to jak to jest z tą miłością?

Problemy z partnerami.

to jak to jest z tą miłością?

Postprzez lili » 31 paź 2008, o 23:30

Hejka

miłość cierpliwa jest i łaskawa... A jest granica tej cierpliwości? A jak nie ma to znaczy że w miłości można naginac jak sie tylko da?

miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku? To akurat rozumiem.

miłość nie unosi się pychą i nie pamięta złego...to znaczy, resetuje pamięc? Sprawia że tracimy swój honor bo tak kogoś kochamy że nawet jak nas totalnie porani to otwieramy mu drzwi na oścież?

jeszcze chyba było o tym, że tak trwają one trzy "wiara, nadzieja i miłość, z nich zaś najsilniejsza jest miłość". Czyli można przestać wierzyć, stracić zaufanie, nie mieć już nadziei ale nadal kochać? Ale jak?

Nie zgadza się! Bujda!

lili
Avatar użytkownika
lili
 
Posty: 1236
Dołączył(a): 30 maja 2008, o 12:08

Postprzez tenia554 » 1 lis 2008, o 10:51

Ja się też nie zgadzam.Myślę,że poezja nadała ton wyidealizowanemu uczuciu,ale potem wkradło się życie.
Avatar użytkownika
tenia554
 
Posty: 1291
Dołączył(a): 29 mar 2008, o 13:02
Lokalizacja: wrocław

Postprzez kropelka » 1 lis 2008, o 11:13

Można przestac wierzyc,stracic zaufanie...nie miec nadziei i kochac.

...i tylko ktos kto naprawde kocha jest w stanie to zrozumiec...
kropelka
 
Posty: 257
Dołączył(a): 7 lip 2008, o 17:07

Postprzez szachistka » 1 lis 2008, o 13:15

Myślę, że można. Treść, do której nawiązujesz, mówi o ideale miłości, o miłości doskonałej. Ale to bardziej temat na dywagacje filozoficzne.
Natomiast wydaje mi się, że przykładem takiej prawie że doskonałej miłości, jest miłość matczyna. Matka kocha swoje dziecko bez względu na wszystko. Ponoć. Nie wiem, jak to jest bo matką nigdy nie byłam;) Ale tak słyszałam od np. mojej mamy:)
Avatar użytkownika
szachistka
 
Posty: 201
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 12:46
Lokalizacja: Sopot

Postprzez Sinuhe » 1 lis 2008, o 13:24

Wedle mnie te określenia przekładają sie na ogólnie rozumiane pojęcie miłości, miłości do innego człowieka po prostu.
Nie do ukochanej osoby a do kogoś, kogo możemy nazwać bliźnim...
Mocno podejrzliwie patrzę na takie rozumienie, gdyż mam wrażenie, że to tworzenie sztucznych pojęć przez ludzi, którzy kochają wszystkich, bo nie są w stanie kochać jednej osoby...
Jest to może jakiś ideał, wartość społeczna dla naszego całego rodzaju, ale jest dla mnie mocno podejrzana...

A z drugiej strony hm...
Miłość do ukochanej osoby a miłość do ludzi w ogóle to dwa różne uczucia, które nie powinny mieć tej samej nazwy. Może wtedy lepiej by mi sie je pojmowało.
Avatar użytkownika
Sinuhe
 
Posty: 467
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:02

Postprzez tenia554 » 1 lis 2008, o 15:28

Może dlatego tyle niepowodzeń w związkach.Marzenia nie wytrzymują spotkania z rzeczywistością.Literatura opisuje piękne przykłady miłości ,w których nie ma opłat za prąd,problemów z zatrudnieniem itd,itd.Poezja,nic tylko wzdychać do gwiazd.A życie niesie swoją prozę.Czy ktoś nas uczy jak żyć,jak ocenić swoją sytuację ,jakie wyciągać wnioski.Kierujemy się emocjami,na wyczucie.Dopiero po latach,czegoś już tam się nauczymy,jesteśmy trochę mądrzejsi i żałujemy pięknych młodych lat,które spędziliśmy w chaosie emocji i hormonów.Mój pesymizm nie oznacza ,że nie wierzę w miłość,ależ wierzę.Na początku każdego związku,a póżniej dochodzą do głosu inne wartości.Miłość zaczyna mieć inne oblicze.Szacunek,odpowiedzialność,przyzwyczajenie.I to jest właśnie piękne w miłości.Ale dla niektórych może to również oznaczać,szarość dnia,nudę i tęskotę za miłością z motylami w brzuchu.
Avatar użytkownika
tenia554
 
Posty: 1291
Dołączył(a): 29 mar 2008, o 13:02
Lokalizacja: wrocław

Postprzez lili » 1 lis 2008, o 16:39

hejka

no wlasnie to jest jakas straszna masakra. Popkultura i w ogole Mamy nasze i panie romantyczne nauczycielki i caly system wychowania sprzedaje nam cale nasze mlode zycie jakies wyidealizowane marzenia na temat tego czym i jaka milosc jest.

