przez Księżycowa » 4 gru 2008, o 01:34
---------- 21:50 03.12.2008 ----------
O świętach się nie wypowiadam. Naprawdę wolałabym by ich nie było. Każdego roku czuję w środku coś okropnego. Jeszcze bardziej udziela mi się sytuacja w domu. To cholerne podłe i coraz cięższe uczucie dotyka mnie jeszcze mocniej. Przepraszam za pesymizm ale tak właśnie jest. Wszędzie wokół czuję nastrój, którego nie doświadczam, który mnie omija a którego tak bardzo mi potrzeba.
Terapia? Za każdym razem widzę swoje niedoskonałości, swoje lęki i to jak bardzo się schowałam przed wszystkim i wszystkimi. Relacja z K będzie i jest coraz trudniejsza za nim sobie wszystko poukładam. Rozpadam się w drobne kawałki teraz. On mi dziś jeszcze dołożył. Sama nie wiem co myśleć. Nie było go 3 dni. Myślałam, że się zobaczymy a on powiedział, że nie przyjedzie, bo już jest zmęczony i chce się wyspać. Pomyślałam, że przecież ja bym biegiem do niego po rozłące a on nie, on nie tęskni. I tak wiem, że nie śpi. Znam go pewnie standardowo się zasiedział przy piwie omawiając poważne sprawy. Jest mi tak strasznie przykro, to tak strasznie boli. Stałam na przystanku i wyłam jak wół. Miałam nadzieję, że będzie stał przed tym sklepem albo wejdzie, nie wiem. Miałam nadzieję, że go zobaczę, jak zawsze. Tęskniłam, chciałam go zobaczyć a on nie. Już nie jestem dla niego tym, kim kiedyś, jestem żałosna. Nikt mnie nie będzie chciał z tym co się ze mną dzieje i może tak było by lepiej. Kupiłam mu nawet jego Schocko-bonsy, które tak lubi. Jestem coraz bliżej twierdzenia, że kogoś ma. Już nie jestem dla niego tak ważna jak kiedyś. Chciałam zrobić mu kolacje i wie o tym, mówiłam mu. Czuję gdzieś w środku, że zbliża się koniec. Jest mi tak strasznie przykro po dzisiejszym.
Mam naprawdę serdecznie dość. Wiem, że ja zepsułam, że ja go zniechęciłam do siebie, ale czy to powód do zdrady, jeśli w ogóle to robi?
Wracając do terapii, to chyba zbliżam się do punktu uświadamiania sobie jaka jestem i jak bardzo się zamykam. Ciężko mi się ,,otworzyć", że tak powiem. Zawsze taka byłam, ale nie myślałam, że aż tak bardzo.
K napiszę co się ze mną dzieje. On zdecyduje co zrobi. Ja nie mam siły udawać przed nim. Napiszę, bo z powiedzenia penie mi nic nie wyjdzie i nie powiem wszystkiego. Może w ten sposób chociaż z jedną rzeczą przestanę się męczyć, jak on się określi czy nadal kocha mnie tak mocno, że przy mnie będzie i czy zmieni to nastawienie na łagodniejsze. Ja już naprawdę nie mam siły zgadywać co dzieje się w jego głowie.
A myślałam, że jest dobrze chociaż trochę, ale już chyba nigdy nie będzie...
---------- 23:00 ----------
A teraz rodzice. Matka dała mi do zrozumienia, że nie mam ich o nic prosić. ,,Przecież właściwie, to Ty już zarabiasz". Nie chciałam nic. Miałam nadzieje, że poratują mnie na autobus i śniadanie, bo mi zabrakło a do 10 jakby nie było jeszcze tydzień. Za chwile brat mi, że jestem pojebana, bo za głośno ( jego zdaniem), chodzę po schodach. Dlaczego oni mi to robią?? Czego chcą? Nie potrafię zrozumieć. Muszę coś wymyślić i się stąd wynieść. Jak ja mam się cieszyć na święta?
A mój K, na którego myślałam, że mogę liczyć śpi. Czy ja w ogóle mam być na tym świecie? Komu jestem potrzebna??
---------- 00:34 04.12.2008 ----------
Nie chcący mu głuchłam jak szłam z pracy, bo zawiesił mi się tel. Szybko oddzwonił. Chyba faktycznie był w domu. Czy znów przesadziłam? Ale powinien chyba przyjechać. Czy te 30, no trochę więcej minut, to tak wiele. Nich ktoś oceni tą sytuację proszę, bo ja nie jestem w stanie chyba. Zbyt dużo sprzeczności we mnie na raz i ciężki dzień. Wiem, że to nie wytłumaczenie. Powinnam go przeprosić??