A myslałam, że to już koniec...;(

Problemy z partnerami.

A myslałam, że to już koniec...;(

Postprzez Chryzantema » 26 lis 2008, o 16:19

Witam,

Właśnie, myslalam , że to koniec. Koniec kłotni, nieporozumiem, głupich pretensji, zazdrości. Bylo spokojnie, miło, przytulnie, zapomnialam o bożym świecie, rozmarzyłam się przez ten czas, odlecialam na wyspy szcześliwe. Okazało się jednak, że w czlowieku tkwi gdzieś tam w głębi ten diabeł. Jak nad nim zapanować, jak tlumaczyć ukochanej osobie, że nie ma powodow do krzyku, że nic się nie stało, że pragnę porozmawiać, a nie przemilczeć sprawe? Szczerze, to nawet nie wiem dokladnie o co poszło, nie wiem, mogę się tylko domyslać znając go. Przeciez kocham, szanuje, nie zdradzam.... Ale wyszlo na to, że śmiać też sie nie mogę.

:(
Chryzantema
 
Posty: 6
Dołączył(a): 15 lis 2008, o 22:34

Postprzez ewka » 27 lis 2008, o 08:39

Ależ tajemniczo... pozdrawiam;)
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez Mały biały kotek » 28 lis 2008, o 12:27

Napisz proszę coś więcej, żebyśmy mogły Ci pomóc.
Kurczę tak to już w życiu jest - ciepło, puchowo, sielankowo, a tu nagle... szast prast, niewiadomo skąd
Mały biały kotek
 
Posty: 415
Dołączył(a): 6 kwi 2008, o 22:56
Lokalizacja: Wwa

Postprzez ten_z_przeciwka » 29 lis 2008, o 15:12

Pierwsze miesiące mojego związku wyglądały jak relacja dwojga schizofreników :) Na przemian kłóciliśmy się i przepraszaliśmy. Często dochodziło nawet do rękoczynów i nie wyjdę chyba na brutala, gdy dodam, że to ja często obrywałem po twarzy. W ciągu jednego dnia przechodziliśmy z namiętnej miłości do nienawiści.
Z czasem przestaliśmy popadać w skrajności, bo zrozumieliśmy, że za bardzo nam na sobie zależy, żeby obwiniać się o pierdoły. Przyzwyczailiśmy się do swoich defektów, niektóre, w miarę możliwości, przezwyciężyliśmy...
Teraz jesteśmy ze sobą już niespełna 6 lat. Może dla niektórych z Was to niezbyt dużo, ale dla mnie to 1/5 całego życia. Po tym czasie zrozumiałem, że związek dojrzewa z czasem, niczym dobry alkohol. Staje się mniej pikantny, za to nabiera mnóstwa subtelnych aromatów i jedynego w swoim rodzaju charakteru.
Myślę, że każda para przechodzi przez podobny okres i o ile w obojgu z Was znajdzie się chęć, aby przez niego przebrnąć i iść dalej razem, wszystko potoczy się już właściwym torem.

Pozdrawiam i życzę wytrwałości. ;)

Konrad.
Avatar użytkownika
ten_z_przeciwka
 
Posty: 58
Dołączył(a): 26 sie 2008, o 09:14
Lokalizacja: Łódź

Postprzez Zimna » 29 lis 2008, o 15:14

Chryzantema napisz coś więcej...
Avatar użytkownika
Zimna
 
Posty: 74
Dołączył(a): 30 wrz 2008, o 15:07
Lokalizacja: z doliny chłodu

Postprzez aga30 » 29 lis 2008, o 18:15

ten_z_przeciwka, my też tak zaczynaliśmy jak Wy, tylko że mija 10 lat i nie zmieniło się to!!
więc serdecznie GRATULUJĘ i zazdroszczę
Avatar użytkownika
aga30
 
Posty: 92
Dołączył(a): 19 paź 2008, o 19:08
Lokalizacja: lubelskie

Postprzez ten_z_przeciwka » 29 lis 2008, o 20:50

Wiesz, my strasznie dużo ze sobą rozmawialiśmy. I chociaż ja zazwyczaj próbowałem uciekać od problemu ona przyciskała mnie do muru i nie puściła, dopóki nie powiedziałem dokładnie o co mi chodzi.
Najgorsze są spiętrzające się niedopowiedzenia, a rzucane od tak przytyki i półsłówka ranią najbardziej.
Avatar użytkownika
ten_z_przeciwka
 
