sama juz nie wiem

Problemy z partnerami.

sama juz nie wiem

Postprzez Abssinth » 5 lip 2007, o 12:08

ehh no i na mnie przyszedl czas zeby sie tu tak calkiem otworzyc..nie lubie normalnie rozmawiac o swoich problemach, znacie to pewnie wszyscy mniej lub bardziej - pomoc wszystkim , bo taka jestem twarda, ale i - nie mowic nic bo taka jestem twarda...

przepraszam, pewnie bedzie troche lub bardzo choatycznie , ale - poznalam Go trzy lata temu (bez trzech tygodni). Od pierwszego momentu bylismy bardzo, bardzo razem, pomimo tego , ze mieszkalismy na przeciwleglych koncach Londynu, widywalismy sie trzy-cztery razy na tydzien. Po wspolnym wyjsciu do klubu On odwozil mnie do domu , a potem jechal do siebie - dodawalo mu to okolo 2-3 h do normalnej drogi, ktora musialby zrobic. Po miesiacu wprowadzilam sie do niego, bylo cudownie oprocz tego, ze mieszkalismy z Jego mama (ona i dwie corki/siostry nie potrafia ze soba rozmawiac normalnie, jedynym sposobem rozmowy jest wrzask na siebie nawzajem albo manipulacja uczuciami).

Ale i tak bylo wspaniale, robilismy sobie razem obiadki po pracy (pracowalismy tez razem, zalatwil mi pozycje tam gdzie pracowal on), ogladalismy razem telewizje, jezdzilismy w rozne miejsca. Klocilismy sie czasem, bo kto sie nie kloci...on skladal to na karb tego, ze mieszkamy z matka, ktorej on nienawidzi i ktora go wyprowadza z rownowagi. PO jakims roku on kupil mieszkanie, zebysmy mieli swoje, matka dolozyla jakas kase, on wzial kredyt, ktory pomagam splacac (znaczy, place Mu za mieszkanie co miesiac).

Przez nastepne dwa lata byly rozne problemy, ja przez pol roku nie mialam pracy, on mnie utrzymywal i obsypywal prezentami, kupil mi duza paczke szkiel kontaktowych, kiedy moje sie skonczyly, sfinansowal mi dwutygodniowa wyprawe do Polski w celach rodzinno - dentystycznych. Znowu sie klocilismy, tym razem ja mialam wyrzuty sumienia, ze nie pracuje, popadlam w forme depresji (nie chcialo mi sie wstawac z lozka, szukac pracy - wiedzialam , ze i tak jej nie znajde, itp). 'Wszystko bedzie dobrze, jak znajde prace'...taki byl refren tej sytuacji.

Potem mialo byc lepiej, jak on sie otrzasnie z rozpoczecia nowej pracy, bo przeciez wiadomo, jaki to stres zaczynac prace. Potem ja zaczelam nowa prace...i tak co jakis czas wybuchy, i 'bedzie lepiej, jak tylko...'

A wybuchy? Ktoregos lata mielismy pojechac nad morze, tak po prostu, na caly dzien. 'wez kurtke, bedzie zimno' - 'jest mi cieplo' - wez kurtke, ubierz sie, kgo chcesz poderwac w tej odslaniajacej sukience, bedzie ci zimno' - 'nie , tak mi sie podoba'. Wyszlismy z domu, wsiedlismy do samochodu, po jakichs pieciu minutach (jeszcze bylismy w miescie), powiedzialam, ze moze sie wrocimy, bo troche wieje i faktycznie moze mi byc za zimno. 'ZA POZNO' - uslyszalam, potem opieprz, ze czemu jestem taka zdolowana, on chce miec dobry dzien, on planuje dobry dzien, a ja go psuje. Ok. Zawsze mozna sie patrzec w okno i nie 'robic min'. Po dojechaniu na miejsce (2-3 godziny jazdy) nie wyszlismy z samochodu, bo on nie chce, zebym kogos podrywala na miniowke, bo wygladam jak dziwka, wiec jedziemy do domu. I to moja wina, bo specjalnie sie tak ubralam.

