przez Księżycowa » 10 gru 2008, o 08:03
Nie wytrzymałam.
Wczoraj zrobiło mi się duszno w nocy i dostałam jakiegoś napadu, jak dawniej. Od kilku dni jestem poddenerwowana. K zaczął się wkurzać. Powiedział, że mam przestać, bo on nie może spać. Nie widziałam co mam z sobą zrobić, bo było mi słabo. Odwrócił się ode mnie w drugą sronę, bez najmniejszej reakcji i przejęcia. Wyzywał, że mam zacząć coś brać i może dam mu się wyspać, powiedział, że udawałam. Zabolało. Popłakałam się a on do mnie, że mam się zamknąć. Wierzyć mi się nie chciało. Ja go potrzebowałam a jego znów nie było. Z każdej strony, ktoś wmawia mi poczucie winy. Wczoraj nie miałam siły już znieść poczucia winy, samotności, żalu i pretensji o coś, o czym przecież dobrze wiedział. Uprzedziłam go, że może być trudniej, że mi będzie ciężko, że z moimi problemami nie damy sobie rady. One są i potrzeba czasu, żeby się ich pozbyć. K uważa, że powiedziałam mu o wszystkim i uważam się za usprawiedliwioną, że nic nie robię. On nie ma pojęia ile to wszystko kosztuje i jak bardzo się staram. Chciałam tylko, żeby mnie przytulił. Powiedziałam, że ja go w potrzebie nie zostawiałam a on, że nikogo nie potrzebuje a na moje uczucia ,,Nie interesuje mnie to". Bolało coraz bardziej. Powiedziałam, że jest zimny, że nie warto dla niego nic robić, bo nic nie dostrzega. Tak jakby niczego nie zauważał, jak się staram. Na co dzień jest zimny i nie potrafi przytulić. Mimo, że nam się układało, przez ostatnie kilka dni, to z jego strony żadnego ludzkiego odruchu. Nie wiem dlaczego mu to powiedziałam, ale nie mogłam już znieść tego, co mówi do mnie, jak mnie traktuje. Od słowa do słowa powiedziałam, że wychodzę. Wstał za mną, rzucił mnie na tapczan i wtargnęła jego mama. Główne wyrzuty do mnie. On zaczął ciągnąć mnie za włosy i jak stałam chciał wyrzucić na klatkę schodową, zaczął szarpać i to wszystko przy matce. To było za dużo. Jak ona wyszła dostałam ataku paniki. Powiedziałam mu w tym, że lepiej będzie jak się rozejdziemy, że wiedziałam od początku, że nie damy rady. Nic nie mówił. Powiedziałam, że nie chcę tego, że go kocham ale nie będę go więcej krzywdzić. Przed chwilą pojechał do pracy w ogóle nie reagując na moje pytania.
Ewciu ja mu wszystko powiedziałam a on zachowuje się jakbym to wszystko przed nim ukryła. Wiedział.
Na początkach był, wspierał a jak o tym wspomniałam, to powiedział, że to było kiedyś, i że nie będzie wokół mnie skakał. Poza tym powiedział, że wtedy myślał, że coś mi jest a teraz wie, że mam po prostu z głową. Gdybym zemdlała, to powiedział by wstawaj i powiedział, że nie będzie za mną biegać. Tak mam to rozumieć?
Nie chciałam z nim być. Znał powód. Wtedy mu nic nie przeszkadzało. Jeszcze się dziwił, że moi rodzice nie zdają sobie sprawy z tego, co przeżywam. A teraz co to jest wszytko?
Dlaczego mnie tak potraktował? Czy naprawdę czymś zawiniłam?