Jego Milczenie = Niszcząca Kara. Dlaczego mi to robi?

Problemy z partnerami.

Postprzez Abssinth » 24 lis 2008, o 11:10

zgadzam sie z tym, co napisala agik...madra z niej Kobietka.....

i jeszcze jedno, z wlasnego doswiadczenia - im gorzej, tym lepiej, paradoksalnie...im bardziej zauwazasz, ze TO JEST NIE W PORZADKU, tym szybciej bedziesz w stanie podjac decyzje....

..odkad ja pojawilam sie na Psychotekscie, odkad zaczelam szukac odpowiedzi na moje pytania (bo pytania, watpliwosci pojawiaja sie duzo, duzo po pierwszych 'szopkach' zaserwowanych przez faceta, czyz nie?)...do zerwania minal prawie rok...

to, ze trzeba, tak na pewno, ze sie chce juz tak na pewno zakonczyc sytuacje - to rosnie w nas powoli...a jak juz urosnie, to wtedy jest latwo....

dobrego, spokojnego zycia Ci zycze....

xxx
A.
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Postprzez Ladybird » 24 lis 2008, o 12:31

Przylączam sie do zdania przedmowczyń.
Od pierwszych wątpliwości, potem przemyślen o decyzji rozstania się do realizacji ,to dlugi proces. U mnie minal rok od jego pierwszego numeru, kiedy to przyjechal wyprowadzac sie ode mnie z policja. Potem przezylam jeszcze duzo ,ciagle wyjazdy, milczenie, zmany jego stosunku do mnie ,od wielkiej milosci do milczenia przez miesiac. PPotem pobicie przez jego przyjaciela itp.
Zerwalam ,ale to trudna decyzja. Caly czas mam nadzieje, ze wroci i zmieni sie, choc wiem ,ze to niemozliwe.
Nie da rady tak zyc, to zabija nas powoli.
Przytulam cieplo
Lady
Avatar użytkownika
Ladybird
 
Posty: 1115
Dołączył(a): 19 gru 2007, o 09:40

Postprzez Evunia » 24 lis 2008, o 12:54

ale jak przezyć święta, nowy rok, jak?

Nawet nie wiecie jak strasznie się cieszyłam jak kupiłam bilet, jak już przepisy na ciasto sobie kompletowałam, żeby tam upiec, jak cała sie psychicznie przygotowałam na ten "wspaniały" wyjazd, jak on jeszcze ciagle mi mówił, że będzie tak pieknie, że będa najpiękniejsze nasze święta,

kupił dla mnie kubeczek, żebym miała swój....

I nagle straszny dół....

Napisał mi w nocy że mnie nienawidzi.

Całą noc przeryczałam, wyglądam teraz jakby ktos mnie pobił, spuchnięta, smutna...
Przerażająca wizja najbliższego miesiąca.
A może mimo wszystko polecę do niego, mam przecież bilet. Przecież to jeszcze ponad 3 tyg. Może się zmieni jego stosunek do mnie? :(
Avatar użytkownika
Evunia
 
Posty: 174
Dołączył(a): 8 kwi 2008, o 13:26

Postprzez Sanna » 24 lis 2008, o 13:04

Evo, czytam twoje posty z pewnym przerażeniem, bo widzę siebie w zachowaniach Twojego faceta. To jest straszne. Ja też czasami nienawidzę mojego narzeczonego .... i nienawidzę siebie wtedy.... Mój facet, jak zaczynam takie akcje, tłumaczy sobie wtedy, jak mu to powiedział mój psychoterapeuta, że to wtedy nie jestem ja tylko moje zaburzenia. Swoją drogą, jeśli wyczerpie się u mojego narzeczonego chęć radzenia sobie ze mną, ja to zrozumiem i nie będę mieć za złe. Wiem , że to co czasami robię jest okrutne, ale gdy to robię wydaje mi się rzeczywistością. Co mnie oczywiście nie usprawiedliwia, jednak bardzo chcę się naprawić i zmienić. Do czego zmierzam: albo wypracujesz w sobie taką nadludzką odporność że będziesz w stanie sobie powiedzieć: to nie on, to jego zaburzenie, i zachować spokój albo będziesz cierpieć... Napisałam jednak: nadludzką odporność, no właśnie ...
I myślę, że on bardzo cierpi teraz w tej nienawiści, ale Ty nie masz na to wpływu, Ty go nie wyzwolisz.
Sanna
 
