Nowy wątek, na nowy początek:-)

Problemy z partnerami.

Postprzez Księżycowa » 22 lis 2008, o 15:38

Uważam, że nie musiał przyjeżdżać. Mógł mnie okłamać. Nikt go do tego nie zmuszał. Nie każdemu się chce jechać na 5 minut i zaraz wracać. Dlaczego nie widzisz dobrej strony sytuacji? Nie będę nakręcać się na negatywne myślenie. Dziś jest ta impreza i to mi nie jest potrzebne. Wybacz, ale uważam, że jesteś tutaj troszkę zbyt surowa sonata.
Księżycowa
 

Postprzez sonata » 22 lis 2008, o 20:50

byc moze tak jest ,ale co mam sobie pójsc?
sonata
 

Postprzez Księżycowa » 24 lis 2008, o 01:53

---------- 18:42 23.11.2008 ----------

Nie skąd. Po prostu napisałam swoje odczucia.

Wiesz nie potrafię na niego patrzeć jak na zwykłego... .... Wczoraj na imprezie było ok. Był miły o kochany. Za to ja nie skontrolowałam swoich odruchów. Byłam zła, że tańczy ze znajomymi a przecież mnie nie olewał, przytulał, też tańczył ze mną od początku dłuższy czas. Później tylko stwierdził, że źle tańczę, że tańczę pod siebie i nie daje mu się prowadzić. Najciekawsze jest to, że tylko przed nim miałam jakiś opór, nie czułam się swobodnie. Uwielbiam tańczyć i z innymi osobami, czułam się lekko i swobodnie. Ale nie dawałam się temu uczuciu, nie pozwalałam, żeby to popsuło mi nastrój. I coś jest w tym, co powiedział, z tym tańczeniem pod siebie. Na sesji uświadomiłam sobie, że ciągle świadomie a właściwie bardziej podświadomie, spieramy się ze sobą. Jestem tym załamana, bo wiem, że od dłuższego czasu to nie jest zdrowy związek. Nie potrafię i chyba nie chcę przestawać go kochać. On jest tak daleko ode mnie a mnie to tak boli.

Dziś musiał już jechać do pracy. Na zimno się ze mną pożegnał. I nie wiem jak mam ten jego chłód zrozumieć. Czy zostawić mnie chce, tylko nie wie jak. Czy ten problem z wyrażaniem uczuć, o którym mówił jest aż tak duży.
Myślę też, że powód jest w tym, że nawzajem sobie nie ufamy. Starałam się dać mu troszkę pewności. Mówiłam, że go kocham. Chcę go odblokować, ale to chyba za mało. Bardzo się pogubiłam w tym wszystkim. Jego zachowanie jest nieprzewidywalne. Wiem, że ja wczoraj przegięłam z pretensjami. Przeprosiłam, podziękowałam, że choć w ten dzień staramy się dogadać. Dla mnie jest to tak dużo. Nie denerwował się i nie drążył. Był taki sam, jak wcześniej. Powiedział, że on nie może już wytrzymać moich wkrętek, że ma dość. Ostatnio udaje mi się nad nimi panować, tylko nie wiem co wczoraj mnie napadło. Poczułam się gorsza od wszystkich. Tak sobie myślę, że poczułam się tak samo mało ważna, jak u siebie w domu, w dzieciństwie, podczas jakiś uroczystości. Wiem, to ciągnie się za mną. Teraz widzę a z drugiej strony, boję się mu zaufać.
Chciałabym czuć spokój przy nim i ciągle mam nadzieje, że on nadejdzie. Chyba jestem naiwna.

Powiedział mi wczoraj, że przez ten tydzień, co nie dzwonił a ja mu pisałam czasem smsy i byłam miła, nie czepiałam się, powiedział, że dlatego on też się nie denerwuje. W pewnym sensie mógł spojrzeć na mnie inaczej, lepiej. Wiem, że to dla niego też stresujące.

Pomyślałam, że nigdy nie zrozumie tego, co się we mnie dzieje i jak bardzo się staram, że to trudne. Najgorsze jest to, że widzę, że nie chce, bo kiedyś próbowałam, ale już go nie naciskam. Może nie czuć się na siłach. Rozumiem to.
Utrudnieniem jest, że i on ma jakiś problem i zastanawiam się jak to się wszystko potoczy. Nie będę przeskakiwać siebie i nie wiadomo co robić, bo to i tak nie jest dobre.