Innego dnia sie klocilismy..powodem klotni bylo to, ze poznalam kogos (mezczyzne) mieszkajacego w poblizu, przez Internet, Gadalo nam sie fajnie, gosc w tych samych klimatach, co my (metal/gotyk, ogolnie ubieranie sie na czarno:) ), wiec stwierdzilam, ze powinnismy go poznac, jako, ze nie mamy wielu w okolicy znajomych. Umowilam sie z nim na jeden czwartek, moj nie chcial isc w ogole, przestawilam spotkanie na nastepny czwartek. Wiedzialam juz , ze moj jest zazdrosny o moje meskie znajomosci, wiec w rozmowie podkreslalam fakt, ze to ma byc NASZ kumpel, a nie tylko moj, a na zarzuty,ze to koles, ktory chce mnie tylko przeleciec i tylko na tym mu zalezy, odpowiadalam, ze dlatego wlasnie chce Go miec przy sobie - zeby pokazac, ze jestem w dobrym, kochajacym zwiazku, ze nie mam zamiaru 'sie przelatywac' z kimkolwiek - i, ze sama nie jestem pewna, wiec niech On tam bedzie i sam oceni, moze ten koles jest fajny, moze nie, ale zawsze warto dac ludziom troche kredytu.
Odwiozl mnie na to spotkanie, przy wusiadaniu z samochodu stwierdzil ze on tam nie pojdzie, moge isc sama i sie 'swietnie bawic', najlepiej by bylo, zebym nie szla,ale ok. Poszlam. POzalowalam tego szybko, przez pare tygodni sie klocilismy, przy jednej z klotni on chcial wyjsc (gdy zapytalam go, dlaczego jest ok, kiedy on przez caly wieczor gada z kobietami w klubie, a na mnie nie zwraca uwagi, a ja musze cierpiec za takie cos). Zszedl na dol, wkurzony wsiadl do samochodu - stanelam przed nim, chcac go zatrzymac...i znalazlam sie na masce, bo On niespodziewanie ruszyl, zaczal miotac samochodem po podjezdzie, zeby mnie zrzucic, na moje krzyki, ze niech on sobie jedzie, ale ja nie mam kluczy do domu, ani telefonu, ani butow, on z zacieta twarza wzruszal ramionami. w koncu, kiedy nie udalo mu sie mnie zrzucic, zatrzymal samochod, wypadl z niego, i za nadgarstek zaciagnal mnie do domu. Tam usiadl na sofie, ja zaczelam plakac, ale probowalam kontynuowac z nim rozmowe...w koncu wyrzucilam z siebie w chwili jasnosci umyslu - 'ty mnie probowales zabic, a ja jeszcze probuje z toba rozmawiac', na co on stwierdzil, ze tylko zartowal, oni sobie tak czesto w warsztacie zartuja...


ehhh
zabieraja mnie na trening (jestem w pracy)
wroe to dokoncze
dzieki jak ktos przeczytal :)
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Postprzez ona.confused » 5 lip 2007, o 12:27

hmmm...no wlasnie chyba jak dokonczysz to powiesz czego nie wiesz;-)
ona.confused
 
Posty: 25
Dołączył(a): 22 maja 2007, o 12:14

Postprzez Abssinth » 5 lip 2007, o 14:10

---------- 13:08 05.07.2007 ----------

ehhh
rozmawialam z nim wczoraj, to tak juz na koniec w skrocie
bo sie wkurzylam za cos kolejnego, i po prostu tak od jakiegos czasu juz mi coraz chlodniej w srodku
i on mi mowil, ze jemu tez zle, bo tak naprawde zaczelo sie od tego, ze jemu zle, ze ja go podobno uwazam za glupiego i go caly czas krytykuje..

a u mnie w srodku coraz zimniej, nawet nie moglam go przytulic
mysle zeby sie wyprowadzic w sobote
nie weim czy to zrobic, nie wiem czy to zrobie

bo pomimo chlodu bywalo pieknie...

