po prostu bądzcie..

Problemy związane z depresją.

po prostu bądzcie..

Postprzez Vea » 8 gru 2008, o 21:12

jest mi źle. straciłam cele życia, nie wiem jak walczyc o związek, dobijam siebie i jego. wszystkie moje wyobrazaenia o zyciu i milosci sie skonczyly.

chcialabym zacząc wszystko od początku, za duzo błedów popelniłam w swoim zyciu i nie iwem jak mam sie z tego odgrzebac.

nie wiemm po co ja wstaje rano z łózka. jaki to wszystko ma sens?

jest fatalnie, fatalnie, tak zle dawno nie bylo ze mną
po prostu badzcie ze mną teraz...
Vea
 
Posty: 43
Dołączył(a): 16 lis 2008, o 13:53

Postprzez flinka » 8 gru 2008, o 21:16

Ja jestem... Chętnie z Tobą posiedzę. :pocieszacz:

Co chciałabyś zmienić w swoim związku?
Avatar użytkownika
flinka
 
Posty: 907
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 17:57
Lokalizacja: z krainy marzeń

Postprzez wuweiki » 8 gru 2008, o 21:48

chcialabym zacząc wszystko od początku


możesz...dziś jest jeszcze dzień... i jutro i w ogóle -Ty jesteś

i tu są osoby które są z Tobą :kwiatek2:
wuweiki
 

Postprzez joanka34 » 8 gru 2008, o 21:49

Nie jesteś sama...
joanka34
 
Posty: 180
Dołączył(a): 26 paź 2008, o 11:03

Postprzez Dziunia » 8 gru 2008, o 23:01

:cry:
:serce2: :kwiatek: :cmok: :kwiatek: :slonko: :pocieszacz: :pocieszacz: :pocieszacz:
Dziunia
 

Postprzez ewa_pa » 9 gru 2008, o 00:08

jestem z Toba i wspieram wiem co to znaczy ratowac zwiazek czasem tylko sil na to brak
Avatar użytkownika
ewa_pa
 
Posty: 812
Dołączył(a): 30 sie 2007, o 21:15
Lokalizacja: bielsko

Postprzez licho_23 » 9 gru 2008, o 01:34

licho_23
 

Postprzez Vea » 9 gru 2008, o 07:13

dziekuję Wam :*

czasami ważne jest po prostu to, żeby ktoś był obok i słuchał.

co chciałabym zmienić? chciałabym, aby jego słowa (np kocham cie) byly spójne z postawami i zachowaniem. bo jak na razie straciły swoje brzmienie w moich uszach, a postawy po prostu im przeczą. może i mam schizę i wygórowane wymagania, ale mam też podstawy do schiz i bólu.

sama też potrzebuję się zmienić - w tym momencie chciałabym mieć na sobie skórę nosorożca i nic nie czuć.

chciałabym, aby On poczuł, jak czasami może boleć odrzucenie. to jest potworne i niedojrzałe, ale czułabym sie lepiej, gdyby on zaczął się o mnie martwic, denerwować, poczułby , że łatwo mnie stracić...coraz częściej wyobrazam sobie, ze mam wypadek samochodowy (wiem, to jest chore), niegrozny, ale ląduje w szpitalu z jakimis obrazeniami.

chciałabym aby się martwił. moze wtedy przypomniałby sobie, ze jestem ważna. ze kiedyś mi się oswiadczył. było to tak dawno i tyle sie działo, ze sam juz nie pamieta.

dotarłam do tego momentu, ze juz nie chce i nie mam siły na dalsze myslenie, niech ktos wyłączy mi umysł, serce i zgasi światło.

już dosyć :( :zmeczony:
Vea
 
Posty: 43
Dołączył(a): 16 lis 2008, o 13:53

Postprzez flinka » 10 gru 2008, o 01:14

Vea jakie są te jego postawy? Potrafisz konkretnie określić co Ci nie odpowiada? Czego potrzebujesz? Zawsze tak między Wami było czy z czasem się zmieniło?

