Być może nie powinienem się włączać w ten temat... tak do końca nie wiem czy dobrze robię, ale czuję potrzebę wypowiedzi. Być może dlatego nie powinienem się włączać w ten właśnie temat, bo jego autor potraktował mnie kiedyś prywatnie (na necie) w zupełnie niewłaściwy, nieprzyjemny sposób a ponadto był taki moment, kiedy nie chciał, żebym wypowiadał się w jego wątkach...
Widzę, że obecnie go tutaj już chyba nie ma (konto zdaje się ma wykasowane), ale możliwe, że zagląda jeszcze czasami na ten portal...
Pierwszą uwagę skieruję zatem do Niego - otóż, chcę Ci powiedzieć, że traktując inne osoby tak jak potraktowałeś swego czasu mnie, sam sobie niszczysz kontakty z ludźmi i psujesz relacje nawet z tymi, którzy są Ci życzliwi i zainteresowali się Tobą i Twoimi problemami, na przykład dlatego, że sami mają w jakiejś części podobne i poczuli w stosunku do Ciebie jakiś rodzaj empatii, jak również chęć by podzielić się z Tobą własnym doświadczeniem i zainteresowali się jakoś Twoją osobą a nawet to czy owo im się w Tobie spodobało... Nie możesz ubliżać drugiemu człowiekowi, który nie zrobił Ci nic złego i który nie ubliża Tobie, tylko dlatego, że czujesz frustrację w kontakcie z nim wynikającą z tego, że nie spełnia on Twoich oczekiwań... Myślę, że jesteś na tyle inteligentny, że w gruncie rzeczy zdajesz sobie pewnie z tego sprawę, ale emocje przysłaniają Ci resztę i być może dlatego do dnia dzisiejszego nie przeprosiłeś mnie za tamto co było (choć potem chciałeś nawet jeszcze czegoś ode mnie...). Jeśli chcesz być traktowany fair przez innych, to pomyśl też Legion o tym, byś sam innych traktował sprawiedliwie i był wobec nich w porządku... Błędy mogą się zdarzyć, ale należy je naprawiać, prawda...?
Druga sprawa to to, co zostało napisane przez Legiona na temat psychoterapii i zostało tu niesłusznie moim zdaniem zlekceważone a on sam potraktowany nie całkiem według mnie właściwie... Otóż ma On świętą rację, że przeważająca większość psychoterapeutów (znam sprawę jedynie na gruncie polskim) to osoby niedokształcone i nieoczytane przez co bardzo słabo przygotowane do zawodu. I jak najbardziej prawdą jest, że 9 na 10 z nich nie ma bladego pojęcia o najnowszych metodach leczenia stosowanych współcześnie na Zachodzie, na przykład takich jak ta, o której wspomniał Legion. Inna sprawa, że nie ma się czym specjalnie martwić, gdyż generalnie wszelkiej psychoterapii daleko jeszcze do pożądanego przez większość pacjentów poziomu efektywności, tak więc nie sądzę by akurat ta jedna czy inna konkretna choćby najnowocześniejsza psychoterapia była skutecznym środkiem do całkowitego osiągnięcia celu czyli wyleczenia zaburzeń emocjonalnych... a jednak z pewnością specjaliści powinni się w tym wszystkim orientować (a nie orientują się - i ma tu rację Legion!), uczyć się nowoczesnych metod i praktykować je pod stosownym nadzorem - a nie uczą się i nie praktykują a nawet nie mają najczęściej o nich pojęcia i to jest totalna porażka! Do tego jeszcze (osobne zagadnienie), że często zawód ten uprawiają osoby beznadziejnie nieodpowiednie charakterologicznie - osobowościowo nie nadające się do czegoś takiego, bowiem same nie w pełni zrównoważone i niezrealizowane życiowo bądź przesadnie ambitne, mało świadome siebie i faktu, że niejednokrotnie zaspokajają swoje własne takie czy inne potrzeby w kontakcie z pacjentem, co jest nadużyciem, ponieważ pacjentowi przynosi szkodę...