Posty: 1916
Dołączył(a): 27 lut 2008, o 15:05

Postprzez Evunia » 24 lis 2008, o 13:26

Wiem Sanna, że nic teraz nie mogę zrobić, bo wszelka moja ingerencja wzbudzać bedzie w nim jeszcze gorsze reakcje, jeszcze bardziej zacznie mnie niszczyć.
To co? Czekać, az mu przejdzie? Nie myśleć, że powiedział to czy tamto,
Ale przeciez jestem w tym i ja - może powinnam się odizolować, nie mysleć, ale nie potrafię, i zostaje w głowie mętlik.
Wiesz, ja rozumiem zaburzenia itd, ale też nie pojmuje ich do końca, bo jak mimo wszystko tak można niszczyć?

Sanno,
jeśli jesteście podobni w takim zachowaniu, to czy zostanie na święta z "własnego" wyboru nie bolało by cię? Dlaczego tak okropnie on mnie rani? Czy będąc w takim stanie nie dochodzą do ciebie mysli, że się mylisz, że w głowie mysli powariowały? Że trzeba to naprawić? A może czekasz na jakiś znak od niego?
Avatar użytkownika
Evunia
 
Posty: 174
Dołączył(a): 8 kwi 2008, o 13:26

Postprzez sonata » 24 lis 2008, o 13:53

Znowu naszła mnie refleksja zupełnie ogólna po przeczytaniu postu sanny.........czy nie jest pewnym niebezpieczenstwem mówienie partnerowi ...nazywanie naszego cierpienia z powodu jego zachowania ,ze to jest nasza choroba? Cz to nei jest dawanie mu oręza do ręki? Przecież teraz cokolwiek zrobi to zawsze będzie miał wytłumaczenie ,że przecież jesteś chora! Ze to twoja choroba powoduje ,ze taki jestem! Czy w ten sposób nie dajemy mu usprawiedliwienia i wolnej ręki do popelniania zlych czynów?
Błagam Evunia!!!!!! ratuj sie!!!!
Zrób bilans tego co dobrego na święta Cie z nim spotka i tego jakie bedzie mial jazdy i czy to zniesiesz i co dla ciebie lepsze? Serdecznie pozdrawiam i nie pozwól sie poniewierać?
Zapytaj siebie sama czy " jestem potworem,że nikt lepszy od tego co jest nie może mnie pokochać? Czy jestem skazana na cierpienie od niego? "
Dlaczego się biczujesz?????????????
EWA
sonata
 

Postprzez Sanna » 24 lis 2008, o 14:14

---------- 13:09 24.11.2008 ----------

Wiesz , jak jestem w takim stanie to racjonalne myśli nie bardzo do mnie dochodzą. Wtedy myślę, że jeśli nawet coś zniszczę, to będę czuła się bezpieczniejsza - bo nie będę bała się że on mnie zniszczy. To forma ucieczki ze strachu przed zranieniem, przed cierpieniem, porzuceniem. A powody dla których myślę , że mogę zostać zraniona, porzucona itp. są naprawdę irracjonalne, obiektywnie to są z igły widły albo nawet z niczego widły. Czy staram się to naprawić? I tak i nie. Nie zapewniam, że to ostatni raz i że to się nie powtórzy bo na razie nie mam takiej pewności. Jestem za bardzo odpowiedzialna na takie stwierdzenia. Proponuję, żeby naprawdę bardzo mocno zastanowił się czy życie z taką osobą jak ja to naprawdę najlepszy wybór? Jednocześnie staram się jak mogę tj. chodzę na terapię. Miłość to , póki co , dla mnie nie spokój i błogostan ( tzn. jak się lepiej czuję to tak) ale zagrożenie. A zarazem i wyzwanie. Racjonalnie zdaję sobie sprawę że ten człowiek mnie kocha i że ja go kocham, ale czasem lęk mnie zalewa jak tsunami, razem z głową, i próbuję panicznie przed nim uciec . W każdym razie - zdaje sobie sprawę że to zaburzenie. Chciałabym bardzo czuć się bezpiecznie kochając . Czy się uda? A jaka jest świadomość Twojego faceta na temat swojego zaburzenia? Co mu dała terapia?

