pomóż mi

Problemy związane z uzależnieniami.

pomóż mi

Postprzez homosapiens » 25 lis 2008, o 15:28

Siema. Mam 26 lat. Moje problemy z amfetaminą rozpoczęły się już w liceum, jednak dopiero stosunkowo niedawno zrozumiałem że ta sprawa mnie przerasta. Powtarzające się regularnie ataki psychozy amfetaminowej z halucynacjami wizualnymi zmusiły mnie do uznania faktu że jestem poważnie chory. Rozpocząłem długoterminowe leczenie w ośrodku terapii uzależnień. Początkowo czułem się tam bardzo nieswojo, z czasem jednak przekonałem się do tego miejsca. Niestety nie wytrzymałem rygorów życia ośrodkowego i po ośmiu miesiącach przerwałem terapię. Mimo to mam nadzieję że uda mi się nie wrócić do nałogu. W tej chwili czuję się bardzo samotny. Wiem że internet nie może być substytutem prawdziwych relacji międzyludzkich, sądzę jednak że powinienem szukać wsparcia tam gdzie tylko jest to możliwe. Liczę na Waszą pomoc w tej walce.
homosapiens
 
Posty: 11
Dołączył(a): 25 lis 2008, o 13:46
Lokalizacja: kujawsko - pomorskie

Postprzez Dziunia » 25 lis 2008, o 16:32

przerwanie terapi to nie jest dobry pomysł
mimo wszystko wierze ze Ci sie uda
:* sciskam mocno
:pocieszacz:
Dziunia
 

Postprzez pozytywnieinna » 25 lis 2008, o 17:15

i ja trzymam kciuki...

:pocieszacz:
pozytywnieinna
 
Posty: 3447
Dołączył(a): 5 lut 2008, o 22:15
Lokalizacja: z piekla rodem ...

Postprzez homosapiens » 26 lis 2008, o 14:35

Dzięki za te słowa, dobrze jest wiedzieć że ktoś mi kibicuje. Każdy taki przejaw ludzkiej życzliwości jest dla mnie bardzo ważny. Ostatnio niewiele jest wokół mnie osób ze strony których mogę się czegoś takiego spodziewać. Co prawda moi rodzice i rodzeństwo dają mi pewne oparcie, każdy z nich ma jednak swoje własne życie. Do tej pory każdy dzień był dla mnie jedną wielką gonitwą za pieniędzmi i towarem. Teraz pozostała pustka którą muszę czymś wypełnić. To cholernie trudne. Pocieszam się jednak że to dopiero początek drogi. Z całą pewnością czeka mnie na niej sporo przeszkód. Zapewne łatwiej byłoby mi je pokonywać gdybym przeszedł przez cały program leczenia, gdyż był to dobry trening. No cóż...
homosapiens
 
Posty: 11
Dołączył(a): 25 lis 2008, o 13:46
Lokalizacja: kujawsko - pomorskie

Postprzez pukapuk » 26 lis 2008, o 16:29

Witaj homosapiens Szkoda że przerwałeś terapie ,ale cóż może właśnie to ci było potrzebne . Nie ma się co dołować 8 miechów to wielki sukces i świadczy o twojej determinacji w zaprzestaniu ćpania. A pustka...hm to się tylko tak wydaje !!! Popatrz lepiej ile masz teraz wolnej przestrzeni !!!! I jeszcze jedno jestem strasznym przeciwnikiem stosowania słowa WALKA w zestawieniu z uzależnieniami !!! Strasznie wszystkim marudzę jak słyszę że ktoś walczy z nałogiem :wink: Ale taka prawda nie ma żadnych szans na pokonanie przeciwnika silniejszego sprytniejszego i takiego który od siebie uzależnia !!! Zapomnij to pojęcie nie walcz tylko mu schodź z drogi jak go zobaczysz z daleka to spieprzaj ile wlezie. Pozdrawiam i trzymaj się dziś jesteś czysty i to jest najważniejsze.
pukapuk
 

Postprzez bunia » 27 lis 2008, o 10:50

To prawda wypelnienie pustki wydaje sie byc przerastajace mozliwosci bo kazdy jest niecierpliwy chce aby poczuc "nowe" zycie z dnia na dzien a to jest mozolna praca....odbudowanie relacji,odnalezienie siebie w szarym swiatku zajmuje troche czasu ale jesli nie poddasz sie cisnieniu,ze to beznadzieja to dasz rade.....kazdy dzien bedzie sukcesem a to bardzo duzo.
Ja rowniez jak Pukapuk nie lubie slowa "walka".