---------- 00:53 24.11.2008 ----------

Wracają do mnie wszystkie wspomnienia. Nie mogę zasnąć...
Prosiliśmy siebie nawzajem o nie robienie krzywdy. Jedno i drugie pełne strachu i obaw. Pocieszaliśmy się i byliśmy przy sobie. I co teraz? Co to jest? Nie mogę powstrzymać się od płaczu. Był spokojny, cierpliwy i nie naciskał. Tak się bałam, że to bzdura, że to nie jest możliwe. Zapewnialiśmy się. Nie byłam z nikim tak blisko i nikt nie mógł tak blisko mnie podejść. Tylko on potrafił. Pamiętam jego reakcję na sprawę, która była dla mnie krępująca i niewygodna. Bałam się, że mnie odrzuci jak się dowie. Sytuacja zmusiła, że się dowiedział. Musiałam z kimś pojechać poszukać ojca, bo gdzieś poszedł... pijany. Przestraszyłam się wtedy, bo nie wiedziałam co się stanie jak zwykle. Był pierwszą osobą, której powiedziałam. Nigdy nie zapomnę. Przytulił do siebie. Miał taki delikatny dotyk. Poczułam się tak bezpiecznie. Pierwszy raz w tej sytuacji byłam przytulona. A to działo się tyle lat, za długo. Nie bałam się przy nim.

Na mojej osiemnastce, był ze mną gdy źle się czułam, jak miałam lęki. Cierpliwie i delikatnie przytulał. Inaczej mnie traktował, czułam się dla niego ważna i potrzebna.
Ja też starałam się być zawsze przy nim, gdy coś było nie tak. W którym momencie to się zepsuło? Co się stało? Nie mogę znaleźć tego momentu, ale wiem, że sama sobie zasłużyłam w pewnym sensie. Przecież ile można znosić czyiś fanaberii. Żadnym usprawiedliwieniem nie jest psychoterapia.

Jest mi tak z tym wszystkim źle, niesamowicie ciężko. Tak tęsknię za tym wszystkim. Teraz nie pozwala mi się do siebie zbliżyć. Czuję, że odsunął się i nie mogę tego znieść. Czuję się jakbym go traciła a tak bardzo go kocham.
Ja nie chcę nic od niego, nie oczekuję niczego w zamian. Chciałabym tylko, żeby mnie nie odrzucał.
Księżycowa
 

Postprzez sonata » 24 lis 2008, o 09:45

Może jak zobaczy ,że jesteś dzielna ,że chodzisz na terap8ię ,ze dajesz sobie radę sama to wszystko wróci? Potrzeba czasu...........on potrzebuje chyba tego czasu. Jezeli piszecie do siebie smsy to spróbuj może mu pisać lekkie wesołe pełne humoru smsy? Jeżeli jest wrażliwy to może po prostu zmeczyły Go problemy z Tobą i potrzebuje powietrza???? A jak będziesz radosna ,zajęta swoimi sprawami to może spojrzy na Ciebie inaczej? Nie wiem.........gdybam..........ale może nie pisz mu na razie o uczuciach ,o tęsknocie ,tylko lekko ,swobodnie zdawaj relacje co robisz ,albo mu jakis humor wyślij........na pewno On potrzebuje powietrza i dystansu........Moze nie potrafi znieść emocjonalnej odpowiedzialności za Ciebie i mimo ,że kocha to Go wszystko zaczęło przerastać?
Nie wiem,......myślę głosno..........ale proszę nie dawaj sie nastrojom i nie rozmyślaj za duzo.Zajmuj na siłę myśli czym innym...........Bo w myślach idealizujemy wspomnienia...........Przecież On przyjedzie ,wróci ,nie rozstaliście się.
Moze postanów sobie zeby przez dwa tygodnie nie maglowac swoich z nim problemów ,nie omawiaj nic ,spróbuj być zdrowa ,radosna,nie myslec za duzo ,tylko cieszyc sie tym co te 2 tyg. przyniosa? Trzymaj sie EWA
sonata
 

