Jego Milczenie = Niszcząca Kara. Dlaczego mi to robi?

Problemy z partnerami.

Postprzez Abssinth » 5 lis 2008, o 11:40

hmm

ok, wyzylam sie wczoraj troszke - sorry, jesli bylo zbyt emocjonalne.

tak, dobrze wiedziec, ze ktos jest chory i faktycznie ma jakis ze soba problem...

...tylko tak naprawde ten czlowiek musi sam ten problem zobaczyc i sobie z nim zaczac radzic. Czy facet Evuni leczy sie w ogole? Czy ma swiadomosc tego, ze jest chory? Czy chce cos zmienic? To jest jedna strona.

Druga strona jest taka - mam wrazenie, ze myslisz troche pojecia, Ewka. W Twoim zwiazku sa lata zaufania, milosci, wspolnych dobrych przezyc. Gdybys nagle zaczela byc inna z powodu naglej choroby - zostawienie Ciebie w takim stanie byloby ponizej krytyki.

W zwiazkach z osoba chora psychicznie ten stan pojawia sie od prawie samego poczatku. I Evunia tutaj mowila - na poczatku nie wiedziala, co sie dzieje, obwiniala siebie za szalone wyskoki swojego faceta. Tutaj nie bylo wiedzy o chorobie - byl facet, ktory zachowywal sie w taki, a nie inny sposob.

Dlaczego wiec w ogole platac sie w kogos, kto od samego poczatku traktuje kobiete w zly sposob? po latach zlego traktowania docierac do ''zrodla problemu'' - 'bo on ma BPD/depresje/zle dziecinstwo'. A potem poswiecac reszte zycia na pomoc komus, kto ma to tak naprawde gdzies.

Wiesz Ewka, kiedy pracowalam w sklepie, przychodzil do mnie taki jeden miejscowy swirek - klienta sie nie wyrzuca, wiec byl dosc czesto w poblizu...i probowal mnie podrywac...powinnam byla dac sie poderwac? Bo on przeciez taki dobry, tylko mu cos na mozg siadlo, a czlowiekiem sie trzeba zaopiekowac... ;)

Jestem zwolenniczka zdrowego egoizmu.
Brzydzi mnie poswiecanie siebie dla kogos, kto tego nie docenia i nie daje nam nic w zamian oprocz zla i cierpienia.
Brzydzi mnie oddawanie swojego zycia pijawie i plawienie sie w rozkoszy bycia matka Teresa...taka masturbacja urojona swietoscia.



.....
z drugiej strony...
...tak naprawde to nie jest moja sprawa, co ktos robi ze swoim zyciem.
.....
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Postprzez Evunia » 5 lis 2008, o 11:42

[quote="ewka"] trudno, przykro, ale przerosło... ale jest (wg mnie) ogromna różnica między "mam to gdzieś", a "nie dam rady".

Tak, ja nie mam tego gdzieś, tylko, że już to wszystko mnie przerasta.
Ponad 10 lat - tyle lat "walki" o związek, o normalne relacje, więc na pewno nie mam tego gdzieś.
Chciałabym bardzo czuć, że mam to gdzieś, ale tak nie jest i chyba szkoda, że tak nie jest. Może byłoby prościej, łatiwej...

Ale czy nie przerastałoby Was, gdybyście były u swojego kochania w końcu po pół roku rozłąki, gdybyście najpiękniej jak to możliwe spędziły przy nim czas, gdybyście ciągle słyszały jak kocha, jak tylko żyje dla was.... Gdybyście były niemalże w niebie, w calkowity szczęściu i radości - i nagle po odlocie, po 3 godzinach, jadąc do domu z obcymi ludźmi busem, on zadzwoniłby i najpierw kazał zdawać relacje kto jedzie, kto koło Was siedzi, a Wy byście nie mogły raczej mówić, bo straszna cisza w busie, słychać niemalże przełykanie śliny, a gdy usłyszał, że niechętnie zdajecie relacje kazałby Wam głośno powiedzieć, że bardzo go kochacie, by wszyscy słyszeli, a Wy jednak się wstydzicie obcych ludzi - i na brak odpowiedzi wyzwałby Was od najgorszych, kazał spierd... do frajerów i na koniec podsumować, że jesteście zwykłymi szmatami - to czy nie przerastałoby Was??