---------- 13:14 ----------

sonata napisał(a):czy nie jest pewnym niebezpieczenstwem mówienie partnerowi ...nazywanie naszego cierpienia z powodu jego zachowania ,ze to jest nasza choroba?


Sonato, nie wiem czy się zrouzmiałyśmy. Ja zachowuję się czasami jak partner Evy, i mój partner radzi sobie z tym ( za poradą psychoterapeuty) , tłumacząc że moje zachowanie czasami to nie jestem prawdziwa ja, tylko moja choroba. To pozwala mu nie dać się zranić moim wybuchom. Ale ja nie czuję się przez to wcale usprawiedliwiona, to że robię pewne rzeczy, mimo że nie chcę,nie powoduje wcale że są one mniej krzywdzące dla partnera.
Sanna
 
Posty: 1916
Dołączył(a): 27 lut 2008, o 15:05

Postprzez Evunia » 24 lis 2008, o 14:22

sonata napisał(a):To forma ucieczki ze strachu przed zranieniem, przed cierpieniem, porzuceniem.


Ale dlaczego ucieczka przed zranieniem, skąd te mysli, że zranię?? Przeciez nigdy tego nie zrobiłam, to skąd nagle te mysli?


sonata napisał(a):A jaka jest świadomość Twojego faceta na temat swojego zaburzenia? Co mu dała terapia?


Nie wiem jaka jest jego świadomość zaburzenia. Jak chodził na terapie to widziałam, że stara się panować nad tym wszystkim, ale teraz to znowu koszmar. Tym bardziej, że od roku jest daleko i to jeszcze wpływa wg mnie na jego jazdy

Ja też tłumacze sobie, że to zaburzenie, ale ileż można, jak ktos ciebie totalnie depcze, to nie da się uśmiechać ciągle. Trzymałam się długo, jakies ostatnie jazdy jako tako znosiłam - właśnie przez tłumaczenie sobie, że to zaburzenie, ale w końcu człowiek się rozwala na kawałki.
Jak się nie daję deptać, to on niszczy jeszcze mocniej i mocniej, aż do skutku aż w końcu powali mnie całkowicie i wtedy "cieszy" się zwycięstwem, a ja po prostu umieram.
Ostatnio edytowano 24 lis 2008, o 14:30 przez Evunia, łącznie edytowano 1 raz
Avatar użytkownika
Evunia
 
Posty: 174
Dołączył(a): 8 kwi 2008, o 13:26

Postprzez Sanna » 24 lis 2008, o 14:27

Evo, zdaje sobie sprawę, że niewiele Ci pomogłam. To co piszę może wskazywać na to że jestem egoistycznym potworem. Pewnie tak, wynika to jednak ze strachu i przynosi cierpienie, a nie satysfakcję z dowalenia komuś. W każdym razie mnie twoje posty bardzo pomogły, widzę jak wygląda to z drugiej strony. Bardzo chcę się zmienić nawet z egoistycznych pobudek- bardzo nie chcę się męczyć tak jak twój facet . Nie chcę mieć takiego całego życia jak on.
Sanna
 
Posty: 1916
Dołączył(a): 27 lut 2008, o 15:05

Postprzez sonata » 24 lis 2008, o 14:29

Chyba cytowałaś Sannę nie mnie?:) Pozdrawiam Sonata...........
Nie biczuj się!!!!!!!
sonata
 

Postprzez Evunia » 24 lis 2008, o 14:33

chyba tak, nie wiem jak się stało - dałam cytuj.
Avatar użytkownika
Evunia
 
Posty: 174
Dołączył(a): 8 kwi 2008, o 13:26

Postprzez Sanna » 24 lis 2008, o 14:45

---------- 13:35 24.11.2008 ----------

Evunia napisał(a):
sonata napisał(a):To forma ucieczki ze strachu przed zranieniem, przed cierpieniem, porzuceniem.