Postprzez Księżycowa » 24 lis 2008, o 12:38

Przepraszam Cię jeżeli Cię wcześniej uraziłam. Być może masz też rację. Nie chciałam negować Twoich wypowiedzi. Po prostu wiem, że wiele problemu jest we mnie. Najgorsze jest to, że nie zawsze go dostrzegam wtedy, kiedy potrzeba, tylko po fakcie. Czy on jest czysty? Trudno mi się określić, ale pewnie nie do końca. Nikt nie jest czysty, każdy jest tylko człowiekiem. Popełniamy błędy, nie jesteśmy idealni. Moim przekleństwem jest to, że czuję się po prostu gorsza. Nie wierzę, że potrafię. Pewnie dlatego tak długo robię prawo jazdy. Boję się podejść do egzaminu. I tak samo z innymi rzeczami. Czuję się jak jedno wielkie beztalencie. Nie mam powodów ani podstaw, żeby w siebie uwierzyć. Nigdy nie miałam... A facet? Hmm... nie jest po to, żeby mnie dowartościowywać i prowadzić za rączkę. Chyba zbyt dużo od niego wymagałam. Czuję się strasznie. Jakbym była ze wszystkim sama. Nie mogę sobie z tym poradzić. On chyba stracił już cierpliwość. Nie dziwię mu się nawet. Ile możne mieć dobre serce i jeszcze bywa źle... Wczoraj napisałam mu smsa, że nie będę dzwonić, bo nie chcę się narzucać a pisałam, bo chciałam, żeby było mu miło, żeby inaczej na mnie spojrzał. Napisałam, że nie chcę być taka, stawiać na swoim i robię coś z tym nawet, jeżeli nie wierzy. Nie odpisał ale dziś rano zadzwonił. Nie rozmawialiśmy o tym ale zadzwonił.
Ciągle myślę, że nie zasługuję na nic, że nie jestem niczego warta, że mi się nie uda. Staram się uwierzyć w coś innego ale to nie proste. Mam inne przekonania. Nie daję rady. Naprawdę nie chcę taka być. Chciałabym być dla niego kimś innym. Nie tylko dla niego z resztą. Wierzyć, że do czegoś się nadaję... nie tak jak teraz...
Księżycowa
 

Postprzez ewka » 25 lis 2008, o 07:57

kasiorek43 napisał(a):Chciałabym być dla niego kimś innym. Nie tylko dla niego z resztą. Wierzyć, że do czegoś się nadaję... nie tak jak teraz...

Nadajesz się Kasiorku, nadajesz... przede wszystkim musisz w to uwierzyć i docenić każdy drobiazg, jaki osiągnęłaś. Każdy gest, jaki zrobiłaś w stronę taką czy inną... przecież zrobiłaś masę różnych dobrych i wartościowych rzeczy! Nie szkodzi, że nie są nie wiadomo jak wielkie, że to nie żaden wynalazek czy podróż na Marsa... i mniejsze rzeczy stoją na naszej drodze też.

Co musiałoby się wydarzyć, byś mogła pomyśleć, że "się nadajesz"?
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez Księżycowa » 25 lis 2008, o 12:32

---------- 09:13 25.11.2008 ----------

Co musiałoby się wydarzyć? Hmm... musiałabym mieć jakieś podstawy, żeby w to uwierzyć po prostu a nigdy nie miałam i teraz też nie mam. Tak myślałam sobie w nocy, bo nie mogę ostatnio zasnąć mimo, że jestem bardzo zmęczona, że był okres w moim życiu, kiedy sama się pozbierałam z ogromnego kryzysu w domu. Powiedziałam, że zaczynam od nowa, zaczęłam się motywować i udało mi się skończyć zawodówkę na przyzwoitych ocenach, których nigdy nie miałam, mimo tego, że pod koniec miałam kolejny kryzys z lękami. Liczyłam bardziej sama na siebie niż na kogokolwiek innego, chociaż on był przymnie wtedy, ciągle dzwonił z tak daleka i pocieszał przez telefon przy kolejnym ataku. A strach we mnie przed czymś, czego nie znam, był paraliżujący. Staram się opisywać to i nie włączać w to jego. Ale dobrze pamiętam, kiedy był blisko czuły, ciepły i troskliwy. I tak wczoraj sobie myślałam jak to jest, że byłam sama i dałam radę a teraz tym bardziej powinnam dać prawda? Z jednym wyjątkiem.. Nie byłam związana z nikim tak blisko emocjonalnie jak z nim a przecież teraz jemu ciągle coś we mnie nie pasuje, krytykuje co mówię i czasem robię. Nie mogę go obwiniać, bo dobrze wiem, że źle interpretowałam często jego zamiary i może ma dość. Nie pamiętam kiedy powiedział mi coś dobrego i pozytywnego w taki sposób jak kiedyś. Zmierzam do tego, że jego negatywne przesłania, na które pewnie sama sobie zapracowałam, blokują mnie. Z drugiej strony wiem, że on przesadza. Czy potrzebne były głupie teksty i komentarze o taniec z nim? Nie. Dobrze wie, że blokuję się przed nim. Czasem czuje się jak worek, na którym on wyrzuca swoje żale i problemy, o których pewnie nie mam pojęcia.