Można to też porównać do czegoś takiego: ktoś opowiada super dowcip, naprawde rewelacyjny, śmiejesz się w najlepsze, czujesz się super, zrelaksowana i nagle ta osoba dosłownie wali cię z całej siły w twarz, bo za głośno się śmiałaś.

Tak ja się czuję - momenty wielkiego szczęścia są w jednej chwili, niespodziewanie niszczone i nic nie zapowiada tej zmiany. Czuję się wtedy zszokowana dosłownie, zniszczona, jakbym nieoczekiwanie znalazła się w innym, całkowicie odmiennym świecie. - I to mnie przerasta.
Żyję w ciągłej niepewności i braku bezpieczeństwa, nie mogę planować swojej przyszłości.
Avatar użytkownika
Evunia
 
Posty: 174
Dołączył(a): 8 kwi 2008, o 13:26

Postprzez ewka » 5 lis 2008, o 12:58

Abssinth napisał(a):Druga strona jest taka - mam wrazenie, ze myslisz troche pojecia, Ewka. W Twoim zwiazku sa lata zaufania, milosci, wspolnych dobrych przezyc. Gdybys nagle zaczela byc inna z powodu naglej choroby - zostawienie Ciebie w takim stanie byloby ponizej krytyki.

Przykład jest rzeczywiście krańcowy i mocny... ale jeśli Evusia jest z facetem bodajże 11 lat, to też coś innego niż spotykanie się od miesiąca i świadome brnięcie w "byle co"... to też jest dobrych kilka lat wspólnych przeżyć, kiedy NIE WSZYSTKO jest do bani - już jest jakieś zżycie (mimo wszystko!) no i jest kurczę (chyba?) miłość... niekoniecznie "plątanie się w kogoś". No i chyba nie da się tego porównać do podrywającego świrka - no tak to w każdym razie widzę.

Oczywiście, że można zostawić... nie ma "musu" i zawsze jest wybór.


Abssinth napisał(a):Brzydzi mnie oddawanie swojego zycia pijawie i plawienie sie w rozkoszy bycia matka Teresa...taka masturbacja urojona swietoscia

A mnie "rusza" nazywanie chorego człowieka "pijawą", rusza mnie "towarzystwo wzajemnej adoracji" i "matka Teresa"... "ruszają" mnie też inne określenia, ale te dla przykładu. I na pewno jest to mój problem, że pozwalam im siebie ruszać;))

Evunia napisał(a):]Można to też porównać do czegoś takiego: ktoś opowiada super dowcip, naprawde rewelacyjny, śmiejesz się w najlepsze, czujesz się super, zrelaksowana i nagle ta osoba dosłownie wali cię z całej siły w twarz, bo za głośno się śmiałaś.

No współczuję, Evuś... trudne to wszystko. Czy on się leczy? Pewnie pisałaś o tym, ale nie pamiętam.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez Abssinth » 5 lis 2008, o 13:20

Evus...tez mnie to ruszylo, ten przyklad ze smiechem i biciem w twarz...znam to.

Znam Twoj schemat...znam slowa o cudownej milosci i czyny najgorszego sukinsyna.

u mnie tlumaczeniem bylo to, ze mial ciezkie dziecinstwo i ojciec opuscil rodzine, kiedy moj mial lat 8. Trauma na cale zycie, proby samobojcze, jeszcze jakas zdrada ktorejs bylej kobiety po drodze.
i moja reakcja - 'ja mu pokaze, jak mozna kochac pieknie, pokaze, ze mozna ufac, pokaze, ze swiat nie jest taki zly jak mu sie wydaje'...
Tlumaczenie, ze on w taki,a nie inny sposob reaguje 'bo nie mial mu kto pokazac', 'bo zostal zraniony i teraz nie ufa', 'bo nie wie, ze mnie to moze zranic'...bo to, bo smo, bo cos tam.

Mowisz, ze walczysz o ten zwiazek od samego poczatku...nie szkoda Ci Evus tych straconych lat?

Co sprawilo, ze dalas sie wkrecic w te spirale pomocy komus, kto tego nie chce? Komus, kto potrafi mowic piekne slowka, a czyny przecza slowom kazego dnia? Jaka Twoja potrzeba spelnia sie w ciaglym strachu, skad spadnie ten policzek? Co Ciebie trzyma przy nim? Jak wyglada bilans Twoich emocjonalnych, zyciowych zyskow i strat w tej sytuacji? Jak wyglada twoje zycie poza kreceniem sie wokol faceta?

