mężczyzna po rozwodzie

Problemy z partnerami.

Postprzez Kwiat Pomarańczy » 30 paź 2008, o 11:27

Nana,
a nie myślisz, że skoro on Cię dowartościowywał, to właśnie dlatego czujesz się słaba bez niego? Bo już nie ma tego głosu, który by głaskał i powtarzał komplementy?
Kwiat Pomarańczy
 
Posty: 33
Dołączył(a): 28 paź 2008, o 18:32

Postprzez nana » 30 paź 2008, o 11:37

jeśli chodzi o to co On sobie ma myśleć, to odpowiedz jest wciąż taka sama Ewo!:) On nie myślał co robi mówiąc pewne słowa, więc ja nie musze się martwić co On pomyśli. On zawsze to podkreślał, żebym ja dbała o siebie, bo on sobie poradzi. Swoją drogą wiem, że jemu mnie brakuje i gdzieś tam tli się we mnie poczucie, że go "zostawiam" jako przyjaciela. Ale zgodnie z jego radą dbam teraz tylko o siebie.

co do moich zamysłów, to:
"trochę" to pojemne słowo i dlatego go użyłam. "potem" sama nie wiem co będzie i staram się o tym nie myśleć. najogólniejsze 2 opcje, to takie, że:
a) znajomość umrze śmiercią naturalną
b) przetrwa (i tu kilka wariantów, ale nie przewiduję powtórki z rozrywki, jeśli o to pytasz, chociaż się nie zapieram, bo nie mam takiego zwyczaju). najtrudniejsza sytuacja, którą jestem sobie w stanie wymyśleć? to, że będę świadkiem jak zakocha się w kimś innym.
No ale, ponieważ do niedawna miałam zwyczaj zamartwiania się przyszłością i wreszcie jako tako go przezwyciężyłam, to jednak dziś i teraz są dla mnie teraz najważniejsze.

A tobie Kwiatku Pomarańczy powiem, że teraz sama sobie powtarzam jego komplementy i mówię je głośno!:) Póki co działa!:) Zapewniam, że nie mam cienia wątpliwości w stylu "a może nie pokochał mnie, bo jestem za gruba", albo "gdybym starała się bardziej/lepiej gotowała/miała bardziej zadbany dom, to by mnie pokochał". NIE! Byłam sobą i wiem, że byłam cudowna! Nie umiał mnie pokochać, to nie! To on mnie nie docenił.
Avatar użytkownika
nana
 
Posty: 634
Dołączył(a): 21 maja 2007, o 19:59
Lokalizacja: Lublin

Postprzez ewka » 30 paź 2008, o 17:20

Bardziej mi chodziło o to, co Ty myślisz dalej. On też, bo "potrzebuję czasu" (na co???) może mu nic nie mówić... więc będzie wydzwaniał może, zupełnie nie wiedząc, co myśleć. O to mi szło.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez nana » 30 paź 2008, o 18:54

Ewa, on zrozumiał!:) nie zadzwoni, a przynajmniej nie prędko.

ładnie mnie naciskasz:) opisałam juz wyżej co myślę dalej (opcja znajomość przetrwa lub nie przetrwa, formy narazie nie określam, zakładam na 99%, że nie będzie powtórki z układu, ale nie zapieram się, bo żabą nie jestem)
Avatar użytkownika
nana
 
Posty: 634
Dołączył(a): 21 maja 2007, o 19:59
Lokalizacja: Lublin

Postprzez ewka » 30 paź 2008, o 20:41

Ja zrozumiałam, co napisałaś... tylko to mi się kupy nie trzyma, bo on o tym nie wie - więc będzie (może) Cię nękał od czasu do czasu myśląc, że ten "czas" już właśnie minął. Daj mi trochę czasu, to jak - poczekaj... ale możliwe, że o to właśnie chodzi, a ja czegoś nie rozumiem;)
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez nana » 31 paź 2008, o 09:27

