obsesja na punkcie związku

Problemy z partnerami.

obsesja na punkcie związku

Postprzez julkaa » 5 maja 2008, o 11:04

witam,
jestem ddd i szukam pomocy, wsparcia. mój problem polega na tym, że tworzę toksyczne związki. nie czuje się w nich dobrze, ale nie potrafię ich zakończyć. bardzo boje sie odrzucenia i robie wszystko, zeby do niego nie doszło, ale to jest jak samospełniająca sie przepowiednia. im bardziej sie staram, tym gorzej sie dzieje. im gorzej sie dzieje, tym bardziej sie staram. wszystkie moje wysiłki ida w kierunku naprawienia relacji, przez to zaczynam nawet tracić szacunek dla samej siebie, robie rzezcy, które bym u drugiej osoby krytykowała. staje się w końcu jak kobieta bluszcz, co co jeszcze bardziej odstrasza partnera i we mnie budzi niechęć do samej siebie. tak wiem, to jest chore. mam pełną świadomość tego, co robie źle, walcze z tym, ale ciągle ponoszę porażki. szukam akceptacji, a udaje kogos innego, nie jestem sobą, bo za bardzo mi zależy, mimo że to mnie wykańcza psychicznie i fizycznie. nie ma dnia bez bólu, ściskania w dołku, strachu. mój humor zależy w 100 % od tego jak partner sie zachowuje. ciągłe czekanie, obsesja.
z drugiej strony, gdy partner na początku jeszcze bardzo sie starał itp ja sie zaczynałam dusić, uciekałam.
staram się z tym coś zrobić, bo to mnie niszczy. nie mogę wogóle cieszyć się życiem, miewam mysli samobójcze, czuję się bardzo samotna.
zaczęłam od poradników, ale wiadomo przecież że sama teoria nie wystarczy. walcze o siebie, ale czuję że sama nie dam rady. z drugiej strony nie stać mnie na prywatnego psychologa.
szukam jakiś grup wsparcia, kobiet które maja podobne problemy do mnie.
naparwde staram się, ale ten ból, smutek, strach, cierpienie są silniejsze ode mnie. juz nie pamietam kiedy ostatnio byłam szczęśliwa.
dodam, że obecnie tkwie w "związku " od dwóch lat. jest to mój 4 związek, każdy poprzednie trwał ok roku, do dwóch.
julkaa
 
Posty: 477
Dołączył(a): 3 maja 2008, o 20:49

Postprzez tytania » 7 maja 2008, o 10:54

Ja mam trochę podobny problem... Czytałaś "Kobiety, które kochają za bardzo" Norwood? Ładnie tam są opisane te schematy... Też tkwiłam w takich zwązkach, w których chyba zamieniałam się w bluszcz... sama nie wiem. Osoby, które tak robią strasznie boją się samotnosci, ale może właśnie ona jest rozwiązaniem? Teraz jestem sama i chce utrzymac taki stan rzeczy dopóki nie wyzdrowieje. Kiedy człowiek jest sam może się wsłuchać w siebie, wiesz? Sądzę, że dopiero kiedy człowiek potrafi przebywać sam ze sobą w samotności bez negatywnych myśli, wiecznego "jestem beznadziejna" to wtedy dopiero potrafi tworzyć normalne kontakty z innymi. Najważniejsze to nie rkzywdzić samej siebie ani nie pozwolić, żeby partnerzy nas krzywdzili (wina zawsze lezy po dwóch stronach, nie bierz odpowiedzialnosci za wszystko - ja tak robiłam).
To, że napisałaś t już duży krok. Wspaniale,że walczysz o siebie, ze masz świadomosc, że coś jest nie tak. Niestety to jeszcze za mało, żeby poczuć się lepiej.
Chciałabym Ci podac jakiś złoty środek, ale takiego chyba nie ma... Chociaż sama jestem zadowolona z lektury "Kobiety, które kochają...". Chyba jakimś rozwiązaniem jest skupienie się na sobie zamiast na partnerze. Jeśli związek się rozpadnie... Cóż. Rośnie, krwawi boli... ale w końcu podnosisz się i żyjesz dalej. Kiedy stanie się coś najgorszego to przynajmniej wiesz, że może być tylko lepiej, prawda? Heh. No może to brzmi nieco cynicznie, ale chodiz mi o to, że cokolwiek się stanie trzeba żyć dalej i rbać sprawy w swoje ręce. Nie poddawaj się.
Twój związekt rwa długo, cyz rozmawiałaś o swoich problemach z partnerem? Czy powiedzałaś dokładnie w jaki schematy wpadasz? Czy on Ci pomaga?
tytania
 
