---------- 02:08 19.12.2008 ----------
Tez coś mam dla Ciebie
---------- 11:46 01.02.2009 ----------
To znowu ja
Kurcze
Parę dni temu przeczytałam wiadomość o smierci ojca swojej znajomej. Nagłej śmierci, pozostawiającej uczucie obezwładniającej pustki.
Z ta senstencją, która czesto towarzyszy takim zdarzeniom: "spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą"
Trzepnęlo mnie to porządnie przez głowę...
bo mnie się zdawało, ze ja mam jeszcze czas...
Dodam jeszcze, zę równiez parę dni temu siostra mojego ojca nagrała mi się na pocztę: z płaczem, ze tata jest bardzo cięzko chory, że traci przytomność i lezy...Gdybym nie rozmawiała z mamą wczesniej to chyba bym zawału dostała po odsłuchaniu takiej wiadomości.
W kazdym razie byłam wczoraj w domu - na sekundę, zeby zobaczyć się z mamą. Mama mnie zaprosiła do środka.
Tata nawet nie odpowiedział na moje "dzień dobry".
Sama nie wiem, czemu nie rozpaczam?
Jest mi przykro, tkwi jak drzazga w tyłku, ale nic więcej.
Czy to znaczy, ze już jestem na tyle "duża", zeby się umieć obronić?
Sama?
Do niego czuję litość... Nie wspólczucie - tylko właśnie litość. Że taki biedny, zę zasznurowany... Schowany za schematem własnego przerośniętego ego..