Przez ostatni tydzień gdy go nie było właściwie żyłam pracą, bo ostatnio pochłania mi większość czasu. Kontakt z ludźmi jednak był potrzebny, bo jak przyjechał po mnie w piątek nie czułam się tak słaba, tylko byłam sobą, jak dawniej przy nim. Utrzymałam to do imprezy ale każda jego krytyka działa okropnie, boli jak cholera.

Potrzeba mi spokoju i odpoczynku. Wiem, że wtedy jakoś dałabym radę. Do szkoły chodzę na siłę i tak nie wierzę, że zaliczę ten semestr, nawet mi na tym chyba nie zależy. Nie mam na nic czasu i nie czuję się na siłach, żeby coś zrobić. Jeżeli chodzi o prawo jazdy to po prostu nie jestem przygotowana i wiem, że nie zdam.

Wiem, że nie mogę swojego życia uzależniać i wiązać z tym, co on mówi i robi ale każdy wie dobrze, że tak to działa chociaż się staram. Radą na to to rozstanie, którego też nie chcę, bo mam nadzieję nadal a z drugiej strony bardzo go kocham. Tym bardziej, że na imprezie jakoś było nie źle.

Co mi potrzebne? Coś pozytywnego, dobrego, miłego. Chciałabym w końcu poczuć się wartościowa i ważna. Nie mam w sobie teraz tyle sił, by samą siebie wesprzeć. Czuję się najgorsza, jakbym do niczego się nie nadawała. Do sytuacji w domu się przyzwyczaiłam. Wiem, że od nich niczego bardzo dobrego nie usłyszę i pomyślałam, że nie dam im zniszczyć siebie i odseparowałam się emocjonalnie, na tyle ile mi to potrzebne, żeby nie dawać się temu co się działo i dzieje. A teraz nie wiem co w ogóle się dzieje. Nie radzę sobie. Wiem, że znów narzekam. Przepraszam. Nie cierpię czuć się tak strasznie bezradna.

---------- 11:32 ----------

Czy on prowadzi ze mną jakąś grę psychologiczną? Dziś nie dzwoni. Sam uważał, że wszystko jest ok. więc nic nie rozumiem. Nawet jak jest miły nie czuję pewności ani zaufania do niego. Nie zapewnia mnie o niczym. Czuję jakbym przechodziła jakiś terror psychiczny. Ne wiem co myśli, co czuje, nie wiem nic a naciskać go nie będę. Raz się odzywa a raz nie. Powinien reagować na moje starania i na to, że chcę się do niego zbliżyć prawda? On mnie nie kocha. Czuję przy nim tylko nerwy, nie czuję się tak jak powinnam. Nie za wszystko chyba odpowiadam? Czy naprawdę wszystkiemu jestem winna? On ciągle zwala na mnie winę. Nie mogę wytrzymać, to tak dużo. Z drugiej strony nie wyobrażam sobie być z kimś innym ale tak długo nie wytrzymam.
Księżycowa
 

Postprzez sonata » 25 lis 2008, o 12:36

---------- 11:32 25.11.2008 ----------

Mój Boże Kasiu!
nawet nie wiesz ile masz w sobie siły!!!!!!!!1
Po tem co teraz napisałaś jesteś niezwykle dzielną i silną pomimo wszystko psychicznie kobietą .
Samo to ,że szukasz pomocy ,że potrafisz sie emocjonalnie odseparowac od zlych rzeczy i sytuacji, to ,ze jestes na studiach !!!! Ze zaczelas prawo jazdy!!!! To jest niesamowite!!!!!!!!
Wierz mi ,że nie wiele osób bylo by na to stać w takich warunkach z jakimi sie zmagasz!
Jesteś niesamowicie dzielna i podziwiam Cię bardzo!!!!!!
Masz rację ,że potrzebujesz czego pozytywnego ,ale kazdy tego potrzebuje.Znajduj w sobie i w tym co robisz dobre strony. Smo to jak dzielnie idziesz przez życie pomimo lęków i trudnych sytuacji to jest wyczyn na miarę bohatera. I patrz w ten sposób na siebie .To nie jest mało ,czego dokonujesz w swoim życiu!!!! To jest ogrom!!!! Zmagasz sie z wielkimi dla Ciebie sprawami i dajesz radę!!!! PODZIWIAM CIE!!!!!
A co do prawa jazdy to musisz sie uzbroic w cierpilowsc ,bo to co oni teraz wyrabiaja z ludzmi to przechodzi ludzkie pojecie. Oblewaja po kilka razy ,a nawet po kilkanacie,ale to nie jest twoja wina.........to jest zupelnie inna polityka niezalezna od Ciebie .Przechodzilam przez to przez ostatni roki. Moj syn zdawal i za 5 razem dopiero zdal ,ale jak poszlam i zrobilam awanture i kazalam sobie obejrzec film i napisalam skarge.
Podejdz do prawka zupelnie spokojnie z zalozeniem ,ze jak sie uda za pierwszym razem to super ,a jak nie to swiat sie nie zawali. Zalóż sobie ,że bedziesz chodziła do skutku tak jak sie codziennie chodzi po zakupy. Musisz je zrobić prawda? I nei zastanawiasz sie nad nimi? Wiec pomysl tak o prawku i jak będziesz juz gotowa to podejdź ,ale chron swoje emocje .
Dasz radę ,ja to wiem ,bo widzę ile jestes w stanie uniesć.
Trzymaj sie wspaniała i dzielna kobieto.