Posty: 134
Dołączył(a): 31 mar 2008, o 17:59

Postprzez julkaa » 7 maja 2008, o 12:41

Dziękuję serdecznie za zainteresowanie i odpowiedź. Tak, to m ój problem, że nie umim być sama. Boję się, samotność nie ma dla mnie sensu. MAm bardzo porządnego partnera, który wytrzymał wiele moich "schiz", zależy mi żeby i tego związku nie zepsuć, chociaż ni wiem czy nie jest już za późno. Tyle sie nazrzędziłam mu, tyle wyrzutów mu narobiłam. Sam nieraz powiedział, że cokolwiek nie zrobi jest ciągle mało, źle. Trochę mu napomknęłam o moich poprzednich związkach, tzn jak sie kończyły, dlaczego, że schemat się powtarza. On mi uświadamia, że wszystko zależy od mnie, on nie może nic zrobić. I ma rację. Staram się walczyć z tą bluszczowaością, dawać mu więcej swobody-wtedy on czuje się lepiej w tym związku. Tylko nie ja. Mi nie jest dobrze, nie jestem szczęścliwa. I w tym jest problem. Wiem, też że sama nie dam rady w sobie zmienić tego schematu myślenia, postępowania, tego destrukcyjnego schematu. Dlatego szukam jakiś grup wsparcia, kobiet które też się z tym zmagają. Bo ja nie potrafię być szczesliwa w związku i poza nim. A obsesyjne myśli rzutują na całe moje życie, że mi sie odechciewa normalnie wszystkiego....
julkaa
 
Posty: 477
Dołączył(a): 3 maja 2008, o 20:49

Postprzez tytania » 7 maja 2008, o 14:42

Ale co to za obsesyjne myśli? Boisz się, że Twój partner jest nieuczciwy albo że Cię zostawi? Trudno mi coś więcej napisac, bo nie wiem z czym dokładnie się zmagasz...
tytania
 
Posty: 134
Dołączył(a): 31 mar 2008, o 17:59

Postprzez julkaa » 7 maja 2008, o 17:01

boję sie odrzucenia. boję się cierpienia, które jemu towarzyszy, gdy partner odchodzi. Dlatego pewnie jestem rekordzistką zerwań, jakbym chciała uprzedzić, jakbym chciała skończyć to czekanie na najgorsze. ale ostatecznie wracam, dopóki jeszcze mam do kogo...ciągle oczekuje od partnera dowodów miłości, ciągle czekam...
julkaa
 
Posty: 477
Dołączył(a): 3 maja 2008, o 20:49

Postprzez tytania » 7 maja 2008, o 19:47

Myślałaś o terapii? Byłas moze na jakiejś? Wiem, że do tego potrzeba odwagi, ale powinnas ją w sobie znaleźć jeśli uważasz, zę Twój problem ma już wymiar obsesji. Widzisz, powinnaś skupić się na sobie a nie na swoim zwiazku. Gdybyś była bardziej pewna siebie, świadoma swojej wartości i swoich potrzeb to pewnie lepiej byś funkcjonowała w kontaktach miedzyludzkich. Może powinnaś znaleźc coś dla siebie co nie będzie związane z partnerem i wtedy udałoby Ci się odciagnąc myśli od zwiazku? Może powinnaś więcej czasu przebywać sama ze sobą. DLaczego boisz się, że partner odejdzie? Trzeba sobie odpowiedziec na to pytanie. A mozę boisz się stałego związku i zaangażowania? :/ Naprawdę nie wiem co Ci doradzić. W każdym razie ten problem rzutuje na Twoje życie i dlatego musisz za wszelką cenę próbowac go rozwiązać, nawet jeśli będziesz musiała skorzystać z terapii. Warto się przełamać.
tytania
 
Posty: 134
Dołączył(a): 31 mar 2008, o 17:59

Postprzez julkaa » 2 lis 2008, o 12:11

---------- 19:19 07.05.2008 ----------

Jeśli chodzi, czemu się boję, to nie wiem. Wiem tylko, że jak daję partnerowi więcej swobody, tzn jak staram się nie narzucać, dać więcej przestrzeni, zająć sie sobą, to nie czuję się szczęsliwa. Wychodzi na to, że nie umiem być szczęśliwa w związku. Wtedy myśle, że taki związek nie ma sensu, bo każdy żyje swoim życiem, jakby był sam, że oddalamy się od siebie, że niebawem to wszystko się sypnie. Staram się dawać partnerowi tyle wolności, ile potzrebuje, że widzimy się rzadko ostatnio na chwile, nie dzwonimy nie gadamy na gg, bo on naprawde nie ma czasu. Dla mnie to nie ma sensu. Może jest już za późno. Zdystansował się, choć mówi że mnie kocha..
Wczoraj byłam u psychologa. Zapisał mnie na terapie, tylko że to dość kosztowna sprawa dla mnie, dlatego nie będe mogła w niej uczestniczyć. Postaram się poszukać czegoś bezpłatnego.
Piszę bo schemat powtarza się już w 4 związku. Zawsze jest to samo.
Dziękuję Ci za opinie, to pomaga mi troche uporządkować mysli, bo obecnie to już nie wiem co jest dobre a co złe..

