Noo
Zuch jesteś. Na razie to pierwszy kroczek, ale to już coś!!!
Zawsze ważne wydaje mi się ( może błędnie- nie wiem), zeby rozróżnić, czy ktoś jest skończonym sukinsynem, czy może się jakoś pogubił, cos go przycisnęlo, coś okaząło się za duże na jedne barki.
Jeśli chodzi o Twojego męża- to jakoś mi się zdaje, ze to drugie.
To oczywiście tak tylko dla wiedzy wprowadzam takie rozróżnienie, bo nawet jeśli ktoś się pogubił, to nie oznacza, ze tak sobie ma w tym trwać i hasłem "jakim mnie panie boże stworzyłeś, takim mnie masz"...
Piszesz, zę Twój mąż wie, ze źle zrobił, to teraz warto byłoby go skłonić do tego, zeby przestał to robić- dlatego super, że zgłosiłaś sie do ośrodka.
Idż do lekarza, Kochana, życie ucieka. Pokaż mu, ze jesteś w stanie zatroszczyć się o siebie, może wtedy on Ci pomoże?
To co piszesz, o sobie, brzmi jakoś strasznie depresyjnie. Moze tak mu to wytłumacz? Że to nie jest zależne od Twojej woli. Moze zapytaj, czy gdybyś złamała nogę, też by się rzucał, zę nie jesteś żwawa i ruchliwa. Moze zapytaj go, czy jest gotów pomóc Ci walczyć ze swoją słabością. Moze zamiast rzucać przedmiotami powiedz mu, ze chciałabyś być wesoła i pełna życia, ale samej Ci nie idzie?
No nie wiem, ale jakoś jaśniej to wszytsko wygląda, jak napisałaś, zę on chciał rozmawiać...
Buziaki
P.s. o tej pracy to napisałam, bo pamiętam twój post jeszcze sprzed słubu, kiedy napisałaś, zę nie umiesz w żadnej się znaleźć i że Toj mąż sprawia wrażenie, bardzo zmartwionego, zę sam będzie musiał spłacać kredyt i Was utrzymać>
Ale skoro piszesz, ze to z powodu likwidacji zakładu- to zupełnie inna sprawa. A to znaczy, ze jednak umiesz się odnaleźć...