witam... i się zawiesiłam po tym słowie.. bo mysli ogrom a nie potrafię sklecić zdania chyba sie już pogubiłam w tym wszystkim... moze zaczne od początku bo tak chyba najlepiej.... jestem po rozwodzie... (mąż okazał sie jednym z wielu którzy porzucli swoje ukochane zony dla innej) - powiem Wam nie zyczę nikomu.. facet ideał! no prawie nie liczac ostatniego wybryku, nigdy nie było kłótni, obelg, nic!!! całe małżeństwo jak z bajki i nagle BUUUUM - ten człowiek, który leży obok ma inną... krótka piłka, zero wybaczeń! Szybki rozwód.. bez tłumaczenia sie , nic.. nawet nie zapytałam DLACZEGO? byłam tak wściekła, ze na rozwodzie beszczelnie patrzyłam na niego i usmiechem na twarzy odpowiadałam na pytania Sędziny... obudził we mnie bestie jakiej nie znałam ale uspił reszte mnie.. tej sympatycznej zawsze wesołej dziewczyny z sasiedztwa... po rozwodzie tak Was meżczyzn nienawidziłam.. spuszczona ze smyczy gardziłam wszystkimi i nagle pojawił sie ON... facet, który spowodowa ze zowu sie uśmiechcneła i nie chciałam grać juz suki (przepraszam za słowo) nic ode mnie nie chciał.. nie pytał o nic.. nie kalkulował.. rewelacyjny sex, częste spotkania, godzinne rozmowy o wszystkim i o niczym... i nagle słysze " bejbe wiesz bo ja nie chce zwiazku, mozemy sie widywac ale.. bez zobowiazań" pierwsza mysl - REWELACJA!! tego własnie potrzebuje .. i tak minoł już rok... a ja zapędziłam sie w kozi róg.. bo sie pojawiły uczucia.. no niestety zakochałam się:( pisze niestety bo wiedziałam na czym stoje, ze z tego i tak nic nie bedzie ale ciagle miałam nadzieje ze przecież sie spotykamy, ze przeciez ciągle rozmawiamy, ze jest przeciez tak fajnie, miło... i nagle pojawił sie ten dziwny niepokój, ten uscisk w zoładku.. nie wiem co robic .. jak sie uwolnic z tego wszystkiego, bo chyba muszę.. bo chyba już nie mam siły czekać aż napisze, aż sie odezwie, uczepiłam sie jak rzep i czekam.. tłumaczę sobie ze przecież jemu zależy bo tak pieknie mnie tuli do siebie, bo przecież jak wyjechał słuzbowo do innego kraju i jak nigdy 10 smsów dziennie co robi jak sie czuje.. - czyżby zatesknił... aż z tej euforii w dniu powrotu leciałam o 5 rano do niego zeby sie znim przywitac.. jak on mnie usciskał.. jak pieknie potem w łóżku mnie przytulił.. byłam w siódmym niebie... dwa dni spedzone razem.. bosko! i nagle znowu powrót do rzeczywistosci.. czyli cisza ta martwa przerażajaca cisza... i brak odpowiedzi na pytanie kiedy sie zobaczymy... nie wiem jak mam to wszystko rozumieć... czy on sie boi, czy nie chce, czy juz tak mu zbrzydłam ze mnie odtraca... najgorsza jest ta cisza z jego strony.. zawsze myslałam ze jestem taka twarda.. rozwód otworzył mi oczy! powiedziałam juz nigdy nie zapłacze przez faceta, nie pozwole sobą pomiatać., mam swój honor, ja wam jeszcze pokaze! i co i PUPA - nie radzę sobie juz z niczym... po prostu sobie nie radzę.. najgorsze jest to ze powinnam powiedzieć sobie dosc! ale nie potrafie.. tak sie uzależniłam od niego ze nie potrafie odejsc... a chyba mam wrazenie ze on tego własnie chce, ze meczy go ta cala sytuacja, ze chce poczuć wolnosć, którą i tak ma bo nie należe do tych kobiet któe chodza za swoim facetem krok w krok i zagladaja we wszystkie zakamrki, ze on chce mieć ten upragniony spokój kawalera, tylko ze nie potrafi (chyba sie boi ze mnie skrzywdzi) nie potrafi mi powiedzieć "PA" strasznie to wszystko skomplikowane...
nie wiem czego szukam na tym forum chyba musze usłyszec ze jestem miekka i mam sie wziać w garść, ze on nie wart jest mnie i tak dalej... z góry dziekuje za wszystkie odpowiedzi i rady..
pozdrawiam