Może zbyt ufam temu człowiekowi, jego inteligencji, empatii i dobrej pamięci, ale wierzę, że on zrozumie co ma zrobić i zachowa się właściwie. To, że nie umiał mnie pokochać nie znaczy przecież, że mnie nie lubi, albo nie szanuje?
To nie znaczy, że nie jestem dla niego bliską mentalnie osobą? Nie umiem ci Ewo opisać wszystkiego co między nami było i każdej rozmowy. Ale wierzę, że on te rozmowy pamięta i ja kiedyś przewidziałam taką opcję, że na trochę znikniemy ze swojego życia. Swoją drogą on obstawiał, że ja nie dam rady:)
Nie wiem dlaczego obstawiam, że daję radę lepiej od niego. W końcu mi jest łatwiej, bo zostałam zraniona i mam powód powstrzymywać się przed kontaktami. Z punktu widzenia jego "uczuć" do mnie nic się nie zmieniło i dlatego myślę, że jest mu ciężej się nie odzywać, tym bardziej, że to gaduła jest i ADH-dowiec dorosły.

Martwi mnie coś innego, o czym wcześniej pisałam:
DLACZEGO wciąż wplątuję się w takie historie, mimo roku terapi. DLACZEGO mimo, że mam coraz większą samoświadomość i świadomość świata to wciąż popełniam podobne błędy? Czemu skazuję się na porażki? Czemu wciaż myślę, że tylko facet może mnie uratować od nieszczęść życia? Dlaczego nie pozwolam sobie na "żałobę" po "zakończeniu związku" tylko łapczywie rzucam się na życie towarzyskie? Nie mogąc uronić ani łzy...

???
Avatar użytkownika
nana
 
Posty: 634
Dołączył(a): 21 maja 2007, o 19:59
Lokalizacja: Lublin

Postprzez ewka » 31 paź 2008, o 11:02

nana napisał(a):Ale wierzę, że on te rozmowy pamięta i ja kiedyś przewidziałam taką opcję, że na trochę znikniemy ze swojego życia.

Właśnie to wyczuwałam - że na trochę, że przerwa. A jeśli powrót - to na takich samych zasadach? Jak to widzisz?

A odnośnie Twojego DLACZEGO... nie wiem. A co na to odpowiedziałaby Twoja terapia, gdyby ją wprost zapytać?
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez tenia554 » 31 paź 2008, o 12:43

Bardzo długo broniłam się od napisania czegokolwiek w tym temacie.Bo wiedziałam że mogę włożyć kij w mrowisko.Nie mam doświadczeń z rozwodnikami,gdyż mój pierwszy rozwodnik od 15 lat jest moim mężem.Ale ciężko jest mi zrozumieć kobiecą tolerancję i chęć matkowania.Rozumienia ich skomplikowanej natury ,dawania czasu ,czekania aż dorosną.Nawet współczucia z powodu ich zagubienia.Dlaczego to sobie robicie.Ich związki rozpadły się z jakiegoś powodu.Jeżeli nie są gotowi na nowy związek ,to nie są.Zostawcie ich w spokoju.Nie ratujcie ich nadwyrężonego ego.Muszą się sami z tym uporać.Nie można się ślepo godzić na coś,a póżniej z tego powodu cierpieć.Macie prawo domagać się tego,czego pragniecie, a nie zapewniać tym wiecznie małym chłopcom azylu,spełniać ich zachcianki,rozumieć ich rozterki i czekać aż spełnią wasze oczekiwania.Nie spełnią dopóki nie dorosną i często już u boku innej kobiety.Mój przyszły mąż,miał nawet rozwód z winy żony,a wiecie dlaczego? Bo stać go było na adwokata.Zanim podjęłam decyzję o małżeństwie ,bardzo uważnie mu się przyglądałam.Na ile ja mogę być z nim szczęśliwa.Wiele było na tak,a wiele na nie.Ale zdecydowałam się.Na początku bardzo się starałam, a on uważał że ciągle za mało.Wprawdzie nie porównywał mnie do swojej byłej żony,ale mówił,że to tak ma być.Miał wiedzę na temat swojego szczęścia,na temat swoich potrzeb.Tylko że mi coraz mniej się one podobały,gdyż mnie uwzględniały w bardzo małym stopniu.Nie mam ani cierpliwości analizować psychiki mężczyzn ,ani ochoty.Moja psychika też jest bardzo skomplikowana,a to oznacza że też mam swoje potrzeby i pragnienia.Bardzo szybko odnalazłam się i postanowiłam być szczęśliwa.Uznałam,że nie będę się męczyć w zamian za ofiarność.Starałam się być dobrą żoną w zamian za dobrego męża.I do dzisiaj to procentuje,dla mnie związek to partnerstwo na równych prawach.Mam prawo kochać i mam prawo być kochana.Wymagam i spełniam wymagania.Bo w mojej głowie "niesprawieliwość" byłaby nie do zniesienia.Żona,dziwczyna,sympatia czy kochanka też ma prawo do szczęścia.W końcu to my jesteśmy" płcią słabą" i niech tak zostanie.Nie poświęcajmy się,nie matkujmy,nie odbierajmy sobie godności i szacunku.Bo jeśli same o to nie zadbamy,to żaden mężczyzna za nas tego nie zrobi.Będzie myślał,że jemu należy się więcej i pozostanie Piotrusiem Panem.Pozdrawiam serdecznie .
Avatar użytkownika
tenia554
 
