pomóżcie,jakkolwiek możecie.

Problemy związane z depresją.

Postprzez flinka » 25 lis 2008, o 23:09

I jak było? Jakie pierwsze wrażenie? :usmiech2:
Avatar użytkownika
flinka
 
Posty: 907
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 17:57
Lokalizacja: z krainy marzeń

Postprzez Judith » 26 lis 2008, o 20:46

---------- 18:01 26.11.2008 ----------

powiem tak: trafiłam na fajną kobiete i ciesze sie z tego. Chce się z nią umówic na kolejną wizyte i chce spotykac sie z nią regularnie, myslalam tez nad terapią grupową z ludzmi ktorzy mają podbone problemy zdrowotne ale nie wiem czy cos takiego jest mozliwe i czy w ogole jest organizowane...
Dzis rozmawialam z nią tylko o problemach dotyczących szkoly. O problemach z pisaniem, z dojściem z klasy do klasy itp. i dzięki temu załatwi mi podobne jakieś ulgi w szkole i bedzie mi łatwiej.
Następnym razem porozmawiam z nią o moich osobistych problemach.
Pozdrawiam i całuję.

---------- 19:46 ----------

a poza tym... myślałam nad tym, żeby napisać do niego, albo go odwiedzić..i powiedzieć jak bardzo bardzo ciężko żyje mi się bez niego i, że żyję tylko dla niego. Coś mi się zdaje, że chyba nic by to nie dało...
ale może spróbować? wiecie jak to jest gdy ktoś jest Waszym całym światem i nagle ten ktoś odchodzi? jest mi pusto, pusto strasznie.. i męczę się, męcze codziennie rano wstając, walcząc z każdym kolejnym postawionym krokiem,każde wejście po schodach to dla mnie walka, walcze próbując napisać cokolwiek rękami, walcze próbując iść prosto, walcze z myślami, że mi się pogarsza. Bez niego ta walka stała się teraz gów*o warta.
Gdybym mogła cofnąć czas sprobowalabym być inna...może byłabym wtedy lepszą dziewczyną i byłabym teraz z nim. Czuje się jak kretynka bo to wkońcu ja z nim zerwałam,i mija tyle czasu,a to ja rycze, to ja musiałam iść do psychiatry, do psychologa...a po nim to spłyneło. Czuje się troche jak szajbuska, gdyby wiedział w jakim jestem stanie pomyślałby, że jestem wariatką..
Avatar użytkownika
Judith
 
Posty: 83
Dołączył(a): 19 lis 2008, o 17:12

Postprzez flinka » 27 lis 2008, o 00:57

Cieszę się, że trafiłaś na fajną psycholog i warto byś się z nią spotykała.

"myslalam tez nad terapią grupową z ludzmi ktorzy mają podbone problemy zdrowotne ale nie wiem czy cos takiego jest mozliwe i czy w ogole jest organizowane..."
Warto się dowiedzieć. :usmiech2: Bo pomysł jest bardzo dobry, to cenna forma wsparcia.

"a poza tym... myślałam nad tym, żeby napisać do niego, albo go odwiedzić..i powiedzieć jak bardzo bardzo ciężko żyje mi się bez niego i, że żyję tylko dla niego. Coś mi się zdaje, że chyba nic by to nie dało..."
Sama sobie odpowiedziałaś, że nic by to nie zmieniło i wtedy mogłabyś się poczuć co najwyżej upokorzona i znów odrzucona. Myślę, że nie warto narażać się na jeszcze większy ból...