Uważam, że w ogóle liczenie na psychoterapię jako rodzaj skutecznego lekarstwa na zaburzenia natury emocjonalnej (poczynając na nerwicach a na zaburzeniach osobowości kończąc, nie wspominając już nawet w ogóle o psychozach...) to pomyłka, brak doświadczenia i strata czasu. Mam w tym obszarze naprawdę szerokie, wieloletnie doświadczenie zarówno osobiste, jak i nie tylko... Psychoterapia, to generalnie "szukanie czarnego kota w ciemnym pokoju"... - bardzo jeszcze niedoskonała dziedzina wiedzy a metody którymi posługują się rozmaite kierunki i ich przedstawiciele przedstawiają bardzo dużo do życzenia pod względem wymiernych, osiąganych efektów w stosunku do poświęconego czasu, wysiłku a niekiedy jeszcze środków finansowych.
A JEDNAK... jestem za tym, by z psychoterapii korzystać, bowiem w jakiejś tam cząstkowej mierze spełnia ona swoje zadanie (u jednych więcej u innych mniej), czasami bywa początkowo wręcz niezbędna (w uzależnieniach, na przykład) a ponadto jest ona CZĘŚCIĄ całego zbioru wszelkich możliwych działań, które powinna podejmować osoba borykająca się z zaburzeniami emocjonalnymi. Zatem psychoterapii mówię tak, ale jedynie jako części tego co może niekiedy być dla niektórych pomocne a nie jako podstawowemu czy nawet wręcz jedynemu podjętemu działaniu mającemu prowadzić do uzdrowienia... No i oczywiście jeśli sami czujemy i widzimy, że w danej psychoterapii lub z danym psychoterapeutą coś jest nie tak, to w ogóle nie należy się zastanawiać, tylko kopnąć to w d... i szukać czegoś innego nie przejmując się tym, że pan czy pani terapeutka robiąc mądre miny i przewracając oczami nas samych obciążają odpowiedzialnością za swój brak umiejętności, błędy i nieefektywność działania... a nawet niekiedy za to co w ich działaniach jest dla nas wręcz szkodliwe - bo i tak bywa!
Przy tym wszystkim co powyżej, znowu chcę skierować parę zdań do Ciebie Legion - o ile to czytasz. Otóż... w sytuacji takiej jaka jest nie masz innego wyboru, jak tylko tym bardziej właśnie musisz SAMODZIELNIE podjąć WSZELKIE MOŻLIWE DZIAŁANIA, jakie sobie wymyślisz lub ktoś Ci podpowie oraz szansy i możliwości jakie niekiedy niespodziewanie przynosi nam samo życie, ażeby pomóc sobie samemu i mieć szansę na lepsze życie - na lepszą jego jakość... Tak jak masz całkowitą rację, że osoba inteligentna i oczytana psychologicznie z zaburzeniami osobowości czy z nerwicą jest częstokroć sama w stanie postawić sobie trafną diagnozę i w sumie nie potrzebuje nawet niedouczonych konowałów do tego, by uczyniły to za nią...
tak nie zapominaj również o tym, że TY SAM MOŻESZ BYĆ DLA SIEBIE NAJLEPSZYM "TERAPEUTĄ" - to znaczy osobą, która Ciebie samego stopniowo i z trudem, mozolnym wysiłkiem i z wykorzystaniem wszelkich możliwych i dostępnych Ci na danym etapie metod, sposobów i możliwości... wyprowadzi Cię chociaż w części z zaburzeń na które cierpisz i które zatruwają Ci życie. Oczywiście z pomocy innych ludzi także należy, warto i można korzystać...
- w tym również tych względnie zdrowych emocjonalnie i zrealizowanych życiowo terapeutów, którzy nie będą Cię nieświadomie wykorzystywać czy robić Ci jakiejś innej krzywdy swoją nieudolnością i nieprzygotowaniem. Innej drogi nie ma - nie istnieje niestety magiczna pigułka ani jakaś czarodziejska różdżka... podobnie jak nie istnieje autentycznie w pełni skuteczna metoda terapii, moim zdaniem a przynajmniej ja takiej nie znam i nie zetknąłem się z nią, choć z pewnością i w tej dziedzinie, jak w każdej innej, dokonuje się stopniowy postęp.
