowadziłam ją do najbliższego centrum handlowego. Powiedziałam patrz, ile masz ogłoszeń, ile jest pracy. znalazła. I tak zaczęłyśmy być razem na co dzień. I było dobrze, do czasu. Zaczęłam zauważać, że tylko ja się staram, dla niej był ważny tylko piękny wygląd, tłum wielbicieli. Nie przychodziło do głowy, że jak się razem mieszka, są wspólne obowiązki, za wszystko się płaci, zwracałam uwagę, na to, że jak działają wszystkie sprzęty w domu, to kosztuje, komputer nie musi być włączony, kiedy ona jest w łazience. Działało, ale tylko wtedy, kiedy ja byłam w domu. W tamtym miesiącu powiedziałam, że dokłada się do internetu, skoro z niego korzysta, następnego dnia wyprowadziła się. Zrobiła to bez uprzedzenia, po prostu, przez cały dzień wysyłała do mnie sms-y, pytała o plany na następny tydzień, o plany na wieczór, a kiedy wróciła z pracy z jakimś gachem i kartonem i wyprowadziła się, do dnia dzisiejszego nie oddała mi pieniędzy, nawet nie zamierza tego zrobić, jej matka też się na nią wypięła i nie zamierza brać w tym udziału. A ja nie mam, muszę zapłacić za mieszkanie przed świętami i nie mam!!! Boję się powiedzieć rodzicom, bo zawsze jej nienawidzili, boję się powiedzieć właścicielowi mieszkania, bo to już drugi raz jak mnie ktoś wystawił. Nienawidzę ludzi, nie ufam już nikomu, "przyjaciele", którzy byli jak było dobrze, teraz zniknęli. Mam dosyć, śpię jak zając pod miedzą, biorę jakieś tabletki na uspokojenie, nie jem, a właściwie wmuszam w siebie jedzenie. Próbuję znaleźć w sobie odwagę, i powiadomić właściciela mieszkania o sytuacji, i wymiękam jak biorę telefon do ręki. Chciałam powiedzieć wczoraj rodzicom, nie dałam rady przez telefon. Boję się, że jak pojadę do domu na święta, nie będę miała do czego wrócić. Ta ... za pomoc wbiła mi nóż w plecy, zabrała mi wszystko!!!
Wczoraj poszłam do kościoła, do spowiedzi, i na ten czas spłynął na mnie spokój, zryczałam się jak głupia, ale było mi dobrze. Dziś znów lęk powrócił, nie wiem co mam robić???!!!
Kajunia, nie daj się, zapomnij o tej swojej przyjaciółce i całej reszcie, oni nie są Twoimi przyjaciółmi, skoro uwierzyli w jej opowieści, nie są Ciebie warci, a Ty jesteś mądrą, wrażliwą dziewczynką i poradzisz sobie, bez nich!!!
Przepraszam, że w Twoim wątku, uprzedziłaś mnie, miałam napisać o tym samym tytule. Ponieważ jednak wątek dotyczy prawie tego samego, myślę że obecni tutaj pomogą nam obu.
Ostatnio edytowano 22 gru 2008, o 14:27 przez
Mania, łącznie edytowano 1 raz