"Bez niego ta walka stała się teraz gów*o warta."
Rozumiem, że możesz tak czuć. Często tak jest, że zranienie, odrzucenie naszej miłości rozciąga się na wszelkie sfery życia i traci się motywację. Ale nie zapominaj w tym wszystkim o sobie. Nawet w zrealizowanej miłości nie jest dobrze, gdy wszystko robi się z myślą o tej drugiej osobie, gdy się od niej tak mocno uzależnia, traci się wtedy możliwość zadbania o siebie, traci się w jakiś sposób siebie. Właśnie takie pełne "my" bez elementu "ja" powoduje, że ta pustka jest tak wielka, bo jakby wszystko nagle znika... Rozumiesz co mam na myśli? I wtedy trzeba odbudować siebie i zająć się sobą ze szczególną troską.

"Gdybym mogła cofnąć czas sprobowalabym być inna...może byłabym wtedy lepszą dziewczyną i byłabym teraz z nim."
Hm też tak myślałam... Że gdybym była taka a taka to nasz związek, by przetrwał, to mój partner byłby szczęśliwy. Tylko w pewnym momencie uświadomiłam sobie, że jest to kompletny absurd, bo musiałabym zmienić swoją osobowość (to jest niemożliwe... a nawet jeśli to kim bym była? i czy warto byłoby kompletnie się poświęcić i zdradzić samą siebie? a jakby mimo to nie wyszło?), a on wszedłby w związek, który wątpię czy byłby dla niego taki dobry, powtarzałby znany mu już schemat i tyle, odebrałabym mu prawo do rozwoju...

"Czuje się jak kretynka bo to wkońcu ja z nim zerwałam,i mija tyle czasu,a to ja rycze"
To, że Ty zerwałaś nie ma tu wcale tak wielkiego znaczenia... Rozstanie jest rozstaniem niezależnie od tego od kogo ta decyzja wyjdzie i jeśli się kocha i wiązało z tym człowiekiem przyszłość to smutek i ból jest naturalny... I jeszcze jedno nie jesteś żadną kretynką, zakończyłaś swój związek, bo czułaś, że nie spełnia Twoich oczekiwań, że nie dostajesz tego co potrzebujesz, a wątpliwości i chęć powrotu wynika z Twoich emocji i nadziei, która czasem niestety jest złudna.

"Czuje się troche jak szajbuska, gdyby wiedział w jakim jestem stanie pomyślałby, że jestem wariatką.."
Jeśli tak, to brak byłoby mu nawet odrobiny wrażliwości...

:pocieszacz:
Avatar użytkownika
flinka
 
Posty: 907
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 17:57
Lokalizacja: z krainy marzeń

Postprzez Samara » 27 lis 2008, o 03:12

Ja z odejściem tego "ktosia" z mojego życia (tzn pamięci, serca itd...) walcze już 4 lata. To niby niewiele, ale jak się ma lat 21 to jednak spory kawałek życiorysu. I to ciągle nie przemija, ciagle mnie przytłacza, tłamsi, poniewiera. A najsmieszniejsze jest to, że ja nawet nigdy nie byłam z tym człowiekiem. Od początku mnie nie chciał - odrzucił wszystko, co tylko się dało. 4 lata minęły a a ja nadal jestem "chora" - ale nie dlatego, że go kocham, tylko dlatego, że nie umiem powolić temu odejśc, nie umiem tego z siebie wyrzucić. To jasne, że już go nie kocham - musiałabym być chyba masochistką - ale nie mogę ciągle zapomnieć tego, jak cholerie mnie skrzywdził, jak mną wzgardził. Ale najgorszą pretensję mam ciągle do siebie - że to moja wina, że ak się stało. Bo byłam "nie wystarczająca", bo byłam brzydka, głupia, nieciekawa, itp itd. To prawda Saharo - bywają takie osoby, które pozostają w nas na zawsze. Tylko, że ja wcale nie chcę aby tak było. Chcę się tego pozbyć, zapomnieć, odrzucić ta przeklęta nienawiść i pretensję do siebie. Chcę aby to znikło, chcę to wypłakać, wyrzygać, pozbyć się tego jakkolwiek... ale nie wiem jak. To czasem przycicha, na tydzień, miesiąc czy dwa. Ale zawsze wraca. A gdy wraca - rozwala mnie na kawałki, za każdym razem jest to coraz mocniejsze. I wtedy potrafię tylko ryczeć - już nawet nie płakać - i boli mnie każdy kawałek ciała. Bo wiem że to wszystko co nie wyszło to moja wina.

