Witam serdecznie wszystkich forumowiczów!!!
Jak większosc z Was piszę tu bo potrzebuję rady innego spojrzenia.
Postram się jak najkrócej opisac moja historię, żeby na koniec spytać Was co o tym myslicie.
Zacznę od tego że mam 26 lat i jestem po dość długim związku(7lat) - nieudanym. Zostałam mocno zraniona... przeszłam załamanie. Ma to znaczenie w mojej historii ponieważ podczas mojego "dochodzenia do siebie" pjawił się" ktoś". Poznalam go będąc jeszcze w poprzednim związku.Chwila wspolnej zabawy na jednej z dyskotek nic po za tym. Zdobył moj nr tele i przez rok dzwonil co jakiś czas. Nigdy sie z nim nie spotkałam choc prosił, nigdy nie dałam mu nadzieji. Po roku kiedy zostałam sama spotkalismy sie. Ja byłam załamana, żyłam tamtą miłością. Przyznam się szczerze..potraktowałam go jako wypełnienie pustki, swoistego rodzaju pocieszankę. Sprawiał że uśmiechałam się. Nie potrafiłam jednak kłamac go, patrzeć w oczy i mowic czułe słowa. Myslałam że nie zauważa jak odwracam wzrok, ze nie wazne że toon inicjuje wszelkie nasze kontakty. Przyznam sie że myslałam cały czas o powrocie do dawnej miłości, tym bardziej że kontakt sieodnowił... i nastała ta chwila kiedy wiediząłam że on che do mnie wrócić a ja... a ja nie potrafiłam nie spotkac się z obecnym chłopakiem. teraz wiem że byłam skołowana, targały ,mna przeróne emocje... zachowywałam się dziwnie.. jak nie ja... nie potrafiłam okreslić czego chce..Trwało to krótko.. Zerwał ze mną. Powiedział - dosyć. Powiediał że to moja wina. Że widział jak mało daje z siebie , jak odwracam oczy , zze czekał cały dzień na telefon czy widomość a wieczorem brał tel i sam dzwonił bo wiedizał że sięnie doczeka.. stowierdził że nie zdążył się zakochać i dobrze bo lepiej to teraz zakończyć. Dostałam kopa słusznie, wtedy wiedziałam że chce być znim... Zawalczyłam... nic nie dało... Odpusiciałm bo ile można... Nie roztaliśmy się w gniewie ale kontakt ustał na dwa miesiące po dwu miesiacach odezwał się pierwszy... niewinna rozmowa ale był wstawiony. Spytał dlacego się nie odzywam. Potem sms żę mysli o mnie. Chaciłam być delikatna. kiedy po kilku dniach ja pierwsza się odezwałam potraktował mnie oschle. Odpusiciłam. Kolejny telefon, znowu po alkoholu... i wyznania: że nie może zapomnieć, żę wie że jestem inna niż wszystkie dziweczyny ze uwilbia rozmowę ze mna że myslał że zapomni ... potem ... np rozmowa na gg gdzie nic nie wspomina o nocnym tele.. ja sięnie narzucałam czekałam na rozwój sytuacji.. kolejny telefon... tym razem trzeźwy (albo mi się wydawało); wyrzuty że to on musi się pierwszy odzywać, że wie żę znaczy coś dla mie, że myslał ze bardziej bedę sie starać???? Przełamałam się odezwałam się - nie odebrał telefonu.. potem poprostu nic.. i kolejny telefon- bardzo pijany i znowu to samo ... nie wytrzymałam powiedizłam mu że nie życzę sobie aby telefonował w takim stanie, że mi nie przeszło ii nie może tak targać miomi emocjami... Chyab się obraził... przeprosił i napisał że usuwa mój nr telefonu żeby nie nękac mnie... Co ja mam mysleć ... Czy w ogole kiedykowliek mu zależało? ponieważ teraz mam wątpliwości.. Dlaczego tak sie zachowuje i dlaczego nie może poprozmawiać ze mną kiedy jest trzeźwy??? Dlaczego wycofuje sie ?? Czy to tylko bełkot pijanego??? Prosze piszcei co myslicie!!!czy to co mówił po pijanemu mogę traktować poważnie?