Pozdrowka :D
Avatar użytkownika
bunia
 
Posty: 3959
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 09:19
Lokalizacja: z wyspy

Postprzez homosapiens » 27 lis 2008, o 15:02

Co do walki jak go zwał tak go zwał, wiadomo o co chodzi. Nie chciałbym polemizować z Waszą opinią na temat tej metafory, gdyż jest to stosunkowo abstrakcyjny temat. Zgódżmy się co do tego że mam problem który muszę pokonać, czy też jak wolelibyście określić to Wy - rozwikłać. Myślę że determinacja jest jak na razie spora, pytanie tylko czy będę wystarczająco konsekwentny. Przez całe swoje życie byłem krótkodystansowcem, muszę w końcu przełamać ten schemat. Masz rację Bunia, czeka mnie żmudna robota. Jeśli chodzi o wolną przestrzeń to myślę że to bardzo cenna uwaga. Kiedy ją przeczytałem pomyślałem sobie że to jest jak z tą szklanką pełną albo pustą do połowy. Skoro zaś mowa o szklankach, muszę się Wam przyznać że największą trudność sprawia mi obecnie unikanie alkoholu. Nie mogę go pić gdyż jest dla mnie wyzwalaczem i może stać się pierwszym krokiem w kierunku przesuwania granicy, albo też substytutem narkotyku, co dobrze znam ze swoich wcześniejszych okresów abstynencji amfetaminowej. Pomyślałem że wynurzę się w końcu ze swojej jaskini i wyskoczyłem wraz z siostrą i jej znajomymi do kręgielnii. Myślałem że zdziczeję...
homosapiens
 
Posty: 11
Dołączył(a): 25 lis 2008, o 13:46
Lokalizacja: kujawsko - pomorskie

Re: pomóż mi

Postprzez Filemon » 27 lis 2008, o 17:31

homosapiens napisał(a):...sądzę jednak że powinienem szukać wsparcia tam gdzie tylko jest to możliwe...


dokładnie tak!
uważam, że terapia jest w wypadku uzależnień bardzo ważna w początkowej fazie, ale też nie jest to żaden cudowny środek bez którego nie można się obyć później, kiedy ma się już pewien staż trzeźwości ani też nie jest to wcale gwarancja rozwiązania rozmaitych problemów emocjonalnych, bo z nimi tak naprawdę musimy poradzić sobie sami wykorzystując wszelkie dostępne środki, siły własne, jak i wsparcie i doświadczenie innych...

myślę, że w Twojej sytuacji bardzo mogłyby Ci się przydać mitingi, czyli jakaś grupa wsparcia oparta na programie 12 kroków (na przykład grupa AA lub dla narkomanów) - wiem z własnego doświadczenia (chodziłem przez 4 lata na DDA), że takie regularne spotkania i kontakt z ludźmi podobnymi do nas, którzy także zmagają się z tym samym problemem i również szukają kontaktu z drugim człowiekiem w podobnej sytuacji, dają wiele i mogą być bardzo pomocne...

poza tym, tak jak napisałeś, każde działanie, każda aktywność, którą sobie wymyślisz lub możliwość, którą przyniesie Ci samo życie oraz suma tego wszystkiego razem, to właśnie jest, moim zdaniem taki rodzaj życiowej terapii, która w naszym wnętrzu jakby kładzie coś na tej szali pod znakiem "plusa" i im więcej na niej leży, tym bardziej przeważa ona szalę pod znakiem "minusa" czyli naszą uzależnieniową chorobę i wszystko co się z nią wiąże...

pozdrawiam i również Ci kibicuję przyjaźnie na drodze wychodzenia z nałogu... a właściwie nie - nie na drodze wychodzenia, tylko już na drodze utrzymywania się w trzeźwości i wolności od alkoholu i narkotyków - czyli, że kawał roboty masz już za sobą, natomiast wiele też jeszcze przed Tobą zostało - ano takie życie, ale przecież nie Ty jeden masz taki właśnie problem i wielu Tobie podobnym udaje się codziennie, dzień po dniu, iść swoją drogą, która krok za krokiem prowadzi ich ku lepszemu i wolnemu od niszczącej chemii życiu...

