Nie umiem zrozumieć, dlaczego ja?
Nikt nie umie dokopać mi tak jak potrafie to ja.
Jestem nikim, nie mam nic do zaoferowania. Nic sobą nie reprezentuje. Każdy dzień jest mordęgą. Jestem egoistką, nie umiem kochać, nie umiem okazywać innym jak bardzo ich kocham. Myślę wciąż o sobie, o tym jak mi źle, o tym jak mi nie dobrze, mam w dupie innych. Nie mogę nic nikomu dać bo nic w sobie nie mam. Ludzie uciekają ode mnie, i dobrze robią.
Mam dość myślenia o mojej chorobie. Ona jest nie ważna. To nie ona sprawiła, że jestem złym człowiekiem i ranie innych. Straciłam człowieka którego bardzo kochałam i kocham dalej i wiecie co? tak, mam 16 lat i może zachowuje się idiotycznie ale ja naprawde go kochałam i kocham i nie potrafię bez niego żyć. Być może wydaje się Wam to śmieszne i głupie, ja to rozumiem. Ludzie mają o wiele gorsze problemy,to też wiem.
Nie mogę, nie mogę znieść tego, że on ma nową dziewczynę..nie potrafię zrozumieć, że mógł zastąpić mnie kimś innym. Jestem żałosna, beznadziejna, pusta... boże...
Nie nawidzę siebie.
Nie nawidzę każdego swojego kawałka.. jestem nic nie warta.
Dopiero teraz dochodzi do mnie fakt, że za jakiś czas pójdę na operację. Nie jestem na to gotowa, a przygotować się do tego nie da chyba i tak.
Czemu musze być na to chora? mam dość! moim marzeniem jest przejść się przez miasto spacerkiem, z przyjaciółką pod pachą, odwiedzając każdy sklepik któy się natrafi. Chcę chodzić normalnie.. ja chcę żyć normalnie..
i widzicie? cholerna egoistka ze mnie!! wciąż tylko ja, ja i ja.
Nie umiem odnalźć się od kiedy go już nie ma. Nie obchodzi mnie, że pali, pije, że ma coś wspólnego z marychą.Ja chce go spowrotem!!
Tak bardzo cierpie, on był dla mnie wszystkim i co? teraz go nie ma bo byłam tak zapatrzona w siebie i z nim zerwałam.
Nie chcę tak żyć, wypisuję się z tego. Do widzenia.