Mówiłaś mu o tym czego potrzebujesz, czego Ci brakuje w Waszym związku? Rozmawialiście o tym? Mówiłaś mu, że brakuje Ci jego troski i zauważania Ciebie?

Pozdrawiam :usmiech2:
Avatar użytkownika
flinka
 
Posty: 907
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 17:57
Lokalizacja: z krainy marzeń

Postprzez Vea » 10 gru 2008, o 07:08

wielokrotnie o tym rozmawialiśmy, staram sie mu czarno na białym mówic, jak wazne jest dla mnie okazywanie czulosci -szczegolnie gdy z powodu jego pracy widujemy się na kilka godzin w tygodniu.

nie wiem, ale to chyba klasyczny przykład sytuacji, w której jak facet cos zdobędzie, to juz nie musi sie starac. kiedys oczywiscie tak nie było, gdy sie poznalismy szczeglnie cieszylam sie na fakt, ze dopiero teraz moge byc sobą w związku, tzn byc czułą, opiekunczą - bo czułam, ze on tego potrzebuje, z emu sie to podoba. On tez wydawał sie osobą bardzo wrazliwą, która chciala kogos kochac...po pol roku mi sie oswiadczyl.

jest jeszcze druga kwestia - jego toksyczna matka, która uzalezniła go od siebie emocjonalnie. szkoda czasu na pisanie,ale wszyscy znajomi mi psycholodzy i psychoterapeuci potwierdzili moje obserwacje co do niej.
nie jestem akceptowana u niego w domu, kazda osoba na moim miejscu bylaby odbierana jako smiertelne zagrozenie.

to nas rozwala jako związek. nie chce w przyszlosci tam mieszkac, jego matka zabroniła mi u niego nocowac.

on jest jej calkowicie podporządkowany, czego efektem jest to, ze moje potrzeby nie są zaspokojone, bo najpierw tzreba pomoc mamie, bo ona jest na peirwszym miejscu.

tujest problem: nigdy niemialam poczucia, ze jestem najwazniejsza (a chyba tylko na takiej podstawie mozna zalozyc związek), najwazniejsza jest jego rodzina. sam mi powiedzial,z e nie moze mi zagwarantowac,z ebede najwazniejsza...:( to po cholere sie zareczal? to jak tu zalozyc rodzine? to,c o jak bede jego zoną w ciąży to tez nie mam prawa czuc sie najwazniejsza osoba w jego zyciu?

nigdy nie postwiłam mu ultimatum matka albo ja. gdybym to zrobila, wybrałby matke, o tym tez kiedys usłyszałam. ze bez niego jego dom sie zawali...

teraz wali sie nasz związek. za bardzo boli mnie to,ze on nie daje mi zadnych podstaw bym uwierzyla, ze moze nam sie udac. nie zachowuje sie tak, jesli ja do niego nie zadzownie , sam sie nieodzywa. nie chce spotykac sie z moja rodzina, u mnie w domu.

nie pamietam, kiedy ostatnio ussłyszalam mile slowo z jego ust. nie czuje sie kochana ani potrzebna...mam ze to wrazenie, ze gdy sie spotykamy on traci czas, bo ma 1000 rzeczy ciekawszych do zrobienia. mamy dla siebie 4 godziny w ciagu tygodnia, a on siedzi przy komputerze.

ech, szkoda gadac...:( jest mi smutno strasznie.
Vea
 
Posty: 43
Dołączył(a): 16 lis 2008, o 13:53

Postprzez flinka » 11 gru 2008, o 14:48

Vea nie potrafię Cię pocieszyć, przepraszam... Smutno mi, bo nie wygląda to najlepiej...

On nie uświadamia sobie tego, że jest zbyt mocno związany ze swoją matką? Że to ona kieruje jego życiem?