Posty: 1291
Dołączył(a): 29 mar 2008, o 13:02
Lokalizacja: wrocław

Postprzez nana » 31 paź 2008, o 13:20

ewka napisał(a):
nana napisał(a):Ale wierzę, że on te rozmowy pamięta i ja kiedyś przewidziałam taką opcję, że na trochę znikniemy ze swojego życia.

Właśnie to wyczuwałam - że na trochę, że przerwa. A jeśli powrót - to na takich samych zasadach? Jak to widzisz?


Ewa, chyba mnie nie czytałaś? Już ci to pisałam, ale powtórzę:
"najogólniejsze 2 opcje, to takie, że:
a) znajomość umrze śmiercią naturalną
b) przetrwa (i tu kilka wariantów, ale nie przewiduję powtórki z rozrywki, jeśli o to pytasz, chociaż się nie zapieram, bo nie mam takiego zwyczaju). najtrudniejsza sytuacja, którą jestem sobie w stanie wymyśleć? to, że będę świadkiem jak zakocha się w kimś innym. "


ewka napisał(a):A odnośnie Twojego DLACZEGO... nie wiem. A co na to odpowiedziałaby Twoja terapia, gdyby ją wprost zapytać?

nie wiem, ostatnio właśnie na tym punkcie stanęłam, zamierzam kontynuować temat.

Teniu!
ja właśnie to zrozumiałam, że ja go "nie wyleczę" i "nie otworzę" i dlatego przeprowadziłam jasną i klarowną rozmowę, mówiąc wprost o swoich uczuciach i rządając tego samego, po czym odeszłam, bo moje uczucia są nieodwzajemnione. Krótko mówiąc mogę się dziś podpisać pod twoją wypowiedzią dwoma rękami.
Avatar użytkownika
nana
 
Posty: 634
Dołączył(a): 21 maja 2007, o 19:59
Lokalizacja: Lublin

Postprzez ewka » 31 paź 2008, o 13:42

Czytałam Nanuś, czytałam... a że nie ma w tym żadnego konkretu, to tak krążę i krążę, żeby go z Ciebie wydobyć, ale mi się chyba nie uda, bo rzeczywiście - nie ma się co zapierać.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez nana » 31 paź 2008, o 14:05

I znów są dwie opcje Ewo!:))):
a) faktycznie coś ukrywam przed sobą i tobą
b) ja, wielka PLANISTKA wreszcie przestałam potrzebować planu na wszystko (podobno potrzebowałam kiedyś planu nawet na to, żeby... hymmm.. pójśc do kibelka:) ) i może przestałam wszystko zacięcie planować na 5 lat do przodu?

Zakładając opcje a, to dobrze, że drążysz, może wkońcu to odkryję, a wtedy napisze i tobie.