---------- 11:11 02.11.2008 ----------

K!@$%!!!
Jestem wściekła!!na siebie!
Właśnie przeczytałam książkę Susan Forward "Toksyczne namiętności" i dopiero ona otworzyła otworzyła mi oczy. ponownie? Bo przeciez teraz sobie przypomniałam ten post po prawie pół roku i już wtedy czułam, że coś jest ze mną nie tak. a po lekturze utierdziałam się w tych odczuciach.
Tyle, że jest już za późno.
Odszedł w jedyny możliwy sposób: urwał wszelkie kontakty, nie odbiera telefonu. Juz przestałam wydzwaniać. niby się pogodziłam, ale gdzies tam się tli nadzieja, choc rozum wie, że nie ma podstaw.
Wiedziałam już w maju, ze coś nie tak, ze musze sie zmienic, zeby zacząc uleczyć związek, zeby go nie stracić.
Poszłam do psychologa-nie zroumiał o co mi chodzi. szukał zupełnie nie w tej sferze.
w sierpniu Poszłam do innego-byłam na terapii-po kilku spotkaniach uznał, ze juz ok, ale i on nie rozpoznał problemu, nie przyszło mu na myśl ze to obsesja na punkcie związku. leczył mnie na cos innego, nie pamiętam w sumie na co-jakies lęki niby, ok, ale jak widać mało skutecznie.
Od tamtego czasu do końca października moje zachowanie obsesyjne się nie poprawiło, wrecz przeciwnie, obsesja sie nasilała, a partner odsuuwał się jak tylko mógł, az 2 tygodnie temu przeczytałam: mam dość. potrzebuje powietrza. nie dotarło to do mnie, nie słuchałam o co mu chodzi, nie rozumiałam dlaczego sie dusi. jakbym zapomniała, ze to ja mam probolem.
Teraz. nie odzywa sie od tygodnia. ja nie chce go męczyć. męczyłąm go swoimi schizami duzo za duzo.współczuje mu ze tyle musiał przejsc. chciałąm go miec na własność. nie widziałam poza nim nic, nie miałam poza nim życia. wsystkie myśli, czyny skupiały sie wokół jego osoby.udusiłam go. po 3 latach nieustannej walki-razem. o nas.
jestem zła na siebie, bo to juz 3 powazny związek, a ten facet byl naprawde w porządku. tyle wytrzymał i zawsze byl miły, starał sie itp kiedys kochał szalenie...
jestem wsciekłą bo staciłam cos bardzo cennego
tak bardzo chciałabym to naprawic, ale nie moge prosic o setną szanse,. tyle razy prosiłam i zawsze sie zawodził. zawsze wracalismy do punktu wyjscia.
ta ksiązka uswiadomiła mi, ze tak naprawde zaden z moich związków nie byl stabilny, ze zawsze dochodiło do obsesji.
probowałam sama sobie pomóc-od 3 lat portale psychologiczne. przeczytałam mnóstwo poradników psychologicznych, ale widac to nie zminia człowieka. boje sie, ze znowu trafie na nieodpowiedniego terapeute
Chce pozbyc sie ze swojego zycia obsesji. chce utworzyc w koncu zdrowy i stabilny związek. albo chociaz zacząc umiec cieszyc sie zyciem.
od kilku lat moje zycie uczuciowe toczy się wokół leków, zazdrości, smutku, samotności, niedosytu i ciągłej burzy emocjonalnej.
boli mnie głowa
tak baaaardzo załuję, ze nie moge cofnąc czasu, tak bardzo załuję ze go utraciłam, przez swoja obsesje. to poczucie winy mnie dobija
od jakis 8 miesięcy nic poza związkiem sie dla mnie ni liczyło. zaniedbywałam siebie, prace, studia. nie czyniłam zadnych kroków ku jakies samorealizacji, tak jak zwykłam była byc osobą ambitnną, wzorową, tak teraz wegetuje, nie umiem odnależć sensu, radości. udało mi się zdobyć pracę o jakiej zawsze marzyłam-nie wyobrazam sobie robic w zyciu nic innego, w tej pracy chce sie rozwijac, a czuje jakby ten fakt iz ją mam nie docierał do mnie. nie umiem tego daru od losu docenic. mówią-chwyciłaspana boga za nigi, wykorzystaj to. do mnie nie dociera. podchodze z obojętnością i olewactwem, choc wiem ze jak ją stracę to nie wybacze sobie do konca zycia. mam okres próbny. powinnam sie wykazac. a ja potrafie w pracy myslec tylko o związku, płakac, probowac go ratowac. sic!brakuje mi sił po tych ciągłych walkach
pomocy