spróbuj mitingów - naprawdę polecam :)
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Postprzez homosapiens » 28 lis 2008, o 14:22

O cholera, teraz to już mam prawdziwy mętlik w głowie... Ale w sumie się cieszę, znalazłem potwierdzenie jakichś swoich przemyśleń, lżej mi teraz na duszy. Co prawda kiedy wyjeżdżałem z ośrodka terapeuci i moi uzależnieni koledzy mówili mi coś innego, że nie jestem jeszcze gotowy, że prawdziwe życie jest jeszcze trudniejsze, że nie dam rady... Wiem że słowa te padały w trosce o mnie. To fakt, zabrakło mi konsekwencji, poddałem się. Wierzę jednak że doświadczenie które stamtąd wyniosłem nie pójdzie na marne. Wiem teraz na czym polega moja choroba. To sprawa deformującej subiektywnej optyki, narkomańskie pragnienie żeby to świat dopasowywać do siebie a nie siebie do świata. Oczywiście różne wydarzenia losowe wywarły swój znaczny wpływ na ukształtowanie się takiego a nie innego sposobu postrzegania. Potrafię jednak teraz uznać w tym wszystkim swój własny udział i to uważam za wielki krok do przodu. Chociaż oczywiście tkwią we mnie jeszcze stare ciągoty, czasami mam ochotę pierdolnąć to wszystko... Optymistyczne jest jednak w tym wszystkim to że jestem teraz w znacznie lepszej sytuacji niż przed podjęciem terapii. Nie czuję się już teraz tak bardzo pokrzywdzony przez los, dociera do mnie gorzka prawda że sytuacja w jakiej teraz się znajduję to skutek moich własnych poczynań. Straciłem wszystko co miałem i skończyłem całkiem sam na ulicy, jednak okazało się że byli jeszcze ludzie gotowi mi pomóc. Dzięki temu że skorzystałem z ich pomocy mam teraz kolejną szansę. Nie jestem nosicielem żadnego wirusa ani też nie oszalałem. Gdyby nie moja zszargana reputacja mona by rzec że zaczynam z czystą kartą. Ciężko mi jednak mobilizować się do czegokolwiek. Odciąłem się od starego środowiska, wokoło jednak pełno jest niebezpieczeństw, ot choćby ci ludzie pijący piwo w kręgielni. Alkohol, później marihuana... - dobrze znam ten schemat, dlatego nie wchodzę w to. Denerwuje mnie to jednak że ktoś może a ja nie. Nie wiem jak to inaczej wyrazić. Normalni ludzie dokoła, czyści, zadbani, coś do jedzenia, kręgle, browar. Im to nie szkodzi, znają miarę. Zazdroszczę im, są wyluzowani, ja siedzę spięty. O losie, sam już nie wiem czy powinienem się wychylać czy gnić w czterech ścianach. Poza tym mam ogromne problemy w kontaktach, nie wiem o czym gadać z ludźmi, czuję się w ich towarzystwie jakoś sztucznie. Myślę że kontakt z osobami znajdującymi się w podobnej do mojej sytuacji faktycznie mógłby mi sporo dać. Niestety przebywam teraz w małej miejscowości, u rodziny, gdzie nie sposób znaleźć takiej formy wsparcia, a uczestniczenie w niej wymagało bym udał się do miasta w którym prowadziłem swoją niecną działalność. Strasznie się tego boję. Ale szukam, rozglądam się po internecie, może jakieś inne miasto w okolicy, może coś... Tak właśnie trafiłem na to forum. To fantastyczna sprawa, jesteś dzieckiem alkoholika a mimo to troszczysz się o osobę uzależnioną. Ale się rozpisałem, rany, następnym razem muszę się trochę ograniczyć bo jeszcze uzależnię się od komputera, cha, cha! Pozdrawiam
homosapiens
 