---------- 14:08 ----------

bede sie znowu rozpisywac :)

dopisujac w sumie do poprzedniego, konkretyzujac (o ile sie uda, bo jestem w chaosie)

rozmawialismy wczoraj, rozmawialismy czy jest sens dalej byc razem...powiedzialam, ze kocham go, ale nie wiem...on zaczal przypominac nasz wspolnie spedzone chwile, mowic, ze beze mnie bedzie tak pusto w jego zyciu, ze to bedzie tak, jakbym umarla - jakbym sie czula, gdyby on nagle umarl...normalnie nie moglabym sobie wyobrazic takiej sytuacji, rozplakalabym sie na sama mysl o tym...wczoraj tez mialam gule w gardle, ale szybko pomyslalam i powiedzialam mu o tym, ze tak, moge sobie to wyobrazic i to sprawia mi bol, ale wyobrazam tez sobie zycie, w ktorym on mnie kontroluje, w ktorym musze uwazac na kazde wypowiedziane slowo, bo boje sie jego reakcji. I takie zycie podoba mi sie jeszcze mniej.

Mam plan teraz wyprowadzic sie w sobote, jak on bedzie w pracy - nie chce sie pakowac w jego obecnosci,juz kiedys probowalam i skonczylo sie to placzem i oczywiscie pozostaniem z nim....oczywiscie zamierzam z nim wczesniej porozmawiac, nie uciec tak po prostu...boje sie, ze on mnie przekona do pozostania, sama jego obecnosc moze mnie przekonac, wspomnienia,jego zapach, to, ze ja go kocham pomimo wszystko (albo po prostu nie umiem/mysle, ze nie umiem bez niego zyc, co sprowadza sie do tego samego efektu).

Blah.

Zalosna jestem, cholera. Slaba i zalosna.

No, wyplulam z siebie wszystko (prawie)

jeszcze raz dziekuje za przeczytanie do konca wszystkiego:)

---------- 14:10 ----------

i w ogole dzieki Ci confused :)

ja jestem teraz confused as hell:)
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Postprzez hope » 5 lip 2007, o 14:22

Wstrz±snęła mn± scena z samochodem i tob± na masce. Jesli on to nazwał żartem, to ja nie mam poczucia humoru.
A co do odejscia... Rozmawialiscie. Wynika z tego że oboje odczuwacie jaki¶ niedosyt. Wzajemne pretensje, wybuchy zło¶ci - niby nieunikniony składnik zwi±zku - ale zależy co tak naprawde pod nimi się kryje. Jesli rozmowa co¶ wyja¶nia, je¶li obie strony znajduj± przyczynę (chwilowego?) ochłodzenia i chc± zmian to warto zawalczyć o zwi±zek (chociaz wyżej wspomniana scena ci±gle mnie przesladuje i sprawia że tak na dzień dobry uprzedziłam się do twojego chłopaka).
Pozdrawiam
A tak ma marginesie: The weather here, in Poland, is really bad now, and even appropriate clothing doesn't help much. It's raining cats :) and dogs.
hope
 
Posty: 93
Dołączył(a): 28 maja 2007, o 09:00

Postprzez nefi » 5 lip 2007, o 15:52

---------- 15:44 05.07.2007 ----------

Dziewczyno uciekaj z tego zwiazku jak najszybciej...
Tu nie ma nic do dodania...
Zart ...niech nie bedzie beszczelny.
A milosc ...chyba nie ma juz milosci tylko sentyment.
Sciskam Ciebie mocno i wierze ze Ci sie uda.