---------- 11:36 ----------

Nie masz prawa czuć sie winna.........a on nei ma prawa cie obwiniać .
przemyśl ile dasz radę w ten sposób z Nim i powoli spokojnie podejmiesz jakąś decyzję. Jestes młoda i masz czas poszukac sobie kogoś ,przy kimś nie bedziesz miała nerwów jak piszesz ,tylko spokój i poczucie bezpieczenstwa.
przeczytaj ksiażke "Kobiety,ktore kochaja za bardzo" Ktos Ci juz chyba polecał.
Czytaj ja spokojnie, obserwuj w miarę spokojnie co sie dzieje miedzy wami i patrz co Ty z tego masz. A zaslugujesz na wszystko co najlepsze ,bo jesteś wyjątkową i wspaniałą kobietą. EWA
sonata
 

Postprzez Księżycowa » 25 lis 2008, o 23:34

---------- 11:48 25.11.2008 ----------

Dziękuję Ci bardzo za takie słowa. Zastanawiam się dlaczego prędzej uwierzę w obrażanie mnie niż to, co mi powiedziałaś. Dla niego nie jestem wiele warta chyba. Książkę kupię jak tylko będę miała na nią czas. Czuję się strasznie winna. Chciałabym, żeby był inny. Zrobiłabym dla niego wszystko i dałabym mu wszystko. Czasem starałam się mu wytłumaczyć, normalnie porozmawiać ale on nie chciał. Nie narzucam się więc. Zastanawiam się kim dla niego jestem, że tak mnie traktuje.

Nie jestem na studiach, tylko zaczęłam Liceum, tylko i wyłącznie dzięki niemu, bo zapisywaliśmy się razem. Ja nie chciałam iść.
Dziękuję, że tak we mnie wszyscy wierzycie :kwiatek2:

---------- 22:34 ----------

Czy się odseparowałam od rodziców tak do końca, to nie wiem, na pewno nie. Gdzieś w środku co jakiś czas coś przypomina mi, że to oni są dla mnie tacy. Moi rodzice. Przez nich chodzę do psychologa i mam te wszystkie problemy, ale nie to jest najgorsze. Najgorsze jest to, że nie chcą się do tego przyznać. Moja mama na wizycie u neurologa, chciała koniecznie wejść ze mną do gabinetu ale jak lekarka zaczęła mówić (to ona skierowała mnie do psychologa), to się zapierała, że nie, że to nie możliwe. Ogólnie moi rodzice żyją w przekonaniu, że taka się urodziłam, że taka już jestem i to najbardziej boli, że nie potrafią przyznać się przed sobą, że w moim przypadku zawiedli. Moje rodzeństwo jest ok. Ale ja zawsze będę ta nie dobra. Nie chcieli słuchać, więc przestałam się prosić. Zostałam sama i nikomu nic nie mówiłam, bo mamusia powiedziała, że nie wolno a ona przecież zawsze ma rację. Wiem, że się trochę użalam, ale to tak cholernie boli i nie wiem jak mam sobie z tym poradzić, jak się tego pozbyć. Teraz rodzice mają pretensję, że czasem jestem do nich taka czy inna. Ale oni mnie odrzucili, zranili nie ufam im. Bronię się przed nimi wiem to. I tak faworyzują moje rodzeństwo, więc pewnie i tak się za bardzo nie przejmują.

Pomyślałam sobie kiedyś, że bardzo bym chciała w przyszłości żyć inaczej. Jeżeli miałabym mieć dzieci, to stworzyć im normalny, spokojny i ciepły dom, żeby nie musiały przeżywać tego, co ja. Sama chciałabym czuć spokój i żyć w miarę możliwości normalnie. Bez scen, awantur, strachu, krzyku, płaczu i pretensji. Chciałabym żyć nie słuchając głupich tekstów i oceniania sytuacji bez wysłuchania mnie.

