Witajcie!
Jestem tu po raz pierwszy i teraz dopiero stwierdzam jak ciezko jest pisac na takim duzym forum o swoich problemach, otwierac sie przed kims kto zupelnie mnie nie zna.. Chyba jednak musi nastapic ten pierwszy raz, zreszta taki jest cel forum aby wzajemnie sie wspierac i czasami nawet wysluchac czyjejs opini na dany temat..
Boze jak mi smutno, jak chce mi sie ryczec za swoja glupote, za swoja naiwnosc..tak ma wygladac milosc? Chyba nie, chyba ze jestem w bledzie i niestety sa te wzloty i upadki i ponownie gory i doliny..Znam Go od ponad roku, przed jego wyjazdem za granice czesto sie spotykalismy, wiele bylo przegadanych nocy, nie jedno piwo bylo wypite. Wszystko bylo Ok do czasu kiedy traktowalam Go jako kumpla. Przed Jego wyjazdem za gramanice uswiadomilam sobie ze jest inaczej, dalam mu to delikatnie do zrozumienia, jednak nigdy sie nie narzucalam i nie chcialam go ograniczac. Stwierdzalam jedz za granice bo nic Cie dobrego w Pl nie czeka bo przeciez nie masz pracy, a ja w wakacje Cie odwiedze. Po jego wyjezdzie tesknilam za tymi naszymi rozmowami, odleglosc zrobila swoje zaczelam go znowu traktowac jako kumpla z ktorym mozna przyslowiowe konie krasc. Probowal parokrotnie spr jaki mam stosunek do niego. Robil to w troche dziecinny sposob opowiadajac mi o swoich dziewczynach. Podchodzilam do spr z rezerwa, dlatego zaczelam ukladac sobie zycie na nowo nie myslac o nim.
Przed swietami przyjechal do kraju i znowu to samo wspolne rozmowy, jego ciagle telefony z prosba o wyjscie do pubu zeby porozmawiac. Nadal z dystansem do tego podchodzilam mimo, ze dziwila mnie jego chec codziennych spotkan.
Znowu po jego wyjezdzie byl smutek, wyjechal moj najlepszy kumpel z ktorym doskonale sie rozumialam. Po jednej z naszych rozmow internetowych dal mi do zrozumienia ze chcialby sprobowac ze mna byc co pozniej potwierdzil. zaznaczal jednak ze on nie potrafi mi teraz odpowiedziec co do mnie czuje ale ze chce sprobowac i ze bardzo by chcial abym z nim byla za granica. Przystalam na to bo mimo wszystko w glebi serducha nadal cos do niego czulam. Pytalam sie go kilka razy czy na pewno tego chce abym przyjechala bo doskonale wie ze ja moge wiele stracic (skonczylam szkole, mam propozycje pracy w swoim zawodzie). Mimo wszystko chcialam zaryzykowac.Podkreslal wielokrotnie ze poradzimy sobie, ze pomoze mi, ze damy rade razem, za kazdym razem stwierdzal, ze chce mojego przyjazdu, dzwonil do mnie z zagranicy, smsowal . Bylo zbyt pieknie przez te 6 mies aby stwierdzic ze to naprawde sie dzieje bo nie moglam w to uwierzyc..
Od tygodnia cisza.. napisalam mu sms co sie dzieje z nim czy cos sie stalo czy jak..napisal tylko krotka zdawkowa wiadomosc ze jest bardzo zajety i ze teraz mase czasu mu pochalnia nauka jezyka. Rozumialam, ze nie moge byc caly czas na jego zawolanie, ze ja tez mam swoje zycie tu bedac jeszcze w Pl.
Po wczorajszej rozmowie jestem taka skolowana ze nic jak tylko ryczec i znowu puknac sie w glowe i powiedziec sobie boze jaka jestem glupia i naiwna. Bilet od 1,5 mies zabookowany, zapozyczylam sie u rodzicow bo stwierdzili ze skoro syt w domu nie jest kolorowa z praca to moze akurat mi sie powiedzie tym bardziej ze On tam jest i z pewnoscia mi pomoze.
Plany wspolnego zamieszkania legly w gruzach, zaoferowal mi inna opcje mieszkania z kuzynka, ktora wie o moim przyjezdzie ale nie wie o koniecznosci teraz dzielenia pokoju z kims. Na pytanie dlaczego to robi, stwierdzil ze trzeba oziebic stosunki jakie sa miedzy nami dla mojego dobra bo bede w nowym towarzystwie, bedzie bariera jezykowa, presja i szukanie pracy i nie powinnam sie niczym innym zajmowac jak szybka aklimatyzacja w nowym kraju..Tak sie po tych Jego slowach poplakalam bo myslalam, ze chce bycia w zwiazku polega na wspolnym pokonywaniu trudnosci a nie na odsuwaniu sie od siebie i rozmawianiu wtedy kiedy jest sie w dobrym humorze;( Teraz zastanawiam sie czy ja moze zle go nie zrozumialam,ale niestety czasami mam wrazenie ze On sam sobie przeczy. Raz stwierdza ze pomoze innym razem ze niestety trzeba ochlodzic relacje..
Najgorsze jest to, ze nie wiem z tego calego mojego skolowania co robic. Mam oferte pracy w innym kraju niz On. On wie o tym jednak wczoraj dal mi wolna reke stwierdzajac ze przeciez nie bedzie na mnie zly jak nie przyjade do niego.. -teraz na to rozkladam rece. W trakcie naszej rozmowy podkreslal mimo wszystko ze nie chce konczyc tej znajomosci tylko potrzebuje czasu.. coraz bardziej czuje sie sfrustrowana ta syt bo wiem ze on niczego nie traci a ja bardzo wiele i nadal jestem zawieszona w prozni. Rozum mowi co ty glupiutka robisz, przeciez On dal Ci do zrozumienia ze olewa Cie a serducho mowi co innego.Teraz to odechciewa sie wszystkiego ;(