W polsce wciaz pokutuje schemat tego, ze kobieta powinna sie poswiecac, ze to takie szlachetne...a jakiekolwiek proby znalezienia wlasnego szczescia to egoizm i ZLO.

Ewka -

rusza Cie nazywanie chorego czlowieka pijawa - pijawki zyja czyims kosztem....w tym momencie ten czlowiek zyje emocjonalnym kosztem Evuni. Do pomocy takim ludziom sa specjalisci...nie mozesz pomoc tonacemu, jesli nie potrafisz plywac (co w tym momencie przeklada sie na 'nie mozesz pomoc komus z ciezkimi psychicznymi problemami, jesli sam nie masz zdrowej w pelni psychiki...lub zdrowego dystansu do sprawy'). Dlatego psychologowie, psychaitrzy nigdy nie beda leczyc koos z rodziny - bo sa za blisko, by moc pomoc w czymkolwiek.

'Matka Teresa' - bo taki wzorzec posiadamy, ze kobieta powinna sie poswiecac...i niestety, skolowane, zakrecone w ten wzorzec kobiety powiekszaja szereg kobiet bitych i wykorzystywanych psychicznie. A spoleczenstwo jeszcze to wzmacnia - 'ja pania podziwiam, ze pani z nim tyle wytrzymala'....co tu do podziwiania?

To, ze nie wszytsko jest do bani przez tyle lat manipulacji psychicznej - przeczytaj...tak, jedyne, co nie do bani, to slowa - one nic nie kosztuja, zero wysilku...'bo ja Cie tak kocham, jestes najcudowniejsza na swiecie, nie wiem, co bym bez Ciebie zrobil..' Slowa daja nadzieje...prozna i zludna.

pozdrawiam anyway :)
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Postprzez ewka » 5 lis 2008, o 13:27

Evunia nie ma go leczyć... ma mu pomóc - jeśli oczywiście będzie chciała. Może masz i rację Abss, nie będę się rozpisywać - przekonania jednak nie mam.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez agik » 5 lis 2008, o 14:02

Wiele słów tu już padło.

Mnie się wydaje, Że najlepszym rozwiązaniem byłoby takie "pomogę ci, jeśli sam sobie zechcesz pomóc".
Trochę tak, jak z pomocą uzależnionemu> Strasznie jest patrzeć np rodzicowi, jak jego dziecko się stacza, ale na wszystko pozwolić nie można.
Z tego, co czytałam na forum uzaleznienia, to strasznie trudne jest oddzielenie próśb od własnej wizji własciwego postępowania.
Takie twierdzenie- pomogę Ci, ale nie dam się oszukać.
Pomogę Ci, ale nie dam się wciągnąc w bagno.

Zauważyliście jak łatwo zmanipulować komuś w jakimkolwiek nałogu najblizszych, pozornym przyznaniem się do winy/błedu? :przeciez on zobaczył, ze źle postępuje, po prostu się zagubił..." itd

Evunia- a myślałaś o tym, zeby postawić wreszcie swoje warunki?
Pisałaś o tym, jak on po każdym takim ataku wręcz umiera z poczucia winy?
A jakbyś tak zamknęla mu usta: "koniec kajania się, co zamierzasz teraz z tym zrobić?"
"kiedy wybiezesz się do lekarza"

Evunia- dużo zniosłaś, ale powiedz- widzisz jakieś światełko w tunelu?
Pomyślałaś o tym, ze te jego coraz dłuższe cykle, w końcu zamkną koło?

Pozdrawiam Cię serdecznie
agik
 
Posty: 4641
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 16:05

Postprzez tenia554 » 5 lis 2008, o 16:08

Przeczytałam z uwagą wszystkie wpisy i popadłam w zadumę.Evuniu,niewiele wiem o tej chorobie,ale odnoszę wrażenie że twoje życie jest podporządkowanie chorobie męża ,a tym samym zaczynasz chorować nie mogąc sprostać objawom tej choroby.Napisz mi ,czy twój mąż był już chory jak wychodziłaś za niego za mąż,czy też w trakcie waszego małżeństwa zachorował.Czy się leczy i czy to jest stan po przyjmowaniu leków.Jakie rokowanie jest tej choroby?
Avatar użytkownika
tenia554
 
Posty: 1291
Dołączył(a): 29 mar 2008, o 13:02
Lokalizacja: wrocław

Postprzez Evunia » 5 lis 2008, o 22:45

Abssinth napisał(a):Mowisz, ze walczysz o ten zwiazek od samego poczatku...nie szkoda Ci Evus tych straconych lat?

