przez Dziunia » 26 lis 2008, o 22:16
to juz drugi tydzien milczenia, nie umiem sie przełamac by powiedziec cokolwiek. nawet "czesc"
z mamą rozmawiam normalnie.
z ojcem w ogole.
Najukochanszy mój nagle zdał sobie sprawę ze to co jest, jest złe. I kaze a wrecz zmusza mnie bym porozmawiała z ojcem dlaczego tak a nie inaczej sie stało.
tylko ze ja nie chce. nie chce znac "prawdy" z jego ust. itd.
ta sytuacja juz nie boli i nie krępuje. i cisza tez jest znośna.
mówiłam sobie i głeboko wierzylam w to iz po maturze wyprowadze sie z domu i bede zyc nie ukrywajac po swojemu. a tu nagle ten własnie "najukochanszy mój" stwierdza: "jesli myslisz ze od tak wyprowadzisz sie i zerwiesz kontakt z rodzicami to sie mylisz, a skad bedziesz miec pieniadze na studia?, na zycie i w ogole, nawet jesli bedziesz na dziennych to musza dawac Ci pieniadze, etc........"
nigdy tez nie myslałam ze On przytłoczy mnie jednym zdaniem i to przez telefon.nigdy tez nie myslalam ze w tak totalnym załamaniu odbierze mi jakąkolwiek nadzieje.
teraz jest tak ze ja juz nie wiem jak mam zyc. chciałoby sie pogodzic, ustanowic wszystko od nowa, porozmawiac,,, ale nie da sie.
w ogole to jestem po probnej z polaka i chciałam tylko zasygnalizowac ze mam dosc.
tego co jest i tego co bedzie.
poza tym wyrzuciłam z siebie wiekszosc.
wiec jakos juz lepiej;/