wracam do Was dziewczyny......
z chęcią porozmawiam tu za Wami.... Podziele sie radością i smutkami....
miewam też smutne .....zdołowane dni .........nie żyje przecież w raju...
Ale zauważyłam ,że jestem o wiele!!!! silniejsza.
Nawet jak dopada mnie coś przykrego to posmuce sie chwilę..a potem nie żyje juz tylko problemem.....
przezyłam chwile załamania we wrześniu.....wtedy kiedy kaktus po kryjomu zabrał rzeczy z domu...potem wtedy gdy dowiedziam się ,że mieszka z kochanką .....
Ale dzięki temu byłam przygotowana na spotkanie .....i nie zaskoczyło mnie to,że kaktus chce rozwodu.....
Jednak dwa tygodnie temu ,,,,gdy spotkaliśmy się,żebym dała mu odpowiedź ......rozpłakałam się......jeszcze raz zapytałam sie go czy jest pewny,że juz nie chce nic odbudować między nami....czy jest tak zdecydowany życ z inną......
przykro mi było.....
Choć też poczułam pewną ulgę.....że kończy sie walka...bezsensowne czekanie....
Powiedziam mu,że nie jestem jego wrogiem...że zycze mu powodzenia....
Ale kaktus dziwny był...............nie ucieszył sie,że zgodziłam się na rozwód...
może żałuje....
dalej jak rozmawiamy stara sie zwalić na mnie winę...powiedział,że miał już"tego"dosc.....
a gdy ja powiedziałam,że głównie wściekałam sie gdy on mnie odtrącał..gdy czułam,że mnie zdradza...on wsciekł się,,,,że jak zwykle jest jego wina....
biedactwo...
powiedział,że to ja pchnęłam go w jej ramiona
powiedział,że w tamtej zimie nie planował odejśc od rodziny
złościł sie na mnie.....
pewnie chodziło mu o to,że gdybym przymknęła oczy na zdrade to on dalej żyłby na ...na niby..ze mną
ale ja tak nie mogłam
ja potrzebuję prawdziwego związku....bez oszustw.....
teraz otworzyłam oczy
widzę świat...ludzi.....
jeszcze nie jestem wolna.....ale uwalniam się
chodzę dalej na terapię
rozmawiam z przyjaciólką i koleżanką z pracy....dużo czytam .....
zmieniłam sie .....
ale na dobre.....
jeszcze długa droga przede mną.....
Wam tez życzę dobrych odmian w życiu