kurde, ja doskonale wiem, co powinnam, ale nie mam sił, proby konczą sie fiaskiem
julkaa
 
Posty: 477
Dołączył(a): 3 maja 2008, o 20:49

Postprzez tenia554 » 2 lis 2008, o 14:46

Piszesz,że doskonale wiesz co powinnaś.A czy zastanawiałaś się czego pragniesz i oczekujesz dla siebie.Jakie są twoje marzenia.Jak byś chciała żeby wyglądał twój związek,taki w którym czułabyś się bezpieczna.Spróbuj zbudować swój system wartości i oczekiwań,bo może okazać się że wcale nie musisz bać się odrzucenia tylko ty powinnaś odrzucać nieodpowiednich facetów.
Avatar użytkownika
tenia554
 
Posty: 1291
Dołączył(a): 29 mar 2008, o 13:02
Lokalizacja: wrocław

Postprzez julkaa » 2 lis 2008, o 17:24

Czuję się totalnie osamotniona i bezradna. jakby niedostosowana społecznie. Głowa mi pęka i nie mogę uwolnić się od wspomnień. wszystko traci dla mnie sens. nie mam pojęcia, co zrobić, by poczuć się lepiej. brakuje mi sił do dalszej walki. szukam pocieszenia i się ciągle zawodzę. jakby ktoś ciągle podkładał mi coraz większe kłody pod nogi, zebym sie wykonczyła.
ja tylko chce sie cieszyc zyciem, ale nie wiecznie być nieszczęśliwa. patrze i nie widze.
nic mi sie nie chce. tylko spałabym 24 godziny na dobe, gdyby on mi sie nie śnił. nawet we snie się męczę. nie mam dokąd uciec przed cierpieniem
wiem, to głupie co piszę. wiem, ze ludzie mają prawdziwe zmartwienia, problemy.ale obecnie czuję się tak fatalnie, ze jest to silniejesze ode mnie.coraz częściej przyłapuje sie na myślach o samobójstwie, a to juz totalna głupota........po prostu czuje sie potwornie samotna i nie potrafię sobie z tym poradzić...mam głowe pełną teoretycznych terapeutycznych sloganów przeczytanych w poradnikach itp. ale cóż z tego, czuję sie potwornie.
julkaa
 
Posty: 477
Dołączył(a): 3 maja 2008, o 20:49

Postprzez tenia554 » 2 lis 2008, o 17:49

Rozumiem ,że strasznie się męczysz,i bardzo współczuję.Nie wpadaj w panikę,wszystko się ułoży,tylko musisz w sobie coś naprawić.Rozpacz do niczego Cię nie doprowadzi.Ten ból minie i dzięki temu będziesz silniejsza.Jestem z tobą.
Avatar użytkownika
tenia554
 
Posty: 1291
Dołączył(a): 29 mar 2008, o 13:02
Lokalizacja: wrocław

Postprzez julkaa » 2 lis 2008, o 18:09

dziękuję
tylko kiedy minie? oby nie za późno, bo ona ta męczarnia to trwa od momentu kiedy zaczęłam wchodzić w związki. obsesyjne.
julkaa
 
Posty: 477
Dołączył(a): 3 maja 2008, o 20:49

Postprzez tenia554 » 2 lis 2008, o 19:25

Więc nie spiesz się z wchodzeniem w związki.Pomóż najpierw sobie,a póżniej decyduj się na związek,nie ten co Ci się przytrafi,tylko ten w który chciałabyś wejść.Uporządkuj swoje życie ,wyznacz sobie cele.Zobaczysz ,uda się.Kiedy będziesz już silna,pojawi się ten właściwy.
Avatar użytkownika
tenia554
 