Wiem, że zawsze będe już sama. Boję się w ogole próbować, bo wiem, że drugi raz czegoś takiego już bym nie przeżyła. Wiem, że każda moja miłość będzie nieodwzajemniona, bo to po prostu niemożliwe, aby ktokolwiek mnie pokochał, bo, żeby w ogóle zwrócił na mnie uwagę. Wiem, może to wszystko brzmi żałośnie - ale ja naparwdę tak czuję. Wiem, że zawsze będąsama - cóż, powoli zaczynam się z tym godzić. Jedni zasługują na miłość, jest im to pisane, innym nie. Ja trafiłam do tej drugiej grupy. Trudno... Ale wiem, że nic z tym nie zrobię, nie zdołam tego zmienić...


Judith napisał(a):u mnie za kilka dni minie 3 miesiąc, a do mnie jednak dalej nie doszedł fakt, że ja już z nim nie bede i, że on mnie już nie chce. (...) automatycznie przychodzi mi myśl, że to niemożliwe, że on mnie już nie chce- no po prostu niemożliwe, i tak w tym tkwie.


Ciągle mam takie samo wrażenie. Ciągle nie umiem uwierzyć w to, że to wszystko tak "spektakularnie pieprznęło". Przecież to niemozliwe, no niemozliwe... czasem sama łapię się na tym, że mimo iż mijają od tej chwili 4 lata, to ja wciąż jeszcze nie do końca moge w to uwierzyć.... Przeciez nie tak miało być.

Ale to, co najbardziej nie pozwala mi zapomnieć, to wspomnienie tego, jak czułam się na początku, gdy myślałam, ba, byłam niemal pewna, że i on czuje coś do mnie. To trwało krótko, tydzień, może 2 tygodnie (bo szybko zostałam uśwaiodmonioan jak bardzo sie mylę) ale te kilka dni to były najpiekniejsze dni mojego zycia. Po raz pierwszy i jedyny w życiu czułam się... piękna (choć wiem, że taka nie jestem). Czułam sie wartościowa, wyjątkowa. Nigdy, nigdy wczesniej tak o sobie nie myslałam. Czułam, że mam w sobie nieskończenie wiele siły, że pokonam każdą przeszkodę, że mam tak wielka nadzieję na przyszłość, że jest o co i dla kogo walczyć... Ze i ja mogę być dla kogoś ważna...
I właśnie to najbardziej nie pozwala mi zapomnieć... ciągle nie mogę uwierzyć, że to wszystko mi się tylko wydawało...

Judith - wiedz, że szczerze Cię podziwiam. Za Twoją odwagę, wolę walki o zycie, mimo trudnej choroby. Kochana, nie pozwól by depresja odebrała Ci twoje najpiękniejsze lata zycia. Ja jej pozwoliłam... Zaczełam się wtedy leczyć, niewiele mi to dało i przerwałam leczenie. A miałam świetnę lekarkę, no wspaniała kobieta. Strasznie tego dziś żałuję, bo teraz choroba wróciła do mnie ze zdwojoną siła (choc była cały czas, tylko taka "przyczajona") i teraz wiem, że nie ma już szans takie leczenie, terapię jak kiedyś. Teraz mogę tylko siedzieć w obcym mieście, którego szczezre nienawidzę, w cholernym akademiku i ryczec po kątach, chowając się w kiblu by nikt mnie nie zobaczył... Moja rodzina, dawni przyjacele - są daleko stąd. Teraz wiem, że muszę sama z tym walczyć i boję się, że bez leków, bez czyjejśkolwiek pomocy może mi ię nie udać. Dlatego nie pozwól depresji Ciebie zniszczyć, tak jak ja pozwoliłam... Gdy "to" się zaczeło miałam 17 lat, dziś mam 21 i nigdy nie odżałuję tych straconych "młodzieńczych lat". Ja je zmarnowałam, przepłakałam tęskniąc za czymś czego nigdy tak naprawdę nawet nie było, czego ngdy nie miałam i nie będę juz mieć.
Proszę, nie zrób tego samego...

