Kiedy kończy się miłość?

Problemy z partnerami.

Kiedy kończy się miłość?

Postprzez aniś » 5 gru 2008, o 22:21

Mam ogólne pytanie do wszystkich kobiet i mężczyzn na tym forum- kiedy przestajemy kochać? Czy to cały złożony proces czy wystarczy tylko jedna nieudolna chwila?
Ja wiem, że już nie kocham, tylko się zastanawiam kiedy moje uczucia zaczęły wygasać? Już się więcej nie przełamię i nie pokocham, choćby TEN człowiek o to mnie błagał.
Czy ten proces zaczął się z pierwszą obelgą, awanturą? Nie wiem, ale wtedy coś we mnie pękło.
Mieszkamy jeszcze pod jednym dachem, choć nie żyjemy już ze sobą ( próbuję se załatwić mieszkanie z urzędu miasto jako samotna i niepełnosprawna matka by móc zacząć wszystko od nowa, praktycznie od zera)
aniś
 
Posty: 57
Dołączył(a): 25 lut 2008, o 18:33
Lokalizacja: Elbląg

Postprzez kwas.benzoesowy » 5 gru 2008, o 22:42

Witaj, wiesz wydaje mi sie, ze kochać przestaje sie wtedy gdy zaczyna sie myslec bardziej o sobie niz o tej bliskiej osobie. Kochac przestaje sie wtedy, gdy "ja" staje sie wazniejsze niz "ty". czasem do tego potrzeba wielu nieporozumien, awantur a czasem wystarycz jedno słowo, ktore wsyztsko zmieni.
Moze sie myle, ale tak wlasnie mi sie wydaje.
Pozdrawiam serdecznie.
kwas.benzoesowy
 
Posty: 4
Dołączył(a): 16 lis 2008, o 14:05
Lokalizacja: Rybnik / Jaworzno

Postprzez wuweiki » 5 gru 2008, o 22:55

nie odpowiem,Aniś,wprost na Twoje pytanie bo ja nie umiem przestać kochać
miłość albo jest albo jej nigdy nie było...
wiem tylko,że bywa,że czar pryska.... wtedy,gdy opadają maski i wyłażą kłamstwa,oszustwa... lub po prostu wygasają emocje
bywałam zakochana.... czyli zakochiwałam się w jakimś obrazie kogoś,który sobie stwarzałam na swoje potrzeby chwili albo nabierając się na czyjeś przebieranki.... ale gdy prawda wychodziła na jaw, "król okazywał się nagi" ...zakochanie pryskało jak bańka mydlana ;) bywało też i na odwrót ;) sama też święta nie byłam (i nie jestem) i zdarzało mi się kokietować, udawać kogoś kim nie jestem po to,aby zdobyć czyjeś serce.... ale że nigdy w tym dobra nie byłam ...to krótkie to były zrywy i całe szczęście
są też ludzie,których pokochałam bez wzajemności i ich kocham.... ale dałam i sobie i im wolność,bo inaczej jak mogłabym ich kochać?
chyba tyle co mam do powiedzenia w tej kwestii ;)
wuweiki
 

Postprzez Dziunia » 5 gru 2008, o 22:59

przestaje sie kochac gdy wypalaja sie takie uczucia jak: troska miłosc szacunek, kiedy juz sie bardziej nienawidzi jak uwielbia,
moze nie wystarczy słowo by przestac kochac, na to trzeba wiele powodów.
a poza tym...
Cokolwiek pomiędzy ludźmi kończy się-znaczy: nigdy nie zaczęło się. Gdyby prawdziwie się zaczęło-nie skończyłoby się. Skończyło się, bo nie zaczęło się. Cokolwiek prawdziwie się zaczyna-nigdy się nie kończy... ( Edward Stachura )
Dziunia
 

Postprzez aniś » 5 gru 2008, o 23:22

---------- 22:13 05.12.2008 ----------

Własne JA dochodzi do głosu, gdy nie czuje się poszanowane. Kochając trzeba szanować odrębność drugiej osoby i czynić adekwatnie do własnych uczuć, a nie mówić, że się kocha a potem nawrzucać obelgami pod adresem tej osoby, bo słowa mają wielką moc i mogą ranić bezpowrotnie.