Posty: 1291
Dołączył(a): 29 mar 2008, o 13:02
Lokalizacja: wrocław

Postprzez julkaa » 2 lis 2008, o 19:59

to był ten własciwy, ale zepsułam to
to nie kwestia złego wyboru partnera. bo ja zanim wejde w związek jestm bardzo ostrożna i przebieram w facetach i duzo czasu mija zanim sie zaangazuje. ale jak juz wybiore partnera, na którym mi coraz barziej zale, bo jest "idealny" to zaczynam sie bac ze go strace, pojawia się lęk przed odrzuceniem i obsesyjne zachowanie typu zaborczosc, zazdrość, schizy co powoduje ze on zaczyna sie dusic i odchodzi. samospełniająca się przepowiedznia. im bardziej sie staram tym gorszy efekt. i w koncu maja dość i odchodzą. są to wartościowi ludzie, porządni, nigdy mnie nie krzywdzą w zaden sposób, tylko mają dość mojego obsesyjnego zachowania, kontrolowania na kazdym kroku. bo ja sie zatracam w związku, zapominam o sobie, uzależniam swoje dobre samopoczucie od tego co zrobi, powie partner.w koncu dochodzi do sytuacji ze 100 % moich mysli zachowan sie koncentruje na związku. nikt by tego nie wytrzymał. on wytrzymał 3 lata, podziwiam.
wiem, musze zrobic porządek ze sobą, swoją samooceną, swoim życiem, ale sama sobie z tym nie radzę
a teraz mam ogromny zal, ze swoją obsesją zniszczyłam szanse na szczesliwe zycie z wymarzonym facetem. ok. ma swiadomosc ze mogę się mylic, moze cos by sie popsuło z obiektywnym powodów. tylko ze teraz wiem iz sie zepsuło przeze mnie i nie potrafie sobie tego wybaczyc. i boje sie przyszłości, która wydaje sie dlamnie pozbawiona sensu. boje sie, ze juz nie spotkam nikogo tak wartościowego, z którym mi było tak dobrze.
julkaa
 
Posty: 477
Dołączył(a): 3 maja 2008, o 20:49

Postprzez Sanna » 2 lis 2008, o 21:23

Julko, bardzo Ci współczuję, bo chyba rozumiem jak się czujesz.... Bardzo, bardzo chciałabym Cię namawiać, żebyś się nie poddała i szukała dobrego psychoterapeuty. A jak już znajdziesz to żebyś uzbroiła się w cierpliwość.Też jestem DDD z czym jak się okazało, wiąże się pokaźny bagaż w którym problemy w związkach to tylko jeden z elementów. To co mamy z DDD nieraz wypieramy, nieraz nie jesteśmy tego świadomi, a nieraz gloryfikujemy ( to była moja specjalność- zamiast : potzebuję przytulenia ale nie umiem o to poprosić , łatwiej mi było powiedzieć: jestem zimna i jestem z tego dumna, ale to wtręt na marginesie). Psychoterapia może Ci pomóc obnażyć to co było upychane pod wycieraczkę, poukładać, zrozumieć, pogodzić się z sobą , a to niezbędne żebyś sama z sobą czuła się szczęśliwa. A jak będziesz szczęsliwa sama z siebie, to zupełnie inaczej będziesz zachowywać się w związkach. Mówię o tym z pełnym przekonaniem, bo sama , po ponad 1,5 roku psychoterapii jakoś się przestawiłam wewnętrznie, jestem spokojna i taki też stał się mój związek. A z książek polecam Katarzyny Miller i E. Konarowskiej ,, Chcę być kochana tak jak chcę". Rozdzial ,, Chcę od niego wszystkiego" w moim odczuciu bardzo dobrze oddaje problem jaki mają w związkach niedokochane dzieci. Jest nadzieja na szczęśliwe życie, Julko!
Sanna
 
Posty: 1916
Dołączył(a): 27 lut 2008, o 15:05

Postprzez tenia554 » 2 lis 2008, o 21:26

Ja rozumiem,tylko jeżeli wiesz że masz taki problerm,to niestety musisz go rozwiązać bo nie utrzymasz żadnego związku. Zrób przerwę ,idż na terapię lub do psychologa .Zrób coś dla siebie.Inaczej będziesz cały czas cierpieć i panicznie się bać.To jest naprawdę błędne koło.I nie zatrzymasz go bez pomocy specjalisty.Też miałam ten problem i wiem że można go przy terapi zminimalizować,a dalej systematyczną pracą nad sobą zlikwidować.I rozpocząć normalne życie.Musisz uwierzyć,że możesz sobie pomóc.
Avatar użytkownika
tenia554
 
Posty: 1291
Dołączył(a): 29 mar 2008, o 13:02
Lokalizacja: wrocław

Następna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 84 gości

cron