Coż, to co napisałam może też brzmi jak kolejna "głupia zakochana nastolatka". Tak, gdy pokochałam tego człowieka miałam 17 lat, byłam nastolatką. Jenak wiem, że to uczucie było dużo dojrzalsze niz kiedykolwiek mogłabym się spodziewać. Dla mnie miłość nigdy nie była zabawą, rozrywką. Nie miałam x chłopaków. W zasadzie to nigdy... nie miałam żadnego. Ale kochałam - jednego...
Samara
 

Postprzez sonata » 27 lis 2008, o 12:31

Mój Boże Samara..........ty masz 21 lat i nie masz nadziei ,a ja mam duuuuuuuuużo wiecej i ją mam...........tyle jeszcze pięknego życia przed toba a Ty dopiero na starcie i już tyle niewiary!!!!!!!!!
Zobaczysz ,że jak zmienisz myslenie i podejście do życia to wiele zyskasz..........nie wierzyłam jak mi tak mówili ,ale jak zawierzyłam to samo sie dzieje:))))))))))Pozdrawiam i trzymaj się........
sonata
 

Postprzez Judith » 27 lis 2008, o 16:12

Dla mnie też miłość nigdy nie była zabawą, rozrywką.. miałam przed nim dwoch chłopaków,oboje mnie zostawili. On przede mną miał 6 dziewczyn, tak mówił.
Robiłam mu wyrzuty o picie i palenie, i wiecie co?jestem kurcze z siebie dumna,że sama nie zaczelam bedac z nim palic i trzymalam sie swoich zasad-mowilam -masz nie palic itd. Chciałam dla niego dobrze,naprawde. Teraz gdy te nałogi mu się nasiliły poprzez szkołę i towarzystwo ktore w niej zdobyl, wiem ze gdybym dalej z nim byla on i tak nie przestal by palic i pic.. moze ja jestem jakas nie nowoczesna, że nie lubie gdy chłopak tak robi?hm..
Ostatnio mijałam się z nim na koncercie regge i słyszałam jak mowil do znajomych, że powiedział swojej matce ze wroci na czworaka do domu(taki bedzie pijany..) wiec niech sie nie zdziwi jak go zobaczy i zeby pojsc kupic piwo. Irytowałoby mnie takie zachowanie w nim strasznie, wiec moze dobrze ze nie jestesmy razem? z drugiej strony.. moze ja po prostu za duzo wymagam.
Ja również obwiniam siebie o to co sie stalo.. zadzialaly u mnie raczej emocje niz racjonalne myslenie gdy z nim zrywalam.. bylo mi ciezko,strasznie..ale nie mowilam mu o tym zawsze. Nie chcialam ciągle gadac mu o mojej chorobie, wiem ze go to troszke wkurzalo.. W ostatni tydzien potrzebowalam go, bardzo..a on raz nie przyszedl, gdy pisalam on mowil ze nie moze juz pisac.. a gdy powiedzial o zajeciach na ktore chce chodzic po szkole, przerazilam sie ze nie bedzie mial dla mnie czasu..bylam troche rozbita..i o to wynik.
Wczoraj miałam jakiś atak..przez jakieś 5 sekund nie moglam ruszac w ogole nogami potym jak upadlam na podloge gdy zabolal mnie jakis nerw z tylu.. boje sie ze moze mnie sparalizowac od pasa w dół przez to jak chodze i przez nacisk ktory wytwarza sie wtedy na jakies nerwy czy cos tam... lekarz mi tak powiedzial...
Nie wytrzymałabym 4 lat w takim stanie, ja również Cię podziwiam, jak dajesz sobie radę Samaro?
Flinka..a jeśli ja chcialabym zmienic swoją osobowosc, swój charakter?przeciez zmienilabym sie na lepsze,a do tego moglabym z nim być.
Szkoda,że niemożna być idealnym.
Avatar użytkownika
Judith
 