---------- 22:22 ----------

Kiedy się zakochałam, nie myślałam czego chcę od życia i nie mówiłam mu do końca czego oczekuję. Upajałam się tym uczuciem jak dobrym winem. Tylko jak ta chemia przestała działać, ja odkryłam swoje prawdziwe pragnienia, tak jednak odległe od jego. Wtedy zaczęłam się wycofywać, bo spałam się wewnętrznie i gryzłam dalekimi kompromisami z mojej strony.
Dla niego rzeczą naturalną było piwo po pracy i mecz na kanapie, a dla mnie to nie doprzyjęcia.
aniś
 
Posty: 57
Dołączył(a): 25 lut 2008, o 18:33
Lokalizacja: Elbląg

Postprzez Dziunia » 5 gru 2008, o 23:32

Kochając trzeba szanować odrębność drugiej osoby i czynić adekwatnie do własnych uczuć, a nie mówić, że się kocha a potem nawrzucać obelgami pod adresem tej osoby, bo słowa mają wielką moc i mogą ranić bezpowrotnie.

Słowa moga bardziej zranic jak czyny. Szacunek w zawiazku podstawa.
Kiedy się zakochałam, nie myślałam czego chcę od życia i nie mówiłam mu do końca czego oczekuję.

Moze to był bład?
ja odkryłam swoje prawdziwe pragnienia, tak jednak odległe od jego. Wtedy zaczęłam się wycofywać, bo spałam się wewnętrznie i gryzłam dalekimi kompromisami z mojej strony.

Dlaczego wycofywac od razu a nie kompromisem walczyc o swoje?
Wszystko mozna wywalczyc.
Dla niego rzeczą naturalną było piwo po pracy i mecz na kanapie, a dla mnie to nie doprzyjęcia.

i wszystko mozna jeszcze zmienic?
pytanie czy Ty chcesz?
nawet jesli juz Go nie kochasz, jest pewnie miedzy wami ta kwestia przywiazania.
Jesli Ci na nim zalezy egzekwuj od niego pewne zasady.

Dla niego rzeczą naturalną było piwo po pracy i mecz na kanapie, a dla mnie to nie doprzyjęcia.

powiedziałas mu w ogole ze nie podoba Ci sie to
Dziunia
 

Postprzez aniś » 5 gru 2008, o 23:41

Ja już nie walczę o kompromisy, bo ten człowiek się już nie zmieni, już w to nie wierzę. Prosiłam, żeby nie pił przy dzieciach, to przelewał se do szklanki i powrócił znów do puszki. Usłyszałam na koniec, że ciągle się go czepiam i tylko wymagam od niego. Miał nie kupować piwa na kreskę- taka była zasada le znów zaczął brać na minus. Wszelkie zasady i kompromisy kończyły się jego fortelami i podstępami by je obejść. On po prostu nie może przestać pić piwa, bo dla niego to normalność.
Wszystko się kończy kiedy jedna strona chce coś zmienić a druga oponuje bo tak jej wygodniej. W końcu zamiast miłości pozostaje wewnętrzna pustka i samotność.
aniś
 
Posty: 57
Dołączył(a): 25 lut 2008, o 18:33
Lokalizacja: Elbląg

Postprzez Dziunia » 5 gru 2008, o 23:47

Aniś....
odejdz od Niego i zacznij spełniac sie w swoim nowym zyciu:)
powodzenia i wytrwałosci.
nie daj sie Kochanie
Dziunia
 