Posty: 11
Dołączył(a): 25 lis 2008, o 13:46
Lokalizacja: kujawsko - pomorskie

Postprzez pukapuk » 29 lis 2008, o 00:34

...żeby to świat dopasowywać do siebie a nie siebie do świata....
A może tak nie pasuj się do niczego tylko bądź sobą . To co napisałeś że kiepsko się czujesz wśród ludzi i w ogóle jesteś jak z innej planety to normalne bo inaczej postrzegasz otoczenie . Byleś na terapii więc na pewno wiesz że my uzależnieni jesteśmy delikatnie mówiąc cymbałami w kwestii przeżywania emocji i odbierania prawidłowych sygnałów zewnętrznych. Czas się uczyć od nowa i nie przypasowywać się do otoczenia ani na odwrót nam nada znaleźć swoje słusznie nam należne miejsce i to jet moje zdanie z którym się zgadzam :lol:
pukapuk
 

Postprzez Filemon » 29 lis 2008, o 00:42

pukapuk napisał(a):...Czas się uczyć od nowa i nie przypasowywać się do otoczenia ani na odwrót nam nada znaleźć swoje słusznie nam należne miejsce i to jet moje zdanie z którym się zgadzam :lol:


:D - co prawda, to prawda... :D
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Postprzez homosapiens » 29 lis 2008, o 12:02

No tak, zgadzam się z tym, ale istnieje też druga strona tego medalu. Wiecie, jak w tej modlitwie: "Daj mi siłę bym mógł zmieniać to co mogę zmienić i zaakceptować to czego zmienić nie mogę" czy jakoś tak. Jednak być może macie rację skoro tak bardzo rzuca się to w oczy, może za bardzo koncentruję się na tym pierwszym aspekcie. Przemyślę dzisiaj tę sprawę. Spadam robić obiad. Tymczasem
homosapiens
 
Posty: 11
Dołączył(a): 25 lis 2008, o 13:46
Lokalizacja: kujawsko - pomorskie

Postprzez aleksandryjska » 2 gru 2008, o 18:45

Witam, mam podobny problem. Pustka na około nie wiem co ze sobą zrobić. Z ludzmi nie umiem rozmawiać, na miasto nie chce wychodzić. Jak sobie pomyślę ile mam do odbudowania to robi mi się słabo. Ja mam krótszą przerwę bo pół roku, a w dodatku ostatnio na andrzejkach przegiełam ze wszystkim, alko biale, trawa i dalej nie chce mi sie wymieniac nawet. Wczoraj zalamka totalna, ale wiem ze nie chce tak dluzej. wiem ze musze odciac sie od "znajomych", musze miec stale zajecie. Wymyslilam zeby przeprowadzic sie do innego miasta i zalozyc wlasna dzialalnosc gospodarcza. zrobic cos co zobliguje mnie do tego zebym byla odpowiedzialana. zebym miala po co budzic sie rano, zeby dac sobie czas na dojscie do pionu. wiem jak to bylo przez pol roku kiedy bylam czysta. budzialam sie w nocy zaryczana, wpadalam w histerie z byle powodu, ciagle lęki... nie przezyje tego drugi raz, nie moge teraz wszystkiego zniszczyc.
dla mnie jedynym ratunkiem jest praca. codziennia regularna robota. i pies, zebym miala swiadomosc ze jest ktos/cos kim musze sie opiekowac.
I forum:) Gdzie mozna sie wyzalic i uslyszec ze nie jest sie samemu.
Pozdrawiam i wierze w Ciebie!
aleksandryjska
 
Posty: 8
Dołączył(a): 1 gru 2008, o 19:42

Postprzez yoytek » 3 gru 2008, o 01:09

aleksandryjska napisałaś o zmianach wyłacznie zewnętrznych. Te pół roku abstynencji to nie picie w zaparte. Wywracanie wszystkiego do góry nogami tak naprawdę zda się psu na budę jeśli nie ma zaplecza we wnętrzu i wtedy są koszmary i lęki. Są ludzie, którzy mogą pomóc w takich sytuacjach jak Twoja, ale to trzeba po prostu do nich pójść.
Pozdrawiam Wojtek
Ps w tekście Modlitwy o Pogodę Ducha nie ma nic o sile, co najwyżej o odwadze.
Avatar użytkownika
yoytek
 
