przez blen11 » 7 lis 2008, o 12:21
Mój mąż kłamał już wcześniej, to jego sposób na przetrwanie z apodyktyczną matką (zresztą taki wzór postępowania otrzymał od niej samej). Wcześniej jednak nie były to aż tak poważne kłamstwa. Jak był nastolatkiem, to nawet uciekł z domu bo nie mógł z nią wytrzymać. On nie jest z nią zbyt emocjonalnie związany. Teściowa jest osoba, której jak się mocno nie wyliże tyłka to dla niej oznacza to brak szacunku. Od początku naszego małżeństwa miała pretensje o wszystko. Jak przychodziła do nas a mnie nie było bo pracowałam na druga zmianę to zarzucała mi, że jej unikam. Jak byłam na uczelni to też traktowała to jako uniki. Jak mąż powiedział niechcący, że wziął dwa dni urlopu to robiła mu półgodzinny wykład na temat szacunku do pracy. Mogłabym przytoczyć całą masę przykładów. To wariatka. Na początku naszego małżeństwa dziwiłam się dlaczego np mój mąż ją okłamuje przez tel., że jestem na uczelni w momencie gdy byliśmy na zakupach bo odwołali mi wykłady. Nie mogłam zrozumieć dlaczego dorosły człowiek nie może powiedzieć matce prawdy, tym bardziej w tak banalnych sprawach. Denerwowało mnie, że boi sie powiedzieć jej prawdę. Tłumaczyłam, że tak nie można ale też na początku trochę bagatelizowałam te jego kłamstewka bo nie były aż tak istotne a z czasem jak coraz bardziej poznawałam teściową zaczynałam sama rozumieć, że nie wszystko można przy niej powiedzieć, chociażby z tego względu, żeby się nie narażać na jej niepotrzebne,debilne komentarze. Nigdy jednak nie namawiałam go do kłamstwa. Poprzestałam na tym, że pewnych tematów przy teściach nie poruszaliśmy.
Był moment, że sama męża wysyłałam do matki albo przypominałam, że powinien do niej zadzwonić bo to w końcu matka. Chciałam być w porządku wobec niej, żebyśmy byli normalną rodziną ale też nie pozwalałam jej decydować za nas i rządzić naszym małżeństwem. Mąż wolał jej unikać i coraz bardziej okłamywać a ona przypisywała to mnie. Mąż przytakiwał jej w różnych sprawach albo kłamał, żeby mieć spokój, przyjął taką bierna postawę a ja stawiałam opór jak chciała nami rzadzić. Obwiniała mnie za wszystko a mnie wkurzało coraz bardziej, że mąż mnie nie broni i że zamiast postawić jej sprawę jasno ucieka w kłamstwo jak tchórz. Zawsze miał chłodny stosunek do matki ale też nigdy nie umiał się jej przeciwstawić. Z czasem problem narastał i mąż faktycznie znalazł się w nieciekawej sytuacji. Z jednej str. matka, która mu ciągle tłucze kołki na głowie o wszystko (bo dla niej każde zachowanie oznacza brak szacunku dla niej, ją trzeba ubóstwiać!) i buntuje przeciwko zonie - a z drugiej żona, która coraz bardziej wymaga stanowczej, męskiej postawy i obrony własnej rodziny przed toksyczną, zatruwającą życie osobą.
Jak się pojawiły problemy finansowe to kłamstwa mojego mężą przybrały na sile. Ja chciałam je rozwiązywać rozmawiając i wspólnie szukając wyjścia z sytuacji a on w jedyny znany sobie sposób uciekał w coraz bardziej wirtualny świat. Do tego jeszcze tradycyjnie mamusia, która non stop wmawiała mu, że wszystkiemu winna jestem ja bo jej nie szanuję Ja byłam na urlopie wych. a on zapewniał mnie, że wszystko jest ok i że damy radę ze wszystkim...potem dwa razy po półtora miesiąca udawał, że ma pracę. Zapewniał, że nie muszę wracać do pracy bo on ma pracę, w której będzie zarabiał więcej a mój powrót do pracy tylko by spowodował niepotrzebne koszty opiekunki. Prosiłam o umowę, o cokolwiek a on mnie zwodził. A tesciowa dalej tłukła mu, że to ja za wszystko odpowidam bo pozwoliłam mu zmienić pracę (jakby sam nie mógł za siebie odpowidać). On coraz bardziej zagłębiał się w swoje kłamstwa, coraz więcej awantur. Zaczął kłamać już chyba we wszystkim...utonął w swoich kłamstwach. W końcu kazałam mu się wyprowadzić a że nie miał gdzie to wylądował u rodziców. Sama wcześniej znalazłam prace i jakoś to idzie. On musiał wcześniej prosić rodziców o pomoc finansowa bo swoimi kłamstwami doprowadził do ruiny naszą sytuacje, potrafił brac kredyty bez mojej wiedzy, kupił laptopa twierdxząc, że za chwilę dostanie dofinansowanie. Nie chciał słuchac moich próśb, żeby poczekać aż te pieniądze będą. Pogubił się w tym wszystkim. Rodzice (bardziej ojciec) trochę mu pomogli ale było to za każdym razem obwarowane milionem próśb, musiał się przed nimi kajać i bardzo długo chcieli, żebym to ja wzięła odpowiedzialność na siebie za jego postepki (bo przecież pozwoliłam zmienić mu pracę!) i żebym to ja ich prosiła o pomoc. Tesciowa chciała przy okazji dowartościować sie i poupokarzać mnie jeszcze bardziej. A że się nie dałam to coraz bardziej jećdzili po nim. Teraz mieszka u nich i jest od nich zależny więc tym bardziej nie może się wywolic) i nie wiem czy chce, może woli dalej być dzieckiem)
Problemem dla mnie są kłamstwa męża i brak jego odwagi aby ukrócić toksyczny wpływ matki na naszą rodzinę. To takie błędne koło. Kłamał od dziecka, żeby wytrzymać z matką, kłamstwem rozwiązuje problemy w życiu dorosłym (bo nie umie inaczej) robiąc długi i zamiast uwolnić się od presji matki-ucieka w kłamstwo a tym samym uzależnia sie finansowo od rodzicówi. Mam do niego żal, bo gdyby tak nie kłamał to nigdy nie musielibyśmy prosić ich o pomoc, nie doszło by do aż tak trudnej sytuacji. (Żyliśmy skromnie ale godnie. A po moim powrocie do pracy byłoby lepiej). Jednocześnie wiem, że on sam nie poradzi sobie z matką i jest mi go żal.
Pukapuk, nie wkurza mnie to co piszesz, nie rozumiem tylko dlaczego uważasz, że jestem opuszczoną kobietą? Przecież to ja go wyrzuciłam. Boli mnie, że się nie stara ale nie czuję sie opuszczona tylko oszukiwana i przerażona.
On nie ma dylematu: kochana mamusia czy żona. Nie jest związany emocjonalnie z matką. On się zachowuje się tak jakby nie miał rozumu, jakby był bezwolną marionetką w rękach stukniętej matki. Zapomina nawet o dzieciach, które uwielbiał.
A psychologów mieliśmy już ze trzech. Jak sam wcześniej napisałeś on sam musi tego chcieć. Ja nie jestem w stanie pilnować czy chodzi na każdą wizytę.