---------- 15:52 ----------

Czytalam sporo twoich postów... i mysle ze dobrze wiesz co sie dzieje u Ciebie w tej relacji...czas abssinth zajac sie sama soba....
Przytulic sama siebie i zadbac o to abys czula sie dobrze.
Bedzie ciezko ale nie ma innej drogi a z kazdym kroczkiem bedziesz sie czula lepiej. Zareczam wlasnym doswiadczeniem.
Avatar użytkownika
nefi
 
Posty: 78
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 17:35

Postprzez Biedrona » 5 lip 2007, o 17:13

Kochana Abssinth!!!!
przytulam Cie baaaaaardzo mocno.
wiesz, smutno mi, ze nawet Ty masz problemy i pogubilas sie w tym co chcesz i co czujesz. jestes madra, ciepla, dobra kobietka i dobrze wiesz, ze zaslugujesz na faceta, ktory bedzie Cie szanowal i kochal bezwarunkowo.
wiesz co sobie wyobrazilam?
Wasze dziecko, ktore oglada bosonoge Abssinth przyklejona do maski samochodu, przez okno w kuchni, kiedy tatus z zacieta mina probuje pozbyc sie balastu.
czy wyobrazalas sobie Was razem za lat 5, 10, 20?
czy nie wydaje Ci sie, ze podswiadomie czekasz na to, az on sie zmieni, zmadrzeje, dojrzeje, przestanie Cie ranic? jesli tak jest, sama dobrze wiesz, ze to nigdy nie nastapi (pamietam, jak mi to wkladalas do glowy... i mialas racje).
wiesz co jeszcze mnie zastanowilo? relacje w jego rodzinnym domu - "wrzask i manipulacja uczuciami". zastanow sie, czy wlasnie nie jest to to, co dzieje sie teraz w Twoim zyciu.
Abss, bardzo, ale to bardzo chcialabym Ci pomoc, przytulic i powiedziec, ze wszystko bedzie dobrze. Bo bedzie, jestem tego pewna. z nim lub bez niego, dasz sobie rade. zrealizujesz swoje marzenia, bo jestes silna i madra.
wiesz, moze dobrze byloby, gdybys mogla troche sie zdystansowac i spojrzec na swoj zwiazek z boku, z roznych perspektyw. kiedy taplamy sie w swoim blotku, to niektore obrazy nam sie zamazuja i traca ostrosc.
pozdrawiam Cie baaardzo
Biedrona
Avatar użytkownika
Biedrona
 
Posty: 193
Dołączył(a): 7 maja 2007, o 19:50

Postprzez ewka » 5 lip 2007, o 17:36

Abssinth napisał(a):Zalosna jestem, cholera. Slaba i zalosna.

Nieprawda! Gdyby¶ była, nie napisałaby¶ dzisiaj tego, co napisała¶. Nie postanowiłaby¶ nic na sobotę, co postanowiła¶. Nie widziałaby¶ tego wszystkiego, co widzisz.

Abss, jeste¶ doskonale ¶wiadoma tego, co się dzieje i co się może dziać dalej. Może przegapiłam, ale czy kiedykolwiek obiecywał Ci zmianę stylu bycia i mu ci±gle "nie wychodzi"... czy może jest to dla niego jaki¶ normal (wrzask w rodzinie do¶ć wymowny jest, cholipa). To taki trochę jakby terror... może przyci¶nięcie do ¶ciany (sobota) dobrze mu i Wam zrobi?

Jejku, no nie daj się Kobito :!:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez Abssinth » 5 lip 2007, o 18:06

Dzieki Dziewczyny Kochane moje.... az mi lzy w oczach stanely, a w pracy jestem, nie powinnam, nie chce, no.

On nie widzi problemu, to jest najgorsze w tej sytuacji. Uwaza, ze to normalne, ze jak sie wkurzysz, to albo krzyczysz, albo trzaskasz drzwiami, albo wysiadasz z samochodu i wydzierasz sie na kierowce przed toba, co za wolno jechal albo cos. Pare dni temu byl wkurzony, to padl na lozko kolo mnie i zaczal bic piescia w materac, jakby sie chcial do sasiadow przebic przez to lozko i podloge rowniez...przypomnialam mu o tym wczoraj w rozmowie, pare razy powiedzialam, ze sie go boje, nie zareagowal.