Posty: 83
Dołączył(a): 19 lis 2008, o 17:12

Postprzez sonata » 27 lis 2008, o 21:03

kochana mylisz pojęcia.
Nie mozesz zmienic nikogo jeżeli sam tego nie chce...........mozesz zmienić tylko siebie.Ale czy on Cie pokocha tego nikt nie wie..........
sonata
 

Postprzez Judith » 27 lis 2008, o 22:09

bo jestem żałosna i nic nie warta.
Avatar użytkownika
Judith
 
Posty: 83
Dołączył(a): 19 lis 2008, o 17:12

Postprzez flinka » 27 lis 2008, o 23:06

Cześć Samaro,

"Bo byłam "nie wystarczająca", bo byłam brzydka, głupia, nieciekawa, itp itd."
Wrrr... Nawet jeślibyś taka była (a jest to napewno tylko Twoje niskie poczucie własnej wartości, Twój błędny, negatywny obraz siebie!) to myślisz, że jest to wystarczający powód, żeby zostać skrzywdzoną? Zresztą chyba dla niego taka nie byłaś skoro chciał się z Tobą przyjaźnić...

Jest w Tobie chyba bardzo dużo złości zarówno do Niego jak do siebie samej... I nie potrafisz przyjąć tego, że być może ani Ty, ani on nie byliście winni. Bo Ty NIE MOGŁAŚ go nakłonić, zmusić, wywołać w nim miłości, ani on w sobie.

"I wtedy potrafię tylko ryczeć - już nawet nie płakać - i boli mnie każdy kawałek ciała. Bo wiem że to wszystko co nie wyszło to moja wina."
Piszesz, że go już nie kochasz, co jest przyczyną Twojego płaczu? Co było takiego w tym człowieku, że nie możesz o nim zapomnieć? A może to odrzucenie jest bardziej żywe niż samo wspomnienie jego?

"Wiem, że zawsze będe już sama."
Nie, Ty tego nie wiesz. :wink: W tej chwili tak myślisz i tak czujesz, ze względu na lęk przed ponownym odrzuceniem. Ale wcale tak być nie musi.

"Jedni zasługują na miłość, jest im to pisane, innym nie."
Czy drugiemu człowiekowi odebrałabyś prawo do bycia kochanym, tak jak to robisz ze sobą?

"Ale wiem, że nic z tym nie zrobię, nie zdołam tego zmienić..."
Możesz bardzo dużo zmienić... Przede wszystkim poprawić swoje zdanie o sobie, możesz się rozwijać, podejmować nowe wyzwania...

"Po raz pierwszy i jedyny w życiu czułam się... piękna (choć wiem, że taka nie jestem). Czułam sie wartościowa, wyjątkowa."
Wiesz dokładnie tak samo przeżywałam mój związek... Zaczęłam się ubierać bardziej kobieco, zaczęłam mocniej wierzyć w siebie, być pewniejsza swojej drogi... To był najlepszy czas w moim życiu, chociaż paradoksalnie prawie od początku nam się nie układało. I chociaż wraz z końcem mojego związku trochę się to "pogubiło" to jestem przekonana, że skoro znalazłam to w sobie to mogę to znów wydobyć i mogę to zrobić dla siebie, a nie tylko dla i dzięki drugiej osobie.

Kochanie piszesz o swojej depresji... Co Cię powstrzymuje, by iść do lekarza po leki? A terapia... może poszukasz jakiej refundowanej? nie ma szans, by rodzice Cię wsparli finansowo?

