Na początek chciałam się przywitać. Cieszę się że "Was" znalazłam, długo szukałam podobnej strony/forum.
Do rzeczy..Chyba muszę zacząć od początku.. Znamy się ponad sześć lat, ale można powiedzieć że całe życie.. Dlaczego? Jesteśmy razem od 6, ale od zawsze mieszkaliśmy prawie obok siebie, nie znając się i szczerze mówiąc nie mając ochoty na nawiązanie znajomości. Wydawał mi się dziwny.. chodził ubrany na czarno i nosił długie włosy. Prawdę mówiąc bałam się go.. mimo że nigdy nawet z nim nie rozmawiałam..I tak sześć lat temu wyszłam z domu spojrzałam - nie wiem czemu - na balkon domu który był dobrze widoczny z mojego podwórka i.... zakochałam się... tak w NIM. Sama długo nie mogłam w to uwierzyć zwłaszcza że od kilku lat byłam szaleńczo zakochana w koledze z klasy (nastoletnia miłość - podobno odwzajemniona - z której nic nie wyszło). Właśnie skonczyłam druga klasę Liceum. Nie można powiedzieć że była to miłość od pierwszego wejrzenia - bo przecież "znałam go" - z widzenia. Możecie się śmiać ale obciął włosy i wtedy na tym balkonie (Szekspirem tu pachnie:) zobaczyłam jego nowe oblicze. Okazało się nagle że jest dokładnie w moim typie, ideał. I tak się zaczęło, mimo iż podejrzewałam że zaraz mi przejdzie (bo przecież kocham tamtego) - nie przechodziło. Po 2 miesiącach spacerów w okolicach jego domu które nie przynosiły skutku postanowiłam że zacznę sama działać - nie mogę kolejny raz pozwolić uciec szczęsciu. Byłam tak zdeterminowana (potem jka o tym myślałam to sama nie wierzyłam że to zrobiłam) że ... napisałm do niego list.. W sumie niepotrzebnie wydałam 1,2 na znaczek, mogłam wrzucić do jego skrzynki idąc po chleb.. Pierwszy raz to była tylko kartka w sumie, potem druga i w koncu trzecia - z prośbą o spotkanie. Ale nie podpisałam się. Brakło mi odwagi, zostawiłam inicjały. Jakim cudem się domyślił ? nie wiem.. pierwsza randka, potem następna.. Zostaliśmy parą. Byłam szczęśliwa BARDZO, choć na początku miałam wrażenie (raczej słuszne) że to mnie bardziej zależy. W sumie jest to cena za to że to ja zrobiłam pierwszy krok. Mijał czas, minęły wakacje, ja przygotowywałam się do matury on był na 3 roku studiów i wyjechał. Widywaliśmy sie raz w tyg.albo rzadziej. Jednak przetrwało.. To obietnice wspólnego mieszkania jeśli zdam na studia pozwalały mi wytrwać od pon do niedzieli. Na studia się dostałam, on przeszedł na zaoczne i ...... wrócił do domu do rodziców... Tęskniłam zwł że nie dostałam się na wymarzony kierunek. Nie wiem czy bardziej z tęskonty za nim czy z powodu rozczarowania studiami wróciłam do domu i zaczęłam zaocznie studiować ukochana filologią. nie żałuje, kocham te studia, mam wysokie wyniki, stypendium. On zaczął drugie studia dziennie - nie żartuje ->> zamieszkał w akademiku. Miałam w czasie zjazdów przyjeżdzac do niego ale okazało się że ma mało tolerancyjnego współlokatora. Znowu rozczarownie... Chciałam tam znaleść pracę, ale jakoś nie wyszło, wtedy moglibyśmy zamieszkać razem... Zaczęłam pracować u siebie w miescie i potem trudno było niezle płatne zajęcie zostawić zwł ze musiałam opłacic czesne. I tak minęły 3 lata. Teraz on się obronił pracuje tam gdzie studiował i dojeżdza, nie mieszkamy razem.
Od ok roku coś się zaczyna spuć. Niby się psuje ale mimo to planujemy ślub - w październiku wyznaczyliśmy datę na sierpien. A jest coraz gorzej. Jestem dość nerwową osobą, potrafię o byle co nakrzyczeć na niego ale co ciekawe wcześniej nic NIC ,mnie w nim nie denerwowało. Drażni mnie to że już nie jest jak kiedyś, nie okazuje mi tak uczuć, nie pisze sms w ciągu dnia, nie dzwoni, robię to tylko Ja. kiedyś potrafił jednym sms-em wzruszyć mnie do łez. Nie całuje mnie spontanicznie, nie mówi do mnie tak jak kiedyś... Wiem ze ja też się zmieniłam, byłam wyrozumialsza ale nigdy nie przestawałam okazywac mu uczuc, kiedy było trzeba przepraszałam. nie miałam z tym problemu. Kiedy mu mówię żeby nie robił tego lub tego, ze kiedys tak do mnie nie mówił - zawsze słyszę to samo - nie wiem o co co chodzi. Nie mam siły.. Czy to rutyna???? To co będzie po ślubie??? Kocham go i nie wyobrażam sobie jakichkolwiek zmian pt rozstanie. Czasem boję się że ktoś mi sprzątnie sprzed nosa, ze czegos mu brakuje i znajdzie to u innej. Ma powodzenie i Juz raz musiałam pokazać jednej gdzie jej miejsce.. Co myślicie - powinnam zastanowić się nad ślubem??????? Czy to tylko moja wina? Czy mój wybuchowy charakter jest przyczyna?
rozpisałam się wiem, ale chyba to pomaga najbardziej, zreszta czy wystarczy napisać -- związek mi sie wali Pomocy! ?? Chyba każdy jest inny i co innego może być przyczyną.. smutno mii:(