Dopiero dzisiaj mu wyslalam smsa - czy uwaza, ze to normalne, ze kobieta sie boi swojego mezczyzny i jego agresywnosci. Oddzwonil, ze nie, nie jest normalne, ale byl frustrated i czasem sie wkurza, to nie ma innego wyjscia. Jakby go to tlumaczylo. Dla mnie rzecza oczywista jest, ze takich rzeczy sie NIE ROBI, no kurcze, jak pieciolatek sie rzuca tak, to juz nie jest na jego poziomie, ale moj facet konczy 29 za miesiac....

czy obiecywal....hmmm, takim powtarzajacym sie tematem u nas jest 'ze bedzie lepiej' - jak on znajdzie prace, czy ja znajde prace, czy skonczymy szkoly nasze, czy cos. Bo 'teraz' mamy stresa i trzeba poczekac , az stresujace czynniki przejda.
Tylko,ze pojawiaja sie nowe....kurrrrrrrrna, mam znajoma pare , oni prze jakis czas mieszkali na squatach, z alkoholikami i innym elementem, nie mieli kasy, etc...a jakos sie zawsze kochali i kochaja...dla niektorych chyba 'stresujace warunki' nie sa problemem... :/

a ja, cholera, tak, czekalam az on sie zmieni. Bo przeciez mial problemy rodzinne, ojciec wyszedl z domu do kochanki w jego osme urodziny i juz tam zostal...matka ustawiala dzieci przeciwko sobie nawzajem, wybierala i wciaz wybiera sobie ulubiencow - ostatnio powiedziala mu tak 'jestes moim najlepszym dzieckiem, zawsze mi placiles za pokoj, zawsze pomagales, a te twoje siostry tylko o sobie mysla, to ciebie najbardziej kocham'. I on sie cieszyl z tego.....

mi jest jego strasznie, strasznie szkoda w takich momentach...wiecie, te standardowe uczucia i mysli, ze ja mu pomoge, ja mu pokaze, jak wyglada prawdziwa milosc i prawdziwy zwiazek, bo on tak tej matki nie lubi i tego calego chaosu jaki ona produkuje, bo ona tak go wkurza, nawet dwoma slowami go potrafi wkurzyc, i w ogole, a on tak tego nie chce powtorzyc w swoim zyciu...probowalam. Nie wyszlo.

No, cholera, nie wyszlo!!! A tak bylo wspaniale na poczatku, tak cudownie, modelowy zwiazek, zawsze za raczke , zawsze przytuleni, zawsze calujacy sie jak dzieciaki.

Boli, no.

Sorry, ze nie odpisuje tak konkretnie na to, co piszecie Wy, ten czas mi jeszcze musi nadejsc. Na razie po prostu 'wyrzyguje' z siebie wszystko to, co tam gdzies na sercu i watrobie lezy, a nigdy nie zostalo wypowiedziane.

dobrze, ze jestescie, Kochane.
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Postprzez Biedrona » 5 lip 2007, o 20:03