Zastanawiam sie nad jedna rzecza. Moi Rodzice sa 32 lata po slubie. Z pewnoscia wzieli slub z milosci bo nawet kiedys jakies foto znalazlam z okresu studiow, chyba z obrony Taty gdzie Mama Go caluje;) Potem cale moje dziecinstwo to byla jedna wielka walka: totalnie sie od siebie roznia i tylko dzieki ustepowaniu Mamy na kazdym kroku nadal sa razem. Teraz juz sa oboje przed 60 i wiedza ze nie oplaca im sie rozstawac, Mama Tacie gotuje a On dla Niej nosi ciezary. Ale goracego uczucia to ja miedzy nimi nigdy nie widzialam. Pamietam jeszcze na naszym pierwszym mieszkaniu (czyli mialam mniej niz 6 lat) prosilam ich na naszej zielonej kanapie zeby sie pocalowali bo nie wiedzialam jak to sie robi:)

Krotko mowiac zmierzam do tego: czy wierzycie w historie o dwoch polowkach jablka? Czy moze to co nazywa sie miloscia w ogole nie istnieje. Czy zawsze predzej lub pozniej pojawia sie jakies roznice nie do przeskoczenia i albo sie ustapi i bedzie ustepowac cale zycie albo nalezy sie spakowac? Czy kobieta musi byc dwa kroki za swoim facetem, robic mniejsza kariere, pieniadze i wrazenie, zeby malzenstwo bylo trwale, facet nie poczul sie niedowartosciowany i nie poszukal szczescia gdzies indziej?

pozdrawiam
lili
Avatar użytkownika
lili
 
Posty: 1236
Dołączył(a): 30 maja 2008, o 12:08

Postprzez tenia554 » 1 lis 2008, o 17:39

Kiedyś ludzie nie rozwodzili się,bo nie chcieli grzeszyć.Mąż utrzymywał rodzinę,żona "chowała" dzieci i gotowała obiady.Dzisiaj kobiety kształcą się,mają póżniej i mniej dzieci i ważny dla nich jest sposób wychowania.Świat się zmienił i zmieniają się potrzeby kobiet.Stare steoretypy nie sprawdzają się,a nowe jeszcze się nie utrwaliły.Dostęp do techniki,kultury,medycyny i innych dziedzin powoduje dostęp do coraz większych i nowych możliwości.Mężczyżni coraz częściej nie są w stanie utrzymać rodziny,chociaż nie chcą oddać swojego przywódctwa.Zamiast księdza który kazał kobiecie pozostać przy jednym mężu do śmierci pomimo ,że pił i bił oraz zdradzał do woli,dzisiaj psycholodzy mówią uciekaj z tokycznego związku. Nie musisz być ofiarą.
Natomiast wierzę w dwie połówki,dla mnie to oznacza przejść przez życie z człowiekiem,o wspólnych zainteresowaniach,pragnieniach i celach.
Avatar użytkownika
tenia554
 
Posty: 1291
Dołączył(a): 29 mar 2008, o 13:02
Lokalizacja: wrocław

Postprzez lili » 1 lis 2008, o 19:04

No tak

ale z tego co mowisz to wynika ze wczesniej kobiety nie byly szczesliwe (oczywiscie uogolniam) ze udawaly szczescie i tkwily w zwiazkach bo baly sie ksiedza, opinii publicznej i co tylko... czyli ze zylismy w jednym wielkim klamstwie i udawaniu?!?!?!

I ze szczescie to nie jest prawdziwe szczescie tylko wmawianie sobie "jestem szczesliwa bo inne kobiety majac to co ja sa szczesliwe czyli powinnam byc szczesliwa"

:/

lili
Avatar użytkownika
lili
 
Posty: 1236
Dołączył(a): 30 maja 2008, o 12:08

Postprzez tenia554 » 1 lis 2008, o 19:37

---------- 18:28 01.11.2008 ----------

Myślę,że kobiety kiedyś nie zastanawiały się nad sensem życia.Trzeba było mieć męża,dzieci i to im wystarczało,gdyż nie odbiegały od normy.A jeśli nawet czuły inaczej to musiały to ukrywać,aby nie zostać odrzuconą,potępioną.Rozwód był czymś nie dopuszczalnym,a kobieta sama z dziećmi prawie trendowata.Nie miała szans na budowanie innego , nowega życia.

---------- 18:37 ----------

A dzisiaj.Czy nie jest tak że wiele kobiet trzyma się kurczowo swoich mężczyzn,pomimo że są niekochane,poniżane,zdradzane.Nie próbują tego zmienić ,tylko oczekują zmiany.Cierpią,obwiniają ,szukają przyczyn i co dalej?Jeśli powiesz im rzuć to,uciekaj,bardzo szybko zareagują że nie na taką poradę czekały.Czy naprawdę chcą zmieniać swoje życie?
Avatar użytkownika
tenia554
 
Posty: 1291
Dołączył(a): 29 mar 2008, o 13:02
Lokalizacja: wrocław

Postprzez oldbor » 1 lis 2008, o 21:20

A ja myślę, że miłość mężczyzny do kobiety może być nieskończona. Co nie znaczy niestety, że on przez to stanie się też doskonały. A żeby nie było, ze teoretyzuję, mówię to z własnego doświadczenia.
oldbor
 