"kiedys oczywiscie tak nie było, gdy sie poznalismy szczeglnie cieszylam sie na fakt, ze dopiero teraz moge byc sobą w związku, tzn byc czułą, opiekunczą - bo czułam, ze on tego potrzebuje, z emu sie to podoba"
Zauważyłaś, że napisałaś o tym co Ty dawałaś mu? Nie napisałaś, kiedyś było inaczej, On się troszczył o mnie... Co otrzymywałaś Ty od niego?

Co Ci teraz daje ten związek? Z jakiego powodu z nim jesteś?

"tujest problem: nigdy niemialam poczucia, ze jestem najwazniejsza (a chyba tylko na takiej podstawie mozna zalozyc związek), najwazniejsza jest jego rodzina."
Też byłam z mężczyzną, który zapewniał mnie, że mu zależy, mówiąc: przecież po mojej rodzinie jesteś najważniejszą dla mnie osobą. I wiesz nie dokońca do mnie docierało, że to jest jakiś problem... Myślę, że Twój partner poszukuje kobiety podobnej do swojej matki, spełniającej rolę matki (dlatego tak odpowiadała mu Twoja opiekuńczość) i być może takiej, która za niego przejmię incjatywę, będzie tą, która nim pokieruje. Odpowiada Ci taka rola?

"za bardzo boli mnie to,ze on nie daje mi zadnych podstaw bym uwierzyla, ze moze nam sie udac. nie zachowuje sie tak, jesli ja do niego nie zadzownie , sam sie nieodzywa"
A gdybyś przestała dzwonić? Próbowałaś?

"nie chce spotykac sie z moja rodzina, u mnie w domu."
Podał Ci powód?

"mamy dla siebie 4 godziny w ciagu tygodnia, a on siedzi przy komputerze."
Nie ma nic co moglibyście w tym czasie robić razem? Nie ma wspólnych tematów do rozmów?
Czytając Twoje słowa nie dziwię się, że czujesz się niekochana... Musi Ci, być bardzo ciężko... Pewnie czujesz się odrzucona... Chcesz jeszcze ratować Wasz związek?
Avatar użytkownika
flinka
 
Posty: 907
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 17:57
Lokalizacja: z krainy marzeń

Postprzez Vea » 16 gru 2008, o 20:59

---------- 18:41 14.12.2008 ----------

wczoraj pokłócilismy sie znowu.

mam ogromne wyrzuty sumienia - staralam sie wytlumaczyc co czuje, czemu powiedzialam X, a nie Y. lezymy w lozku, on totalnie wsciekly na mnie, odwrócony w drugą stronę - a nie znoszę takiego trybu rozmowy, gdy pytam go o cos, a on mi nie odpowiada, musze mówic: marcin, odpowiedz mi prosze, zadałam Ci pytanie...

on sie wscieka, ja tez juz jestem wyprowadzona z równowagi. no i szarpnęłam go za ramie, zeby sie w koncu do mnie odrócił...nerwy mi totalnie puscily. on byl w szoku,b ot o dosc agresywnie wyglądało. ja zaczełam ryczec i pytac sie go dlaczego mnie tak traktuje...

on na to,z ekazdą inna wyje....łby z domu za takie zachowanie. i ze nie moze na mnie teraz patrzec....i na moim miejscu zastanowiłby sie nad soba,c zy da sie ze mną wytrzymac...

puszczają mi nerwy, cały wieczor jestem spokojna i nagle stałam sie przez chwile agresywna... :((( jest mi strasznie wstyd...

rozmowa miedzy nami byla potwornie trudna. zarzuca mi, ze nie chce naprawic relacji miedzy mną a jego matką - poltora miesiaca temu byla straszna rozmowa miedzy cała nasza trójka, wtedy zostałam przez nią zmiażdzona, zlinczowana...a on twierdz, z egdybym ją po tym przeprosila, to bym wiele zyskała...mozliwe, ale czasami sie nie da, szczegolnie gdy ktos zdepcze Twoje poczucie godnosci..