Zakładając opcję b, to chyba jeszcze lepiej, bo czy mogę zaplanować swoje uczucia do kogoś i to jeszcze na tydzień/miesiąc/rok na przód? Sama nie wiem co będzie. Mam nadzieję, że moje uczucia się zmienią i będe potrafiła normalnie z nim rozmawiać i śmiać się jak na początku naszej znajomości. Jeśli to będzie sprawiało mi trudność, to będę go unikała... nie wiem jak będzie. Tak na serio dowiem się pewnie jak się z nim znów zobaczę, bo "czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal":0 Tylko, żeby teraz nie wszło, że dążę lub oczekuję spotkania! Zwyczajnie może się ono zdarzyć przypadkiem lub mogę się kiedyś na nie zdecydować.
Avatar użytkownika
nana
 
Posty: 634
Dołączył(a): 21 maja 2007, o 19:59
Lokalizacja: Lublin

Postprzez ewka » 31 paź 2008, o 14:23

Spodziewałam się, że padną jakieś magiczne słowa typu:

- nigdy więcej „układów”
- nigdy nie pozwolę mu się do siebie zbliżyć na odległość bliższą, niż 50 cm, jeśli nie zadeklaruje wyłączności, normalnego związku na normalnych (ogólnie przyjętych) zasadach
- czy jeszcze co tam innego...

I nie chodzi o planowanie, bo czasami o kant te plany rozbić... ale o to, co (mimo straty) – zyskałaś. Jakie wnioski? Jaka „nauczka”? Czego żałujesz? Czego za mało, a czego za dużo? Pomijam w tym momencie jego, pomijam linię Ty-on... co z tego wszystkiego potrafisz dobrego wycisnąć DLA SIEBIE? Bo w tym co piszesz ja czytam, że wszystko jest w odniesieniu ON... gdzie jesteś Ty, Nanuś?
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez nana » 31 paź 2008, o 14:37

Whtt's the point!!!

Właśnie też się nad tym zastanawiałam, czy wreszcie wyciągnę wnioski i nie wkręcę się raz jeszcze w podobny problem

"Martwi mnie coś innego, o czym wcześniej pisałam:
DLACZEGO wciąż wplątuję się w takie historie, mimo roku terapi. DLACZEGO mimo, że mam coraz większą samoświadomość i świadomość świata to wciąż popełniam podobne błędy? Czemu skazuję się na porażki? Czemu wciaż myślę, że tylko facet może mnie uratować od nieszczęść życia? Dlaczego nie pozwolam sobie na "żałobę" po "zakończeniu związku" tylko łapczywie rzucam się na życie towarzyskie? Nie mogąc uronić ani łzy... "


Chciałabym powiedzieć: nigdy więcej układów!!! Chciałabym mieć pewność, że kolejnym razem wejdę tylko w taki związek, który da mi szacunek i właściwą w nim pozycję.

Niestety, NICZEGO NIE ŻAŁUJĘ! :) Co nie znaczy, że w przyszłości postapię tak samo. Mam nadzieję, że nie.
Avatar użytkownika
nana
 
Posty: 634
Dołączył(a): 21 maja 2007, o 19:59
Lokalizacja: Lublin

Postprzez ewka » 2 lis 2008, o 01:17

nana napisał(a):Chciałabym powiedzieć: nigdy więcej układów!!! Chciałabym mieć pewność, że kolejnym razem wejdę tylko w taki związek, który da mi szacunek i właściwą w nim pozycję.

I tego Ci życzę, Nanuś;)
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez sikorkaa » 2 lis 2008, o 11:18

---------- 10:15 02.11.2008 ----------

nana napisał(a):
Chciałabym powiedzieć: nigdy więcej układów!!! Chciałabym mieć pewność, że kolejnym razem wejdę tylko w taki związek, który da mi szacunek i właściwą w nim pozycję.

pewnosci nikt Ci nie da, bo nie od razu krakow zbudowano. ja po zwiazku z zonatym mezczyzna powiedzialam sobie: "nigdy wiecej!", a bylo jeszcze trzech nastepnych ... :(
ale warto nana, bo jak sie nie bedzie probowac, to do niczego sie nie dojdzie, a sprzed nosa moze Ci uciec smakowite ciasteczko :lol:

---------- 10:18 ----------

nana napisał(a):Niestety, NICZEGO NIE ŻAŁUJĘ! :) Co nie znaczy, że w przyszłości postapię tak samo. Mam nadzieję, że nie.

ja tez nie zaluje, bo wlasnie dzieki tym pomylkom dowiedzialam sie czego mam unikac i co omijac szerokim lukiem.

"popelniaj bledy i naprawiaj je
gdy dotkniesz dna odbijaj sie"
:kwiatek2:
sikorkaa
 

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 21 gości