Bardzo, naprawdę bardzo podoba mi się wypowiedź zagubionej i przyłączam się do jej stanowiska...
Ponadto chcę jeszcze powiedzieć coś do Ciebie, elea, jednocześnie odnosząc się do stanowiska Pań, uważających, że o zdradzie nie należy mówić partnerowi. Otóż chcę Ci powiedzieć, elea, że jedna rzecz budzi mój szacunek, jeśli chodzi o Twojego męża i jednocześnie też sprawia, że mimo tego co zrobił, obdarzyłbym go (ja osobiście, jako człowiek) pewnym zaufaniem - mianowicie właśnie to, że przyznał Ci się do tego, że Cię zdradził i że próbuje uczciwie i szczerze z Tobą przejść przez to fatalne dla Was obydwojga wydarzenie...
Dla mnie oznacza to, że owszem zdradził, ale nie kłamie i nie brnie dalej w błędy, tylko maksymalnie stara się naprawić, to co zrobił źle, po drugie, traktuje Cię w tym wszystkim po partnersku a nie jak kogoś kogo można zbajerować, zataić swój zły czyn, udawać "dobrego mężusia", nie ponieść żadnych konsekwencji swojego złego, destruktywnego czynu i cieszyć się dalej bez problemu miłością i zaufaniem nie tylko zdradzonej, ale następnie jeszcze dalej oszukiwanej żony... - no sorry, ale dla mnie to by było po świńsku, po wygodnicku i kompletnie nieuczciwie. Jednak Twój mąż zachował się inaczej - w pewnym sensie można mu jednak ufać i można liczyć na to, że nawet jeśli przydarzy mu się zrobić fatalne świństwo, to nie będzie tego przed Tobą ukrywał, nie będzie Cię oszukiwał i udawał że nic się nie stało i że jest wobec Ciebie w porządku - z tego co widać w tym obszarze możesz na niego liczyć, że aż taką "świnią" (przepraszam za określenie, to on wobec Ciebie nie jest i nie będzie...). Dla mnie to by się liczyło i to w znacznym stopniu.
Nigdy w życiu nie chciałbym, żeby mój partner mnie zdradził i jeszcze na dodatek potem mnie oszukiwał żyjąc dalej ze mną jakby nigdy nic i udając, że nic się nie stało...
Uważam, że kobiety, które preferują tego typu "model współżycia" popełniają fatalny błąd, bowiem taki zakłamany facecik, który nie przyznaje się do świństwa, które popełnił wobec żony (niby to po to, żeby jej nie ranić i samemu dźwigać brzemię sytuacji...) oraz udawać, że jest wszystko dobrze (podczas kiedy właśnie nie tylko nie jest dobrze, ale właśnie jest bardzo źle!)... no więc taki facecik, który by tak zrobił, to równie dobrze... zdradziłby po raz drugi i trzeci i kolejny, bo nie tylko nie poniósłby żadnych konsekwencji swojej zdrady (dla dobra żony... he he...
) ale jakby sobie znowu podpił i ptaszek by go zaswędział, to pewnie znowu by zrobił sobie skok na bok i jeszcze raz może i kolejny, no bo przecież... dla dobra żony i by oszczędzić jej cierpienia można jej o tym nic nie mówić a żyć dalej ze sobą jak gdyby nigdy nic... He he... zastanówcie się kobiety, do czego mogłoby to prowadzić Was i Waszych partnerów...
elea i dziwny, strasznie mi Was żal, obydwojga, i wcale nie będę mówił kogo bardziej a kogo mniej - żal mi całej Waszej rodziny; jednocześnie bardzo serdecznie i przyjaźnie Wam "kibicuję" i trzymam kciuki przyłączając się do zagubionej, której wypowiedź bardzo mi odpowiada i której spojrzenie na sprawę podzielam
trzymajcie się dzielnie i nie dajcie się temu złemu co się już stało... postarajcie się teraz WSPÓLNIE to naprawić, bo przecież... chyba jednak się kochacie... prawda? stawcie czoła temu wyzwaniu razem i poszukajcie wszelkich możliwych i dobrych dróg - bardzo serdecznie Wam życzę, żeby się udało...
ściskam mocno i pozdrawiam Was obydwoje...