Posty: 5
Dołączył(a): 1 lis 2008, o 21:14

Postprzez tenia554 » 1 lis 2008, o 21:56

---------- 20:50 01.11.2008 ----------

To masz ogromne szczęście i wspaniałą kobietą i dobrze że o tym piszesz

---------- 20:56 ----------

Oj chyba nie zrozumiałam.Piszesz o mężczyżnie.Napisz coś więcej ,ku pokrzepieniu serc.Może to wielu osobom dać nadzieje.
Avatar użytkownika
tenia554
 
Posty: 1291
Dołączył(a): 29 mar 2008, o 13:02
Lokalizacja: wrocław

Postprzez ewka » 2 lis 2008, o 01:09

miłość cierpliwa jest i łaskawa... A jest granica tej cierpliwości? A jak nie ma to znaczy że w miłości można naginac jak sie tylko da?

WG MNIE... co znaczy "naginać"? Czy ktoś perfidnie "nagina", czy jest po prostu w jakimś sensie "skrzywiony"? Pewnie, że jest granica cierpliwości... ale to zależy, czy właśnie ktoś nami kręci świadomie i bezdusznie, czy jest może sam w jakimś sensie pokręcony. Jeśli pokręcony - wypadałoby mieć dużo cierpliwości, by to odkręcić.

miłość nie unosi się pychą i nie pamięta złego...to znaczy, resetuje pamięc? Sprawia że tracimy swój honor bo tak kogoś kochamy że nawet jak nas totalnie porani to otwieramy mu drzwi na oścież?

WG MNIE... co znaczy to złe? Złe popełnia każdy, my również - "nie pamięta złego" znaczy, że nie wypominamy, nie plujemy, nie rzygamy - skoro decydujemy się być dalej razem. Co znaczy poranić? To są miliony różnych rzeczy i poranienie w patologii (znęcanie psychiczne czy fizyczne) jest innym poranieniem niż... niż co? Co znaczy poranić? Co znaczy honor? Jeśli kochasz - chcesz dobrze dla tej osoby... o co więc chodzi z tym honorem? Nie można ustawić się w pozycji - co on MUSI mi dać. Trzeba ustawić się w pozycji... co ja mogę dać.

jeszcze chyba było o tym, że tak trwają one trzy "wiara, nadzieja i miłość, z nich zaś najsilniejsza jest miłość". Czyli można przestać wierzyć, stracić zaufanie, nie mieć już nadziei ale nadal kochać? Ale jak?

Mnie się wydaje, że w samej miłości zawiera się i wiara i nadzieja - bo w niej zawiera się wszystko.

To ideały, a my niestety jesteśmy ograniczeni różnymi takimi rzeczami, że "Hymn..." wydaje się jak z bajki - no takie jest życie
:serce2:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez lili » 2 lis 2008, o 10:08

ewka,

problem w tym, ze nigdy nie wiesz, czy ktos perfidnie nagina czy Ciebie swiadomie ale umiejetnie i dyskretnie oszukuje. Nie wiemy tak naprawde, co mysla inni, co jest w ich glowach, jakie sa ich szczere zamiary a jakie ukryte strategie. Ja moge mowic tylko o swoich uczuciach kiedy np ja czuje sie wykorzystywana pod wzgledem cierpliwosci. A zawsze mozna powiedziec "ale przeciez to nie tak, chcialem/chcialam inaczej". Wlasnie w tym jest problem, gdzie rozpoznac ta granice, kiedy ktos rzeczywiscie szczerze przeprasza ze gdzies przegial a kiedy przeprasza pieknie, slodko i rozbrajajaco ale tak naprawde nie ma zamiaru nieczego zmieniac.

jesli chodzi o "nie unosi sie pycha i nie pamieta zlego"... jasne, wybaczyc nalezy zawsze, jesli chce sie nadal z ta osoba byc i cos z nia budowac. A co jesli ta osoba dalej rani? Jesli wystawia Cie na posmiewisko, nie szanuje i generalnie traktuje jak smiecia ( z jakiegokolwiek powodu i jakkolwiek tlumaczac)... to czlowiek ma prawa stracic sile i ochote? jesli nawet jest proszony o wybaczenie? Wlasnie z milosci?

Generalnie w calym tym poscie, hymnie, pytaniu chodzilo mi o to, czy milosc znosi naprawde wszystko, nawet najwieksze swinstwa? I powoduje, ze nie boimy sie ze znowu nas one moga spotkac? Czy milosc powoduje, ze na nowo nabieramy zaufania, bo chcemy, bo tak strasznie kochamy, czy jednak jedna sprawa jest uczucie a druga suche fakty i szara codziennosc.

pozdrawiam
lili
Avatar użytkownika
lili
 
Posty: 1236
Dołączył(a): 30 maja 2008, o 12:08

Postprzez ewka » 2 lis 2008, o 11:56

Bo myślę, że to są ideały, na które bardzo często brakuje nam siły. Że cierpliwość i łaskawość może się w jakimś momencie skończyć, kiedy mamy do czynienie z "przypadkiem szczególnym".
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Następna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 115 gości