Kocham swojego faceta. Szkoda, że to uczucie tak boli.
Zadzwonił wieczorem i pytał dlaczego nie pisałam cały dzień. Cieszę się, że dzwonił. I nawet rozmawialiśmy normalnie. Bardzo za nim tęsknię ale nic takiego już mu nie mówiłam. Dam spokój, nie będę naciskać. Może nie będzie tak źle, może jakoś się dotrzemy.
Księżycowa
 

Postprzez sonata » 26 lis 2008, o 10:35

Oby się udało :) :ok:
sonata
 

Postprzez ewka » 26 lis 2008, o 19:37

Ja myślę, że na co dzień trzeba brać życie bardziej "z wierzchu"... to nie zabija spontaniczności i radości z chwil, nadaje błysk spojrzeniu i uśmiech ustom.

Czasami trzeba też zanurzyć się głębiej, analizować, przemyśleć... ale tylko czasami, Kasiorku.


:kwiatek2:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez Księżycowa » 28 lis 2008, o 20:58

Po ostatnim tygodniu, który był po prostu nerwowy i trudny dla mnie, zaczęłam zastanawiać się nad pewnymi rzeczami. Tym razem chodzi mi o dom, rodziców i rodzeństwo. Nie rozumiem dlaczego przez ostatnich kilka dni traktowali mnie jak przedmiot, jakbym nie zasługiwała na ani odrobinę szacunku z ich strony. Ciężko mi ostatnio się wyspać, bo mam dni pełne zajęć. W środę położyłam się spać i zasnęłam wreszcie, gdy nagle do drzwi zaczął WALIĆ mój brat mając pretensje o jakąś kartkę. Z powodu błahostki wyzwał mnie od najgorszej. Wystraszyłam się bardzo, brutalnie wyrwana ze snu. Sam przyznał, że gówno go obchodzi, że rano wstaję wcześniej niż on. Jeszcze wcześniej matka i ojciec (nie wspomnę o tym, że wypił a była dopiero 18 godzina). Powiedział, że jest ciekawy jak ja wychowam swoje dzieci. Nie wytrzymałam powiedziałam, że przynajmniej będę się starać, żeby nie wylądowały u psychologa. Wkurzył się a ja całą sobą czułam żal, który wypełnia każdą cząstkę mego ciała. Wyszłam, popłakałam się. Powiedziałam mu coś, co powinno być dla niego istotne a zachował się jakby był z siebie dumny i matka też. Czułam się zbędna, jakby nie chcieli mnie tam, więc spytałam czy nie będzie im lżej jak się wyprowadzę. Nic nie odpowiedzieli a mama patrzała mi prosto w oczy. Czułam jakby mówiła, że mogę już iść.

Teraz wiem, że mimo tego, że ja byłabym wyzwana za gdybym postępowała podobnie wobec rodzeństwa a bratu nie powiedziała słowa, to muszę się jakoś trzymać. Nie jestem widocznie dla nich nikim wartościowym by szanowali mój sen, samopoczucie i w jakiś sposób zdrowie, więc mnie. Ojciec nie słyszy zbyt dobrze, więc telewizora słucha tak jak my głośno, to on normalnie i jak proszę by przyciszył, bo czuję się jakby w domu była impreza, to i tak za chwilę robi swoje. Dziś wstawałam przed 4 do pracy i spałam ok 3 godzin. I tak cały tydzień. Wiem, że nie tylko ja tak mam, że dużo ludzi tak żyje, ale byłam tak rozdygotana i zdenerwowana, że dostałam jakiegoś ataku i zaczęłam się dusić. Męczyłam się w tej nocy, cała spocona.

Nie wiem czy to złe ale zaczynam patrzeć na nich, jak na zwykłych ludzi, którzy są tylko ludźmi i tymi, co mnie skrzywdzili. I bardzo mnie boli to, co się dzieje, ale będę musiała starać się odciąć od nich emocjonalnie. przemyślałam parę spraw z dzieciństwa i dotarło do mnie, że zawsze tak się czułam i teraz wiem, że to właśnie przez nich. Zawsze mnie tak traktowali, zawsze moje prośby i problemy były na końcu. Nie wiem kiedy to się stało, bo przez mgłę pamiętam ciepłe i bezpieczne chwile. Szkoda, że nie jest ich tyle, żebym przez mgłę pamiętała te złe.