twierdzi, ze teraz w wigilie jak ją przeprosze, to moze cos da, ale "miedzy nami mowiac, jestz a pozno zeby wszytsko naprawic i tzreba wymyslic nowy sposob na poprawe relacji"..... zostałam obarczona cała odpowiedzialnoscia za nasze problemy w związku. bo w koncu to ja wchodze na obce terytorium, do ich domu. on cały czas stoi za matką, cały czas ja mam wyciągac reke...jakby sam w tym nie uczestniczyl...

tak, wchodze na obce terytorium. tylko są rózne terytoria - zielone pole z uchyloną furtką, albo pole minowe stzrezone jeszcze zasiekami z drutem kolczastym i agresywnymi psami - na takie wlasnie pole weszlam. i błądze miedzy minami i coraz czesciej mysle o tym,ze nie potrafie tak dłuzej uwazac na wszystko co zrobie. chce byc akcetpowana taka jaka jestem. nie chce by on mowil,z e jestem głupia, ze wolno mysle....

nie znosze gdy mnie poniza, gdy mowi, ze ostatnio gadam same bzdury..
;(((((


gdy mowi, ze kazdą inna to za te akcje z szarpaniem wyjeb...łby z domu...od razu mi lepiej :/


zaproponował przed spotkaniem, ze pogada z mtaka, aby mogla nocowac u nich i zebysmy mieli przez to wiecej czasu dla siebie. odmówiłam, bo nie chcialam tego dnia nocowac, poza tym, skoro poltora miesiąca temu ta kobieta stwierdzila, ze nie chce abym nocowala, to dlaczego mialaby zmienic teraz zdanie. nie jestem gotowa na to prostu. starciłam ochote na bywanie u niego w domu, jest mi tam trudno. no to on sie wkurzyl, ze nie chce poprawić tych relacji, ze ona powiedziała mi to " w złosci" (jakby to cokolwiek tłumaczyło) i ze w takim razie on teraz "nie kiwnie palcem" dla sprawy....

no wiec widać, jak bardzo mu zależy....

jwstem skołowana, zła, smutna, rozżalona, nie chce sie do niego odzywać. szczególnie po tym jak mnie zgnoił tekstami o wyjebaniu mnie z domu...ze powinien to zrobić, a przecież nie zrobił...w chwili gdy odwoził mnie do domu, powiedziałam, mu ,z e w sumie to ok, dobrze ze powiedział mi to co czuje, zamiast wiecznego milczenia. i ze prosze w takim razie o pomoc, ze pogadam z jego matka. na odchodne właśnie usłyszałam, ze jego pomocą jest to,ze mnie nie wyjebał z domu...:(((((

---------- 19:59 16.12.2008 ----------

cały czas smutno i "pusto" miedzy nami. dużo gniewu.

mam wrażenie ze cokolwiek powiem jest przeciwko mnie. wczoraj zadzownił z ochrzanem, czemu sie od 2 dni nie odzywam. a ja juz mam dosyc wyciągania reki po kłotni, nie potrafie dojsc do siebie...co mam mu powiedziec?

ochrzanił mnie za milczenie. pozniej ochrzanil, ze jak smiem rozmawiac o pracy (przedłuzyli mi w pracy umowe na kolejne pol roku, wiec jest to wielki sukces dl amnie osobiscie) po tym co sie wydarzylo.


potem kolejny ochrzan, ze nie potrafie ("jak zwykle") prowadzic rozmow w sposob prywanty. lezałam juz w lozku po naprawde dłuuuugim i trudnym ndiu w pracy z ogromnym bolem głowy i moj brat wszedl i krecil mi sie po pokoju, i On to słyszał...wiec zarzucil mi , ze prywatne rozmowy prowadze w towarzystwie innych. coz z tego, ze po jego stronie słuchawki słyszała jego mame jak mu tez wchodzi do pokoju...


caly czas jestem ta zła...ta najgorsza, ta co jest głupie i nic nie rozumie, i wygaduje bzdury i chce non stop od niego i nie potrafi sie zachowac i jest za dumna i uwaza sie za najmądrzejsza....nie wiem w takim razie po co ze mną jest, bo caly czas czuje sie jak gówno przy nim.mowi mi o tym, traktuje mnie tak....