Abssinth droga,
wiesz tak sobie wymarzylam dzis, bys zaczela myslec o sobie...wiem, ze jestes pelna empatii kobietka, ktora potrafi wiele zrozumiec i chce naprawiac swiat, by innym bylo lepiej. a jak jest Tobie?
na pewno jest Ci ciezko, bo wlozylas w ten zwiazek wiele wysilku i milosci i dobrego ciepla.
powiem Ci - nikogo nie naprawisz, nie skleisz, nie poskladasz, nie nauczysz, jesli ta osoba nie bedzie tego chciala. jesli nie bedzie swiadoma, ze chce sie zmienic z postanowieniem, ze zrobi wszystko w tym kierunku. wszystko. i nie tylko teorie, pobozne zyczenia i zwalanie winy na wszelkie stresy i frustracje codziennosci.
wiesz, wydaje mi sie, ze on po prostu nie widzi, nie rozumie, nie chce. zalozmy, ze mowisz co Cie boli, tlumaczysz jak dziecku po raz 10000-czny, ze boisz sie go, ze nie mozesz byc soba, bo nie potrafisz przewidziec jego reakcji. z jego strony brak odzewu. Ty znowu swoje - do momentu kiedy czujesz sie jak zdarta plyta. brak reakcji ze strony partnera jest niemym wyrazem tego, ze nie obchodzi go jak Ty sie z tym czujesz. i mozesz sobie gadac i gadac - nawet nagrac sie na tasme - i tak to nic nie da dopoki on tego nie zrozumie. a ewidentnie nie chce. i pewnie zaklada, ze skoro nic w tym kierunku nie robisz (oprocz Twoich przemadrzalych monologow, podczas ktorych ciagle go pouczasz i czepiasz sie, oraz klotni, ktore przeciez sa "normalne"), to akceptujesz jego warunki bycia razem.
ech, Abss. mamy tylko jedno zycie - czy warto poswiecac je dla kogos, kto rani?
ciepelko przesylam
Avatar użytkownika
Biedrona
 
Posty: 193
Dołączył(a): 7 maja 2007, o 19:50

Postprzez Szafirowa » 5 lip 2007, o 20:31

Abssinth
Droga Moja !
Nie mogę długo, bo jak zapewne wiesz, mam tak± trzymiesięczn± "syrenkę", która płuca ma zdrowe.
Ogólnie jest bardzo spokojnym i pogodnym dzieckiem, ale jako¶ dzisiaj zasn±ć nie może.
Nie o tym chciałam, i nie o tym ma być.

Jeste¶ silna i wytrwała babka !
Nie wiem, czy zniosłabym tyle dla jakiejkolwiek miło¶ci mojego życia, choćby była nawet największa. Wydaje mi się jednak, że nie.
Rzuca mnie na kolana Twoja determinacja i ogrom dobrej woli. Po tym, jak wiele razy jak widac byl agresywny w stosunku do Ciebie, po tym zarciku, Ty chcialas jeszcze z nim rozmawiac, lagodzic ??
Przepraszam, ze bez polskich znakow, ale z dzieckiem na reku, to tylko jednym palcem moge pisac.

Twojemu Partnerowi potrzebna jest fachowa psychologiczna pomoc ! Natychmiastowa.
On ma wielki problem z agresja, nie umie sobie z tym zupelnie radzic.
Co w efekcie doprowadza do tego, ze wyladowuje sie na Tobie.
Tkwicie w jakims zakletym kregu, w ktorym powtarzacie te same schematy, zmienia sie tylko czestotliwosc, dzieje sie to coraz szybciej.
Potrzeba Ci odpoczynku i spokoju.
A nie definitywnego podejmowania jakichs radykalnych decyzji.
Czy mozesz sie od Niego chociaz czasowo odizolowac ?
Czy nie masz odczucia ze on Cie maltretuje psychicznie ?
Avatar użytkownika
Szafirowa
 
Posty: 774
Dołączył(a): 21 maja 2007, o 22:30
Lokalizacja: Wro

Postprzez ewka » 5 lip 2007, o 21:20

Abssinth napisał(a):takim powtarzajacym sie tematem u nas jest 'ze bedzie lepiej' - jak on znajdzie prace, czy ja znajde prace, czy skonczymy szkoly nasze, czy cos. Bo 'teraz' mamy stresa i trzeba poczekac , az stresujace czynniki przejda.

Cóż, w życiu zwykle zawsze jest co¶ "do stresowania"... jedne problemy odchodz±, drugie przychodz±. Co to tam za gadka - zreszt± w Waszej praktyce nie widać, aby się sprawdzało... niestety.