Co sprawilo, ze dalas sie wkrecic w te spirale pomocy komus, kto tego nie chce?


Po części szkoda, ale uwierz, że i przezyłam przepiękne chwile przy nim, chwile, o których pojęcia nie miałam w małżeństwie (byłam już mężatką).

Co sprawiło, że się wkręciłam w to wszystko - może po części to, co wyżej napisałam, a po drugie - wydaje mi się, że przez to, że jestem DDA.
Także połowę swojego dzieciństwa spędziłam w szpitalach, a kiedyś "dla dobra dziecka" rodzice nie byli przy swoich pociechach - i tak zdażało mi się bywać w szpitalach nawet przez miesiąc samotnie. Brakowało mi strasznie kogos bliskiego wtedy - i może ten strach wtdy, że nie zobacze rodziców, że zostałam porzucona skutkuje teraz tym, że panicznie boję sie samotności
:(

Co do warunków - oj, nie raz o tym rozmawialiśmy, ale jak widać to był stracony czas.
Tak, umiera z poczucia winy, ale za kilka godzin już o tym nie pamięta.

Tenia, ja nie jestem jego żoną. Własnie, nie jestem, bo się nie odważyłam na ten krok mimo wszystko. Zawsze te jego wybuchy przekreślały jakiekolwiek plany. On strasznie chce, żebym wyszła za niego za mąż, żebym urodziła mu dziecko, ale jak mam urodzić, jak nie jestem pewna jego zachowań. My przez 9 lat mieszkalismy raz razem - u jego matki, raz osobno. Chciałam wybudować dom, ale z takim człowiekiem nie mozna podejmowac aż takich wyzwań - budowa zapewne ciągnęłaby się w nieskończoność, bo on nagle by sie gniewał, nie odzywał itd. Na szczęście kupiłam 2 m-ce temu mieszkanie - sama wszystko pozałatwiałam, wszyściutko.
Zanim wyjechał chodził na terapię, nie brał leków. Teraz nie ma jak poddac się terapii.

Dzisiaj przyszedł od niego list, a właściwie sama koperta z jego karta płatniczą w środku :shock: Nie rozumiem.
Avatar użytkownika
Evunia
 
Posty: 174
Dołączył(a): 8 kwi 2008, o 13:26

Postprzez ewka » 6 lis 2008, o 09:15

A dlaczego tak się bronisz przed ślubem i dzieckiem, Evuś? Przecież i tak z nim jesteś.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez Evunia » 6 lis 2008, o 11:03

Właśnie, dlaczego się bronię? Może to raczej samo tak wychodzi.

Nie mieliśmy przez tyle lat swojego mieszkania, bo jemu było dobrze u mamusi, bo często się obrażał i wtedy jakikolwiek plan był przekładany, bo wyjechał do pracy, bo jakaś jego sprawa karna, bo ja zaczynałam się bać, że mnie zostawi.... i tak w kółko i w kółko. Tego "bo" jest wiele.

Bardzo bym chciała mieć dziecko z nim, ale nie było całego miesiąca, żebym rezygnowała z tego planu, bo... itd.
Avatar użytkownika
Evunia
 
Posty: 174
Dołączył(a): 8 kwi 2008, o 13:26

Postprzez ewka » 6 lis 2008, o 14:16

Samo to raczej nic się nigdy nie robi... i zawsze się jakieś "bo" znajdzie, jak się szuka. To nie tak, że Cię namawiam - broń Boże! Wspominałaś, że on wspominał o ślubie i dziecku i ciekawa byłam Twojego zdania... skoro i tak jesteście razem.