marze o tym, bo przypomnial sobie te cechy we mnie, ktore go zauroczyly, ktore odpowiadały mu na tyle poltora roku temu, ze zdecydowal, ze chce abym kiedys zostala jego zoną....bo teraz to juz tego chyba nie pamieta...:(((

smutno mi jak nie wiem, przyzwyczailam sie juz chyba do tego uczucia, coraz trudniej jest usmiechac sie i grac na zewnatzr, ze wszytsk ok...


boje sie, ze to we mnie wybuchnie.. tlumiony gniew i rozczarowanie...i co wtedy?


pomóżcie...:(
Vea
 
Posty: 43
Dołączył(a): 16 lis 2008, o 13:53

Postprzez flinka » 16 gru 2008, o 23:57

Vea on zrzuca na Ciebie całą odpowiedzialność za Wasz związek widzisz to?

"nie znosze gdy mnie poniza, gdy mowi, ze ostatnio gadam same bzdury.."
"gdy mowi, ze kazdą inna to za te akcje z szarpaniem wyjeb...łby z domu...od razu mi lepiej :/"
Czy tak traktuje się osobą, którą się szanuje?

Vea on nie liczy się z Twoimi potrzebami, nie liczy się z Twoimi emocjami i nie jest dla niego ważne to co dla Ciebie... Nie dostajesz od niego wsparcia, uwagi, troski, nie okazuje Ci miłości, ani szacunku... Czy dostajesz w ogóle od niego coś dobrego?

Ponowię swoje pytanie: co Ci teraz daje ten związek? Z jakiego powodu z nim jesteś?

Jak wyobrażasz sobie Waszą przyszłość? Co Was łączy?

"boje sie, ze to we mnie wybuchnie.. tlumiony gniew i rozczarowanie...i co wtedy?"
Może mu powiedz o swojej złości i rozczarowaniu... Zresztą chyba najistotniejsza jest tu przyczyna tych emocji prawda? Skądś się wzięły...
Avatar użytkownika
flinka
 
Posty: 907
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 17:57
Lokalizacja: z krainy marzeń

Postprzez Vea » 17 gru 2008, o 06:58

teraz ten związek nie daje mi wiele, oprócz łez i olbrzymich nerwów. kiedys bylo wsparcie, pasja, plany na przyszłosc.

nie chce rezygnowac, bo nadal go kocham. tylko plaszczyzny porozumienia sie konczą...mowimy chyba innymi jezykami, on nie rozumie (nie chce zrozumiec) mojego - jezyka uczuc i emocji.


nie wiem co dalej. swieta przed nami...:(
Vea
 
Posty: 43
Dołączył(a): 16 lis 2008, o 13:53

Postprzez flinka » 18 gru 2008, o 20:28

Początek zwykle wygląda pięknie, jest się zakochanym i dba o drugą osobę, sztuka w tym, żeby to pielęgnować...

Jeśli Twój partner nie zechce zadbać o Wasz związek (o Ciebie!)... Jeśli wspólnie nie będziecie starali się czegoś zmienić to będzie to walka z wiatrakami, będziesz się szamotać, zadręczać i oskarżać siebie i jego i niczego to nie zmieni, będzie tylko coraz gorzej, przykro mi, ale tak to widzę...

Co się stało z tymi pasjami, planami, zrozumieniem... Czy nie jest czasem tak, że wyszły różnice między Wami, różne spojrzenia, odmienne potrzeby, itd.? A może przyczyną są "tylko" zbyt silne emocje?

"nie wiem co dalej. swieta przed nami..."
Co planujesz w związku ze świętami?
Avatar użytkownika
flinka
 
Posty: 907
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 17:57
Lokalizacja: z krainy marzeń

Następna strona

Powrót do Depresja

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 483 gości

cron