Postprzez tenia554 » 21 mar 2009, o 14:44

Myślę,że nie należy bać się zmian.Na początku związku,ludzie bardzo się starają,składają deklaracje i zobowiązania.W ten sposób budujemy swoją przyszłość,ufni ,pełni miłości i fascynacji.Ale po drodze zaczyna się coś dziać,zaczynami się poznawać w normalnym życiu,w trudnościach i problemach.Nasze marzenia stają się coraz odleglejsze,a partner przestaje wspierać i rozumieć.Odkrywamy,albo zaczynają nas drażnić jego wady.Jeżeli nie potrafimy się odnależć ,bo zbyt dużo nazbierało się tych drobiazgów ,tracimy grunt pod nogami.Zaczynamy wątpić w nasze uczucia i uczucia partnera.Faktem jest,że proces poznawania może trwać wiele lat ,a nieraz całe życie.Zmieniamy się i nie zawsze patrzymy w tą samą stronę.Zmieniają się też nasze oczekiwania i czym innym są nasze doświadczenia.Nie umiem powiedzieć jak żyć ,aby być szczęśliwym,nie wierzę w idealnego partnera ,ale jedno wiem napewno.Trzeba bardzo siebie kochać,nie pozwolić siebie ranić,ani sobą manipulować .Mieć własną przestrzeń tylko dla siebie.Nie skupiać się wyłącznie na partnerze,nie uzależnić swojego bycia od niego.Mieć zainteresowania i własne pasje,najlepiej wspólne,ale jeśli to nie możliwe to własne.Nauczyć się być szczęśliwym i czerpać z życia co najlepsze.A jeśli już zupełnie nic nie czujemy,rozpocząć nowe bardziej udane życie.
Avatar użytkownika
tenia554
 
Posty: 1291
Dołączył(a): 29 mar 2008, o 13:02
Lokalizacja: wrocław

Postprzez bernadeta » 24 mar 2009, o 04:56

Znalazałam sie w podobnej sytuacji jak wyżej opisane...jestem w nieformalnym związku ok roku..byłam szczęśliwa. Rozumieliśmy się irozumiemy db ale wchodzenie w dorosłość proste nie jest..On ma nowe plany, a ja jestem rozczarowana.. :( skończyłam studia marzyłam o db pracy..z czasem chciałam zadowolić sie nawet pracą małą ambitną aby tylko cos..ale teraz okazuje sie ze i o taką ciężko..on zaproponował mi pracę u jego rodziców..nie jest to lekka praca ani zadawalająca...poczuła się gorsza, bo koleżani pracują w różnych instytucjach, bo jest im lekko..zaczęłam się dusić on naskoczył na mnie mowiąc - co ty z cukru jesteś? nie roztopisz się taka z ciebie księżniczka że boisz się ciężkiej pracy???????? Byłam w szoku a jednocześnie poczułam się strasznie rozczarowana...Powiedzmy sobie szczerze - jak wiele jest młodych kobiet które chcą pracować ciężko???? Nie jestem księżniczką ale inaczej wyobrażałam sobie nasze moje życie:( Nie wiem już co robić, Nie wiem czy będę przy nim szczęśliwa..
bernadeta
 
Posty: 1
Dołączył(a): 24 mar 2009, o 04:44

Postprzez moratar » 28 mar 2009, o 03:54

Wydaje mi się że miłość nie mija.
Czasem poprostu bardzo chcemy nie być sami a być kochani i kochać i wierzymy że kochamy, a tak naprawde to tylko zauroczenie/przyjaźń nie miłość. Robimy wszystko aby tą "niby miłość" utrzymać wkładamy w to wiele wysiłku pracy i poświęcenia.
W momencie jak przestajemy się oszukiwać to mija "niby miłość".
Przeżywałem "niby miłość" i wierzyłem że kocham, ale tylko mi się tak wydawało bo chciałem w to wierzyć.

W momencie gdy osoba która się kocha odchodzi, i wiemy że nie można żyć bez tej osoby i tracimy wole życia i fizycznie umieramy z tesknoty, to oznacza że kochaliśmy.
Dlatego twierdze że prawdziwa miłość nie mija.

Sam osobiście nie znam nikogo kto naprawde kocha całą dusza, ale słyszy się o takich historiach, ostatnio chyba jakis program leci o takich związkach "taka miłość się nie zdarza" czy jakoś tak.
moratar
 
Posty: 95
Dołączył(a): 9 mar 2009, o 04:22

Postprzez wuweiki » 28 mar 2009, o 08:59

"Sam osobiście nie znam nikogo kto naprawde kocha całą dusza, ale słyszy się o takich historiach"
bo do tanga trzeba dwojga ;)
to,że relacje się rozpadają nie jest równoznaczne z tym,że ktoś w tej relacji nie kocha...być może tylko jedno z nich? a drugie korzysta? ;) kto wie jak to bywa...
wuweiki
 


Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: ugonukiye i 57 gości

cron