Posty: 55
Dołączył(a): 31 maja 2007, o 10:01
Lokalizacja: mazowieckie

Postprzez homosapiens » 3 gru 2008, o 15:16

Cześć Wam, no widzę że to forum jeszcze żyje. Ostatnio chwilowo tu ucichło, pomyślałem więc sobie że już game over. Taki już ze mnie pesymista, szybko się zniechęcam, łatwo jest sprawić bym poczuł się odrzucony. To jedna z przyczyn dla których sięgnąłem po środki odurzające. Zażywanie ich zapewniało mi przynależność do grupy i sprawiało że w kontaktach międzyludzkich nabierałem pewności siebie. Wzrastała ilość wypowiadanych słów, byłem bardziej zdecydowany. Ostatecznie jednak postępowanie takie doprowadziło mnie do stanu chronicznej paranoi, a co za tym idzie do samotności i wyobcowania. Teraz jestem czysty i nie mam kłopotów z percepcją, ale w dalszym ciągu towarzyszy mi lęk przed otaczającym mnie światem. Boję się konfrontacji z realnością. Dlatego znajduję się teraz na wsi gdzie czuje się bezpiecznie. Myślę że potrzebuję jeszcze trochę czasu. Choć nie jestem samodzielny wykonuję codzienne obowiązki. Dzięki pracy nie popadam w marazm. Poza tym książka, telewizja, muzyka, komputer - staram się jakoś zagospodarować czas wolny. Brak mi ludzi, ale staram się nie popadać w przygnębienie. Najważniejsza jest teraz dla mnie trzeźwość. Dlatego też wiem już że sylwestra spędzę w domu. Pewnie będę się dołował, ale co tam. Nie ma sensu tak ryzykować. Tobie też radzę tak postąpić, Aleksandryjska. Wiadomo że nie sposób jest w dzisiejszym świecie uniknąć okoliczności którym towarzyszy alkohol, co innego jednak jeśli pojawi się on gdzieś w tle, a co innego narażać się na oglądanie jakiejś libacji i namowy jej uczestników do wspólnego biesiadowania. Podejrzewam że tak właśnie wyglądały Twoje andrzejki. Dałaś ciała ale nie pękaj, to przecież nałóg. To jest choroba. Kiedy jest się chorym idzie się do lekarza. Ja też proponuję Ci skorzystanie z profesjonalnej pomocy. Abstynencja daje realne rezultaty dopiero gdy połączy się ją z psychoterapią. Uwierz mi, sam kiedyś myślałem że to tylko nawiedzona gadka, ale teraz wiem że to coś więcej. Oczywiście cały czas borykam się z wewnętrznymi problemami, ale czuję się teraz dużo bardziej komfortowo niż gdybym przez te osiem miesięcy po prostu nie ćpał (o ile bym wytrzymał, cha, cha). Nie znam rozmiarów Twojego problemu jednak gdybyś udała się do jakiegoś punktu konsultacyjnego i przedstawiła tam szczerze cały obraz swojej sytuacji uzyskałabyś tam odpowiedź co powinnaś z tym zrobić. Mi zalecano leczenie stacjonarne już dawno temu i dziś żałuję że nie skorzystałem z niego od razu kiedy mi to zalecono. Przez to że uważałem się za mądrzejszego od specjalistów mam dzisiaj ładnych kilka lat w plecy. Z tego powodu, chociaż nadal zmagam się z pragnieniem haju, jako człowiek który popełnił takie a nie inne błędy, czuję się kompetentny aby powiedzieć Tobie: nie próbuj sama wymyślać recept ponieważ słabość tkwi w Tobie, i dopóki nie uznasz swojej bezsilności i nie zwrócisz się o pomoc do innych nie dowiesz się jak głęboko tkwisz w iluzji i zaprzeczeniu. Co do psa może on zapewnić Ci uczucie bezwarunkowej miłości, ale czy miłość powinna taka właśnie być? Jak na faceta w mojej sytuacji trochę się wymądrzam ale tak właśnie myślę. Napisz jak się dalej potoczy ta sytuacja. Życzę Ci powodzenia, mam nadzieję że uda Ci się wyjść z tego labiryntu. Ja również w Ciebie wierzę. Nie daj się. A jeśli chodzi o modlitwę o pogodę ducha, no to w zasadzie nie znam jej, po prostu kiedyś mi się coś obiło o uszy.
homosapiens
 
Posty: 11
Dołączył(a): 25 lis 2008, o 13:46
Lokalizacja: kujawsko - pomorskie

Następna strona

Powrót do Uzależnienia

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 86 gości