"Gdy "to" się zaczeło miałam 17 lat, dziś mam 21 i nigdy nie odżałuję tych straconych "młodzieńczych lat"."
Ja wpadając w depresję też miałam koło 17 lat, ale równocześnie mam świadomość, że tak naprawdę wtedy przybrała ona tak drastyczną formę, wcześniej nie dostrzegałam tego, że dręczy mnie smutek, samotność, ciągły niepokój bądź lęk, bezradność... Wpadając w depresję miałam poczucie, że zmarnowałam swoje całe dotychczasowe życie, że ten niby najszczęśliwszy czas u mnie zwykle wcale taki nie był. Wychodząc z depresji stopniowo przestałam odczuwać aż tak wielką stratę, zaczynając mieć poczucie, że jeszcze wiele lat przede mną, które mogą (to zależy ode mnie!) być takie jak tego pragnę. A moja tęsknota nie dotyczyła nawet tego czasu i straconych możliwości, a poczucia, że moja potrzeba by ktoś się o mnie troszczył, zaopiekował już nie może zostać zaspokojona, bo jestem już dorosła i muszę być odpowiedzialna. A wcale tak nie jest, można to pogodzić i dlatego miniony czas już mnie tak nie boli...


Judith...

"bo jestem żałosna i nic nie warta."
"Ostatnio mijałam się z nim na koncercie regge i słyszałam jak mowil do znajomych, że powiedział swojej matce ze wroci na czworaka do domu(taki bedzie pijany..)"
I kto tu jest żałosny? Chciałabyś być z człowiekiem, który by wracał kompletnie nietrzeźwy do domu?

"Robiłam mu wyrzuty o picie i palenie, i wiecie co?jestem kurcze z siebie dumna,że sama nie zaczelam bedac z nim palic i trzymalam sie swoich zasad-mowilam -masz nie palic itd."
I masz prawo być dumna, bo świadomość czego oczekujesz od swojego chłopaka jest bardzo ważna...

"Teraz gdy te nałogi mu się nasiliły poprzez szkołę i towarzystwo ktore w niej zdobyl, wiem ze gdybym dalej z nim byla on i tak nie przestal by palic i pic.."
I tylko byś coraz bardziej cierpiała...

"Nie chcialam ciągle gadac mu o mojej chorobie, wiem ze go to troszke wkurzalo.."
To smutne, że nie dostrzegał Twoich potrzeb... że nie dostrzagał Twoich trudności... Myślę, że mogłaś czuć się nierozumiana...

"Flinka..a jeśli ja chcialabym zmienic swoją osobowosc, swój charakter?przeciez zmienilabym sie na lepsze,a do tego moglabym z nim być.
Szkoda,że niemożna być idealnym."
Na lepsze... jesteś pewna? Czy ktoś idealny myślisz, żeby przyzwalał na picie u swojego chłopaka? Pozwał się nie szanować? Dbał o związek za dwoje? Co byś chciała konkretnie zmienić?

Pozdrawiam Was dziewczyny :usmiech2:

flinka
Avatar użytkownika
flinka
 
Posty: 907
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 17:57
Lokalizacja: z krainy marzeń

Postprzez Samara » 27 lis 2008, o 23:13

Nieprawda!!! Nie możesz tak mówić. Jak czytam Twoje posty to myśle, że naprawdę jesteś bardzo mądra, wartościową osobą.
Wydaje Ci się, że on sie z Tobą rozstał dlatego że to ty jesteś "be". Ale to nieprawda... Wcale nie jesteś żałosna, ani nic nie warta... Wręcz przeciwnie.
Samara
 

Postprzez Judith » 28 lis 2008, o 17:22

Ja chciałabym zmienić w sobie to, że czasem jestem wybuchowa.. wyżywam się czasem na ludziach za to co mnie spotkało... bo gdy wiem, że nie dojde do sklepu który jest 300m ode mnie czuje sie tak bezradnie! tak żałosnie! i czasem jestem wybuchowa.. miałam tak kilka razy będąc z nim. Chciałabym też zmienić to, że jestem tak bardzo wrażliwa,naprawde łatwo mnie zranić. I nie chce tak bardzo potrzebować drugiej osoby.