A co do tego potrzaskanego dzieciństwa i matki szalonej... ja w takich sytuacjach o facecie (kobiecie zreszt± też, ale my łagodniejsze jeste¶my jednak trochę) nie potrafię jednoznacznie powiedzieć "¶winia". No nie potrafię!!! Bo nie potrafię winić go za to, że tak mu napaprali, że takim jest człowiekiem - czy jest perfidnym draniem, czy po prostu pokaleczon± istot±, która nie potrafi, nie umie, nie rozumie.

Fakt, że je¶li mu się mówi, że rani i krzywdzi, wyzwala strach... to dla kochanej i kochaj±cej kobiety (i siebie!!!) powinien co¶ z tym zrobić - ale musi mieć tę ¶wiadomo¶ć i musi chcieć.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez Pytajaca » 6 lip 2007, o 16:17

OMG, Absss, jestem w Polsce i szybko tylko przelotem tu jestem...
Mozno, mocno, mocno Cie przytulam!! Jak tylko przyjade to cos splrobuje madrego napisac!

A tymczasem wiesz - cieplo i radosc i milosc sa w Tobie. Walcz o to, a nie o ich przeciwienstwa. I ja wiem, ze Ty to wiesz i nie kochasz ZA mocno.

Przytulam Cie miauk, i podziwiam za Twa odwage napisania tego poistu tutaj, bo Ty zawsze tak z ukrycia tylko innym pomagasz, a sobie?...
Avatar użytkownika
Pytajaca
 
Posty: 690
Dołączył(a): 19 maja 2007, o 18:34

Postprzez Abssinth » 6 lip 2007, o 16:19

probowalam z Nim wczoraj rozmawiac....okazalo sie, ze on nie uwaza, ze cokolwiek w jego zachowaniu jest nie w porzadku, bo przeciez 'takie rzeczy sie zdarzaja', 'on nigdy by mnie nie uderzyl', no i ogolnie to o co mi chodzi. Kazdy sie czasem ma prawo zdenerwowac, czyz nie?

ehhh

zabralam czesc rzeczy i poszlam spac do przyjaciol. Przy okazji dowiedzialam sie jeszcze paru rzeczy o sobie, ze jestem niewdzieczna na przyklad, bo on sie przeciez dla mnie tak stara. I, ze on ma niskie poczucie wartosci, a ja mu je jeszcze spieprzam. Bo kiedys, siedzac i zartujac ze znajomymi o wibratorach i innych zabawkach seksualnych, ja rzucilam - 'no , z wibratorem przynajmniej zawsze kiedy chcesz, masz orgazm zapewniony', co oczywiscie oznacza, ze ja twierdze, ze on jest w lozku do dupy i od tej pory to on juz nie mogl na mnie patrzec, a co dopiero sie ze mna kochac.

No kurka wodna jasna. Nie chce mi sie nawet myslec o tym wszystkim.

Kiedy wychodzilam, siedzial na kanapie, patrzac sie smutno na nasze zdjecie, zrobione w poczatkach znajomosci. On mnie na nim przytula, jestesmy ubrani do wyjscia na impreze, jestesmy sliczna para. Zakochani, szczesliwi.

Tesknie za gosciem z tego zdjecia. Szkoda tylko, ze tak strasznie dawno go nie widzialam.