Przychodzenie do mnie do pokoju i przestawianie a właściwie rzucanie moich rzeczy, to żaden dowód szanowania drugiej osoby prawda? Czułam się jakby mówili do najgorszego psa. Może to brutalne ale ja nie potrafię tego inaczej określić.

I tak starając się ogarnąć pomyślałam, że chciałabym się już znaleźć przy moim K. Było jak było, ale byłam spokojna i przy nim czułam spokój. I w ten sposób zrozumiałam, że czasem po prostu przesadzałam. Nie zawsze ale nie potrzebnie wkręcałam sobie strach przed czymś, czego nie było. I co za tym idzie czepiałam się go. On też nie był ideałem, ale wiem, że moje problemy dużo namieszały.

Teraz jestem u niego i na razie jest ok. Przyznam szczerze, że moje zachowanie i myślenie też jest inne. Nadal się boję, ale staram się nie myśleć o tym tak obsesyjnie jak to robiłam. W każdym razie jak opowiedziałam mu to, co działo się w domu, to był zły...


Doszłam do wniosku, że najlepszym rozwiązaniem dla mnie byłoby chyba odseparowanie się od rodziców i pomyślałam, że jak tylko odłożę coś pieniędzy (niestety dopiero zaczęłam pracę), to będę czegoś szukać. Nie wiem czy z nim, choć było by fajnie, czy z koleżanką na pół ale coś muszę zrobić, bo w ciągu tych kilku dni byłam zrezygnowana ze wszystkiego.
Boję się bardzo czy dam radę sama, ale chciałabym, by moje życie było inne i chciałabym czuć się w nim z sobą dobrze i mieć chęci do działania. A jak ich nie ma w pobliżu, to po swojemu, powoli jakoś się zbieram. Chciałabym zacząć myśleć inaczej a patrząc na to, co dzieje się w domu chce się tylko płakać, i tak właśnie było.
Księżycowa
 

Postprzez ewka » 29 lis 2008, o 11:49

kasiorek43 napisał(a):Boję się bardzo czy dam radę sama, ale chciałabym, by moje życie było inne i chciałabym czuć się w nim z sobą dobrze i mieć chęci do działania. A jak ich nie ma w pobliżu, to po swojemu, powoli jakoś się zbieram. Chciałabym zacząć myśleć inaczej a patrząc na to, co dzieje się w domu chce się tylko płakać, i tak właśnie było.

Dom to ciepło, bezpieczeństwo, oparcie, miłość... niestety, nie zawsze tak jest. Nie masz wpływu Kasiorku na to, by ten swój dom rodzinny zmienić, nie jesteś też na niego skazana, już nie - ale teraz możesz swoje życie tak ustawiać, by budować swój domek, taki prawdziwy, spokojny i bezpieczny.

:kwiatek2:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez Księżycowa » 29 lis 2008, o 22:12

Obsesyjnie wymagałam od niego miłości. Lgnę do niej jak ćma do światła i czuję w środku pustkę, którą oczekiwałam, że on wypełni. A przecież tego się nie wymaga, takie coś nigdy nie wychodzi. Widzę po nim jak bardzo ma dość.

Wczoraj przyszedł do domu po piwie z kolegami. Wrócił dość późno. Nie był pijany ale troszkę go chwyciło, bo był zmęczony, ale tym się nie przejmuję. Był taki zabawny. Przyszedł i był taki kochany, przytulał się i powiedział nawet, że mnie kocha. Pytał czy już będzie ok. czy będę inna. Prosił mnie o to. Powiedziałam, że się postaram i przepraszam. Koniec był miły :) . I tak po dzisiejszym dniu nie wiem co wnioskować. Rano było tak samo, w szkole też. Nie spodobało mi się tylko, że żartuje z koleżankami. Wszystko przy mnie, bez krycia się. Z drugiej strony pomyślałam co bym zrobiła, gdyby zrobił tak z tymi, które ja akceptuję. I wiem, że nic. Tylko ufam ludziom, przy których nie czuję się zagrożona. A przy tamtych, mimo, że to mężatki, czułam jakby już mówił mi ,,To pa". Ten typ dziewczyn, to nie miłe i sympatyczne, tylko wyczuwam, że fałszywe. Wiem, że nie ocenia się ludzi po okładce, ale jakoś to przeczucie nigdy mnie nie myliło. A do tego widziałam dziś jak się jakoś na mnie dziwnie patrzyły a potem coś mówiły. To nie był sposób szczery. Ten dobry też wśród ludzi, nielicznych co prawda, też udało mi się poznać. Nie ma tu nic wspólnego. Mam jakieś dziwne skojarzenia z czymś takim z lat dzieciństwa i wcześniejszej edukacji. Nie pokazałam przy nich, że coś jest nie tak, ale jakoś jutro nie mam ochoty iść do szkoły. Czuję się słaba i gorsza. Poza tym może w końcu bym się wyspała? K powiedział, że pójdę i koniec, że nie będę opuszczać. Ale skapnął się dlaczego odeszła mi ochota. Nie chciałam poczuć się do reszty bezbronna i stracić to, co udało mi się osiągnąć przez te kilka dni, więc się nie przyznałam. K od razu zrobił się inny po tym incydencie, że tak powiem. I tak myślę czy to on zachował się nie ok., czy ja faktycznie przesadzam?????