I z innej beczki.
Nawiązałam kontakt z dziewczyną z mojej szkoły która choruje na borelioze i jest od niedawna sparaliżowana, ma ona indywidualne nauczanie. Mam wrażenie, że w pełnimnie rozumie..A poza tym chce Wam powiedzieć, że po rozmowie z rodzicami.. zdecydowałam się na tą operacje w wakacje, tak by nie kolidowało to w żaden sposób z nauką.

Pozdrawiam.
Avatar użytkownika
Judith
 
Posty: 83
Dołączył(a): 19 lis 2008, o 17:12

Postprzez Sahara9 » 28 lis 2008, o 20:37

To wspaniale, że zdecydowałaś się na operację, trzeba próbować życ lepiej. Nie mogę jednak czytac, jak bardzo obwiniasz siebie za to, ze ten chlopak cię opuścił. Bo de facto to on cię opuścił. Wcale nie dlatego, że jesteś do niczego. Skąd u ciebie takie myślenie? Jak na mój gust to on jest do niczego. Nigdy tak o sobie nie myśl. Jeżeli zaczynasz tlumaczyć chlopaka,to już jest bardzo zly znak. Ani się waż iść do niego i błagać by wrócil!!!
Za kilka lat przerazisz się jak to wspomnisz. Nie ma nic gorszego niż błagająca kobieta, to odpycha jeszcze bardziej. A jak znam zycie to chlopak jeszcze do ciebie przyjdzie,bo tacy jak on nie mają zbyt wiele taktu i bawią się ludzmi jeśli mają taki kaprys.
Pokaż mu kobieto, że zyjesz bez niego! I żyj!
Sahara9
 
Posty: 78
Dołączył(a): 3 lis 2008, o 16:12
Lokalizacja: pustynia

Postprzez Judith » 30 lis 2008, o 19:17

ale nie potrafie żyć bez niego, tak samo jak nie potrafie żyć z tym poczuciem winy, że wszystko zniszczyłam. Znow zaczynam siebie nienawidzieć.
Avatar użytkownika
Judith
 
Posty: 83
Dołączył(a): 19 lis 2008, o 17:12

Postprzez Samara » 3 gru 2008, o 03:27

---------- 02:27 ----------

Judith napisał(a):ale nie potrafie żyć bez niego, tak samo jak nie potrafie żyć z tym poczuciem winy, że wszystko zniszczyłam. Znow zaczynam siebie nienawidzieć.


dlaczego uważasz, że to Ty wszystko zniszczyłas??? czemu Ty, a nie na przykład on? Dlaczego to ty jesteś tą niby jedyną winną?

Nie umiem Ci kochana nic mądrego doradzić, bo gdybym sama wiedziała jak się z czymś takim uporać, to już bym to zrobiła kilka lat temu :/ Ale mogę Ci zacytowac coś, co kiedyś ktoś mi powiedział i uważam to, za bardzo sensowne i trafne słowa (ba, gdybym tylko sama umiała się do nich ustosunkować...):

Czasami coś nie wychodzi i nie ma w tym NICZYJEJ winy.



Flinka, bardzo dziekuję Ci za twoją długą wypowiedź - naprawdę wiele to dla mnie znaczy. Odpowiem na nią w najbliższych dniach - dziś z braku czasu zajrzałam tutaj tylko na chwilkę. (czy mogę Ci odpiać na pw? nie chcę tutaj zaśmiecać wątku swoimi bzdurami..) Jedną rezcz tylko teraz od razu skomentuję. Zapytałaś:

flinka napisał(a):Piszesz, że go już nie kochasz, co jest przyczyną Twojego płaczu? Co było takiego w tym człowieku, że nie możesz o nim zapomnieć? A może to odrzucenie jest bardziej żywe niż samo wspomnienie jego?