Ewus - widzisz, to jest tak, ze gdyby on byl jednoznaczna swinia, byloby mi bardzo, bardzo latwo. Bo tylko krzywdzony krzywdzi, bo jesli nie masz dobrego, cieplego wzorca, to nie umiesz nic potem zrobic dobrze i cieplo. To wymaga duzo, duzo pracy nad soba, duzo milosci i cierpliwosci ze strony partnera tez. Wydaje mi sie - bo niczego nie moge powiedziec na pewno - ze ja sie staralam, podsuwalam mu ksiazki,ktorych nie czytal, probowalam rozmawiac, tlumaczyc...i okazywac milosc i akceptacje na kazdym kroku. Cholera, moze nie staralam sie wystarczajaco. A moze po prostu on nie byl w stanie tego odebrac? Powiedzial mi kiedys, ze jestem naiwna, ze ludzie nie maja dobrych intencji, ze wszystkim facetom, z ktorymi sie przyjaznie, tak naprawde chodzi tylko o to, zeby mnie przeleciec, a kobietom o cos tam innego - juz nie pamietam, co. Czy to znaczy, ze ja tez nie mialam dobrych intencji w stosunku do niego? (ze on to tak odbieral, w sensie?)

blah


Dziekuje Wam bardzo, Ewka, Szafirowa, Biedronka, Nefi, Hope....dobrze jest wiedziec,ze jest sie gdzie wyzalic i dostac pare cieplych, wspierajacych slow.

(znowu z pracy, wiec bede konczyc:) )

buziaczki Dziewczyny xxxxxxxxxxxxx

i specjalny maly buziaczek dla Twojej syrenki Szafirowa :)
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Postprzez Szafirowa » 6 lip 2007, o 16:50

Dałam jej.
Wielkiego buziaka.
A co tam :-)

Odpiszę póĽniej Kochana, bo oczywi¶cie nasunęły mi się jakie¶ uwagi.
Buziaki gor±ce, trzymaj się Dzielna Kobieto !
Avatar użytkownika
Szafirowa
 
Posty: 774
Dołączył(a): 21 maja 2007, o 22:30
Lokalizacja: Wro

Postprzez hope » 6 lip 2007, o 17:48

Mam pare refleksji ,które spróbuję wyartykułować.
To prawda, że jesli kto¶ jest jednoznacznie zły (ale kto taki rzeczywi¶cie jest?) łatwiej podj±ć radykalne kroki.
Zawsze mi sie wydawało, że w zwi±zku nie zniosę wrzasków, agresji, choćby tej słownej, że co¶ takiego oznaczałoby definitywny koniec. Byłam bardzo radykalna w swoich przekonaniach i może nadal jestem, na szczę¶cie nie dane mi ich było zweryfikować.
Znam dwie pary, które przez krzyki, wyzwiska rozładowuj± atmosferę, żyj± od jednej awantury do kolejnej - i twierdz± że tak im dobrze, ze maja wybuchowe temperamenty. Im OBOJGU to odpowiada. Gdybym to ja znalazła sie na miejscu której¶ z tych osób - jedna seria wyzwisk zredukowałaby mnie do kwil±cego pokurcza, prze¶ladowała tygodniami. A może się mylę- może to kwestia przyzwyczajenia?

Pewnie to prawda ,że komu¶ bez dobrych wzorców trudniej okazać ciepło, miło¶ć. Ale będę uparcie twierdzić, że w imię miło¶ci do drugiej osoby, prac± nad sob± można wypracowac swoje wzorce - takie , które w przyszło¶ci chciałoby sie przekazac swoim dzieciom. Ktos dojrzały, nawet poraniony przez zycie, będzie chciał taki wysiłek podj±ć - dla siebie, dla ukochanej. Nie przekonuj± mnie stwierdzenia - bo ja juz taki jestem, ja tak mam, że jak się zdenerwuję, to bluzgam/rzucam czym popadnie/trzaskam drzwiami itp.
Przekonałoby mnie zdanie - ok tak mam, ze się w¶ciekam/bluzgam itp. ale spróbuję co¶ z tym zrobć, bo widzę jak cię tym ranię. I chciałabym ten wysiłek, tę poprawę zauważyć -wtedy widac fundamenty do budowania zdrowego zwi±zku.
Pozdrawiam cieplutko.
hope
hope
 
Posty: 93
Dołączył(a): 28 maja 2007, o 09:00

Następna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 271 gości