Witam wszystkim,
Jestem na forum tak zwaną świeżynką - nie bardzo mam komu opowiedzieć o wszystkim więc piszę tutaj.
Kilka dni temu mąż wyprowadził sie po raz drugi - po raz drugi piszę bo pierwszy raz odszedł cztery lata temu. Wrócił dwa lata temu - i wytrzymał dwa lata. Byliśmy parą od 19 lat - małżeństwem od 6. Kiedy odszedł po raz pierwszy córeczka miała 4 miesiące - zaznaczam że była dzieckiem chcianym i planowanym.
Kiedy cztrery lata temu wróciłam do domu mąż powiedział że odchodzi - nie wytrzymuje w tym związku w którym często się kłócimy i jego zdaniem nie pasujemy do siebie. Wiele razy pytałam dlaczego - przecież znaliśmy sie od dziecka - wiedzieliśmy jacy jesteśmy. Słyszałam tylko, że myślał że się zmienię. Błagałam, upokarzałam się, dzwoniłam i prosiłam żeby wrócił . Mówił że już nie kocha, że dalej tak nie może. Pytałam czy kogos ma - ale zaprzeczał i mówił że włąsnie najgorsze w tym wszystkim jest że nikogo nie ma. Po miesiącu od jego odejścia, zupełnie przyopadkowo dowiedziałam się, że spotyka się z 19 letnią dziewczyną. Miał wówczas 29 lat, ja 27. Po kilku miesiącach moich błagań zaczął przychodzić i powiedział, że jakoś spróbujemy to ułożyć. Nigdy do końca nie wyjaśniliśmy sobie nic na temat jego związku z inna. Po 2 latach wprowadził się ponownie. Wydawało mi się, że bardzo się zmieniłam bo nie wrzeszczałm już, nie kłóciłam się - przeciwnie to on stal sie o wiele bardziej nerwowy. Starał sie jednak - przytulał gdy było żle, pocieszał, a ja czasem nie umiałam odpowiedzieć nic, albo żartowalam że mąż nawet mnie przytula. Okazuje się teraz, że bardzo go to bolało - mówi że w takich chwilach bardzo sie oddalał. Wiem, że dziewczyna z ktorą się spotykał pisala do niego - znalazłam smsy, on tweirdzi że owszem ale nie odpisywał. Może nie umiałam, już zaufać do końca? Stałam sie bardzo zazdrosan - nawet o koleżankę z pracy z którą był na kawie. Kilka tygodni temu powiedziałam mu że nie radzę sobie z tym wszystki, że nie mogę zaufać do końca. Dużo by tu jeszce pisać i mnożyć przykladów. Spedziliśmy ze sobą całą mlodosć - mimo tego co sie stało muszę zaznaczyc, że zawsze uważalam męża za bardzo wrażliwego i mądrego człowieka, nigdy do nikogo nie mowiłam o nim źle ale też nie umiałam zawsze mowić do niego dobrze. On twerdzi że to byl błąd - bo cóż z tego że innym mowiłam że jest wspaniały skoro jemu tego nie okazywalam. Kilka tygodni temu powiedział mi że juz mnie nie kocha - wykrzyczal mi też w twarz że kiedy odszedl i nie był ze mną sypiał z ta dziewczyną, wyznal że ją kocha bo pokazała mu normalność. Potem tweirdzi że jeszcze na krotko był z inną - ja nie bardzo rozumiem, jak może 19 latka pokazać normalnośc facetowi w czasie kilku miesiecy. Po tym wyznaniu zrobilo mi się strasznie przykro bo wcześniej byliśmy dla siebie jedynymi partnerami seksualnymi - seks jak najbardziej ok.
Teraz wyprowadził sie ponownie - ja jiż nie dzwonie i nie proszę tak jak wtedy choć nie ukrywam,że chciałabym aby do nas wrócił. Moja corka widzi moją rozpacz -- ma dopiero 4 lata a powiedziala do mnie że nigdy nie wyjdzie za mąż bo boi się że mąż ją porzuci - to było straszne.
Najgorsze wtym wszytskim jest że nadal kocham tego człowieka i bedę musiała go widywać. Po świętach ma wnieść pozew o rozwód. Proszę o jakieś rady - czy to małżeństwo ma jakąś szansę? Moj mąz powiedział że błedem było że poznaliśmy się tak wcześnie, ja tak nie uważam...
Proszę o niejednoznaczne ocenianie jego jako mężczyzny - wiem że bardziej przedtswiony jest tu mój punkt widzenie niż jego więc trudno to zapewne ocenić. A moze ja już nic mnie rozumiem z tego swiata, może naprawdę nie znam życia ????