Posty: 58
Dołączył(a): 26 sie 2008, o 09:14
Lokalizacja: Łódź

Postprzez Chryzantema » 29 lis 2008, o 21:26

Wybaczcie za to milczenie i dziękuje wszystkim za zainteresowanie,

Po naszej ostatniej kłótni niby wszystko wróciło do normy... No właśnie, niby. Poszło o to, że czepiłam się niewłaściwej rzeczy, czyli pierwsza po długim czasie spokoju kłótnia o błahostkę. Zachwiało to nasze relacje, mam jednak nadzieje, że to tylko przejściowe. Nie mogę teraz do niego dojść, czuje, że jest jakiś problem, że coś go niepokoi. Jak mam mu pomóc otrząsnąć się z tego? Staram sie być niezwykle czuła, ale sama też popadłam w jakiś mroczny nastrój. Na odległość tak trudno pokazać drugiej osobie, że naprawdę się tęskni. I rozmowa jest inna i mnóstwo tych niedomówień. "Ten_z_przeciwka" i ja gratuluje wytrwałości. Sama staram się przezwyciężać najtrudniejsze chwile, ale wciąż nie potrafię nauczyć się zachować spokoju w tych najbardziej "ekstremalnych" momentach. Zawsze panikuje, zaraz boję się, że znowu będzie źle. Ale miłość, myślę, że miłość, taka prawdziwa przezwycięży wszysko.
Chryzantema
 
Posty: 6
Dołączył(a): 15 lis 2008, o 22:34

Postprzez ten_z_przeciwka » 29 lis 2008, o 21:42

Chryzantema napisał(a):Ale miłość, myślę, że miłość, taka prawdziwa przezwycięży wszysko.

:oklaski:
Avatar użytkownika
ten_z_przeciwka
 
Posty: 58
Dołączył(a): 26 sie 2008, o 09:14
Lokalizacja: Łódź

Postprzez sikorkaa » 29 lis 2008, o 22:01

Chryzantema napisał(a): Ale miłość, myślę, że miłość, taka prawdziwa przezwycięży wszysko.

nie mysl - uwierz :!: :serce:
sikorkaa
 

Postprzez Chryzantema » 29 lis 2008, o 22:13

Wierze. :serce2:





"Nie trzeba krzyczeć... Serce w ciszy słyszy"
Chryzantema
 
Posty: 6
Dołączył(a): 15 lis 2008, o 22:34

Postprzez ewka » 29 lis 2008, o 23:23

Chryzantema napisał(a):Sama staram się przezwyciężać najtrudniejsze chwile, ale wciąż nie potrafię nauczyć się zachować spokoju w tych najbardziej "ekstremalnych" momentach. Zawsze panikuje, zaraz boję się, że znowu będzie źle.

I może z tego bierze się wielki szum o błahostki? I momenty tak naprawdę niekoniecznie krańcowe stają się ekstremalnymi?
:kwiatek2:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez Chryzantema » 30 lis 2008, o 21:02

Ostatnio coraz częściej płacze. Nie potrafię wyjaśnić co się ze mną dzieje. Czuję jakąś pustę, jak by mi cholernie czegoś brakowało. Może to ja mam problem. Czytając wiele postów tutaj wyczytałąm, że jeżeli mężczyzna jest dla kobiety całym światem, to źle, to bardzo źle... Potrafię zrezygnować ze wszystkiego tylko dla niego, potrafie tak wiele, a on...nie zawsze tak robi. Może to właśnie mój błąd, tylko jak mam sobie zacząć z tym radzić? Nagle poczułam się zupełnie bezsilna. :cry:
Chryzantema
 
Posty: 6
Dołączył(a): 15 lis 2008, o 22:34

Postprzez ten_z_przeciwka » 30 lis 2008, o 22:33

Czasami mężczyźni wykorzystują fakt, że kobieta jest nazbyt uległa... W męskiej hierarchii uległość oznacza słabość i łatwość manipulacji, a z tym też wiąże się brak szacunku (w końcu nie aż tak dużo czasu minęło odkąd ewoluowaliśmy od małpy;) ). Postaw mu się czasami! Odmów czegoś, wyskocz gdzieś bez niego, powiedz, że obiad musi zrobić sobie sam! Myślę, że może to co nieco zmienić...
Poza tym, tak to jest już, że mężczyźni potrzebują trochę wolnego czasu dla siebie. Taka jest nasza psychiczna konstrukcja:-) Podkreślę "TROCHĘ". Nie oznacza to więc trzydniowej popijawy, czy tygodniowego wypadu z kumplami.
Avatar użytkownika
ten_z_przeciwka
 
Posty: 58
Dołączył(a): 26 sie 2008, o 09:14
Lokalizacja: Łódź

Postprzez Chryzantema » 30 lis 2008, o 22:56

No dobrze, gdzieś tu wyskocze, tego mu odmówie i zaraz będzie rozmowa typu: przestałaś się starać. Czasami już nie wiem jaka ja mam być. Dziś mi źle, mam ochotę mu o tym powiedzieć, ale obawiam się, że dla niego to nie będzie żaden problem, oczekuje raczej zrozumienia. Może rzeczywiście daje mu od siebie zbyt wiele, dlatego on czując się z tym dobrze zapomina, że ja też potzrebuje starania się dla mnie. Ostatnie dni są okropne. Tylko płacz... Boże, już siły nie mam, chcę przestać i wziąsć się w garść. Dzięki za wszystkie słowa i porady. Jest mi dzięki temu troszkę lżej... Chciałabym znaleść najlepsze rozwiązanie. Jak na razie brak. :(
Chryzantema
 
Posty: 6
Dołączył(a): 15 lis 2008, o 22:34

Następna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 114 gości

cron