Doskonale ujęłaś to w słowa: to odrzucenie jest ciągle "strasznie" żywe. Nie mogę się tego z siebie pozbyć, ciągle mam wrażenie, jakby się to wydarzyło wczoraj, a nie kilka lat temu... Nie wiem jak zapomnieć, jak wybaczyć (choć to może nie dokładnie najlepsze słowo, ale pewnie wiesz co mam na myśli). Pytanie tylko co z tym zrobić, jak sie z tego wyplątać...

Bardzo Ci dziękuje za zrozumienie :)
Samara
 

kobieco tu:))))

Postprzez oSkArItO » 4 gru 2008, o 00:25

witam panie!
jestem tu nowy czytam sobie rozne tematy i wasz mnie zaciekawil!
jestem (staram sie byc) mezczyzna wiec mam troche inne doswiadczenia i poglady. chetnie odpowiedzialbym na jakies pytania jesli takowe by sie pojawily w waszych główkach!!!(jesli bede potrafil oczywiscie):)))

tez mam problemy niestety. :( dzieki psychotekst wiem ze nie jestem sam :D
zaczynam wlasnie terapie:) dodaje mi to nadzieii:)

judith. sprawy o ktorych piszesz sa ciezkie:( ale zawsze jest nadzieja:) terapia np. operacje itd. BÓG doswiadcza ludzi w rozny sposob ma w tym jakis cel na pewno::))) trzeba mu zaufac!!!

odnosnie twego ex:((

"Ostatnio mijałam się z nim na koncercie regge i słyszałam jak mowil do znajomych, że powiedział swojej matce ze wroci na czworaka do domu(taki bedzie pijany..)"

srednio to meskie!!! srednio pomyslowe!!! i bardzo srednio ambitne!!! a na pewno nie dorosle!

skoro gosc nie potrafi pojac ze wóda i fajki sa zle dla niego i nie tylko
(alko to choroba spoleczna ) to jak od niego oczekiwac ze zdobedzie sie na meski gest pomocy kobiecie z problemami!! ze ja zrozumie doceni i bedzie kochal tak jak na to zasluguje????

moim zdaniem przerosl go prawdziwy zwiazek jeszcze do niego nie dorosl i byc moze nigdy nie dorosnie niestety!!!
nie ma w tym twojej winy wiekszej niz w kazdym innym zwiazku nie powinnas sie katowac. on powinien zalowac ze stracil silna walczaca kochajaca i piekna kobiete... a swiat cierpi na deficyt takich!!!

pokonasz te sprawy ktore musisz pokonac sama i pojawi sie w twoim zyciu mezczyzna ktory bedzie dla ciebie rozkladal czerwony dywan budzil cie buziakiem i obdarowywal kwiatami!!!! nie wolno sie poddac w jego poszukiwaniu!!!!!! 3maj sie. wierze w ciebie!

ogolnie jesli chodzi o facetow nie wolno sie zalamywac zawsze mozna znalezc madrzejszego i przystojniejszego wiec nie poddajemy sie moje piekne panie macie w sobie tyle sily ze az czasem nie moge wyjsc z podziwu!!!
a faceci rzadko dorastaja:((((((((( znam wielu.!!! niewielu jednak jest w stanie dac tyle ile ich kobiety potrzebuja!

""KOCHANIE KOGOS "INNEGO" TO CIEZKA PRACA""
Stu Weber "wrazliwy wojownik"

pozdrawiam osk :wink: :wink: :wink:
oSkArItO
 
Posty: 4
Dołączył(a): 1 gru 2008, o 02:27
Lokalizacja: łódź

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Depresja

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 457 gości

cron