Ale dlaczego ucieczka przed zranieniem, skąd te mysli, że zranię?? Przeciez nigdy tego nie zrobiłam, to skąd nagle te mysli?


sonata napisał(a):


Nie wiem jak u niego, u mnie , jak musiałam to przyznać na psychoterapii, wynika to z zaniedbań emocjonalnych w dzieciństwie, nie czułam się kochana w dzieciństwie i jako następstwo nie mogę uwierzyć że można mnie kochać i sama siebie głęboko w środku nie kocham. A powód, żeby udowodnić podświadome przekonanie tzn. partner nie może mnie kochać, bo przecież mnie nie można kochać, zawsze się znajdzie. Partner,jego działania czy zaniechania, niewiele ma tu do rzeczy.

---------- 13:37 ----------

Ja też coś pomieszałam z cytatami :) .

---------- 13:45 ----------

[quote="Evunia'']

Ja też tłumacze sobie, że to zaburzenie, ale ileż można, jak ktos ciebie totalnie depcze, to nie da się uśmiechać ciągle. Trzymałam się długo, jakies ostatnie jazdy jako tako znosiłam - właśnie przez tłumaczenie sobie, że to zaburzenie, ale w końcu człowiek się rozwala na kawałki.
[/quote]


Evo, ja myślę że nie jesteś jakimś nadczłowiekiem, ani męczennicą i masz pełne prawo sobie z tym nie radzić, nie wytrzymać i powinnać przede wszystkim chronić siebie. Jak napisała Terenia chyba , to nie wstyd zawrócić z obranej drogi.Ty nie wejdziesz do głowy swojego partnera, nie zmienisz mu mózgu, to jest po jego stronie. On nie jest taki z Twojego powodu. On jest taki mimo Twojej miłości.
Sanna
 
Posty: 1916
Dołączył(a): 27 lut 2008, o 15:05

Postprzez Evunia » 24 lis 2008, o 14:46

żeby tylko przeżyć grudzień :(
Avatar użytkownika
Evunia
 
Posty: 174
Dołączył(a): 8 kwi 2008, o 13:26

Postprzez Sanna » 24 lis 2008, o 15:02

,,Rodziny nie ma - ojciec pijak, matka się rozwiodła, poznała innego, sprzedała dom, a mój partner został sam - zresztą to była straszna z nią a historia, jak nagle odwróciła się od swojego kochanego synka. Mój przeszedł wtedy załamanie nerwowe) ".

Wróciłam teraz do początku Twoich wpisów i przeczytałam co napisałaś o partnerze. Hmm... pewnie stąd te zachowania, lęk przed bliskością, działania dywersyjne wobec związku ( tak moje jazdy określił mój psychoterapeuta). Nie zmienia to faktu, że to Ty dostajesz rykosztem za jego przeszłość. Pisałaś chyba że i Ty chodziłaś na terapię? A co Tobie doradzono w związku z takim partnerem?
Sanna
 
Posty: 1916
Dołączył(a): 27 lut 2008, o 15:05

Postprzez Evunia » 24 lis 2008, o 15:14

Pierwszy psycholog sugerował po prostu odejście, drugi pokazywał mi dlaczego trak się dzieje, co spowodowało mojego partnera chorobę, a trzeci zalecił wspólną terapię - jednak po jednej sesji stwierdził, że nie możemy mieć razem terapii, bo bedzie jeszcze gorzej (pisałam chyba wczesniej jak na tej wspólnej terapii mój partner ku mojemu wielkiemu szokowi przedstawił mnie jako pijaczkę, awanturnicę, a moje dziecko jako psychicznie niepełnosprawne - w domu dopiero powiedział, że musiał tak mówić, żeby siebie wybielić).
Potem terapie oddzielne - właściwie to nie wiem co one mi dały - chyba tylko to, że jestem DDa i tak już mam, że się wplątuję w dziwne układy).

Jedynie u tego pierwszego psychologa czułam zmiane swojego myslenia zachowania, on pokazał mi jak irracjonalnie postępuje z moim partnerem, że nie jestem konsekwentna, że w pracy potrafie super zarządzać ludźmi, szanują mnie a w domu porazka, ale to była terapia wstrząsowa. Mój bał się pójśc do tego psychologa (mężczyzna). Dlatego zmieniliśmy psychologa.
Avatar użytkownika
Evunia
 
Posty: 174
Dołączył(a): 8 kwi 2008, o 13:26

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 109 gości