A na koniec mam dla Ciebie jeszcze dobrą wiadomość. Tak zwane pograniczne zaburzenia osobowości, czy też osobowość chwiejna emocjonalnie (bo tak również się to nazywa) typu borderline (czyli z pogranicza), to nie jest koniec świata i nie jest to stan psychiki, którego nie da się stopniowo w pewnej mierze ruszyć do przodu i poprawić... Wierz mi, że wiem co mówię...
Czasami bywa nawet tak, że ktoś żyje z taką przypadłością nie wiedząc o tym (nie znając początkowo swojej diagnozy - już nawet pomijając fakt, że etykietka diagnostyczna jest w ogóle w sporym stopniu sprawą umowną...) i mimo to udaje mu się na przestrzeni lat, choć z dużym i prawie nieustającym wysiłkiem dochodzić do rozmaitych osiągnięć, poprawy samopoczucia a nawet do wolności od alkoholu czy narkotyków... i przynajmniej w pewnych okresach swojego życia do całkiem nie najgorszego funkcjonowania... - JEST TO MOŻLIWE
Ale ani Pan Bóg, ani żaden psychoterapeuta, ani ukochana kobieta, czy matka Ci tego nie dadzą, bo nie są w stanie... (nawiasem mówiąc, jedną z charakterystycznych cech zaburzenia osobowości, o którym teraz mowa są właśnie duże trudności w relacjach z ludźmi, wrażliwość na odrzucenie i porzucenie przy jednoczesnym deficycie kontaktu). Możesz to tylko Ty sam - dać sobie stopniowo, dzień po dniu i rok po roku, zmagając się z samym sobą, z rozmaitymi przeszkodami i starając się BUDOWAĆ swoje życie krok za krokiem a nie je niszczyć... Jest wielu podobnych ludzi na świecie, borykających się z podobnymi stanami i chorobami ducha. Niektórzy z nich sobie radzą, inni nie bardzo a jeszcze inni w ogóle nie... W dużej mierze od Ciebie zależy (choć oczywiście nie tylko i wyłącznie od Ciebie) w której z tych grup się znajdziesz i jaki będzie Twój los. Póki masz młodość, jako takie zdrowie fizyczne i jeszcze sporo energii, to warto walczyć o siebie, mieć nadzieję i wiarę w to, że wiele dobrego jest możliwe - naprawdę więcej niż Ci się wydaje, kiedy jesteś w jakimś takim złym, chorym stanie ducha jak obecnie... Oczywiście wszystko to jest trudne i nielekkie - podobnie jak los i zmagania osób homoseksualnych, na przykład (w atmosferze nietolerancji i uprzedzeń) czy niepełnosprawnych fizycznie, itp... Ale przecież nikt nie obiecał nam, że to właśnie nie nas tylko kogoś innego dotkną takie czy inne problemy - widać w tym obszarze padło na nas i taki nasz los - jedni mają fajnych rodziców ale za to nie widzą lub nie chodzą a inni mają "chujowych" rodziców... (pardon!
) ale za to zostały im jeszcze dwie ręce, dwie nogi, oczy otwarte na świat, rozum w głowie i wola walki o siebie i swoją przyszłość a dzięki temu możliwość dokonania stopniowych zmian na tyle, na ile okaże się to realne - życzę Ci byś poczuł się w tej drugiej grupie i uwierzył, że naprawdę pewne rzeczy możesz i są one dla Ciebie możliwe, choćby nawet dopiero za 5, 10 czy 15 lat... Ale jednak... a skoro tak, to czy nie warto spróbować już dziś zrobić parę pierwszych, choćby drobnych na razie kroczków w kierunku celu widniejącego gdzieś tam, na horyzoncie...? Myślę, że to pytanie retoryczne. A lekko z pewnością nie będzie - ot taki los... i szybko ani łatwo raczej wiele rzeczy nie przyjdzie (cierpliwość i wytrwałość warto w sobie wyrabiać...), ale bywają też takie niespodziewane uśmiechy losu, o których czasem nawet nie pomyślimy i nie przyjdą nam do głowy i o tym także warto pamiętać, choć dzień powszedni nie jest lekki...
mimo tego złego co było... serdecznie Cię pozdrawiam, jeżeli to czytasz
sorry, bo chyba tym razem jednak stanowczo przydługo mi wyszło...