Temat w sumie jest prosty:
- jest grupa ludzi, dla których niezobowiązujący seks jest normalny i niech sobie żyją po swojemu
- jest grupa ludzi, którzy nie oddzielaja miłości od seksu i oni niech też żyją sobie po swojemu
Wszystko polega na tym, żeby odnajdywać się w swojej grupie i tyle.
Byle drugiej stronie krzywdy nie robić.
Dla kogoś seks bez zobowiązań jest super sprawą a w ktoś inny cierpi, gdy uzna, że jest przeleciany/na i nic więcej.
Moralność dla mnie to korekta natury - sam nieraz mam sobie za złe, że mając tą świadomość, nie potrafię się przełamać i sobie folgować.
Ja na to patrzę w sposób taki, gdzie nie mam ochoty dopuszczać do swej intymności osoby, z którą nie chcę być.
Niewiele się to dla mnie różni od masturbacji.
Nie przemawia do mnie to, że ktoś mówi: jak jestem sama, to nie mam oporów - będąc z kimś jestem wierna.
Jedynym sposobem jest życie po swojemu, trzymanie sie ludzi sobie podobnych (jeżeli chodzi o związki) i nie forsowanie wzajemnie uzasadnień, tłumaczeń i przekonywania się.
Tyle...