:kwiatek2:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez tenia554 » 6 lis 2008, o 17:38

Evuniu,zawsze w takiej sytuacji zastanawiam się co mam napisać.Bo z jednej strony współczuję z powodu choroby twojemu chłopakowi,a z drugiej nie jestem pewna czy powinniśmy swoje życie poświęcać dla kogoś komu nie możemy pomóc.Możemy tylko z nim chorować.Nie widzę sensu w tym wszystkim.Gdzie są granice,poświęcenia?.Odczuwam strach kiedy myślę , że mamy tylko jedno życie i powinniśmy dążyć do spełnienia siebie na każdym polu,z drugiej strony ludzie chorzy potrzebują bliskości, zrozumienia i ciepła.Czy powinniśmy swoje życie poświęcić dla kogoś,nie jestem o tym przekonana.Może jedynym wyjściem jest wspierać,pomagać i opiekować się,ale czy należy tworzyć takie związki które wyniszczają obojga.Czy bycie ze sobą ma oznaczać bezgranniczne oddanie swojego życia w ofierze.Nie wiem,może nie potrafię bardzo kochać.Jeżeli chodzi o dziecko,to nie powinno ono stanowić czegoś w rodzaju rekompensaty,a wydaje mi się że w takiej sytuacji byłoby pozbawione szans na normalne ,zdrowe życie.Dziecko to ogromna odpowiedzialność i obowiązek zapewnienia mu miłości,poczucia bezpieczeństwa i stworzenie możliwości prawidłowego rozwoju.Nie umiałabym tego wszystkiego pogodzić,ale z całego serca życzę Ci ,abyś była szczęśliwa.
Avatar użytkownika
tenia554
 
Posty: 1291
Dołączył(a): 29 mar 2008, o 13:02
Lokalizacja: wrocław

Postprzez Evunia » 6 lis 2008, o 20:25

[quote="ewka"]Samo to raczej nic się nigdy nie robi... i zawsze się jakieś "bo" znajdzie, jak się szuka.

Ewka,
tego "bo" ja nie szukam, ono się ciągle pojawia.
Wręcz oszukuje siebie mówiąc, że to "bo" czy tamto jest mało ważne. Oszukuje się, ponieważ może nie chce wiedzieć, że to wszystko było błędem.
Nawet nie wiecie ile przeszłam, by móc wszystkim pokazać, że dobrze wybrałam. Od samego poczatku miałam pod górkę, ale się nie poddawałam, bo nigdy nie zaznałam tyle szczęścia przy boku innego, nigdy nie byłam tak szczęśliwa jak przy moim - nikt tego nie rozumiał.

Na początku znajomości przeżyłam piekło od strony swoich najbliższych, mając 26 lat zamykali mnie w domu, żebym nie spotkała się z moim ukochanym, byłam wyzywana od najgorszych, bo... odeszłam od męża.
Tylko jak byłam mężatką nikogo właściwie nie obchodziło, że mój mąż to po prostu pijak, że mnie bił, że prawie codziennie czekałam na niego do późnych godzin nocnych i co chwila podgrzewałam obiad, że ciągle byłam właściwie sama...

Sądzę też dlatego, że ciąglę podświadomie próbuje wszystkim pokazać, że się nie myliłam......
Avatar użytkownika
Evunia
 
Posty: 174
Dołączył(a): 8 kwi 2008, o 13:26

Postprzez ewka » 6 lis 2008, o 23:08

Evunia napisał(a):Oszukuje się, ponieważ może nie chce wiedzieć, że to wszystko było błędem.

Jeśli taka opcja wchodzi w grę... no to musisz się mocno zastanowić - ja wiem, że to tak na bieżąco trudno oceniać, no ale musisz, nie ma innego wyjścia. Bo myślę, że jeśli chce się z kimś być, to musi być całe 100% pewności... takie niecałe jest kiepskie i ciągle tylko "a po co ja...". Tak się kiepsko żyje.

Evunia napisał(a):Sądzę też dlatego, że ciąglę podświadomie próbuje wszystkim pokazać, że się nie myliłam......

Evuś... jak tak, to tak chyba nie powinno być - zdaje się, że jesteś dorosłą, samodzielną (kupiłaś mieszkanie) kobietą i naprawdę nikomu NIE MUSISZ nic udowadniać. Bo komu i co? To Twoje życie i jeśli chcesz być w nim szczęśliwa - to będzie to Twoje szczęście. Jeśli nie będziesz szczęśliwa - to też będzie tylko Twoje nieszczęście... jak Cię chłop lał, to gdzie byli ci wszyscy? Naprawdę, to "wszystkim pokazać" to wyrzuciłabym ze swojego życia.

:serce2:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez Evunia » 7 lis 2008, o 09:46

W nocy sms - Kompletnie straciłem do ciebie zaufanie.
Avatar użytkownika
Evunia
 
Posty: 174
Dołączył(a): 8 kwi 2008, o 13:26

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 143 gości

cron