A propo rodziców, to nie rozmawiają ze mną, są obrażeni a ja znów czuję się winna. To ciąży mi bardzo. Lepiej mi dalej od domu. I odsuwając się czuję się tą złą, gorszą i w ogóle nie dobrą. Boję się, że nie dam rady, a oni mi powiedzą ,,A nie mówiłem" i znów będę tymi lepszymi wszyscy z wyjątkiem mnie ale ja naprawdę ,,duszę się" i brakuje mi spokojnego miejsca, do którego będę mogła przyjść i będzie mi dobrze. Wczoraj, gdy K wyszedł, ja położyłam się wcześniej. Zgasiłam światło i wyłączyłam telewizor. Tak mi tego brakowało.

Nie wiem jak postępować i jak myśleć, żeby to było właściwe, mądre i rozważne. Tak bym chciała przestać się gubić i bać.
Księżycowa
 

Postprzez ewka » 29 lis 2008, o 23:17

Kasiorku, jesteś taka młodą i mądrą kobietką, że jakoś mnie zawsze rozczulasz... chyba tą skromnością i cichością.

kasiorek43 napisał(a):Obsesyjnie wymagałam od niego miłości. Lgnę do niej jak ćma do światła i czuję w środku pustkę, którą oczekiwałam, że on wypełni. A przecież tego się nie wymaga, takie coś nigdy nie wychodzi. Widzę po nim jak bardzo ma dość.

Pragniemy miłości wszyscy i zawsze... pragniemy dostawać, dostawać, dostawać. Dobrze jest, kiedy nauczymy się też ją dawać... czy jeśli będziemy nią wypełnieni (nie kimś, ale miłością tą do dania) - czy wtedy będziemy odczuwać pustkę? Wydaje mi się, że nie.

Żarty z koleżankami ze szkoły to NIC ZŁEGO, Kasiorku. Nic. Naucz się proszę... naucz się, że nie jesteś gorsza. Że jego spojrzenie w inną stronę (na chwilę) nie musi być zagrożeniem. Jesteśmy otoczeni ludźmi i nie da się odwrócić do wszystkich plecami. Zresztą - po co? Potrzebujemy innych ludzi tak samo, jak inni potrzebują nas... oczywiście trafiają się dobrzy i mniej dobrzy, szczerzy i fałszywi - a to jest dla nas źródłem poznania innych i siebie też w tej konfrontacji. Oj, mądruję się, ale tak właśnie uważam;)

A jeśli chodzi o rodziców i Twój rodzinny dom... niestety, ale tutaj dobrze byłoby (moim zdaniem) emocjonalnie zacząć się uwalniać. Powiem brutalnie: nie dostajesz od nich kompletnie nic w tym obszarze, w jakim tak bardzo potrzebujesz pomocy. Niestety, ale nie umiem mieć nadziei, że to się zmieni... i nie dość, że nie pomogą, to jeszcze wysysają z Ciebie Twoje soki życiowe. Tak nie powinno być, to mnie burzy, bo byłam kiedyś też dzieckiem i nastolatką, sama mam dzieci i wiem, jak ważny jest dom i co powinien dać - jeśli nie daje, a nawet zabiera, to ja nie umiem go nazwać domem w znaczeniu ciepła, bezpieczeństwa i miłości. Nie umiem.


kasiorek43 napisał(a):Nie wiem jak postępować i jak myśleć, żeby to było właściwe, mądre i rozważne. Tak bym chciała przestać się gubić i bać.

Nie da się zaplanować wszystkiego na każdą okoliczność... dlatego trzeba się też zdać na instynkt i intuicję - myślę, że ta nasza wewnętrzna mądrość w odpowiednim momencie podsunie najlepsze rozwiązanie. Trzeba sobie trochę zaufać i zaufać tym, którzy są obok nas i przy nas.

:cmok:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 184 gości

cron